To co miało odróżniać Platformę Obywatelską od innych partii (w domyśle z poprzedniej ekipy) – czyli mit dobrych manier, światowego obycia, uwielbienia elit, rozwagi, rozumności i odpowiedzialności  – zostaje w ostatnich dniach bardzo sprawnie demolowane. I to przez samą Platformę, bez pomocy PIS.

Przypadek nieszczęsnego posła PO Roberta Węgrzyna, który oświadczył dziennikarzowi TVN jak on to lubi popatrzeć na gołe panie w ich własnym towarzystwie, przy czym rechotał o tym jak pewien pan wicepremier, co to się zastanawiał czy można zgwałcić prostytutkę, to tylko niewielka część problemu PO, który roboczo nazwałem demitologizacją PO.

Platforma budowała bowiem swoją popularność na całej masie mitów i legend, które – jak to mity i legendy – niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, ale dopóki działały to nie było potrzeby, aby zacząć konstruować jakieś realne narracje.

Ostatnie wydarzenia pokazują jak bardzo wiara wyborców PO oparta była na gruncie bez konsystencji. Można z powodzeniem sporządzić listę przymiotów, którymi sama siebie określała partia Tuska i zobaczyć, że są to zwyczajne zabobony.

ŚWIATOWE OBYCIE I DOBRE MANIERY – oprócz osławionego Węgrzyna, próbkę swoich umiejętności dał również Prezydent Komorowski, który pokazał, że być może zbyt wiele czasu spędził w towarzystwie niezbyt obytym z regułami savoir viveru. Dla tych co znają lub obserwowali Komorowskiego od jakiegoś czasu nie jest to żadne zaskoczenie (bo czego oczekiwać od kumpla Janusza Palikota), ale dla zapatrzonych i świętujących odzyskanie Dużego Pałacu "ynteligentów" – musi to być odkrycie bolesne,a to i tak dlatego, że nie do wszystkich dotarła przemowa Powiernika Żyrandola (żeby tak Tolkienem zajechać) w trakcie wizyty w USA. Z litości nie warto wspominać niejakiego Stefana, którego Tusk – zrobił na złość PIS-owi – wicemarszałkiem Sejmu (na tej samej zasadzie, jak Kaligula konia senatorem), bo to typ lokalny.

PROFESJONALIZM RZĄDÓW – wychodzi na każdym kroku i to w sposób tak przejmujący, że naprawdę szkoda gadać. Smoleńsk pokazał to w sposób najbardziej jaskrawy (szef rządu który nie wie kto i jak się zgodził na sposób procedowanie – to nawet dla średnio rozgarniętego wyborcy musiało być traumatyczne doświadczenie), ale numer, który wyciął Grabarczyk na kolei czy z budową dróg jest również wart odnotowania. Nawet osławione "Orliki" – czyli autentyczna duma Tuska – okazują się nie być wolne od dziwnych okoliczności w jakich powstawały (nie wypominając raportu NIK, warto podkreślić że na Pradze Północ jest takie nieszczejące boisko na którego utrzymanie nikt nie ma kasy – ile takich jest w Polsce, licho wie).

MIĘDZYNARODOWE  UZNANIE – Rosjanie nam pokazali na czym polega międzynarodowe uznanie. Poklepali po główce, obiecali się pochylić … i zrobili po swojemu. Jak ktoś myśli, że inni tego nie widzą (czy to w Berlinie czy w Paryżu) to już się arcyboleśnie prosty lokator Belwederu postara by rzecz unaocznić. Spora w tym równiez zasługa jego zaplecza, które składa się z "leśnych dziadków" z nieboszczki UW (z niewiernym Tomaszem na czele), ale czy to wina Kaczyńskiego? Trochę nie dziwi, że żaden PR-owiec nie chce być rzecznikiem Prezydenta.

ELITARNOŚĆ – każdy "aspirant" chce należeć – wiadomo. Co jednak zrobić, gdy w obozie oświecenia rozłam i jedne autorytety (ekonomiści) występują przeciwko drugim (z obozu władzy) i stają się niejako PIS-owskimi agentami – jak to ujął nieoceniony Wojciech Mazowiecki? A taki prof. Smolar, który pozwala sobie na żarty z rządu.

JEDNOŚĆ – napiszę nazwisko Schetyna, dodam jeszcze Komorowski (z załogą). Powinno wystarczyć.

***

Tusk ma więc unikalną szansę przegrania wyborów. I to sam ze sobą.