Bez kategorii
Like

Piraci z Karaibów?

30/01/2011
554 Wyświetlenia
17 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Parę dni temu media doniosły o kolejnym porwaniu statku, którego kapitanem jest Polak. I podobnie jak poprzednim razem, gdy w 2008 roku w "Faktach" TVN zobaczyłem materiał o dwóch polskich oficerach – kapitanie saudyjskiego tankowca i jego zastępcy – będących wraz z załogą ofiarami ataku somalijskich tzw. piratów, kompletnie nie potrafię zrozumieć przyczyn występowania tego zjawiska w XXI wieku. Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń, raczej nie ma obaw co do zagrożenia dla życia czy zdrowia załogi, piraci nie są przecież idiotami. Są natomiast bardzo sprytnymi ludźmi, którzy wykorzystując dziwaczną, wyglądającą czasem na zamierzoną, bezradność wobec tego problemu armatorów wynajmujących statki do transportu dóbr wszelakich, dorabiają się ciężkich milionów dolarów z okupów. W samym roku 2008 było to 30 mln dolarów […]

0


Parę dni temu media doniosły o kolejnym porwaniu statku, którego kapitanem jest Polak. I podobnie jak poprzednim razem, gdy w 2008 roku w "Faktach" TVN zobaczyłem materiał o dwóch polskich oficerach – kapitanie saudyjskiego tankowca i jego zastępcy – będących wraz z załogą ofiarami ataku somalijskich tzw. piratów, kompletnie nie potrafię zrozumieć przyczyn występowania tego zjawiska w XXI wieku.

Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń, raczej nie ma obaw co do zagrożenia dla życia czy zdrowia załogi, piraci nie są przecież idiotami. Są natomiast bardzo sprytnymi ludźmi, którzy wykorzystując dziwaczną, wyglądającą czasem na zamierzoną, bezradność wobec tego problemu armatorów wynajmujących statki do transportu dóbr wszelakich, dorabiają się ciężkich milionów dolarów z okupów. W samym roku 2008 było to 30 mln dolarów amerykańskich, a o ilu okupach nie poinformowano?

W materiałach agencyjnych temat ilustrowany jest  m.in. zdjęciami zarejestrowanymi podczas jednego z takich ataków – do giganta o rozmiarach przeciętnego podmiejskiego lotniska, wystającego nad wodę na dobre 8-10 pięter, podSirius Starpływa jakaś łupina – dosłownie łódka z silnikiem! – w której 6-8 uzbrojonych w lekką broń ręczną (zwykle AK-47 plus jakiś granatnik przeciwpancerny) czarnoskórych półnagich dzikusów wrzeszcząc i strzelając wymusza na załodze zatrzymanie statku i wkracza na pokład. Potem już posłuszny kapitan kieruje statek do wskazanego portu w Somalii, gdzie ładunek zostaje szczegółowo przeszukany i rozszabrowany. Nic nowego, nie takie rzeczy przecież kapitan Jack Sparrow robił… 

Nie mieści mi się tylko w głowie, JAKIM CUDEM armatorzy dopuszczają, by statki transportujące fracht o wartości idącej często w setki milionów dolarów, nie miały ŻADNEJ OCHRONY?

Rozbrajające wypowiedzi co poniektórych kapitanów takich statków, że czasem udaje im się ustnie zniechęcić piratów do wejścia na pokład, są dowodem, że:

  • albo problem faktycznie nie istnieje i że te "porwania" są dobrą i zaplanowaną metodą dofinansowywania watażków somalijskich,
  • albo że kapitanowie ci, wespół ze swymi zleceniodawcami, odznaczają się specyficzną formą zidiocenia.

Przychodzi mi do głowy jeszcze opcja trzecia, że ubezpieczalnie zwracają straty poniesione przez armatorów w trakcie w/w ataków piratów, ale to chyba zbyt oczywiste…  

Tak czy owak – kompletnie tego nie rozumiem. Przypominam sobie, że w końcowej części materiału TVN  odpowiedzialny za bezpieczeństwo i rozsądny kapitan wyraził opinię, iż na statkach pływających po niebezpiecznym akwenie (tu: Jemen-Somalia) powinna znajdować się uzbrojona ochrona, tym bardziej, że legalne władze Somalii od lat praktycznie bezskutecznie wołają o pomoc w zwalczaniu piratów.

To wszystko jest po prostu kompletnie śmieszne.

Przecież w przypadku frachtu np. ropy, wartej – jak w porwanym  w 2008 roku tankowcu Sirius Star – ponad 100  mln dolarów, wydanie kilkudziesięciu tysięcy dolarów na grupkę 5-6 dobrze wyposażonych i wyszkolonych najemników, uprawnionych do użycia wszelkich środków w celu zapewnienia ochrony otoczonemu opieką okrętowi, jest kwotą ŻAŁOŚNIE śmieszną! Biorąc pod uwagę, że statki – jak stwierdził jeden z indagowanych kapitanów – pływają w konwojach, to koszty te rozłożyłyby się przecież na większą liczbę  jednostek. Ba, na większości statków transportowych znajdują się lądowiska helikopterów – jeden śmigłowiec, uzbrojony w szybkostrzelne działka Gatlinga i rakiety powietrze-woda byłby w stanie spuścić napalonym piratom taki łomot, że nawet najmniejsze rekiny nie miałyby szans nażreć się spalonymi strzępkami, opadającymi wolno na dno oceanu… Przy takim zabezpieczeniu konwoju oraz utrzymywaniu na każdym z okrętów dobrze uzbrojonych (np. w M134 Minigun i Stingery czy francuskie Mistrale w wersji morskiej) trzech-czterech ludzi problem piratów zostałby szybko i krwawo załatwiony.

Innym rozwiązaniem, choć droższym, byłoby zabezpieczenie konwoju szybką korwetą uzbrojoną w rakiety woda-woda średniego zasięgu – przy odrobinie samozaparcia nikt i nic nie byłby w stanie nieproszony podpłynąć bliżej niż na 20 km.

Proste? Widać nie. Łatwiej ryzykować życiem załogi i frachtem wartym kilkanaście-kilkadziesiąt-kilkaset milionów dolarów niż odżałować parę groszy i zapewnić ochronę.

Ostatnimi czasy sprawą dość skutecznie zainteresowały się marynarki wojenne kilku państw, m.in. USA, Indii, Japonii czy Wlk.Brytanii, chcące praktycznie przetestować swoje możliwości techniczno-operacyjne, jednak porwania ciągle się zdarzają. Tymczasem impotencja armatorów w tym zakresie każe domniemywać, że to tylko nam – szaraczkom – piractwo wydaje się być poważnym problemem. Wszystko oczywiście do czasu, gdy w ręce piratów wpadną nowoczesne czołgi, śmigłowce i rakiety (uprowadzono kiedyś na wodach somalijskich ukraiński transport nowiutkich 30 czołgów), którymi się "podzielą" z jakimś oddziałem NATO czy ONZ w Czadzie albo innym Sudanie…

Wtedy będą flagi, ordery, łzy i zgrzytanie zębów, po czym wszystko wróci do normy…

 

 

0

MisQot

Czuje sie jak Basil Fawlty.

65 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758