Zdrowie
Like

Śmieciowe pogotowie

24/09/2014
410 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
Śmieciowe pogotowie

Ratownicy medyczni, zmuszani do pracy na kontraktach, czyli w charakterze jednoosobowych firm świadczących usługi pogotowiu, skarżą się na brak elementarnej stabilizacji zawodowej.

„Gazeta Wyborcza” podaje przykład Ewy, które pracuje w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym w Katowicach. Obawia się, że gdyby zaszła w ciążę, musiałaby zrezygnować z dyżurów, a ponieważ pracuje na kontrakcie, w ogóle straciłaby jakiekolwiek dochody – zostałby jej tylko niewielki zasiłek z ZUS. Nikt nie wie, ile jest w Polsce ratowników medycznych, ale wiadomo, że jest ich na tyle dużo, że kiedy komuś nie podoba się dyżurować za 11 zł na godzinę, to szefowie straszą go, że są chętni na jego miejsce gotowi robić to za 8 zł – przekonuje gazeta.

0


 

Szefowie WPR w Katowicach też używają takich argumentów, jednak w porównaniu z innymi stacjami płacą całkiem dobrze: 24 zł za godzinę. Jednocześnie są to gorsze warunki niż w przypadku umowy o pracę. – „Na etacie miałam 13, 14 dyżurów w miesiącu i zarabiałam od 2 do 2,5 tys. zł miesięcznie. Teraz sama muszę płacić ZUS, ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej i podatek. Żeby zarobić tyle co przedtem, muszę więc brać co najmniej 19, 20 dyżurów w miesiącu” – mówi Ewa.

„Lekarze na kontraktach zarabiają spore pieniądze, coś odłożą na czarną godzinę. My nie mamy z czego odłożyć. Jeśli się rozchoruję, to rodzina zostanie bez środków do życia. Zresztą, jak człowiekowi dadzą tylko pięć dyżurów w miesiącu, wychodzi na to samo. Co wtedy robić? Dać dzieciom jeść czy opłacić ZUS?” – narzeka Józef, który żałuje, że został ratownikiem. Wyjaśnia, że szpitale, które zatrudniają pielęgniarki na kontraktach, gwarantują im w umowach minimalną liczbę dyżurów w miesiącu, np. 15. Zatrudnieni na kontraktach w WPR nie mają takiej gwarancji, dlatego jeśli ktoś np. podpadnie szefom, to może nie dostać ani jednego dyżuru w miesiącu. Jednocześnie ratowników wiąże zapisany w kontrakcie zakaz pracy dla konkurencji. „Kontrakt jest skonstruowany jak pułapka. Nie mogę go nawet nikomu pokazać, bo znajduje się w nim zapis, że jest tajny” – mówi Józef.

W tej chwili z prawie 700 ratowników zatrudnionych w WPR na kontraktach jest już 40 proc. „Tak niestety dzieje się wszędzie w Polsce. Oszczędza się na ratownikach, bo jest ich dużo” – przyznaje Jarosław Gucwa, ekspert w dziedzinie ratownictwa medycznego. Tymczasem stacje pogotowia wcale nie muszą ciąć kosztów, gdyż są finansowane bezpośrednio z budżetu, i to naprawdę nieźle. Przykładowo, za utrzymanie w gotowości do wyjazdów karetki podstawowej (bez lekarza, tylko dwóch ratowników) dostają ponad 3 tys. zł na dobę. Dyrektorzy mówią wprost, że nie muszą oszczędzać, ale robią to, bo dzięki temu zwiększają zysk swoich placówek. Urzędy marszałkowskie chwalą szefów takich jednostek, a zgłaszane im wątpliwości w sprawie formy zatrudnienia nie robią na nich wrażenia. Ratownicy nie poskarżą się inspekcji pracy, bo nie może ona kontrolować kontraktów.

„Taki wyzysk w ochronie zdrowia nie da się niczym usprawiedliwić” – komentuje etyk prof. Zbigniew Szawarski. Zdaniem prof. Wiesławy Kozek, która bada zatrudnienie w ochronie zdrowia, odpowiedzialni za sytuację są ministrowie i władze samorządowe. „W grę rynkową wrzucono zawody, od których zależy nasz los: zdrowie i życie. Ratownicy medyczni, tak jak lekarze i pielęgniarki, powinni mieć poczucie stabilizacji w pracy. Nie mają go. Zatrudnieni na kontraktach nie mogą nawet zastrajkować” – mówi prof. Kozek.

Źródło: Nowy Obywatel

0

Wiadomości Zdrowie za Zdrowie

586 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758