Bez kategorii
Like

Paskudna abstrakcja, błogosławione złorzeczenie i zagubione zero

09/03/2011
319 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

      W jednym z klasycznych już dziś wierszy, Pan Cogito zastanawia się nad czymś, co Zbigniew Herbert nazywa „arytmetyką współczucia”. Pewnie tu akurat nie wypada mi nawet wyjaśniać, o co chodzi, ale na wszelki wypadek króciutko przypomnę. Jest mianowicie tak, że Pan Cogito czyta gazetę i znajduje wiadomość o tym, że gdzieś zginęło 120 żołnierzy. Jego wzrok obojętnie przesuwa się nad losem tych zmarłych, by z prawdziwym zaciekawieniem zatrzymać się dopiero nad informacją o jakimś bardzo spektakularnym, indywidualnym morderstwie. Pisze Herbert tak:             „120 poległych            daremnie szukać na mapie            zbyt wielka odległość            pokrywa ich jak dżungla            nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo            cyfra zero na końcu            przemienia ich w abstrakcję”            […]

0


      W jednym z klasycznych już dziś wierszy, Pan Cogito zastanawia się nad czymś, co Zbigniew Herbert nazywa „arytmetyką współczucia”. Pewnie tu akurat nie wypada mi nawet wyjaśniać, o co chodzi, ale na wszelki wypadek króciutko przypomnę. Jest mianowicie tak, że Pan Cogito czyta gazetę i znajduje wiadomość o tym, że gdzieś zginęło 120 żołnierzy. Jego wzrok obojętnie przesuwa się nad losem tych zmarłych, by z prawdziwym zaciekawieniem zatrzymać się dopiero nad informacją o jakimś bardzo spektakularnym, indywidualnym morderstwie. Pisze Herbert tak:

            „120 poległych
           daremnie szukać na mapie
           zbyt wielka odległość
           pokrywa ich jak dżungla

           nie przemawiają do wyobraźni jest ich za dużo
           cyfra zero na końcu
           przemienia ich w abstrakcję”

            Myślę dziś właśnie o tej abstrakcji, jednak już nie w odniesieniu do 3, czy może 120 osób, które zginęły i pamięć o nich rozwiewa się w powietrzu jak krople deszczu, ale, owszem o prawdziwej tragedii, podobnie jednak zapomnianej, czy może zaledwie bagatelizowanej, właśnie z tego powodu, że trudno jest się zatrzymać na dłuższą chwilę wobec czegoś, co właśnie stanowi czystą abstrakcję, a więc nasza wyobraźnia tego nawet nie dotyka. Wspominam dziś przypadek sprzed wielu już lat, kiedyś, owszem, powszechnie dyskutowany, zajmujący czołówki wszystkich wiadomości, a nawet awansowany do pozycji bardzo znaczącego elementu naszej kultury popularnej. Chodzi mi mianowicie o sprawę Moniki Kern, córki wicemarszałka polskiego Sejmu i pewnych ludzi o nazwisku Malisiewicz.

            Ta zamierzchła już historia pojawiła się ostatnio na naszym blogu w związku z podjętą przez ogólnopolskie media, a prawdopodobnie też i przez bardziej już tu dyskretnie przyczajone służby państwowe, akcją, mającą na celu rozbicie rodziny Marty i Marcina Dubienieckich, i przy okazji skuteczne uderzenie w Jarosława Kaczyńskiego i jego polityczną pozycję. Od wielu już dni obserwujemy bowiem – część z nas z rosnącym zdziwieniem, a część z równie rosnącym podnieceniem – jak od rana do wieczora wszystkie telewizje i cała niemal prasa obrabia osobę Marcina Dubieneckiego, zięcia zamordowanego w Smoleńsku prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pod kątem jego rzekomych… no własnie, nawet do końca nie wiadomo, czego, ale to że chodzi o zrobienie z niego aferzysty i człowieka ostatecznie podłego, jest tu bardziej niż wyraźne. Oczywiście cała ta akcja ma wiele swoich momentów kulminacyjnych i bardziej wstrząsających smaczków, jednak to co dla mnie osobiście stanowi punkt wręcz symboliczny dla całej istoty sprawy, to apel Jadwigi Staniszkis o to, by Marta Dubienecka rozwiodła się ze swoim mężem.

            Każdy kto żyje w rodzinie, wie, że życie to – a więc życie rodzinne – ma równie wiele miejsc szczęśliwych i pięknych jak i takich, które niosą ze sobą zagrożenia i prawdziwe utrapienia. Czy myślimy o naszych żonach i mężach, czy o rodzicach i teściach, czy o synach i córkach, wiemy, że właściwie od początku do ostatecznego końca owa miłość wciąż wymaga od nas wielkiej czujności i wciąż jest poddawana kolejnym próbom. Niekiedy możemy odnieść wręcz wrażenie, że ta miłość – powtarzam kolejny raz to słowo, bo to jest właśnie miłość – jest tak toksyczna, że niekiedy można sobie pomyśleć, że może lepiej byłoby już, gdyby jej w ogóle nie było. I to na każdym możliwym poziomie, od zbuntowanych dzieci, przez wściekłych rodziców, a kończąc na kłócących się małżonkach. Jest też przy tym tak, że właśnie ze względu na tę swoją toksyczność, rodzina jest szczególnie wystawiona na wszelkie możliwe ataki ze strony ludzi złych i występnych. Wiedzą o tym świetnie ci, którzy zajmują się nienawistną agresją wręcz zawodowo. Wiedzą o tym i to oni właśnie są pierwsi, by kiedy pragną zaatakować, atakują właśnie rodzinę. W każdy możliwy sposób. Byle wiązał się on ze wzmożonym zainteresowaniem. Choćby pozornie zupełnie niewinnym. Choćby ograniczonym zaledwie do zwykłego: „Ucałuj ode mnie swoją córkę”. Każdy kto żyje w rodzinie, wie, o czym myślę. Każdy kto zna obyczaje panujące choćby na blogach, wie, o czym mówię.

             Dzisiejsza publiczna agresja przeciwko państwu Dubienieckim prowadzona jest pod hasłem demokratycznej debaty na tematy publiczne, dotyczącej w sposób oczywistych wszystkich zaangażowanych w tę debatę osób. Domyślam się, że czystość deklarowanych tu intencji znajdzie swoje usprawiedliwienie nawet w przypadku wspomnianej wyżej wypowiedzi Jadwigi Staniszkis, nie mówiąc już o zupełnie drobnych uwagach, że oto gdzieś kiedyś czy to Marta Kaczyńska, czy Marcin Dubieniecki powiedzieli coś, co może świadczyć o tym, że im się szczęśliwie nie najlepiej układa. W końcu już w momencie kiedy i on i ona zgodzili się stać osobami publicznymi, w pewnym sensie udostępnili opinii publicznej – reprezentowanej jak najbardziej przez wolne media – swój dom do swobodnego wykorzystania. Śledzimy więc codzienne dzieje tego małżeństwa, jego losy i perypetie, i w pewnym momencie jest już jakoś tak, że to co widzimy staje się czystą abstrakcją. Historią z kolorowego pisma. Czymś całkowicie odrealnionym, gdzie życie ogranicza się do tych paru słów i kliku zdjęć. Gdzie nie ma już ani jasnych lub ciemnych poranków, ani wspólnych śniadań, wzajemnych sprzeczek, popołudniowych łez i uśmiechów. Gdzie każde słowo jest wyłącznie historią na użytek czytelnika i komentatora. I wszystko jest jeszcze w miarę normalnie – w końcu żyjemy w ciekawych czasach – gdy chodzi o codzienną porcję wiadomości na temat ludzi znanych. Problem pojawia się jednak, gdy do gry wchodzi wyłącznie polityczna intryga. I próba niszczenia rodziny. Spalenia tego domu.

          Dzisiejsze życie Marty Kaczyńskiej, Marcina Dubieneckiego i ich córek oczywiście zostało zaatakowane w sposób bezwzględny, brutalny i całkowicie wyrachowany, niemniej – pomijając uwagę Jadwigi Staniszkis – te brudne palce wciąż nie do końca dotknęły ich fizycznie. Prawdopodobnie jest im dziś ciężko z tym napięciem i praktycznym brakiem możliwości skutecznej obrony, ale jest też faktem, że póki co, ten atak jest wciąż jakby nad nimi zawieszony. Na tyle jednak zawieszony wyraźnie, że przypomniał się nam nagle tamten czas, gdy wspomniani Malisiewiczowie uderzyli w rodzinę Kernów bezpośrednio, brutalnie i bardzo jednoznacznie. Są to więc – ówczesny atak na Kernów i dzisiejszy na Dubienieckich – wydarzenia nieporównywalne, a mimo to, jest przy tym coś co je łączy. I tu chciałbym wrócić do początkowych słów Herberta o abstrakcji, która uniemożliwia nam skuteczne nazywanie świata. Wydaje mi się, że z punktu widzenia rzeczywistości medialnej, i tamten dramat i dzisiejsza agresja są jednakowo interesujące i jednakowo nieinteresujące. Z tej prostej przyczyny, że i tamto uderzenie w życie kilku kochających się ludzi i dzisiejsze manewry wokół jednej rodziny stają się zaledwie częścią codziennej przygody.

          Myślę więc dziś o tamtych dniach, kiedy to System zorganizował atak przeciwko marszałkowi Kernowi i próbuję bardzo wczuć się w to co się wówczas musiało dziać w tamtym domu.

 

          Całość powyższego wpisu dostępna na moim blogu pod adresem www.toyah.pl

0

toyah

"Gdy tylko zobaczysz, ze znalazles sie po stronie wiekszosci, stan i pomysl przez chwile" - Samuel Langhorne Clemens"

55 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758