POLSKA
Like

‘Polska procedura’ – synonim bylejakości

10/08/2013
1083 Wyświetlenia
2 Komentarze
17 minut czytania
‘Polska procedura’ – synonim bylejakości

Czy w służbie zdrowia jest bardziej beznamiętne określenie niż „procedura”? Polska procedura?

Wiele lat temu mieliśmy aferę z mordowaniem pacjentów pavulonem*. Nie czynili tego gangsterzy ani potomkowie rodu Borgiów, ale nasi polscy medycy z pogotowia (sic!) ratunkowego.

Od wielu lat nie ma miesiąca, aby nie wychodziła na jaw jakaś przygnębiająca afera w wykonaniu służby zdrowia, a to poprzez kuriozalne działanie ekipy karetki, a to szokujące wydarzenie na styku ratowników z karetki i z lekarzami szpitala, nie licząc błędów lekarskich już w samych szpitalach.

0


 

Mamy (podobno) świetne polskie procedury i… kolejne skandale. Słowo „procedura” ostatnio brzmi fatalnie, wręcz koszmarnie, a nawet złowieszczo. Jeśli dowiadujemy się, że jakiś pacjent zmarł w zaskakująco dziwny sposób, to zaraz dowiemy się, że „w zasadzie wszystko było zgodne z polskimi procedurami”. W służbie zdrowia słowo „procedura” brzmi niemal jak Holocaust. Szacuje się, że w polskich szpitalach corocznie umiera parę tysięcy rodaków z winy… opiekunów medycznych. Jeśli ktoś zabijał Żydów podczas drugiej wojny światowej, to było to przyjmowane ze zrozumieniem przez społeczeństwo niemieckie, bowiem takie były ówczesne nazistowskie procedury ustalane przez ich upiorne państwo.

Oczywiście skala i zakres nikczemności były znacznie szersze, jednak obecne nasze procedury istnieją dłużej niż Rzesza i – co gorsza – końca koszmarnych wydarzeń opartych (na aktualnych polskich procedurach) nie widać. Ofiary Holocaustu miały poważne obrażenia oraz wielu świadków je widziało, bo zwykle władzom okupacyjnym nie zależało na dyskrecji; istnieje także bogata dokumentacja archiwalna, w tym fotograficzna, podczas gdy ofiary polskich procedur medycznych są niewidoczne, występuje brak dokumentacji i zdjęć, wszelkie drastyczne przypadki są skrzętnie ukrywane, zatem nasze społeczeństwo dowiaduje się jedynie o niewielu takich przypadkach, czyli o samym czubku koszmarnej góry lodowej.

Czy jest jeszcze coś, co my, Polacy, możemy wymyślić w branży niedopracowanych polskich procedur? Myśleliśmy, że już wszystko było? Okazuje się, że nie!

Oto koszmar sprzed miesiąca. Do wypadku doszło 13 lipca 2013, ale szczegóły interwencji pogotowia wypłynęły dopiero na początku sierpnia. Kierowca osobówki zawrócił w niedozwolonym miejscu i wpadł pod nadjeżdżającego tira. Odniósł ciężkie obrażenia i rannego wzięła karetka, w której ratownicy dzielnie walczyli o jego życie podczas jazdy do szpitala.

Jednak w podczas jazdy okazało się, że ciężko ranny kierowca nie żyje. I co w takim przypadku czyni dobrze wyszkolona i wysoce etyczna załoga karetki w państwie położonym w centralnej Europie, w państwie należącym do Unii Europejskiej?

Otóż tu, w centrum Europy, nasi pracujący z wielkim poświęceniem i wielce odpowiedzialni ratownicy, powracają po niemal pół godzinie na miejsce wypadku i z właściwym a oczywistym w Polsce szacunkiem dla zwłok, wystawiają denata przyobleczonego w specjalny (także proceduralny) plastykowy worek przy rozbitych samochodach, co sugeruje, że właśnie tam zginął. Przeciętny polski obywatel w 2013 może być bardziej zszokowany informacją o odwiezieniu zwłok na miejsce wypadku, niż mieszkaniec getta warszawskiego w 1943, kiedy potknął się o zwłoki leżące na ulicy.

Nawet nie wiadomo, jakie miejsce zgonu wpisze lekarz, skoro w rzeczywistości ofiara zmarła w innej miejscowości, niż wydarzył się wypadek. W tego typu przypadkach (a zapewne ich było więcej) mamy sfałszowane miejsca zgonu.

A skoro już system medyczny mógł powiększyć się o dane kolejnej ofiary, to czy karetka nie powinna natychmiast udać się do szpitala, aby umożliwić przekazanie organów oczekującym pacjentom na ten szlachetny dar (po sprawdzeniu, czy ta opcja jest akceptowana przez rodzinę ofiary)?

Co powinna uczynić załoga karetki w przypadku zgonu ofiary podczas jazdy do szpitala? Takie podstawowe pytanie można by zadać podczas zajęć z etyki na akademii medycznej albo na wydziale prawa lub filozofii albo po prostu w szkole na zajęciach z wychowania obywatelskiego. Odpowiedź chyba nasuwa się w oczywisty sposób. Postępowanie naszych ratowników mogłoby zaszokować wielkich humanistów, którzy kładli podwaliny pod współczesne pojęcie etyki – gdyby się dowiedzieli o naszych procedurach lub ich chorych interpretacjach, to poprzewracaliby się w grobach.

Przedstawiciel pogotowia zapewne jako student był wrażliwym obywatelem i świetnym etykiem, ale lata pracy w zawodzie i w systemie rynkowym całkowicie go zdeprawowały – uznał, że „nie ma jasnych reguł postępowania w takich sytuacjach” i że „na pewno nie złamano żadnych przepisów, bo takich przepisów nie ma – postępuje się intuicyjnie”. A intuicję to Słowianie mają oryginalną, więc nie powinno dziwić, że to, co jest dla młodego idealisty oczywiste, dla praktycznego ratownika czy biznesowo nastawionego dyrektora pogotowia już nie jest. Wiadomo nawet dlaczego – młodzi zwykle są idealistami, bo takimi się zwykle rodzimy, ale już weteran a biurokrata ruchu medycznego ma do uwzględnienia wskaźniki rentowności, zatem wrażliwość ludzka znakomicie jest przytłumiona mamoną – ekonomia brutalnie wygrywa z etyką. Intuicyjnie więc postąpiono i wyniesiono denata, układając go przy wraku jego auta, niejako do kompletu.

Ponadto reprezentant służby (prawda, że to dumnie brzmi?) zdrowia twierdzi, że „lekarze z izb przyjęć, wezwani do stwierdzenia zgonu nie chcą tego robić, bo uważają, że to nie należy do ich obowiązków” oraz że „mają trochę racji, bo przepisy nie określają tego jasno”.

Czy istotnie w ćwierć wieku po obaleniu komuny, niemal czterdziestomilionowy naród nie napisał poprawnie paru zdań, które jednoznacznie zdefiniowałyby właściwą procedurę postępowania z człowiekiem, który podczas jazdy do szpitala przeistoczył się w zwłoki?

Ale może tu niepotrzebnie się irytujemy? Może tak jest w całej Unii Europejskiej? Jeśli tak jest w Niemczech i w Holandii, to krzywdzimy naszych prawodawców i medyków, bowiem nasze przepisy i zachowania są wzorowe. Może należałoby zapytać obecnego i paru poprzednich ministrów zdrowia – co sądzą o takich procedurach i czy rzeczywiście są jakieś niejasności, a jeśli tak, to kto je i w jakim kierunku powinien zmienić albo choć wyjaśnić? Może wystarczyłoby pewne procedury po prostu przetłumaczyć z wybranego cywilizowanego języka, np. z maltańskiego? A może przejrzeć procedury kanadyjskie pisane po angielsku i francusku? Są narody, które poświęciły więcej czasu takim zagadnieniom i już dawno dopracowano się bardziej ludzkich procedur. Nie trzeba nic wymyślać, bo to już dawno tam wymyślono – wystarczy przekład na język ojczysty!

Nie wiadomo, czy Rosjanie – to także Słowianie – mają procedury podobne do naszych, ale nie powinniśmy mieć do nich pretensji, jeśli po katastrofie samolotu okazałoby się, że ranni w krytycznym stanie, transportowani karetką do szpitala, byliby zawracani po stwierdzeniu zgonu i składani w eleganckich opakowaniach przy rozbitym samolocie. Gdybyśmy krytykowali Rosjan, to bylibyśmy hipokrytami, bowiem u nas są właśnie takie procedury, jeśli wierzyć niektórym fachowcom… Ale gdyby tak postąpili po katastrofie pod Smoleńskiem, to ilu z nas uznałoby to jednak za skandal i ilu z nas uznałoby Rosję za dziki kraj? Gdyby zebrać wszystkie skandaliczne przypadki zaistniałe w omawianej dziedzinie, to może Polskę należałoby uznać za dzikie państwo?

Prawdopodobnie ktoś w końcu wpadnie na pomysł zastosowania specjalnych młynków, które obecnie stosuje się pod zlewami – co tam wpadnie lub spłynie, to jest poszatkowane. Takie urządzenie zainstalowane w karetce pozwalałoby na niezwłoczne przetarcie jeszcze ciepłego denata i wtłoczenie (po odwirowaniu i odparowaniu) go do małej poręcznej estetycznej urny, która byłby praktyczną niespodzianką dla rodziny wręczaną razem z informacją o zgonie. Zamiast skremowanego obywatela do formy prochu – koncentrat w szczelnym pojemniku, oczywiście z wymaganym certyfikatem. I co najważniejsze – taka karetka jest natychmiast do dyspozycji jeszcze żywych obywateli, którzy nie mogą doczekać się na przyjazd nowoczesnej karetki i nie obchodzi ich los denata, ale ich własny.

Kłopot jedynie z tym, że mogliby poszatkować jeszcze żywego człowieka, bo kto ma ocenić, czy żyje? Kierowca czy ratownik, którzy premiowani są za zaradność? Ale to drobiazgi, które zostaną z pewnością doprecyzowane.

Okazuje się, że w przypadku zgonu w karetce i dłuższego przebywania denata, konieczna jest (zgodnie z procedurą) długotrwała dezynfekcja, co oczywiście wyłącza pojazd z eksploatacji, podraża koszty a kolejni pacjenci przecież oczekują na ratunek. Jeśli ciała są odwożone na miejsce wypadku, aby uniknąć tej kłopotliwej procedury, to przecież jest to pewnego rodzaju zafałszowanie rzeczywistości w celu ominięcia kosztów procedury, która jest przecież czymś podyktowana, zatem taki proceder powinien zostać zbadany przez prokuraturę.

Powyższe istniejące procedury oraz zaproponowane rozwiązania należy przedstawić w Brukseli jako wzorcowe i godne naśladowania w całej Unii. W końcu mamy III tysiąclecie i nie można sobie pozwolić na to, aby były przestoje drogich karetek i prowadzone kosztowne dezynfekcję. Zapewne Bruksela przyzna dyplom i natychmiast odnowi ISO dla Ministerstwa Zdrowia. A przy okazji – co o opisanym przypadku sądzi paru ostatnich ministrów zdrowia? I w jaki sposób traktować zwłoki posła, senatora, ministra? Podobnie, czy jednak nie przesadzać z konstytucyjną równością?

Piękne słowo „procedury”. A prawda jest taka, że interpretatorzy tych procedur to bezmózdzy Polacy. Hańba dla Polski i wielka skaza na naszych ideałach! Nie można się oprzeć wrażeniu, że gdyby Polska była zaanektowana przez Francję lub Austrię, to mielibyśmy procedury cywilizowane i nie byłoby takich skandali. Być może aneksja od strony wschodniej dałaby nam jeszcze gorsze procedury.

Może amerykański ambasador wyjaśniłby tę kwestię – gdyby w 1963 postrzelony prez. J. F. Kennedy zmarł w karetce w drodze do szpitala, to czy ich procedury dopuszczały odwiezienie prezydenta na miejsce zamachu?

Po wpisaniu do wyszukiwarki pytania „czy to skandaliczne zachowanie ratowników?”, mamy odpowiedź – 70% rodaków uważa, że tak, 30% – nie. I to nas umieszcza w europejskiej tabeli wrażliwości na pewnym pułapie – czy nas satysfakcjonującym?

Były wiceminister zdrowia, Bolesław Piecha, należy do większości – uważa, że „z takim bezdusznym postępowaniem mamy w polskiej służbie zdrowia coraz częściej do czynienia”. Twierdzi, że „ratownicy powinni wykazać się zdrowym rozsądkiem i odwieźć zmarłą ofiarę wypadku do szpitala”.

Zasady postępowania ze zwłokami określa rozporządzenie Ministra Zdrowia z 7 grudnia 2001 w sprawie postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi (Dz.U.01.153.1783), wydane na podstawie art. 20, ust.3 ustawy z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (Dz.U.00.23.295 z późn. zm.). Z tego dokumentu wynikają następujące zasady postępowania:

– zwłoki niezwłocznie po zgonie umieszcza się w miejscu możliwie chłodnym i zabezpiecza przed możliwością uszkodzenia,

– w celu wstrzymania rozkładu zwłok dozwolone jest stosowanie zabiegów utrwalających,

– razie zgonu na choroby zakaźne, o których mowa w art. 9 ust. 3a ustawy, stosuje się dodatkowe środki ostrożności,

– przewożenie zwłok jest dozwolone specjalnie do tego celu przeznaczonymi środkami przewozowymi.

Pomijając niefortunną frazę „zwłoki niezwłocznie po zgonie” można dostrzec konflikt pierwszego i czwartego tiretu (tak – wg mnie – to słowo, które obecnie nie jest deklinowane, powinniśmy odmieniać). Z jednej strony zwłoki powinny być przewiezione natychmiast, z drugiej jednak powinny być przewiezione specjalnym pojazdem, a to oznacza, że karetka zawiezie zwłoki znanego polityka lub słynnego aktora na podstawie pierwszego tiretu, ale nie zawiezie zwykłego obywatela na podstawie czwartego. I za ten skandal odpowiada nasze Państwo, i to od wielu lat! Może studenci w ramach ćwiczeń z logiki oraz na podstawie swej wrażliwości zaproponują rządowi zmianę tego przepisu?

Może zamiast frazy „polska gospodarka” (o ujemnej konotacji) należy mówić teraz o „polskich procedurach”? Oto były oficer Wojska Polskiego (po skomplikowanej operacji) musiał opuścić ośrodek dla bezdomnych, bo zabrakło mu pieniędzy na opłaty, więc od kilku dni mieszka w lesie. Prezes schroniska podaje się do dymisji, bowiem nie zgadza się z jego eksmisją, ale nowy zarząd ośrodka podkreśla, że wszystko dzieje się w zgodzie z procedurami. Bezdomny zaś uważa, że takie prawo może jest sprawiedliwe, ale na pewno nie jest ludzkie.

Czekamy teraz na opinie dotyczące naszych (podobno humanitarnych) procedur – co na to władza państwowa i kościelna? Czy wyrażą swoje opinie lub oburzenie? A może zaproponują jakieś zmiany?

Po zawieszeniu na poznańskim stadionie transparentu z tekstem „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem” skandalem tym zajmie się UEFA, zatem czekamy na stanowisko UE w sprawie polskich procedur postępowania ze zwłokami osób zmarłych w karetkach pogotowia ratunkowego. Może MSZ lub Ministerstwo Zdrowia sporządzi raport z wydarzenia i prześle do stolicy Unii?

* – Wikipedia (Afera „łowców skór”) podaje nazwiska czterech medyków skazanych na pobyt w więzieniu

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758