Artykuły redakcyjne
Like

Polski karabin wz. 38M – niechciana sensacja, kulisy sprawy

25/11/2013
1120 Wyświetlenia
2 Komentarze
12 minut czytania
Polski karabin wz. 38M – niechciana sensacja, kulisy sprawy

Od kilku miesięcy w mediach na całym świecie głośno jest o sporze pomiędzy polskim kolekcjonerem broni mieszkającym w USA, a rządem Polski. Za sprawą Rosyjskiej Agencji Prasowej Novosti informacje o kulisach tej sprawy zostały opisane w ponad 120 czasopismach, gazetach i portalach internetowych. W naszych mediach zapanowała swojego rodzaju „cisza”, choć sprawa ciągnie się burzliwie od marca 2013 roku.

 

Sednem sporu było ustalenie prawa własności do unikatowego karabinu wz. 38M, konstrukcji inż. Józefa Maroszka, który za sprawą wojennych migracji znalazł się w Stanach Zjednoczonych.

0


Karabin samopowtarzalny wz. 38M powstał w drugiej połowie lat 30. Była to wówczas konstrukcja bardzo nowoczesna, wyznaczająca nowe standardy w broni strzeleckiej piechoty. Od wiosny 1938 roku do lipca 1939 roku wyprodukowano łącznie zaledwie 150 sztuk tego karabinu, dla którego był to cały czas okres badań i prób.

Po upadku Polski, jesienią 1939 roku, egzemplarze karabinu wz. 38M zostały przejęte przez Niemców i Rosjan. Dalsze ich losy są nieznane. Do dziś zachowało się zaledwie kilka egzemplarzy tego karabinu. Są on niezmiernie cenne historycznie, gdyż stanowią ciekawy rozdział rozwoju naszej techniki wojskowej w okresie międzywojennym.

W Polsce jeden egzemplarz karabinu wz. 38M jest eksponowany w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, a kolejny niebawem zasili zbiory innego muzeum. Szczegóły poniżej.

W czasie II wojny światowej wszelkiego rodzaju dobra polskie zostały rozgrabione przez Niemców i Rosjan. W przypadku Niemiec, w pierwszych latach po wojnie, miała miejsce częściowa rewindykacja mienia, ale tą drogą wrócił do Polski tylko niewielki procent zagrabionego majątku. Od Rosjan nie wróciło nic, bo przecież nie będziemy rewindykować „przyjaciół” i to takich, którzy przez 45 lat trzymali nam pięść przy nosie, w postaci stacjonujących u nas radzieckich oddziałów wojskowych.

W 1945 roku, po upadku Niemiec i zajęciu ich terytorium, obie zwycięskie strony – alianci zachodni (głównie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania) oraz Związek Radziecki – wzięły się energicznie za transportowanie zdobyczy wojennych do swoich krajów. Proces ten był realizowany planowo przez kilka lat. Przy czym Rosjanie zabierali wszystko, a Amerykanie tylko rzeczy stanowiące jakąś wartość, w tym broń.

Za sprawą tych działań dziesiątki tysięcy sztuk polskiej broni, wyprodukowanej przed wrześniem 1939 roku, zrabowanej przez Niemców i przewiezionej do magazynów na ich terytorium, stało się własnością armii Stanów Zjednoczonych.

Przez lata nikogo to nie obchodziło, aż tu nagle w marcu tego roku okazało się, że rząd Polski domaga się zwrotu unikalnego karabinu wz. 38M od prywatnego kolekcjonera – obywatela Polski i USA Krzysztofa Gąsiora, motywując to, że jest to broń skradziona podczas wojny i cały czas stanowi własność rządu polskiego.

Po burzliwych wydarzeniach, o których poniżej pisze Krzysztof Gąsior, sprawa trafiła do amerykańskiego sądu. Ten dał stronom czas na zawarcie ugody. Po kilkumiesięcznej batalii i licznych opiniach środowisk prawniczych, rząd polski zdał sobie sprawę z absurdalności swoich roszczeń i przystał na ugodę. Kolekcjoner Krzysztof Gąsior – druga strona w tym sporze – zmęczony przebiegiem sprawy również zgodził się na ugodę. W jej myśl rząd Polski kupił ów karabin od Krzysztofa Gąsiora za sumę 25.000 dolarów.

Sprawa zakończyła się, ale niesmak pozostał. Poza tym pojawiły się spekulacje, co by było gdyby… rząd polski wygrała. Chyba nie zdawano siebie sprawy z tego, że mogłaby to być polityczna „Puszka Pandory”. Gdyby powstał międzynarodowy precedens w tej sprawie, wszelki polskie eksponaty historii militarnej mogłyby być rewindykowane na tej podstawie. Sądy zalane zostałyby podobnymi pozwami. Mowa tu ogółem o co najmniej kilkunastu tysiącach sztuk różnej broni, m.in. karabinach Mauser i pochodnych, pistoletach VIS, rewolwerach Nagant z Radomia i innych, które znajdują się obecnie w USA, jako własność prywatna lub muzealna. Przedmioty te, wyprodukowane w Polsce przed wrześniem 1939 roku i w momencie wybuchu wojny stanowiące własność naszej armii, oferowane obecnie do sprzedaży w sklepach kolekcjonerskich lub na aukcjach internetowych, miałyby status „rzeczy skradzionych”, a handel nimi mógłby być uznany za paserstwo. Jak do tej sytuacji miałoby się amerykańskie prawo własności, czy zakupy w dobrej wierze? Jak do tego miałyby się rzeczy eksponowane w muzeach?

Najciekawsze w tym wszystkim są kulisy tej sprawy, o których media starają się milczeć. Mają one znamiona sensacji i… niesmaku. Warto jednak poznać je dokładnie. W materiale Agencji Novosti, z lipca 2013 roku, znalazło się zdanie: „(…) Ambasada Polska w Waszyngtonie nie udzieliła komentarza w tej sprawie”. Przy kolejnych publikacjach, np. w „Washington Post”, Ambasada Polski stosowała ten sam schemat działania – brak oficjalnego stanowiska. W dniu 13 listopada 2013 roku, Polska Agencja Prasowa, opublikowała lakoniczną informację w tej sprawie, po lekturze której trudno zorientować się, o co właściwie chodzi. W dniu 14 listopada 2013 roku, Krzysztof Gąsior przesłał mi taki oto opis tej sprawy:

Na początku marca 2013 roku, Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy poprosiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych o pomoc w kradzieży („pozyskaniu”) karabinu wz.38M, który znajdował się w mojej kolekcji od 20 lat. Dyrektorzy i kuratorzy tego muzeum od lat współpracowali z Radosławem Sikorskim w „pozyskiwaniu” eksponatów dla muzeum. Wiele eksponatów „pozyskano” w ten sposób. Dysponuję pełną listą i szczegółami, które chciałem przedstawić podczas rozprawy sądowej. Skoczek i Sikorski wykorzystywali szereg wybiegów prawnych i dyplomatycznych, aby te eksponaty „pozyskać”.  Media otrzymywały wersję „dla naiwnych”, która świetnie się sprawdzała w warunkach polskich. 

Ambasada Polska w Waszyngtonie poprosiła amerykański Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) o skonfiskowanie karabinu z mojej kolekcji. Argumenty użyte przez Sikorskiego dla uzasadnienia konfiskaty były w większości kłamstwami. Bez interwencji Sikorskiego śledztwo DHS trwałoby około dwóch miesięcy i dopiero później karabin by zatrzymano. 8 marca 2013 przed drzwiami mojego domu pojawiło się czterech uzbrojonych agentów DHS ubranych w czarne kamizelki kuloodporne. Zacytowali szereg kłamstw z dokumentu przygotowanego przez Sikorskiego i jego ludzi, z których najistotniejszym był zarzut posiadania skradzionego karabinu. Zdając sobie sprawę z absurdalności tych oskarżeń zdecydowałem się wydać karabin. Agenci DHS nie mieli nakazu sądowego.

Ponieważ od lat współpracowałem („pro bono”) z policją w śledztwach dotyczących unikalnych okazów broni palnej, zdecydowałem się skontaktować bezpośrednio z agentem DHS prowadzącym śledztwo w tej sprawie. Przez następny miesiąc weryfikowałem dla DHS kłamstwa polskiego MSZ i Ambasady Polskiej. Dowiedziałem się, że eksperci Sikorskiego spreparowali fakty dotyczące rzekomej kradzieży karabinów wz.38M ze Zbrojowni nr 2. Dzięki pomocy polskich i amerykańskich historyków i kolekcjonerów broni udało mi się uzyskać dokumenty potwierdzające, że w chwili zajęcia Zbrojowni nr 2 przez Niemców nie było tam już karabinów wz.38M. Pozostałe absurdalne zarzuty polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych udało mi się oddalić w oparciu o książki z mojej prywatnej biblioteki i materiały dostępne w Internecie.

W czerwcu 2013 roku, Stany Zjednoczone wycofały się z pomysłu konfiskaty, stwierdzając że „(…) mają wielkie wątpliwości, kto jest właścicielem karabinu (…)”. Stany Zjednoczone poprosiły sąd o ochronę prawną i sądowe rozstrzygnięcie tytułu własności.

Pozostałe aspekty sprawy zostały opisane w artykułach opublikowanych w „The Washington Times” i „The Washington Post”. Materiały zgromadzone w tej sprawie przez DHS, prokuratora i sąd, są dostępne dla każdego u urzędnika sądowego w Alexandrii, w stanie Wirginia (The United States District Court for the Eastern District of Virginia).

Uważam, że Radosław Sikorski swoim postępowaniem, wyrządził ogromną szkodę Polsce. Sprawa została szeroko nagłośniona przez amerykańskie media. Setki amerykańskich stron internetowych prezentowało krytyczne wobec Polski opinie. Gdyby Sikorski był człowiekiem honoru, to po tej sprawie podałby się do dymisji.

Krzysztof Jerzy Gąsior

Stanowisko Krzysztofa Gąsiora daje do myślenia. Sporny karabin powróci niebawem do Polski i ma być przekazany Muzeum Powstania Warszawskiego. Tak jest zapisane w warunkach ugody. Odezwały się też głosy innych placówek muzealnych, które miałyby ochotę na ten niezmiernie ciekawy eksponat. Czas pokaże jak potoczą się dalej losy tego karabinu na ziemi polskiej.

Cała sprawa odbija się szerokim echem również w innych sferach w USA i Europie zachodniej. Po publikacjach w „Washington Post” wielu kolekcjonerów różnego rodzaju dzieł sztuki, wypożyczających eksponaty ze swoich zbiorów na czasowe wystawy w naszym kraju, wyraziło obawy o swoją własność. Kilku rozważa wycofanie eksponatów z Polski. W oczach opinii społecznej zachodu staliśmy się niewiarygodni.

Na marginesie tej sprawy pojawia się jeszcze jedna smutna refleksja – czy sporna kwota za ów karabin warta była szargania i tak nie najlepszego wizerunku Polski w USA i Europie zachodniej? Zwłaszcza, że taki obrót sprawy był do przewidzenia. Amerykanie rozkochani są we wszelkiego rodzaju zakładach. To jest już część ich kultury. Nieoficjalnie, środowiska prawnicze w Stanach Zjednoczonych, w przypadku odrzucenia ugody i przystąpienia do sporu sądowego, dawały rządowi Polski zaledwie 10% szansy na wygraną.

Tomasz Szczerbicki

Wypowiedź Krzysztofa Gąsiora autoryzowana. 

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758