POLSKA
Like

Krzysztof Badeja: puszczę ją, k…rwę, z torbami

02/09/2012
1277 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

Oświadczenie nie tylko dla Poland Leaks, część trzecia.

Niech przeczytają to wszyscy, którym zmiana władzy w Polsce leży na sercu.

0


Większość moich publikacji dotyczy rozległych patologii w funkcjonowaniu aparatu bezpieczeństwa polskiego państwa. Patologie te są rzetelnie przeze mnie dokumentowane. Dlatego informacjami, które przekazuję, powinien się zainteresować Prokurator Generalny, 
Zdecydowana część materiału potwierdzającego opisywane przeze mnie patologie znajduje się w aktach spraw, w których byłam stroną. Aby jednak docenić jego wartość, należy czytać akta chronologicznie, w sekwencji następujących po sobie, lub nawet zazębiających się zdarzeń i pojawiających się dowodów. Dowody warto skonfrontować z oportunizmem prokuratury i sądu.

Patologie w obszarze czynności operacyjnych są istotnym zagrożeniem dla życia, zdrowia i dobrostanu polskiego społeczeństwa. Dlatego je tak szczegółowo ujawniam. Polacy mają prawo wiedzieć, jakie zagrożenia czekają na nich ze strony bandziorów ze służb specjalnych i sprzyjającej im prokuratury. Słowo „bandzior” odnoszę jedynie do tych, którzy naruszają prawo.

 Poprzednie dwie części moich „Oświadczeń…” nakreślały okoliczności powstania konfliktu i towarzyszącego mu terroru prokuratorskiego. Dziś rozpocznę cykl o tym, jak polskie państwo pozwoliło Krzysztofowi Badeja, byłemu oficerowi Wojskowych Służb Informacyjnych, a potem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, na swobodną realizację jego zapowiedzi definitywnego zniszczenia mnie, tudzież puszczenia mnie z torbami. Uprzedzam, że ten odcinek zawiera elementy bardzo drastyczne.

W kwietniu 2005 r. Krzysztof Badeja zapodał, że trzeba mnie definitywnie zniszczyć, a w marcu 2007 r. ujął to nieco innymi słowami: że cyt. „puści mnie z torbami”. Groźba ta została wygłoszona w obecności świadków, o czym jeden z nich niezwłocznie poinformował ówczesnego Szefa SKW, Antoniego Macierewicza oraz Wojskowego Prokuratora Garnizonowego w Warszawie.

Prokurator Generalny, który zupełnie niedawno zapowiedział zmiany w polskiej prokuraturze, może zajrzeć do akt sprawy IIK 435/08 (Sąd Rejonowy w Legionowie), gdzie znajduje się kopia skargi świadka Łukasza M., skierowana do Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Ministra Antoniego Macierewicza, przyjęta na dziennik w dniu 19 marca 2007 r. Pismo o tym incydencie trafiło także do WPG w Warszawie w dn. 23 kwietnia 2007 r. Pozostało ono bez jakiejkolwiek reakcji ze strony tych instytucji !!!

Ale zanim Badeja zapowiedział swą groźbę, w październiku 2006 r. nieznani sprawcy dotkliwie pobili mojego syna. Było to w trakcie trwania postępowania w sprawie PG.Śl. 136/05. O pobiciu informowała miejscowa prasa: „To i Owo Legionowo” w artykule pt. „Samotni wobec przemocy”.

Przestępcy dopadli syna pod wiaduktem, gdzie zwykle było pusto i nieprzyjemnie. Jednak syn często skracał sobie drogę, idąc tamtędy do bankomatu. Bijących było trzech, czwarty czekał w samochodzie. Mieli na sobie dresy firmy Adidas. Byli młodzi, czuć było do nich alkohol. Obezwładnili syna z zaskoczenia, uderzając pełną butelką wódki w jego skroń. Butelka rozbiła się na głowie. Syn upadł na ziemię, tracąc na pewien czas przytomność. Bandyci skakali po całym jego ciele, miażdżąc mu m.in. kości nosowe, kopiąc w krocze. Najdłużej wyżywali się na dolnych partiach ciała, tych poniżej pasa. Nie oszczędzili żadnego skrawka. Opisywanie obrażeń byłoby zbyt bolesne dla nas wszystkich. Powiem tylko, że po tym brutalnym pobiciu syn już nie wrócił do siebie. Ani fizycznie, ani psychicznie. Po wyjściu ze szpitala odmówił przyjęcia odszkodowania od bandyckiego państwa. Dla nas nie ulega żadnej wątpliwości, że pobicie zostało zlecone przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa państwa, a Prokuratura Rejonowa w Legionowie oraz Komenda Policji w Legionowie uniemożliwiła pogoń za sprawcami (por. akta sygn. 1Ds. 1617/08). Pobicie syna miało oczywiście uderzyć we mnie.

Postępowanie w sprawie pobicia syna zostało umorzone w grudniu 2006 r. (sygn. akt 1Ds.1895/06). Czuwał nad tym szef prokuratury rejonowej w Legionowie – Ireneusz Ważny, czarny charakter, opisywany już w moich artykułach. Człowiek ten bardziej przypomina mi przestępcę, aniżeli stróża prawa. Mam nadzieję, że działania i zaniechania Ireneusza Ważnego znajdą się wkrótce nie tylko pod lupą opinii publicznej. 

Wracając do autora groźby i inicjatora pobicia: Krzysztof Badeja powinien ponieść konsekwencje prawne i dyscyplinarne swoich czynów, ponieważ to on zainicjował represje patologicznie działającej sfery polskiego państwa. To on przyczynił się do tego, że od czerwca 2005 r. nie mam pracy, jestem podejrzliwie traktowana, ciągle muszę udowadniać nieprawdziwość zarzutów – nieustannie i do tej pory kierowanych pod moim adresem, żyję pod presją, w stanie strachu i stresu – co z pewnością należy zaliczyć do wyrządzonych mi krzywd, za które do dnia dzisiejszego nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności prawnej, za które nikt w moim państwie nie czuje winy !

Przyczyna takiego stanu rzeczy wywodzi się stąd, że Państwo woli chronić – być może nawet ze strachu – Krzysztofa Badeję i jego popleczników, nawet wbrew prawu. Choć sprawa jest głośna nie tylko w Polsce, Państwo nie jest w stanie przyznać, że nie upilnowało Krzysztofa Badei i że nie rozpoznało zagrożeń płynących ze stanu psychicznego tego oficera. Państwo nie chce (z niezrozumiałych dla mnie przyczyn) przyznać, że pozwoliło chwiejnemu umysłowo człowiekowi dysponować technicznymi środkami operacyjnymi, przy użyciu których mógł – i nadal może – prowadzić działania operacyjne, wymierzone w jego prywatnych i w dużej mierze urojonych wrogów.

Dlaczego tak się dzieje?!

Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest oportunizm Państwa. Gdyby Krzysztof Badeja lub inni oficerowie/funkcjonariusze, wmieszani w nielegalny proceder, ponieśli z tytułu przekraczania uprawnień karę, równałoby się to z dyscyplinarnym zwolnieniem ich ze służby, a Państwo musiałoby się tłumaczyć, jak w ogóle mogło do tego dojść. Zatem, aby zatuszować sprawę, uwiarygodnić zeznania Krzysztofa Badei, tj. znaleźć usprawiedliwienie dla jego haniebnych czynów, wszczęto wobec mnie i wobec mojego syna represje przy zastosowaniu m.in. prowokacji i prawa karnego – tak, jak to robiono w systemie komunistycznym. Poskutkowało to równoczesnym pozbawieniem mnie pracy i podstawowych praw obywatelskich.

Pomimo, że opisane w moich licznych zawiadomieniach do prokuratury okoliczności wskazują na wysoki stopień szkodliwości społecznej czynów, za którym idą także skutki w postaci bardzo istotnego uszczerbku materialnego, nie wystąpiłam z prywatnym aktem oskarżenia przeciwko K. Badei, ponieważ, po pierwsze, nie było mnie na to stać, po drugie, dowody nie były odpowiednio mocne dla zasadności postępowania cywilnego z art. 23 Kodeksu cywilnego, po trzecie, sądząc po stylu i sposobie prowadzenia omówionych w moich postach postępowań, połączonych z agresywną kampanią dezinformacyjną, miałam przeświadczenie, że wszelkie moje zabiegi prawne mogą być bezskuteczne (lub nawet mogą odwrócić się przeciwko mnie). Mogłam się jedynie bronić, pokazując różnice w ocenie mojej osoby przez Badeję oraz przez moich przełożonych i studentów, co nieustannie czynię.

Prokurator Generalny może przeczytać opinie moich przełożonych w aktach sygn. IIK 453/08, IIK 422/07, PG.Śl. 11/12, 3DS. 51/12. Prokurator Generalny z pewnością zauważy, że dla organów ścigania i dla sądu pozostawały one zawsze bez znaczenia, chociaż są podpisane przez autorytety naukowe. Podczas gdy Krzysztof Badeja bezkarnie i po bandycku czynił mnie osobą wiarołomną, frywolną, pozbawioną hamulców moralnych, a nawet nieświadomą skutków swoich zachowań, moi przełożeni oraz studenci podkreślali m.in. mój profesjonalizm, rzetelność, odpowiedzialność, otwartość, ambicję, umiejętność przedkładania interesu publicznego nad prywatny, a także umiejętność współpracy z ludźmi.

Pod koniec września 2007 r. udało mi się wyjechać zagranicę. Słowo „udało mi się” dobrze oddaje istotę akcji, mającej na celu wydobycie mnie spod nadzoru szaleńca. W akcji brało udział kilkoro moich przyjaciół. Nie mogę jeszcze zdradzić jej kulis. Może za jakiś czas. W Londynie znalazłam pracę jako nauczyciel akademicki. Prowadziłam wykłady z przedmiotów ekonomicznych: mikroekonomia, zarządzanie, marketing – z dużym powodzeniem. Potem doszły zajęcia w Paryżu (kontrakt na pracę oraz opinie z wykładów zob. sygn. akt IIK 453/08, IIK 422/07 Sąd Rejonowy w Legionowie). Wyglądało na to, że szaleniec się ode mnie odczepi.

Myliłam się – i to jak !!!

Badeja musiał mieć niemal roboczy kontakt z Sądem Okręgowym Warszawa-Praga w Warszawie, który w październiku 2007 r. rozpoznawał apelację mojego adwokata w sprawie IIK 422/07 o czyn z art. 212 k.k., tj. zniesławienie. W tym celu sąd wystosował zapytanie do polskiej służby więziennej, czy jestem osadzona w jakimś areszcie na terenie Polski. Niedługo po wystosowaniu tego zapytania straciłam pracę w Londynie i w Paryżu (oznajmiono mi to w dniu 18 stycznia 2008 r. w Paryżu, w moje urodziny).

Po powrocie do kraju, w dn. 10 października 2008 r. odbyłam rozmowę z Wiceministrem Spraw Wewnętrznych i Administracji gen. Adamem Rapackim, którego prosiłam o przeprowadzenie kontroli funkcjonowania policji w związku z szykanowaniem mnie i syna. Miałam świadomość, że skala dotykających mnie represji nie może pozostawać bez związku z aktywnością policji. Zamiast podjęcia bezstronnej kontroli, generał Adam Rapacki użył zabiegu słownego, aby nakazać mi pozostanie w związku małżeńskim z moim mężem (!) – oficerem WP i zasugerował, że póki nie zaakceptuję tego dictum, dopóty działania się nie zakończą. Musiał otrzymać gotowy projekt odpowiedzi, ponieważ dopiero w mojej obecności zaczął czytać pismo, które do niego skierowałam. Przy mnie przeczytał jedynie pierwszą stronę. Nie sądzę, aby potem zapoznał się z treścią pisma dotyczącego przestępstw, które teraz publicznie ujawniam.

Adam Rapacki nie był zainteresowany skontrolowaniem działań policji na okoliczność nieprawidłowości przeprowadzania czynności związanych z inwigilacją bandytów w moje życie, czy też poszukiwaniem sprawców brutalnego pobicia syna,chociaż bardzo o to prosiłam – argumentując,że pobicie to  zlecili funkcjonariusze reprezentujący polski aparat bezpieczeństwa państwa. Podstawą do takich podejrzeń były okoliczności –zasadniczo tożsame z okolicznościami pobicia Stanisława Pyjasa – oraz nader ważna okoliczność, że dane personalne sprawców pobicia wyjęto z akt sprawy 1DS. 1617/08, w której byłam stroną i rzekomo załączono do akt sygn.1DS. 1617/09, do których już dostępu nie miałam (ani mój syn).

W latach 2006-2011 prosiłam o pomoc w prawidłowym rozpoznaniu mojej sprawy wszystkie właściwe instytucje kraju. Prosiłam też o interwencję dziennikarzy śledczych (radiowych, prasowych i telewizyjnych: Rzeczpospolita, Newsweek, Gazeta Wyborcza, Nie, Polityka, TVN 24, Polskie Radio) oraz Posłów RP (A. Tyszkiewicz, Z. Durka, A. Czuma). Od nikogo nie uzyskałam żadnej pomocy. Poseł Andrzej Czuma odmówił zajęcia się moją sprawą na niedługo przed objęciem funkcji Ministra Sprawiedliwości, tłumacząc swoją decyzję „pewnymi uwarunkowaniami”. Odmówiła mi jej także Helsińska Fundacja Praw Człowieka, tłumacząc się brakiem funduszy (pismo z dn. 08 sierpnia z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, nr 2931/2008/30035/DS/ASI).

Rzecznik Praw Obywatelskich też nie zdiagnozował nieprawidłowości w funkcjonowaniu bandytów; zajął w pismach postawę pasywną, powiedziałabym nawet – lękliwą (akta sygn. RPO-591286-II/08/SK). W skardze do Rzecznika Praw Obywatelskich (07.10.2009 r.) przedstawiłam niedemokratyczne metody pracy polskich organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości karnej – metody niezgodne z zapisami Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności oraz Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych (otwartego do podpisu w Nowym Jorku dnia 19 grudnia 1966 r., Dz.U. 1977 roku Nr 38, poz. 167).

Napotykając na mur obojętności, a nawet niechęci wywołanej dezinformacją, pismem z dn. 2 grudnia 2008 r. złożyłam na ręce Prezesa Rady Ministrów „Wniosek o powołanie zespołu do walki z przestępczością zorganizowaną”. We „Wniosku…..” przedstawiłam pogląd, iż  jestem ofiarą złego traktowania, rozumianego wedle interpretacji Art. 3 Konwencji Europejskiej. Chodziło mi w szczególności o statuowany w przywołanym przepisie zakaz poniżającego traktowania. We „Wniosku…” opisałam przyczyny oraz skutki represyjnej inwigilacji mnie w latach 2002-2008. Dokument skierowany do Prezesa Rady Ministrów ukazuje podskórne, wyrafinowane i z tego powodu wyjątkowo uciążliwe mechanizmy, podejmowane w celu głębokiej ingerencji w sferę konstytucyjnych swobód obywatelskich, bez podania racjonalnych przyczyn takiego stanu rzeczy. Wniosek nie został w ogóle rozpoznany. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów odesłała mi go wraz ze wszystkimi załącznikami.

To oznaczało, że musiałam sobie w dalszym ciągu radzić sama.

1

0

NN 533763214

73 publikacje
64 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758