Pismo przewodnie Gazety Wyborczej do pewnego czytelnika z Gdyni w związku z przesłaniem mu książki Stanisława Remuszki o tejże Gazecie. Czytelnik ten zawodowo para się dezynsekcją. O Luby i Najmilszy mój Kochaneczku ! Leżę sobie rozkosznie na atłasowym mebelku, co sze – zląk i delektuję się codzienną porcyjką honorów, medali,wyniesień pod niebiosy oraz dyskretnych zaproszeń do obitych wodogłowiem ( och, pardon – oczywiście złotogłowiem inkrustowanym w pomarańczowe diabełki) lóż i ażurowych buldożerów ( tfu – oczywiście różowych buduarów). Oczyma duszy, której, jak dobrze wiemy, wcale nie ma ( och, nie powtarzaj tego w tym ciemnym kraiku) dostrzegam Twój zwalisty tors a nad nim rozchylone moje niecierpliwe karteczki spływajace na Ciebie codzienną porcyjką inteligentnych i kompletnych pieszczot pociągnietych subtelną kreską czcionki. Twoja bezgraniczna […]
Pismo przewodnie Gazety Wyborczej do pewnego czytelnika z Gdyni w związku z przesłaniem mu książki Stanisława Remuszki o tejże Gazecie.
Czytelnik ten zawodowo para się dezynsekcją.
O Luby i Najmilszy mój Kochaneczku !
Leżę sobie rozkosznie na atłasowym mebelku, co sze – zląk i delektuję się codzienną porcyjką honorów, medali,wyniesień pod niebiosy oraz dyskretnych zaproszeń do obitych wodogłowiem ( och, pardon – oczywiście złotogłowiem inkrustowanym w pomarańczowe diabełki) lóż i ażurowych buldożerów ( tfu – oczywiście różowych buduarów).
Oczyma duszy, której, jak dobrze wiemy, wcale nie ma ( och, nie powtarzaj tego w tym ciemnym kraiku) dostrzegam Twój zwalisty tors a nad nim rozchylone moje niecierpliwe karteczki spływajace na Ciebie codzienną porcyjką inteligentnych i kompletnych pieszczot pociągnietych subtelną kreską czcionki.
Twoja bezgraniczna wierność dochowana też w czasie pobytów zagranicznych wzbudza moją nieustającą ( Psia krew! To chyba jakieś słowo katolickie) to znaczy wieczną ( no nie, to znowu jakiś klerykalizm) a zatem do imentu rozwydrzoną ( to już lepiej) chuć ( całkiem dobrze) wynagrodzenia tylu lat Twego zapamiętania w opętaniu anankastycznym na punkcie mego upojnego wizerunku.
A więc przybyszewskiwam ja do Ciebie choćby delikatnym muśnięciem listu, bo kromie podziękowań powab mój o radę Cię prosić zapotrzebowuje i o podporę silnym Twym ramieniem utyskuje. Moje wszędobylskie reportery wiedzą już atoli, żeś Ty postrachem dzielnicy i samegoś Taboreta zdetronizował.
Bo widzisz, jakaś parszywa wesz wizerunki me na ołtarzach sapiencji wielbione i czczone notorycznie obsrywa i obszczywa.
Gnida ta rozgniatana raz po raz mym tłustym paluszkiem nijak rozgnieść się da kańca sprawić nie daje.
Oczywiście nikt prawie o niej nigdy nie slyszał i nawet Tadzio Toruńczyk ma tyle oleju w zatęchłym łebku, że nie waży się wieści o niej rozgłaszać. ( Wiesz ,może się nawet kiedyś z nim przejadę jedną z jego karoc i koniaczka strzelimy), ale pluskwa ta ogródkiem i tak tu i ówdzie potrafi się przemknąć.
Poradź więc mi Ty mój nieugięty rycerzu, jak mam się jej pozbyć – tej przebrzydłej remuszki. Wszak Tyś nestor walki najdzielniejszej z wszelką zarazą. Pomóż i nie zawiedź.
A książki czytać się nie waż ani ociupinkę, bo nie tylko łapy ale i uszy mam długie.
Twoja ukochana GAZIA
PS. Taboret to niegdysiejszy słynny, gdyński zabijaka