Bez kategorii
Like

Radio Wolna Europa wobec działań Służby Bezpieczeństwa PRL

08/03/2011
622 Wyświetlenia
0 Komentarze
29 minut czytania
no-cover

  „Nie wiadomo, ilu agentów służb specjalnych PRL działało w Radiu Wolna Europa, wiadomo za to sporo o metodach ich pozyskiwania. Wykorzystywano konflikty, niespełnione ambicje, nałogi, a większość po prostu przekupywano.” Nie będę ukrywał, że do napisania tego tekstu skłoniła mnie rozmowa z pewną znajomą  na temat „zdarzeń” w Radiu Wolna Europa. Wiem, że osoba, z którą rozmawiałem nie byłaby zadowolona z ujawnienia jej treści, dlatego napiszę na ten sam temat, ale nie podając szczegółów pochodzących z tej rozmowy, a jedynie opierając się na dostępnych w Internecie materiałach oraz publikacjach.   To, że PRL-owskie służby inwigilowały prawie wszystkie środowiska niepodległościowe-wolnościowe w kraju jak i za granicą nie ulega najmniejszym wątpliwościom. Ostatnie doniesienia oraz ujawnione fakty z przeszłości Pana Turowskiego dotyczące […]

0


 

„Nie wiadomo, ilu agentów służb specjalnych PRL działało w Radiu Wolna Europa, wiadomo za to sporo o metodach ich pozyskiwania. Wykorzystywano konflikty, niespełnione ambicje, nałogi, a większość po prostu przekupywano.”

Nie będę ukrywał, że do napisania tego tekstu skłoniła mnie rozmowa z pewną znajomą  na temat „zdarzeń” w Radiu Wolna Europa. Wiem, że osoba, z którą rozmawiałem nie byłaby zadowolona z ujawnienia jej treści, dlatego napiszę na ten sam temat, ale nie podając szczegółów pochodzących z tej rozmowy, a jedynie opierając się na dostępnych w Internecie materiałach oraz publikacjach.

 

To, że PRL-owskie służby inwigilowały prawie wszystkie środowiska niepodległościowe-wolnościowe w kraju jak i za granicą nie ulega najmniejszym wątpliwościom. Ostatnie doniesienia oraz ujawnione fakty z przeszłości Pana Turowskiego dotyczące jego „pełnego poświęcenia” działania na rzecz SB w Watykanie każą zadać sobie pytanie, w jakim stopniu inwigilacja dotknęła również inne ważne dla wielu Polaków środowiska. Wiem, że tego ilu „takich” panów funkcjonowało w życiu opozycji antykomunistycznej zapewne nie dowiemy się nigdy, mimo tego wychodzą na jaw pewne fakty dotyczące działań PRL-owskiejSłużby Bezpieczeństwa.

Żadna zachodnia instytucja nie była zwalczana przez Służbę Bezpieczeństwa PRL z takim zapałem i przy użyciu tylu środków jak Sekcja Polska Radia Wolna Europa

O tym, że była to rozgłośnia bardzo niebezpieczna dla komunistycznego systemu może świadczyć opinia jednego z funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, który pisał w swojej analizie "Programy RWE – w porównaniu z innymi zachodnimi radiostacjami – najlepiej przemawiają do słuchaczy" oraz fakt, iż pod koniec lat 50 Ministerstwo Spraw Wewnętrznych oceniało, że słucha jej regularnie 39 proc. Polaków

 

W maju 2002 roku we Wprost ukazał się artykuł "Wojna w eterze“ dotyczący tej sprawy. Dwóch pracowników Biura Edukacji Publicznej IPN ( Konrad Rokicki i Robert Spałka) opisuje znanych informatorów bezpieki, którzy działali w zespole Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Artykuł ten doczekał się również odpowiedzi ze strony samego Jana Nowaka-Jeziorańskiego, w której to ujawnia On innego nieznanego do tej pory agenta w RWE.

Jak ważnym antykomunistycznym środkiem przekazu było to radio nie muszę chyba nikogo przekonywać, kto słuchał RWE ten wie jak niebezpieczne było samo słuchanie, a co dopiero praca w tej rozgłośni.

Jedno trzeba powiedzieć sobie jasno- tacy ludzie funkcjonują jeszcze do dziś w różnych środowiskach i w dalszym ciągu działają na szkodę naszego kraju. Brak lustracji mimo upływu czasu kładzie się cieniem na funkcjonowaniu naszej Ojczyzny, wręcz hamuje rozwój oraz torpeduje przemiany demokratyczne. Układ-zmowa dawnych funkcjonariuszy powoduje, że grupa ta (na nasze nieszczęście) w dalszym ciągu odgrywa znacząca rolę w Polsce.  

Musimy również zdawać sobie z tego sprawę, że ludzie dawnych służb nie znikną sami, dopóki mają jakiś wspólny cel dopóty będą siebie nawzajem chronić, wspierać oraz prowadzić wspólne interesy, ba, nawet wciągną (raczej już wciągnęli) w ten układ swoje dzieci, wnuki, prawnuki. Niestety układ ten trwa w najlepsze, ma się dobrze i  wcale nie zanosi się na jego koniec.

BB

 

     

"Donos z Monachium"

„Zamorski kontra Nowak-Jeziorański

Solą w oku SB była osoba wieloletniego dyrektora sekcji polskiej Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Próbowano go zdyskredytować, rozpowszechniając m.in. fałszywe oskarżenia o współpracę z nazistami podczas II wojny światowej. Departament II MSW (kontrwywiad) starał się też wygrywać przeciwko Nowakowi Jeziorańskiemu jego ambitnych współpracowników. Ten scenariusz zastosowano w wypadku Kazimierza Zamorskiego, kierownika działu polskiego w Wydziale Badań i Analiz RWE. Co najmniej od 1968 r. pozostawał on w otwartym konflikcie z dyrektorem rozgłośni, czemu dał wyraz w rozmowach z funkcjonariuszami SB. "Uczucia te zostały pogłębione na skutek naszych przedsięwzięć operacyjnych" – chwalono się w jednej z resortowych analiz. Przewidywano, że w wypadku powodzenia akcji "jedyną osobistością", która mogłaby zastąpić dyrektora, był właśnie Zamorski.

Gdyby ten scenariusz się nie powiódł, przewidywano powrót "figuranta", czyli Zamorskiego, do Polski. "Oferować możemy na dziś odpowiadające pana wymogom środki materialne, a na przyszłość (…) a) objęcie wpływowego i eksponowanego stanowiska w obranej dziedzinie, b) zapewnienie możliwości szerokich prac publikacyjnych, c) przeprowadzenie przewodu i uzyskanie doktoratu, d) pełne zabezpieczenie materialne praw majątkowych i emerytalnych pana i rodziny" – pisano w szczegółowym projekcie rozmowy z Zamorskim. W tym wypadku jednak MSW nie osiągnęło celu. Kiedy pod koniec lat 70. Zamorski odszedł na emeryturę, ostatecznie zrezygnowano z prób podjęcia z nim współpracy.

Kapitan Czechowicz i Kryza

W 1971 r. ściągnięto do Polski i ujawniono, jako agenta wywiadu kapitana Andrzeja Czechowicza, który od kilku lat był pracownikiem RWE. Bezpieka sugerowała, że struktury RWE są wręcz nasycone agenturą. W MSW oceniano, że "każdy kolejny silny cios w RWE może mieć istotne znaczenie w przechyleniu szali na rzecz przeciwników jej istnienia" (w administracji USA), dlatego też zwolennicy RWE "oczekują ze strachem na powrót kolejnego człowieka do Warszawy, a obawa przed takim wydarzeniem graniczy w niektórych kołach wprost z psychozą".

Aby podtrzymać atmosferę podejrzeń i nieufności, we wrześniu 1974 r. władze MSW sprowadziły do kraju Andrzeja Smolińskiego (po Czechowiczu zwanego Andrzejem nr 2). W pierwszej połowie lat 60. był on doradcą ówczesnego wicepremiera Eugeniusza Szyra. W sierpniu 1965 r. wraz z żoną Wandą uciekł na Zachód. Od 1966 r. obydwoje byli pracownikami RWE. Jak oceniał jeden z oficerów SB, u Smolińskiego "wytworzyła się niechęć do dyrekcji RWE, która w jego przekonaniu nie doceniała jego zdolności i nie zapewniła możliwości awansu". Propozycję powrotu do kraju i puszczenia w niepamięć ucieczki Andrzej nr 2 przyjął "na tle urażonej ambicji, kierując się jedynie interesem osobistym". Na tę decyzję wpływ miał też fakt, że Smoliński był chory na serce i obawiał się, że nie będzie go stać na leczenie na Zachodzie. Do współpracy z SB został zwerbowany w kwietniu 1974 r. przez oficera, który przedstawił się jako płk Narcyz. Pod pseudonimem Kryza Smoliński współpracował z bezpieką kilka miesięcy – SB obiecała mu, że wkrótce wraz z żoną zostanie przerzucony do Polski. Ich powrót miał dla MSW znacznie większe znaczenie niż informacje, jakich mogli dostarczyć.

 

Kumor i Fredy

Wartościowych wiadomości dostarczył bezpiece agent o pseudonimie Kumor. Był on w RWE pracownikiem Wydziału Badań Opinii Publicznej. Został zwerbowany do współpracy w maju 1968 r. "na zasadzie materialnego zainteresowania". Po rozmowie werbunkowej prowadzący go oficer napisał w raporcie: "K. wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Spokojny, opanowany, może trochę powolny. W podejmowaniu decyzji – rozważny. Inteligentny". Nowy agent obiecywał: "Będę przekazywał wszystko, co będę widział, wiedział i słyszał. (…) chcę przecież kiedyś wrócić do kraju". Według MSW, po ściągnięciu do kraju kpt. Czechowicza Kumor był najważniejszym źródłem informacji o rozgłośni. Co ciekawe, w werbunku pomogła jego kochanka, a później żona, która już dwa lata wcześniej jako Fredy rozpoczęła współpracę z MSW. Następnie odgrywała rolę łączniczki między Kumorem a jego oficerem prowadzącym. Kumor i Fredy zostali ściągnięci do kraju w listopadzie 1974 r. (akcja "Duet").

Fonda, czyli typ sprzedajny

Jerzy B., pseudonim Fonda, od marca 1958 r. pracował na stanowisku spikera sekcji polskiej. Jak wynika z dokumentów MSW, podstawowym powodem, dla którego B. zgodził się na współpracę, był brak pieniędzy. Wszystko to na skutek "hulaszczego trybu życia" i – co się z tym wiązało – skłonności do różnych uzależnień.

Ze swych zadań agent wywiązywał się początkowo bez zarzutu. Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem współpracy przekazał swojemu przyjacielowi (ps. Abend) poufny dokument – okólnik Jana Nowaka-Jeziorańskiego dotyczący infiltracji RWE przez bezpiekę. Fondzie udało się też zebrać dane dotyczące struktury i obsady personalnej RWE, zgromadził dokumenty wewnętrzne rozgłośni, charakterystyki pracowników, informacje o planach rozbudowy, finansowaniu i systemie ochrony. Z czasem współpraca z Fondą układała się coraz gorzej. W ocenie przełożonych z MSW upijał się w trakcie agenturalnych spotkań i wszczynał awantury z powodu zbyt małego wynagrodzenia. Ponadto, aby pokryć swoje długi, sprzedał służbowy aparat fotograficzny Minox, przekazany mu przez bezpiekę. Po trzech latach współpracy uznano, iż jako "typ sprzedajny i niebezpieczny, łatwy do przekupienia i prowokacji" Fonda nie będzie w stanie podjąć się ryzykowniejszych zadań. Kontakt został zerwany.

Źródło/www.wprost.pl/

 

Aparat szpiegowski „Minox LX“.Fonda otrzymał aparat fotograficzny Minox oraz zapas filmów.

Zdjęcia-żródło/www.polonikmonachijski.de/57154/66754.html

 

Odpowiedź Jana Nowaka Jeziorańskiego

O ubekach w RWE 

W tygodniku Wprost z 12 maja br. ukazał się artykuł "Wojna w eterze", napisany przez dwóch pracowników Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej Konrada Rokickiego i Roberta Spałka. Autorzy wymieniają informatorów bezpieki, którzy działali w zespole Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Lista nie jest jednak pełna.

Dzięki prezesowi IPN uzyskałem dostęp do materiałów Instytutu. Okazało się, ze moja teczka zniszczona została w całości 12 grudnia 1989 r., a wiec już za czasów rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego. Polecenie zniszczenia wydal kapitan Andrzej Jungowski, inspektor Wydziału IX Departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Decyzje zatwierdził zastępca dyrektora tego departamentu płk Bronisław Zych. W miesiąc później – 16 stycznia 1990 r. – zniszczone zostały akta Radia Wolna Europa. Tym razem decyzje zatwierdził ppłk Tadeusz Chętko, a wykonała ja trzyosobowa komisja w składzie: por. Wojciech Werner, por. Jacek Rozdaj i trzeci funkcjonariusz UB, którego nazwisko wymazano, ponieważ do dziś dnia spełnia nadal swoje funkcje. Nazwisko wymazano celowo, albowiem selektywne zniszczenie dokumentów było i jest w świetle obowiązującego kodeksu karnego przestępstwem karanym więzieniem. Chodziło o zatarcie śladów przestępstwa.

W latach 90. stałem się celem akcji specjalnych, polegających na produkowaniu i rozpowszechnianiu fałszywych dokumentów mających skompromitować w oczach opinii publicznej dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE i sama instytucje. Produkowanie fałszywek było oczywiście przestępstwem. Moja teczka zawierała informacje o przygotowaniach, skuteczności i metodach rozpowszechniania fałszywek. Dawały one podstawy do wszczęcia przez prokuratora postepowania sadowego.

W artykule we Wprost jest mowa o próbach zwerbowania Kazimierza Zamorskiego, ale pominięty został fakt, ze Zamorski dwukrotnie spotkał się z bezpieka, by doradzać jej, jak można najskuteczniej zniszczyć Jana Nowaka.

Autorzy artykułu "Wojna w eterze" nie natknęli się najwidoczniej na teczkę J-2829, teczkę Józefa Ptaczka, informatora bezpieki występującego pod kryptonimem "Piłkarz", a w późniejszych latach "Koliber". Wgląd do niej uzyskałem niestety dopiero po jego śmierci.

Ptaczek zwerbowany został przez bezpiekę w kwietniu 1959 r. przez innego agenta, Zygmunta Kotwicza, redaktora reżimowego pisma Glos Powszechny, ukazującego się w Londynie. Kotwicz wprowadził Ptaczka w kontakt z rezydentem Służby Bezpieczeństwa w Londynie Jerzym Kowalskim, który działał pod pokrywka attaché do spraw handlowych Ambasady PRL. Ptaczek był wówczas działaczem studenckim. Przekazywali bezpiece informacje dotyczące środowiska młodej inteligencji skupionej w Związku Studentów Polskich i wokół pism Merkuriusz i Kontury. Nie ograniczał się jednak do roli informatora. Poświęcona mu notatka informacyjna z 1969 r. zawiera zdanie: "Realizował również nasze zadania inspiracyjne o kierunku dla nas dogodnym".

Był ostrożny. Zgodził się na dostarczanie informacji tylko ustnie. W jego teczce znajdują się jedynie notatki z rozmów przeprowadzanych przez SB.

Ptaczek został przeze mnie zatrudniony w r. 1962 jako redaktor. Poszukiwałem wówczas rozpaczliwie młodego narybku, bo przeciętna wieku mego zespołu była niebezpiecznie wysoka.

Amerykańska służba bezpieczeństwa zawiodła na całego. Zarówno w przeszłości, jak i ówczesnej działalności kandydata do pracy w RWE, Amerykanie nie znaleźli niczego podejrzanego. Ptaczek otrzymał tzw. clearance, czyli pozwolenie na przyjęcie go do pracy.

Już po zatrudnieniu w Monachium Ptaczek z własnej inicjatywy zaprosił na spotkanie funkcjonariusza UB pod pseudonimem "Cedro" i oświadczył mu, ze "chętnie podjąłby się pomocy, o ile ta byłaby w zakresie jego możliwości, jednak chciałby, aby to nie czyniło z niego agenta". Nie stawił się jednak na następne umówione spotkanie w Londynie. W czasie jeszcze jednej rozmowy "werbunkowo-sondażowej" z Jerzym Kowalskim Ptaczek oświadczył, ze zamierza robić karierę w radiu i w związku z tym zrywa wszelkie kontakty.

Z dokumentu wynika jednak, ze bezpieka nie dala za wygrana i nie uznała sprawy za zamkniętą. Świadczy o tym notatka "Inwigilacja zamówiona", a nawet zapis przewidujący możliwość jakiejś akcji odwetowej za odmowe współpracy. Pomimo tych zapowiedzi brakuje jakiegokolwiek dalszego ciągu sprawy Ptaczka. Wydaje się nie ulega wątpliwości, ze zawartość teczki "Kolibra" po roku 1969 została zniszczona.

Po zerwaniu współpracy z bezpieka "Koliber" zastosował niezwykły manewr. W czasie mojej nieobecności w Monachium zgłosił się do mego zastępcy Tadeusza Żenczykowskiego i z własnej inicjatywy ujawnił, ze współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa w ciągu ostatnich dziesięciu lat, ale postanowił zerwać z ta działalnością i z całym oddaniem poświęci się pracy dla Polski w naszym radiu.

W pierwszym odruchu chciałem go z miejsca wyrzucić. Człowiek, który zdecydował się przejść na stronę wroga, nie zasługiwał na zaufanie. Przyznanie się do winy mogło być przebiegłym manewrem na wypadek, gdyby kontrwywiad amerykański lub brytyjski odkrył jego powiazania. Nie można było wykluczyć, ze człowiek, który już raz zdecydował się pełnić role donosiciela bezpieki, nie powtórzy tego w przyszłości.

Moj zastępca i przyjaciel Tadeusz Żenczykowski był innego zdania. Wyrzucenie człowieka jedynie na podstawie jego własnego, dobrowolnego zeznania, niepopartego żadnym innym dowodem byłoby, jego zdaniem, aktem niedopuszczalnym z moralnego punktu widzenia.

Uległem niechętnie tej argumentacji i oceniam dziś decyzje pozostawienia Ptaczka w zespole jako największą pomyłkę, jaką popełniłem w ciągu prawie 25 lat mojej pracy w RWE.

Ograniczyłem się do poinformowania o wszystkim Amerykanów. Z ich polecenia Ptaczek złożył dokładne pisemne sprawozdanie z całej dotychczasowej agenturalnej działalności. Jego ostatnie spotkanie z Jerzym Kowalskim odbyło się już za wiedza i zgoda amerykańskiej służby bezpieczeństwa i było przez nią inwigilowane.

Moje najgorsze obawy spełniły się w kilka lat później. Ptaczek dostał się do władz amerykańskiego związku zawodowego pracowników RWE. Zapewniło mu to pełny immunitet wobec polskiego szefa i dyrekcji amerykańskiej. Nikt nie miał prawa go usunąć. Występując w roli skutecznego obrońcy personelu przed polskim przełożonym i amerykańską administracja, zdobył sobie ogromna popularność w zespole i wpływ na ludzi. Wykorzystywał go w sposób zręczny i przebiegły w nieustannych zabiegach o podważanie autorytetu zarówno mojego, jak i moich następców. Rozluźnienie dyscypliny i poczucie całkowitej bezkarności uniemożliwiało w praktyce egzekwowanie wykonywania obowiązków przez ludzi mniej chętnych do pracy. Bylem nieustannie ostrzegany przez moich przyjaciół przed intrygami, agitacja, fałszywymi plotkami i donosami do moich amerykańskich przełożonych przez Ptaczka, ale czułem się wobec tej systematycznej operacji całkowicie bezsilny.

Działalność "Kolibra" nie ograniczała się jednak bynajmniej do atakowania dyrektora Rozgłośni Polskiej, a po pewnym czasie jego następców. Ptaczek uderzył w instytucje w momencie dla RWE najbardziej niebezpiecznym. W latach polityki "odprężenia" Henry Kissinger zmierzał do stopniowego demontażu radia poprzez ponawiane corocznie obniżanie wydatków i redukcje personelu. W chwili, gdy na skutek spadku wartości dolara sytuacja budżetowa stała się krytyczna, związek zawodowy z inicjatywy Ptaczka wystąpił o podwyżkę plac w skali nieznajdującej pokrycia w funduszach. Pod wpływem Ptaczka władze związku zagroziły strajkiem w razie odrzucenia ich żądań. Dyrekcja amerykańska nie widziała innego wyjścia, jak zamkniecie radiostacji w przypadku, gdyby doszło do przerwy w nadawaniu programów.

Moj zastępca Zygmunt Michałowski, zaniepokojony sytuacja, wezwał wówczas Ptaczka, odbył z nim rozmowę i złożył mi na piśmie sprawozdanie:

"W czasie krótkiej wymiany zdań z J. Ptaczkiem na temat planowanej akcji strajkowej zwróciłem uwagę, ze za daleko posunięte zadania Związków doprowadzić mogą w końcowym rezultacie do zamknięcia Stacji. Na to Ptaczek odpowiedział: ´Bierzemy to pod uwagę. Lepiej Stacje zamknąć, jeśli nie ma mieć odpowiednich warunków spełniania swej misji. Zapytałem wtedy, kto ma o tym decydować i czy jest pewien, ze reprezentuje pogląd większości członków Z. Z. Na tym rozmowa się skończyła.

Monachium, 16 lipca 1975 r.".

Od tej chwili nie miałem już żadnych wątpliwości, ze Józef Ptaczek powrócił po kilkuletniej przerwie do współpracy z bezpieka i jest w jej rękach skutecznym instrumentem zniszczenia znienawidzonej Wolnej Europy. Na szczęście pozostali członkowie władz związku zawodowego nie mieli ochoty utracić pracy i zamiary strajku w walce o wyższe zarobki zostały poniechane. Gdyby stało się inaczej, historia potoczyłaby się odmiennym torem. Polska stała na progu dramatycznych wydarzeń: strajku w Radomiu i w Ursusie w r. 1976, wydarzeń na Wybrzeżu, powstania "Solidarności" w roku 1980 i wreszcie próby jej zniszczenia w roku 1981. O wszystkich tych wypadkach kraj dowiadywał się dzień po dniu z RWE. Gdyby ta radiostacja nie nadawała, każdy lokalny odruch buntu byłby niezwłocznie, bez rozgłosu stłumiony.

Pierwsze potwierdzenie moich podejrzeń znalazłem w wywiadzie-rzece, którego udzielił na krótko przed swoja śmiercią były minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic (Gorzki smak władzy, s. 196): "Utrudnialiśmy mu [Nowakowi] – powiedział Szlachcic – kierowanie rozgłośnią przez podkładanie kłód i skłócanie zespołu".

Miałem w zespole ludzi nastawionych do mnie niechętnie lub nawet wrogo, jednak tylko Józef Ptaczek rzucał mi systematycznie kłody pod nogi, przy każdej nadarzającej się sposobności.

Ptaczek nie pracował dla pieniędzy. W jego teczce nie ma żadnych pokwitowań ani śladów rekompensaty. Wydaje się, ze kierowała nim obsesyjna ambicja lub chęć odegrania jakiejś znaczącej roli.

Na zakończenie warto jeszcze dodać, ze "Koliber" był najbardziej zażartym antykomunista w zespole. Zarówno mnie, jak i moim następcom zarzucał zbyt "miękkie" stanowisko wobec reżimu komunistycznego.

Jan Nowak Jeziorański

Źródło/http://www.videofact.com/polska/robocze%20today/ubecy_w_rwe.html

 

Spotkanie towarzyskie w radiowej kantynie. Widoczni od lewej: Józef Ptaczek, Jadwiga Kanyńska, Barbara Klimkiewicz, Franciszek Drzewiński, Donata Drzewińska, Jan Tyszkiewicz.

Zdjęcie-źródło/http://www.audiovis.nac.gov.pl/

 

Zdjęcie tytułowe-źródło/www.polskieradio.pl/

 

 

0

Bartolini Bart

Rodacy- nasz rzad stoi nad przepascia pomózmy mu zrobic krok na przód. Pomozecie?

40 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758