Nie tak dawno temu kilkanaście jesiennych dni spędziłem w londyńskich archiwach i bibliotekach. Niespodziewanie wśród kolejnych tomów akt trafiających na moje biurko, znalazły się dokumenty dotyczące Katastrofy Gibraltarskiej. Przeglądając zdjęcia z akcji ratowniczej, depesze kondolencyjne i dokumenty nt. organizacji ceremonii pogrzebowej Naczelnego Wodza, przed oczyma stanęły mi wydarzenia z kwietnia 2010 r. Skojarzenia były tak silne, naturalne i automatyczne, że postanowiłem w wolnym czasie mocniej zastanowić się nad podobieństwami tych dwóch największych niewyjaśnionych dotychczas katastrof w dziejach Rzeczypospolitej.

1. Przesłuchania świadków.

Najpierw chwilę uwagi chciałbym poświęcić wydarzeniom,  jakie miały miejsce nad Atlantykiem 21 marca 1941 r.  w samolocie Liberator AM 262, na pokładzie którego do Kanady i Stanów Zjednoczonych udawał się polski premier i Naczelny Wódz gen. W. Sikorski. Doszło wówczas do zagadkowej sytuacji. W samolocie czuć było spaleniznę.  Pochodziła ona z bomby zapalnej, którą znalazł ppłk. Kleczyński. W ostatniej chwili wyrzucił on zapalnik do toalety, a ładunek ostudził w tyle samolotu. O całej sprawie powiadomił przełożonych dopiero po wylądowaniu w Montrealu. Przebieg całego wydarzenia, bliski ostatecznym wnioskom dochodzenia, przedstawia poniższy dokument z brytyjskiego National Archives.

 

Przebieg przesłuchania, mającego posłużyć do sporządzenia ostatecznego raportu, jasno mówi o ustalonym kierunku prowadzonego dochodzenia. Powyższy dokument przedstawiam Pańswu jako refleksję nad informacją o unieważnieniu przez rosyjską stronę  przesłuchań najważniejszych świadków katastrofy smoleńskiej.  Czy po serii "sugestii" rosyjskich organów śledczych i służb zaangażowanych w dochodzenie , przesłuchania świadków wyglądały według schematu przedstawionym w powyższym dokumencie? Jeżeli nie, jaki byłby więc cel podjęcia tak zastanawiającej decyzji?

2. Niszczenie i utajnianie dowodów.

Kolejne odtajnione trzy lata temu dokumenty  wskazują, iż Polacy stronę brytyjską o incydencie powiadomili dopiero 2 kwietnia w Montrealu, przed odlotem do Wielkiej Brytanii.  Podjęte przez RCMP na zlecenie MI5 poszukiwania zapalnika  nie mogły przynieść już żadnego skutku. Wraz z innymi ściekami dawno znalazł się on w nurcie rzeki  St. Lawrence. Sami Brytyjczycy przyznali, iż upływ czasu uniemożliwił przeprowadzenie skutecznego dochodzenia. Czy w tym przypadku analogią nie jest polska opieszałość w sprawie śledztwa smoleńskiego, pozostawienie bez żadnej kontroli kluczowych dowodów, niszczonych celowo przez rosyjskie służby, poddanych na kilkumiesięczne działanie skrajnych warunków atmosferycznych?

Warto w tym miejscu zauważyć, iż wśród utajnionych przez Brytyjczyków dokumentów są ekspertyzy techniczne. Do podobnych dokumentów nie mogą także dotrzeć polscy eksperci (w tym oryginały czarnych skrzynek), a biorąc pod uwagę zniszczenie samego samolotu, możliwość przeprowadzenia skutecznych bezpośrednich badań już na starcie skazana jest na porażkę. 

W przypadku wydarzeń z  wiosny 1942 roku, zastanawiające są także podejrzenia, co do pochodzenia bomby. Zdaniem polskich oficerów, była ona prowieniencji rosyjskiej. Brytyjczycy wykluczali zaś, iż nie mogła ona być w żadnym wypadku zbudowana według konstrukcji niemieckiej, mając niemal pewność, iż wytworzono ją według  według modelu brytyjskiego (Special Operation Executive, SOE). Oczywiście wszystkie informacje na ten temat były utajnione.  W przypadku Smoleńska, podobnych rozbieżności, przynajmniej w znanych opinii publicznej faktach, jest równie dużo.

3. Zaniedbania odnośnie środków bezpieczeństwa. Stan techniczny samolotu.

Brytyjskie dochodzenie wykazało, iż nie zachowano żadnych środków bezpieczeństwa względem ochrony dostępu osób postronnych do Liberatora AM 262. Samolot, którym odleciał do Kanady Naczelny Wódz W. Sikorski stał w hangarze niepilnowany przez tydzień, od 14 marca. Jak stwierdziło wewnętrzne brytyjskie dochodzenie,  na lotnisku nie obowiązywały praktycznie żadne normy bezpieczeństwa, a do samolotu osoby postronne mogły dostać się jeszcze przed samym odlotem polskiego premiera.  W przypadku Smoleńska, Rosjanie bezpośredni dostęp do samolotu mieli podczas remontów w zakładzie w Samarze, nie muszę chyba przypominać, do kogo należącym. Pojawiły się także informacje, iż rosyjscy eksperci sprawdzali TU 154 M już w Polsce. Film o polskim "Air Force One", ze zdjęciami od środka, wyemitowała także rosyjska telewizja. Jak polskie służby do tego dopuściły? TVN "podniecając się" kilka dni temu legendarnym przepychem Iljuszyna Ił-96-300PU, podkreślała, iż nikt spoza wąskiego grona najważniejszych rosyjskich urzędników i polityków nie wie, jak tak naprawdę podróżuje rosyjski przywódca, gdyż jest to chronione tajemnicą. Nic dodać, nic ująć. Szkoda tylko, że TVN nie słucha sam, co w "Faktach" nadaje.

Brytyjskie dochodzenie z okresu wojny wskazało także, iż wiele samolotów obsługujących lotnisko w Preston miało problemy z elektrycznością. Przyczyną miały być…wrzucane do generatorów orzechy i inne drobne przedmioty.  Na zaniedbania w obszarze bezpieczeństwa zareagowano dopiero po "sprawie" Kleczyńskiego. W mojej ocenie, styl działania ministra B. Klicha jest jeszcze bardziej skandaliczny, a efekty niestety znacznie bardziej tragiczne. 

4.  Wydarzenia poprzedzające katastofę. "Polsko-polska" gra.

Zagadek w sprawie ppłk. Kleczyńskiego jest więcej, łącznie z jego śmiercią.  Tez na temat rzeczywistych motywów jego działania również. Ja, oprócz ostatecznie przyjętej, rozważałbym rezygnację z zamachu ze strachu przed utratą własnego życia lub ostrzeżenie dla Naczelnego Wodza. Sami Polacy (m.in. dr Rettinger) uważali, że cała sytuacja wymierzona była w Naczelnego Wodza.   Gra "samolotowa" D. Tuska, R. SIkorskiego i T. Arabskiego  i B. Klicha,  a także celowe umniejszanie znaczenia wizyty 10 kwietnia były może odrobinę mniej perfidne,  ale o wiele bardziej widoczne.

Ciekawsza wydaje się sprawa wykorzystania "niby-zamachu" ppłk. Kleczyńskiego do przeprowadzenia "właściwej" operacji w Gibraltarze. Dochodzenie ze strony brytyjskiej prowadził m.in. ppor. Edward Szarkiewicz, będący w głębokim konflikcie osobistym z Władysławem Sikorskim. Zdobyte podczas śledztwa informacje na temat procedur ochrony wykorzystane miały być przez niego w Gibraltarze. Konkretnie, awansowany przez Brytyjczyków do stopnia brygadiera (prawie-generał) Szarkiewicz, miał dostęp do samolotu Naczelnego Wodza w Kairze, skąd Sikorski odleciał do Gibraltatu.  E. Szarkiewicz, jak sam zeznał, posmarować miał wówczas specjalną substancją stery, co przyczyniło się kilkanaście godzin później do tragicznej katastrofy.

Ze sprawą prowadzonego przez Brytyjczyków i E. Szarkiewicza dochodzenia widzę pewne związki w przypadku słynnego lotu ŚP Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji.  W świat poszły wówczas informacje o procedurach przebiegu lotu.  Wywołany polityczną decyzją MON i MSZ (brak zgody na lot bezpośredni do Tbilisi, podczas gdy lądowały już tam inne samoloty)  konflikt służy do wysuwania absurdalnej tezy, iż to ŚP Lech Kaczyński mimo złych warunków atmosferycznych naciskał na lądowanie w Smoleńsku. Jeszcze bardziej niedorzeczne są wnioski o ujawnienie prywatnej rozmowy Prezydenta ze swoim bratem. Ciekawe, że takiej dociekliwości m.in. polski MInister Spraw Zagranicznych nie stosuje w bardziej poważnych kwestiach. I tutaj pojawia się kolejna analogia – zrzucanie winy na Polaków przez Polaków, niechlujność. Nawet absurdalne zarzuty podświadomie oddziaływują na kompleksy dużej części społeczeństwa. W przypadku Gibraltaru możemy tutaj wymienić tezę, iż przyczyną tragicznego upadku do morza bombowca Liberator było… przemieszczenie się kilku skrzynek z przemycanymi przez otoczenie Naczelnego Wodza cytrusami i whisky.

5. Bezpośrednie przyczyny śmierci.

Kolejną niezwykle istoną kwestią, są sekcje zwłok ofiar. Dzisiaj, po 67 latach od katastrofy w Gibraltarze, przeprowadzane są sekcje zwłok oficerów poległych wraz z Naczelnym Wodzem. Wcześniej ponownie zbadano ciało W. Sikorskiego.  Wszystko to odbywa się równolegle do sytuacji, kiedy polska prokuratura nie posiada tak podstawowych dowodów w sprawie Smoleńska jak sekcje zwłok ofiar, a wszelkie dostępne informacje wskazują, iż takich badań nie przeprowadzono lub zrobiono to pobieżnie z naruszeniem procedur. Pisząc te słowa nie mogę ukryć niedowierzania, a może i wściekłości, na polskie śledztwo, polskich polityków i polskie media. Nie mogę uwierzyć, że wszystko to dzieje się w wolnej Polsce, w wolnej Europie, w wolnym świecie.  Co pomyślą o nas następne pokolenia, badając ponownie tę tragedię, mając głębszą wiedzę o politykach i decydentach mających dzisiaj wpływ na śledztwo, otrzymując pierwsze niegdyś "ściśle tajne" dokumenty z przytwartych po 50 latach  sejfów różnych służb specjalnych? Niestety, nie wróżę pochlebnych nam odpowiedzi na te pytania.

6. Cui bono est vel fuit, is auctor est.

Stanowczość w dbaniu o polski interes sprawiła, iż  Władysław SIkorski był największym zagrożeniem dla "alianckiej" jedności. Konkretnie jedności Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych ze Związkiem Sowieckim. Niezależnie od tego, kto zastąpiłbym Generała, był on na przegranej pozycji, jego głos nie mógł być słyszalny ani w Teheranie, ani w Jałcie.  Kto zastąpi Lecha Kaczyńskiego? Czy przypadkiem nie był on ostatnią przeszkodą do pełnego zresetowania stosunków "Zachód-Moskwa"?  Bieg wydarzeń po 10 kwietnia wskazuje, iż wielu polityków tylko czekało w blokach startowych na dogodny moment, by planować nową architekturę europejskiego bezpieczeństwa (tzw. inicjatywa Miedwiediewa), zapraszać Rosję do NATO, rbudować oś Paryż- Berlin – Warszawa – Moskwa, podpisać umowę gazową, wpuścić Rosję do WTO, czy zezygnować z Patriotów (a później rakiet SM-3) na rzecz samolotów transportowych (!) i kilku myśiiwców, które co jakiś czas będą towarzyszyć naszym w akrobacjach nad Wielkopolską. Niestety, polskie media wolą zajmować się PJN, śniegiem, czy lukrowaną wersją polityki.  Niestety, sytuacja w "polskim" Londynie, podobnie jak ta AD 2010 nad Wisłą,  pośrednio przyczyniła się do katastrofy (walka o samolot), w żaden sposób nie pomagając w wyjaśnieniu katastrofy. Nikt na świecie nie miał także wątpliwości, iż następcy W. Sikorskiego czy L. Kaczyńskiego z większą finezją dostosują się do priorytetów najważniejszych stolic: zachowania jedności Aliantów  (czyt. wspieranie Sowietów w wojnie z III Rzeszą, kosztem nie rozstrząsania zbrodni w Katyniu) i "resetu" stosunków Moskwą w obliczu wojny w Afganistanie i zagrożenia ze strony Iranu (czemu nie pomagała stanowcza postawa L. Kaczyńskiego wobec agresji Rosji na Gruzję, sprzeciw wobec powrotu do polityki stref wpływów czy ekspansji Gazpromu).  Wystarczy porównać S. Mikołajczyka z W. Sikorskim i B. Komorowskiego z L. Kaczyńskim.

 

Historia magistra vitae est.- pisał Cyceron w dziele "De oratore". Do dzisiaj  sentencja ta nie straciła na aktualności, a kolejne dekady udowadniają jej prawdziwość.  Jednak nie dla osób z lewicowo-liberalnych kręgów, które uznały, że "historia się skończyła" i żyjemy w czasie postpolityki. Dokąd doprowadzi taki błogostan polskich i światowych decydentów, lansowany wbrew wszelkich dostępnym i dotykających nas analizom,  pokazała historia. Tak samo, iż mądre narody w takich chwilach potrafią obudzić się z letargu i wziąć sprawy w swoje ręce.  Ktoś kiedyś powiedział, iż Władysław Sikorski był ostatnią ofiarą Katynia. Dzisiaj do tej długiej listy dodać należy ŚP Lecha Kaczyńskiego i towarzyszących mu 95 osób delegacji i obsługi.  Obdydówch przywódców łączy nie tylko wiele niejasności i podobieństw co do przyczyn ich śmierci.  Połączyło ich miejsce spoczynku – Władysław Sikorski i Lech Kaczyński spoczęli na Wawelu.

PS. Podobieństw obu tragedii jest oczywiście więcej. Proszę nie pisać komentarzy o pominięciu przeze mnie różnic, gdyż te są oczywiste. Przepraszam za nie najlepszą jakość reprodukcji, ale była ona robiona na własne potrzeby, nie planowałem publikacji tego dokumentu. O tajemniczym doktorze Retingerze napisałem oddzielną notkę.