Żenuje nas serial o matce Madzi i audycje radia Erewań (Anny Marii Wesołowskiej) jakimi telewizje przykrywają realia wymiaru niesprawiedliwości. Nie dajmy się zniechęcić. Karol Dickens w Notatkach z podróży po Ameryce podał, że w zwiedzanych miastach pierwsze kroki kierował do więzienia i domu wariatów; nie pozna bowiem kraju kto nie zwiedzi tych przybytków. Dodać do nich można sądy
Trzecia Rzesza Pospolita nie przewiduje „sądów” w znaczeniu znanym w państwach Zachodu. „Sądy” Zachodu są z definicji niezależne – „sąd zależny” to tyle co „koń dwunożny” itp. – zwłaszcza od rządu (władzy wykonawczej)[1]. Niezależność pozwala sądom orzekać bezstronnie – nawet na niekorzyść rządu (władzy wykonawczej). Ideę niezależności sądów Polacy pojmują instynktownie; to bowiem temat wręcz popkultury Zachodu. Nie zliczymy wersji starć Dawida z Goliatem w amerykańskich filmach court drama, gdzie przeciw możnym tego świata stają ludzie mogący sile przeciwstawić tylko – i aż – racje. Ale nie wola możnych i nie siła, a racje właśnie decydują w sądach niezależnych, co pozwala na happy end.
Happy endów nie ma w marionetkowych „sądach” obecnego kondominium. Niemal nigdy nie orzekają one wbrew rządowi ani jego funkcjonariuszom, nawet gdy winni są przestępstw. Z dostępnych informacji wynika, że jednego tylko prokuratora uznano winnym naruszenia dóbr osobistych (był nim… Zbigniew Ziobro). Z drugiej strony, skazywalność wynosi prawie 100% (w Polsce do 1939 – ok. 70%). Nietrudno przewidzieć, że po z górą 20 latach zbrodniczego pseudosądowego procederu ludzkie tragedie idą w miliony; zależnie od stażu, statystyczny „sędzia” Rzeszy ma na sumieniu od kilkudziesięciu do kilku tysięcy ofiar.
Warto podkreślić, że za zbrodnie Rzeszy odpowiadają wszystkie obecne w sejmie partie polityczne. Ratunek wymaga ich usunięcia, a to Polskę będzie kosztować.
Marionetkowe „sądy” to bowiem rak, który wyciąć trzeba. Niezależność sądów zapewnią dopiero – jak w USA – ławy przysięgłych. Mimo wielu wad, bodaj tylko one dają gwarancję niezależności sądów łatwą do skontrolowania a zarazem widoczną i zrozumiałą dla wszystkich. Proceder wyroków zbrodniczych, nieunikniony wobec braku sądów prawdziwych (tj. niezależnych) – to problem wyjściowy, główny wymiaru niesprawiedliwości.
Ale nie jedyny. Kolejny powszechnie w Polsce łamany standard prawny i cywilizacyjny to jawność procesów. Jawności wymagają traktaty międzynarodowe podpisane przez rząd, a nawet deklaracyjna „konstytucja” Rzeszy. Wyjątki od zasady jawności są nieliczne (i opisane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka; Art. 6). Ministerstwo niesprawiedliwości niedawno zapewniało nawet posłów, że jego „sądy” zasady jawności przestrzegają (zobacz tutaj).
Rządząca Polską soldateska widać nie przewidziała, jak łatwo będzie – z kamerą w ręku – udowodnić jej kolejne kłamstwo. Przeglądając często osobiście zebrane materiały i relacje filmowe zdumiałem się, jak częsty a zarazem niedoceniany jest problem procesów tajnych. Jak często „sędziowie” – a są to na ogół obłąkane, zbrodnicze bestie – tak silni wobec słabszych zarazem nie mają choć tyle odwagi cywilnej, by spojrzeć w kamerę jak w lustro. Nie dalej jak tydzień temu opublikowałem artykuł o tym, jak dwa sądy w Katowicach zabiły (wymusiły „samobójstwo”) śp. Staszka Modrzejewskiego (zobacz tutaj). W obu wypadkach rozprawy były tajne. W obu wypadkach zbrodniarze siłą usunęli dziennikarzy z sali sądowej.
23 lipca b.r. w Gliwicach rozpoczął się pozorowany proces o uzurpację boskości i nieomylności rasy panów (zobacz tutaj). Rozprawa nie trwała długo. Wykluczenie przez „sędziego” jawności procesu spowodowało automatycznie wniosek o odsunięcie go. Oto dalszy ciąg tego „procesu”: odpowiedź „sądu” i zażalenie
[1] Europejski Trybunał Praw Człowieka: „[Sądy to] organy nie tylko posiadające pewne wspólne cechy fundamentalne, z których najważniejszą jest niezależność od władzy wykonawczej i stron procesu (… ) – (zob. orzeczenie w sprawie Weeks przeciw W. Brytanii z 2 marca 1987 r., Seria A nr 114, str. 30, § 61, i tam przytoczone orzeczenia)” – i wiele innych podobnych orzeczeń.
XII C 249/11
Mariusz Cysewski
Katowice, 28 sierpnia 2013 r.
1 sierpnia/21 sierpnia[1] 2013 r. hitleria okręgowa (tzw. „sąd okręgowy”) w Gliwicach postanowiła odrzucić mój wniosek o odsunięcie od sprawy Katarzyny Sznajder. Pod postanowieniem podpisali się Urszula Walenta, Zdzisława Chechelska, Piotr Suchecki. Ich postanowienie uzasadnienia nie zawiera.
Zaskarżam w całości postanowienie z 1/21 sierpnia.
Uzasadnienie. Hitleria okręgowa nijak nie raczyła odnieść się do sytuacji faktycznej będącej przyczyną bezpośrednią (są i pośrednie) wniosku o odsunięcie. Przypomnę, że przyczyną bezpośrednią było nielegalne utajnienie rozprawy cywilnej przeciw jednemu z esesmanów prokuratury. W świetle wypowiedzi ministerstwa niesprawiedliwości Rzeszy (nr 23134 z 21 lipca 2011 r.) załączonej przeze mnie na piśmie do akt, utajnienie rozprawy cywilnej jest bezprawne. Ministerstwa Rzeszy autorytetami nawet nie moralnymi dla mnie nie były i nie będą nigdy. Myślę jednak, że dla hitlerii wszystkich szczebli powinny. Utajnienie rozprawy jest też ze strony pani Sznajder przestępstwem przekroczenia uprawnień służbowych dla osiągnięcia korzyści osobistych (art. 231 § 2 kk) za które należy się jej do 10 lat więzienia.
Jawność rozpraw jest gwarantowana przez traktaty międzynarodowe podpisane przez Rzeszę i respektowana przez oba mocarstwa rozbiorowe. Jawność respektowana jest już nawet w hitlerii apelacyjnej w Katowicach. O tyle to logiczne, że wszyscy już wiemy, że proces w hitleriach Rzeszy sprawiedliwy być nie może. Idzie tylko o to, jak to nagłośnić.
Polska nie zrezygnuje ze swych interesów i standardów cywilizacyjnych. Nie zrezygnowała nawet pod waszymi sztukasami.
Urszula Walenta, Zdzisława Chechelska, Piotr Suchecki postanowienia swego nie raczyli uzasadnić. Nie wiemy więc, czy uzasadnienie to brzmi:
a) Ordnung muss Sein;
b) Deutschland Deutschland über alles;
c) Ein Reich Ein Volk Ein Führer.
Proponuję by państwo to sobie w własnym gronie jakoś wyjaśnili.
Zwłaszcza że na nieuniknioną kwestię kolejną – Hitler kaputt… bitte nicht schiessen – powiem że nie mam własnego więzienia i nie mogę państwa wziąć do niewoli.
A już na pewno nie wszystkich naraz.
Mariusz Cysewski
[1] Data postanowienia/pisma/data doręczenia.
W matriksie ""3 RP""... https://sites.google.com/site/wolnyczyn/