Leszek Miller ponoć trafnie odczytuje dziejowe wiatry. Obecnie odczytał, że wiatr nie wiał w żagiel debaty o demokracji w Polsce i bezpiecznie pozostał pod pokładem. Onegdaj równie trafnie odczytał wiatr dziejowy, który przynosił smrodek z dalekiego wschodu. Tak trafnie, że próbował ten smrodek zutylizować zgadzając się na amerykańskie „róbta co chceta” z podejrzanymi o terroryzm na terenie naszej jabłkowej republiki. Wynagrodzenie za tę „dżentelmeńską” przysługę odebrał w walizce. W końcu dżentelmenom nie są potrzebne, jakieś komplikujące sprawę międzynarodowe umowy i bankowe przelewy pozostawiające niewygodne ślady.
I nawet ostatnio wiatr dziejowy nie wytrącił Leszka z pionu. Pełen smutku i skruchy przyznał, że zgadzając się na pozakonstytucyjny wybór sędziów TK w przededniu wyborczej porażki PO dał się… kupić. Rozumiemy jednak, że PO, która w przeciwieństwie do amerykańskich służb wywiadowczych jest zagrożona niewypłacalnością nie przyniesie nic w walizce, więc Leszek przyznał się bez żenady, bo nie zamierza wyjść na wsioka, który nie potrafi zadbać o interes własny. Na tym akcie politycznej dobrej woli będzie można zbić jakiś kapitał. Tak, czy inaczej wyjdzie na swoje. Ale tak to już jest w polityce jabłkowej republiki – w parze ze skruchą nie idzie pokuta.
Z pozdrowieniami Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
3 komentarz