SPOŁECZEŃSTWO
1

Polska bomba atomowa to nie był mit. Prawie ją mieliśmy. Przeczytaj – przeżyjesz szok

12/02/2019
1850 Wyświetlenia
0 Komentarze
19 minut czytania
Polska bomba atomowa to nie był mit. Prawie ją mieliśmy. Przeczytaj – przeżyjesz szok

Pod koniec lat 1970. Polska posiadała zaawansowany program, w wyniku którego istniała realna możliwość zbudowania bomby atomowej.

0


POCZĄTKI POLSKIEGO PROGRAMU ATOMOWEGO

Pod koniec lat 1970. istniał program jądrowy PRL. Realizowany był przez placówki naukowe, w tym Wojskową Akademię Techniczną Był on na takim etapie zaawansowania, że wkrótce Polska mogła posiadać własną bombę atomową. Głównym konstruktorem i pomysłodawca tego programu był profesor Sylwester Damazy Kaliski – rektor komendant Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, który w ciągu zaledwie 6 lat, dołączył Polskę do ekskluzywnego klubu państw, prowadzących badania nad kontrolowaną fuzją termojądrową.

5 sierpnia 1978 r. w niewyjaśnionych okolicznościach ginie on w wypadku samochodowym między Bobolicami, a Koszalinem. Niebieski Fiat 132 Mirafiori na warszawskich numerach rejestracyjnych skręca nagle w prawo, przejeżdża przez płytki rów, ścina drewniany slup linii telefonicznej, niewielką sosnę i zatrzymuje się na kolejnym drzewie. Z rozbitego auta ratownicy wyciągają 53-letniego kierowcę z ciężkim urazem głowy oraz towarzyszącą mu kobietę. Sześć tygodni później, nie odzyskawszy przytomności, mężczyzna umiera w warszawskim szpitalu wojskowym.

CZY POLSKA MOGŁA BYĆ POTĘGĄ ATOMOWĄ?

Mając 42 lata, Sylwester Damazy Kaliski został rektorem komendantem Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Profesorem WAT jest już od 9 lat, generałem – od roku. Jego błyskawiczna kariera nie ma sobie równych. Kaliski to nie tylko wybitny teoretyk w wielu dziedzinach, ale i praktyk o niespożytej energii i nieco awanturniczym charakterze. Jego nową naukową pasją, jak podają dostępne źródła, stały się nowatorskie wówczas eksperymenty z kontrolowaną fuzją (syntezą) termojądrową. Prowadziło je w tym czasie jedynie pięć państw – USA, ZSRR, Francja, Niemcy i Japonia. Do tego klubu Kaliski postanowił dopisać Polskę.

Badania nad fuzją termojądrową, jak podają źródła, trwały od wielu lat. W USA i ZSRR używano do tego niebywale drogich instalacji zwanych Tokamak i Stellara – tor, jednak do sukcesu, czyli połączenia lekkich jąder atomowych i uwolnienia w ten sposób energii, droga była wciąż daleka. Jeszcze bardziej odległą przyszłością wydawało się przeprowadzenie tzw. eksperymentu krytycznego, w którym ilość energii wyzwolonej w wyniku kontrolowanej fuzji będzie równa energii zużytej do jej przeprowadzenia. Nie przejmując się tym, Kaliski rozpoczął podobne badania, zaczynając od zera.

Badania nad kontrolowaną syntezą termojądrową oficjalnie miały charakter pokojowy – skutki fuzji niekontrolowanej były w końcu znane od wybuchu i pierwszej amerykańskiej bomby wodorowej na atolu Eniwetok w listopadzie 1952 r. Celem fuzji kontrolowanej było stworzenie źródła taniej, czystej i praktycznie niewyczerpanej energii. Kaliski prowadził więc swoje badania w sposób całkowicie jawny, publikując ich wyniki nie tylko w specjalistycznych czasopismach w kraju i za granicą, ale także w książkach własnego autorstwa. Pierwsze teoretyczne publikacje na ten temat ukazały się w 1969 r., a już kilka miesięcy później na WAT rozpoczęły się eksperymenty nad syntezą laserową. Lasery były w tym czasie technologicznym „krzykiem mody”, umożliwiającym wprowadzenie badań nad syntezą termojądrową na zupełnie nowy poziom. Dzięki nim stało się możliwe podgrzanie plazmy, w której miała zajść reakcja, do wielu milionów stopni w czasie zaledwie kilku nanosekund. Jednak aby to osiągnąć, potrzebne były drogie lasery o wielkiej mocy. PRL nie było stać na taki zakup.

POLSKA BROŃ ATOMOWA

Kaliski, jak podają źródła, postanowił więc wynaleźć tańszy sposób na przeprowadzenie syntezy termojądrowej. Istotą jego koncepcji stał się układ typu „focus-laser”, w którym gaz był podgrzewany do bardzo wysokiej temperatury za pomocą silnych wyładowań elektrycznych, a dopiero wtedy „ostrzeliwany” promieniami lasera, dzięki czemu jego moc mogła być znacznie mniejsza. Była to oryginalna, polska koncepcja. Skonstruowaniem odpowiedniego lasera zajął się zespół Zbigniewa Puzewicza, specjalisty z WAT. Już w połowie lat 1960. Puzewicz budował lasery wykorzystywane w systemach kierowania ogniem czołgów, systemach ostrzegania oraz naprowadzania rakiet. „Focusem” zajęli się specjaliści z Instytutu Badań Jądrowych w Świerku.

Pierwszy, udany eksperyment mikrosyntezy termojądrowej przeprowadził Związek Radziecki. W warunkach laboratoryjnych, osiągnięto temperaturę niemal jak na Słońcu – 10 mln kelwinów – której towarzyszyło silne promieniowanie neutronowe. Wkrótce, to samo udało się Amerykanom, a następnie Francuzom, Niemcom i Japończykom. Jednak w tych krajach badania prowadzono od lat 1950., przeznaczano na nie ogromne środki. Tym większe było zaskoczenie naukowców na całym świecie, kiedy w kwietniu 1973 r. Polska ogłosiła, że jako szóste państwo dokonała kontrolowanej mikrosyntezy termojądrowej. „Eksperyment Focus”, przeprowadzony zaledwie 6 lat po rozpoczęciu przez Kaliskiego pierwszych teoretycznych przygotowań, otwierał przed nim drogę do światowej sławy. I doskonale wpisywał się także w nową epokę w dziejach PRL.

Wyniki badań Kaliskiego i jego zespołu z początku lat 1970. były w większości jawne i publikowane w czasopismach, o tyle wiele eksperymentów jednak, przeprowadzone eksperymenty naukowe po 1975 r. zostało utajnione. W tym czasie profesor był również pilnie obserwowany przez wojskowy kontrwywiad. Nad czym wówczas pracował? Już w 1974 r. na Wojskowej Akademii Technicznej powstała koncepcja, by zamiast wyładowań elektrycznych w układzie „focus-laser” do podgrzania i koncentracji plazmy wykorzystać materiały wybuchowe. Początkowo myślano o nich jako o sposobie na tzw. wybuchową prekompresję, umożliwiającą obniżenie mocy lasera niezbędnego do zapoczątkowania syntezy termojądrowej nawet o 50 proc., prof. Kaliski doszedł jednak do wniosku, że być może laser w ogóle nie będzie potrzebny. A to oznaczało wejście badań na zupełnie nowy etap.

POLSKA BOMBA MIAŁA BYĆ O WIELE TAŃSZA

Kaliski nieźle, jak wiadomo z dostępnych źródeł, znał się na materiałach wybuchowych. Jako ekspert od budownictwa, niejednokrotnie badał skutki fali uderzeniowej na konstrukcje naziemne i podziemne, za co otrzymał nawet nagrodę ministra obrony narodowej. Wykorzystał tę wiedzę przy szukaniu taniego sposobu na uzyskanie syntezy termojądrowej, analizując techniki kumulacji fali i uderzeniowej w układzie zamkniętym. Opracowany w latach 1975-1977 w Instytucie Fizyki Plazmy i Laserowej Mikro- syntezy stożkowy układ kumulacyjny umożliwił osiągnięcie ciśnienia 40 mln atmosfer – najwyższego, jakie udało się kiedykolwiek uzyskać w ciele stałym przy użyciu materiałów wybuchowych. Kaliski doszedł do wniosku, że jest w stanie wywołać syntezę termojądrową wyłącznie za pomocą klasycznej eksplozji – 1000 razy taniej niż z użyciem lasera. Przeprowadzone eksperymenty potwierdziły jego przypuszczenia. W 1977 r. Polska stała się zatem pierwszym na świecie krajem, któremu udało się przeprowadzić fuzję termojądrową za pomocą czystego, nieatomowego wybuchu. Oznaczało to, że teoretycznie można zbudować bombę wodorową, nie dysponując wcześniej bombą atomową, spełniającą dotychczas przy wybuchu rolę zapalnika. Przy czym bomba ta byłaby o wiele tańsza i „czystsza”, ponieważ w wyniku jej eksplozji nie powstawałby radioaktywny uranowy lub plutonowy opad. Również posiadanie tych pierwiastków, a także technologii ich wzbogacania, nie było potrzebne do stworzenia broni masowego rażenia. Deuter i tryt niezbędne do fuzji termojądrowej są stosunkowo łatwe do uzyskania (deuter jest m.in. składnikiem wody morskiej). Wiadomo nawet, jak taka bomba mogłaby wyglądać – przypominałaby złączone podstawami stożki wypełnione silnym materiałem wybuchowym, w których środku znajdowałby się niewielki pojemnik z deuterem lub trytem.

CZY W BIESZCZADACH MIAŁA ODBYĆ SIĘ PRÓBA ATOMOWA?

Kaliski był częstym i chętnie przyjmowanym gościem Edwarda Gierka. Potwierdzają to były szef sekretariatu PRL-owskiego przywódcy Jerzy Waszczuk, a także Czesław Kiszczak, szef wywiadu wojskowego w latach siedemdziesiątych. Temat polskiej broni termojądrowej cały czas tkwił w głowie I sekretarza, umiejętnie podsycany kolejnymi nowinkami, przynoszonymi przez rektora Wojskowej Akademii Technicznej – człowieka o wielkiej sile przekonywania oraz ogromnej charyzmie. Czy była to tylko gra mająca na celu zdobycie większych środków na eksperymenty naukowe prowadzone na wojskowej uczelni, czy też Kaliski i Gierek naprawdę wierzyli, że Polska wkrótce może mieć własną bombę termojądrową?

O tym, że wierzył w to Gierek, ma świadczyć pytanie, które pierwszy sekretarz zadał Bogdanowi Neyowi, profesorowi PAN i specjaliście od geodezji inżynieryjnej: „Czy możliwe byłoby przeprowadzenie próbnego wybuchu, np. w Bieszczadach, w taki sposób, by nie dowiedzieli się o nim towarzysze radzieccy?”. Prof. Puzewicz, który pośrednio potwierdził tę wersję, zastrzegł jednak, że nie mogło być w ogóle mowy o próbnej eksplozji bomby wodorowej, a co najwyżej zdetonowaniu ładunku wybuchowo-termojądrowego większego, niż było to możliwe w warunkach laboratoryjnych. Chociaż do takiej próby nigdy nie doszło, a prace nad wybuchową syntezą termojądrową nie wyszły poza eksperymenty przeprowadzane w Instytucie, historia „polskiej bomby wodorowej” obrosła przez lata legendą. Jej zwolennicy podają nawet miejsce planowanej próbnej eksplozji – szyb wywiercony na bezludnych terenach na północ od szosy łączącej Lesko i Ustrzyki Dolne. Potwierdzeniem mają być tajemnicze badania geologiczne, prowadzone tam pod koniec lat 1970. pod pretekstem poszukiwań ropy i gazu.

Tyle tylko, że podziemnego wybuchu, tuż przy granicy ze Związkiem Radzieckim, według zgodnych opinii ekspertów – w żaden sposób nie dałoby się ukryć przed okiem „wielkiego brata”. A posiadanie nawet kilku bomb termojądrowych nie oznaczało jeszcze uniezależnienia od Moskwy, która miała ich tysiące. Gen. Kiszczak uważał, że na własny program nuklearny Polski zwyczajnie nie było wówczas stać. Również sam Gierek nigdy nie potwierdził, że Polska miała takie plany. Jednak informację, że Kaliski mógł zginąć ponieważ był bliski skonstruowania nowej broni, ujawnił niedługo przed śmiercią Piotr Jaroszewicz, premier PRL w czasach Gierka.

DLACZEGO MUSIAŁ ZGINĄĆ KALISKI?

„Mam pewność, że generał Kaliski nie zginął przypadkowo, że zadziałał mechanizm powiązań handlowo-wywiadowczych” – powiedział Jaroszewicz w wywiadzie udzielonym Januszowi Rolickiemu, na początku lat 1990. Nic więcej nie chciał dodać. Co oznaczały te słowa? Sam Jaroszewicz został brutalnie zamordowany w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w swoim domu w Aninie. Sprawców zbrodni nie wykryto, nie ustalono też jej motywów. Słowa „system powiązań handlowo-wywiadowczych” wskazują na ludzi ze służb PRL, którzy brali udział w kupowaniu nowoczesnych technologii, omijając amerykańskie embargo. A jeśli pracowali na dwie strony? Czy możliwe, że zaoferowali służbom innego kraju wykradzenie i sprzedaż opracowanych przez Kaliskiego technologii? A może on sam to zaproponował? Czy też służby wywiadowcze któregoś z mocarstw stwierdziły, że polskie badania zaszły za daleko i zagrażają kruchej równowadze sił w podzielonym przez zimną wojnę świecie? Profesor-generał był przecież nie tylko teoretykiem i autorem przełomowych eksperymentów, ale też posiadaczem patentów z wielu dziedzin (od budownictwa po system wzmacniania ultra – i hiperdźwięków w półprzewodnikach, wykorzystywany m.in. w telewizji).

Profesor Kaliski doskonale wiedział, w jaki sposób przełożyć teorię na praktykę. Jego utajnione szkice i opisy mogły być gotowym schematem konstrukcji, ale właśnie, czego? Ponieważ prowadzone badania łączyły wiedzę z różnych dziedzin, ewentualnych odpowiedzi może być wiele. Pierwsza zakłada, że chodziło jednak o schemat nowej taniej broni masowego rażenia. Uruchamianej za pomocą zwykłego materiału wybuchowego bomby wodorowej lub neutronowej, czyli takiej, która przy stosunkowo małej sile eksplozji emituje śmiercionośne promieniowanie, zabijające ludzi w promieniu kilku kilometrów. Bomby neutronowe, ale odpalane za pomocą ładunku atomowego, pod koniec lat 70. miały tylko USA, jednak w latach 1980. broń taką uzyskały też ZSRR, Francja i Chiny. Czy konstruktorzy z tych krajów korzystali z technologii podobnej do tej, jaką opracował prof. Kaliski? Nie wiadomo.

Druga odpowiedź jest taka, że być może jednak chodziło o broń konwencjonalną, ale o wyjątkowo dużej sile rażenia. Ubocznym skutkiem badań nad wybuchową syntezą termojądrową było bowiem wynalezienie nowych technik kumulacji fali uderzeniowej w układach cylindrycznych, które idealnie nadają się do zastosowania w pociskach, służących do przebijania grubych stalowych pancerzy czołgów czy stalowo-betonowych umocnień. Mogło też chodzić o broń o charakterze defensywnym, np. system obrony przeciwrakietowej, wykorzystujący zarówno lasery, jak i antyrakiety wyposażone w ładunki kumulacyjne. Plany budowy takiej broni zostały ogłoszone przez prezydenta USA Ronalda Reagana w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej SDI w 1983 r., pięć lat po śmierci generała Kaliskiego. A jeśli żadna z tych odpowiedzi nie jest prawdziwa, żadna superbroń nie została opracowana, a śmierć Kaliskiego była rezultatem zwykłego nieszczęśliwego wypadku?

Ostatni taki eksperyment przeprowadzono w Warszawie w 1981 r. Do dziś zresztą nie udało się nikomu podgrzać plazmy w taki sposób, by uzyskać stabilne, trwałe źródło energii: pierwszy termojądrowy reaktor wciąż jest na etapie projektu. Przekroczenie eksperymentu krytycznego, czyli uzyskanie z syntezy większej ilości energii, niż została zużyta do jej wywołania, udało się przeprowadzić amerykańskim naukowcom z Kalifornii dopiero w lutym tego roku. Może więc badania prowadzone przez profesora Kaliskiego nie miały sensu i były wyłącznie wynikiem jego próżności? Czy może, gdyby żył, znaleźlibyśmy się w awangardzie krajów, zajmujących się energią termojądrową zarówno na płaszczyźnie cywilnej, jak i wojskowej?

Odpowiedzi na te pytania już nie poznamy. Na pocieszenie zostaje nam fakt, że 40 lat temu, przez krótki czas, dzięki jednemu człowiekowi, Polska była w naukowej elicie krajów, zajmujących się najtrudniejszymi zagadnieniami fizyki i miała w tej dziedzinie swoje własne, oryginalne osiągnięcia.

0

dziennikarzobywatelski https://dziennikarzobywatelski.blogspot.com/2023/05/bohaterowie-rzeczypospolitej-ostatni.html

" Patriotą się jest lub się bywa, bywają ci dla których interes własny jest ważniejszy od ojczyzny" - Rotmistrz Witold Pilecki. Patriotyzm to nie słowo, to godność bycia Polakiem. Dziennikarz obywatelski, wnuk Żołnierza Wyklętego.

129 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758