Bez kategorii
Like

Pani na kurniku…

22/06/2012
839 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

czyli o właścicielce dóbr Prażmów pod Warszawą

0


Kiedy w roku 1874 wróciła z paryskiej emigracji do Prażmowa miała 30 lat, męża z wyrokiem śmierci za udział w powstaniu styczniowym oraz zrujnowany doszczętnie majątek ziemski. Eleganckie suknie schowała do szafy, zapomniała o balach, rautach i kuligach,  zaabonowała czasopisma rolnicze polskie i zagraniczne, zakasała rękawy i wzięła się do roboty. Postawiła na hodowlę świń oraz ptactwa domowego. Od bladego świtu doglądała stad kur, kaczek, gęsi, bażantów, indyków. Osobiście nadzorowała karmienie, niańczyła pisklaki. A zachodu z wychowaniem było co niemiara. „Jak już wspominałam przez pierwsze trzy dni białko siekane jak najdrobniej i sałata dawana początkowo co dwie godziny. Poczem robić trzeba tak zwany serek bażanci. Na pół szklanki mleka wbić dwa jaja do małego rondelka i rozbijać na gorącej blasze. Gdy zetnie się jak twaróg, wtedy przelewać przez mały woreczek płócienny, umyślnie na ten cel sporządzony, a gdy nieco przestygnie, wyciskać rękoma i wykładać na miseczkę. Po ostudzeniu należy siekać drobno, początkowo mieszać pól na pół z białkiem siekanem i do tego dodawać trochę gniecionego siemienia konopnego, gotowanej kaszy gryczanej siekanej, gotowanego prosa zrazu ręcznie gniecionego, zawsze z dużą ilością sałaty…”1/

Wieczorami czytała, korespondowała, robiła kalkulacje i rachunki.
Mijały dni, miesiące, lata. Gdy obchodziła  dziesiątą rocznicę  samotnego krzątania się przy gospodarstwie, mąż odważył się przekroczyć granice Królestwa Polskiego i zaraz został aresztowany. Po licznych staraniach żony (może pomogły łapówki dawane urzędnikom)  car go ułaskawił.
 
Izabella pracowała cały czas nad swoimi własnymi metodami hodowli, stając się pierwszym na ziemiach Królestwa Polskiego zootechnikiem i zoopsychologiem. Odrzuciła barbarzyńskie metody francuskie na rzecz postępowania zgodnego z naturalnymi skłonnościami ptaków. Zagłębiała się w psychologię kury, kaprysy kokoszek i taktykę koguta oraz potrzeby bażantów. O tych królewskich ptakach  pisała tak: „Trzeba im trochę ustępować, gdyż po pewnym czasie same swą dzikość w zadziwiający sposób przemogą, przyjdą do ręki i kokietować będą swoim świergotem, przechylaniem główki, patrząc nam wprost w oczy, jakby pytały: >co wy za jedni, żeście nam dotąd nic złego nie zrobili?<
(…)Jeżeli mamy prowadzić chów parkowy, to po opuszczeniu bażantów przez kurę trzeba im dozwolić siadać na noc na drzewach, do czego, skoro tylko podfruwywać zaczną, wielką okazują ochotę. Królewski bażant właśnie w tej epoce życia swoją odrębność objawia. Nim kura go opuści, przed nadejściem wieczoru różnych forteli używa, aby módz niespostrzeżenie nocować na drzewach i coraz krnąbrniejszy się staje przy napędzaniu go z kurą. W dzień zaczyna się kryć, przychodzi do jedzenia
ukradkiem, ucieka za zbliżeniem się tych nawet, co go wychowali, różni się wybitną dzikością (…)
Sprawia wrażenie ptaka, którego za czas jakiś wcale nie ujrzymy, a jednak tak się nie stanie, gdyż bażant ten nigdy daleko nie uchodzi, trzyma się miejsca ograniczonego. Zostawić mu trzeba swobodę a powoli sam decyduje się na przyjaźń z człowiekiem, zbliża się coraz częściej, systematyzuje swoje zwyczaje, w jednych i tych samych miejscach o pokarm się upomina, wyśpiewując cieniutkim głosem. Gdy mrozy nadejdą pozazdrości innym bażantom dachu, łączy się z niemi, dobrowolnie wchodzi do kurnika – i staje się ptakiem domowym, ugania się między kurami, kaczkami, gęśmi, z własnej woli swoje królewskie pochodzenie demokratyzuje zupełnie. Niech was więc nie straszy początkowa jego dzikość, bo to samo minie – nie zrażajmy go nastawaniem na jego wrodzone instynkta, a zdobędziemy sobie radość dla naszych oczów i naszego zamiłowania w aklimatyzacji ptaków, jeżeli je posiadamy. „2/
3/
 
Izabella Ryx każdy szczegół swojego gospodarstwa rozpatrywała na tle szerokiej europejskiej panoramy. Nie na darmo skończyła Sorbonę.  „(…) z równym zapałem mówi o europejskich rynkach zbytu, jak o losie rasowego kurczęcia, kiedy mu się co złego stanie; zaraz szuka przyczyn, widzi je daleko i stratę skrzydlatego folbluta gotowa zwalać na głowę stosunków międzynarodowych i i socjalnych.” 4/
 
Jej podejście zdało egzamin. Dorodne okazy były honorowane   medalami i odznaczeniami na wystawach krajowych i zagranicznych.
5/
 
 
 
A ona stała się niekwestionowanym autorytetem, zapraszanym do sędziowania i do udzielania porad czytelnikom różnych fachowych czasopism. Współpracowała z "Gazetą rolniczą", "Rolnikiem i hodowcą", "Słowem", "Kurierem Warszawskim" i "Dobrą Gospodynią".
 
Chętnie zapraszała gości do swojego gospodarstwa.
„Przy stodole dymiła lokomobila i wrzała gorączkowa robota: młócono pierwsze ziarno na zasiew. Minęliśmy stodołę i wjechali na podwórze. Na spotkanie nasze wyszedł siwy pan niezmiernie przyjemnej powierzchowności. Był to pan Ryx. Po zamienieniu pierwszych słów powitania zaprowadził nas do dworu. Pani Ryxowa wyszła do lasu, w którym chowa słynne amerykańskie indory, i miała powrócić za chwilę. Rozglądaliśmy się ciekawie po prażmowskim dworze. Dwór stary pamięta dawne, dawne czasy, pełno w nim cennych zabytków, portretów pędzla Bacciarelli’ego, a zwraca uwagę wszystkich stary zegar, stojący na konsoli. Pan Ryx poprowadził nas do ogrodu i tam też pierwszy raz (nie licząc oczywiście okazów wystawowych) ujrzeliśmy słynny drób. Z trawników, klombów, z pomiędzy krzaków wychylały się ku nam łebki najrozmaitszych kształtów i kolorów: czubate i bez czubów, z grzebieniami i bez grzebieni, czarne i białe. Ptactwo łaskawe, nie ucieka przed człowiekiem – od razu znać umiejętną rękę hodowczyni. W tej właśnie porze wszystek drób chodził swobodnie po całem podwórzu i ogrodzie, więc obok bażantów widzieliśmy kury, obok indorów – kaczki, a wszystko w najlepszej zgodzie. (…)
 
Myliłby się ten, kto by myślał, że w Prażmowie znajdzie zbytkowne chlewnie i kurniki, jakiś nadzwyczajny luksus. Wystrzegano się tego starannie i wszystko budowano miejscowemi siłami: chlewnie i kurniki stawiał zwykły cieśla, ogrodzenia robił porządkowy – wykwintnych domków, malowanych, lakierowanych, ozdabianych rzeźbami, jakie często spotykamy na rycinach przy opisach nadzwyczajnych hodowli amerykańskich – w Prażmowie nie ujrzy.
 
Głęboka znajomość hodowli, zamiłowanie do niej i to, co się rzadko u nas spotyka, praca z ołówkiem w ręku, obliczanie się ze swemi siłami, jednem słowem, drobiazgowa rachunkowość-panują niepodzielnie we dworze Prażmowskim.” 6/
 
Takiego gospodarskiego podejścia uczyła innych.
Na pytanie, jaka rasa kur odpowiada wymaganiom małych gospodarstw wiejskich, udzieliła odpowiedzi, w której rozważony został każdy aspekt hodowlano-użytkowy polecanej rasy.
„Stadko kur przy małych oszczędnych gospodarstwach powinno przedstawiać grupę przymiotów zrównoważonych; wszystkiego tam powinno być po trochu, jak w podręcznej apteczce domowej. Zatem potrzebne są w równej mierze: jaja, kurczęta szybko rosnące, duże, przytem tłuste, aby pieczenie ich nie wymagało wiele masła, a przytem muszą być one hartowane, zaradne, niewybredne, podatne do tego, aby kogutki można było zmienić na kapłony, wyrastające na wielkie sztuki, na koniec, aby brakowane kury w jesieni dały się łatwo podpaść, były duże, ważyły od 5 do 7 funt. i przynosiły za funt bitej wagi od 20 do 25 kop. co wyniosłoby za sztukę od rb. 1 do rb. 1kop. 50,a za kapłony rb. 2 i więcej. Jednem słowem 50 kur dobrze doglądanych wystarczyć winno na potrzeby domowe średnio-zamożnego dworu a oszczędnej, skrzętnej gospodyni przynieść jakieś 200 rubli gotówki ze sprzedaży kapłonów, brakowanych kur, wczesnych kurcząt, jaj.
Obok wyżej wymienionych przymiotów wymagać jeszcze należy, aby kury obranego gatunku chętnie wysiadywały jaja i gorliwie wodziły pisklęta, gdyż nie dla każdego dostępny jest wydatek na kupno aparatu wylęgowego. Nie jest on zresztą koniecznie potrzebny tam, gdzie więcej sprzedają jaj, niżżywego drobiu. „7/
 
Sama hodowała różne gatunki kur, również takie, które wytrzymywały prawie dwutygodniową podróż na Syberię bez opieki. Z tym, że hodowczyni wpadła na taki pomysł, by na klatkach na widocznym miejscu umieszczać kartkę  z prośbą do obsługi o dokarmianie podczas podróży koleją i parostatkiem. 8/
 
Pani Ryxowa miała ogromną wiedzę, ale również i dowcip.
Na pytanie jednej z czytelniczek „Dobrej Gospodyni”, do jakiej rasy należy kogut o wysokości 60 cm, wagi 15 funtów z lśniąco czarnym upierzeniem, na wysokich silnych nogach, odpowiedziała tak.
„Aby na pewno orzec, do jakiej rasy należy duży czarny kogut na wysokich nogach, trzeba by go koniecznie własnemi oczami obejrzeć, gdyż bardzo być może, iż po prostu jest sobie dużym rosłym czarnym kogutem bezrasowym – produktem, tak zwanym przypadkowym.”9/
 
W jej hodowli można było znaleźć
– cztery rasy bażantów (czeskie, królewskie, srebrne, złote)
– dwanaście ras kur (kochiny złote, brahmy gronostajowe, langhany czarne, clymoutroc jarzębiate, wyandobdty złociste, faverollesy francuskie, orpingtony angielskie, houdany francuskie, gaduany szamoa, paduany złociste, indyjskie odmiany malajskiej, murzynki białe)
– dwie rasy kaczek (pekińskie białe, rueńskie)
– dwie rasy gęsi (emdeńskie, tuluskie)
– indyki (amerykańskie)
 
Ptactwo domowe sprzedawała od 1 lipca do 1 stycznia, wysyłając koleją żelazną z Warszawy, bezpiecznie bez towarzyszącego człowieka.
Jaja wylęgowe wysyłała od 1 kwietnia do 15 czerwca pocztą z Grójca.
 
Jest to zastanawiające i dziwne.
 
Bitwę pod Prażmowem  z 5 sierpnia 1863 roku, w wyniku której awansowany na majora Bronisław Ryx musiał udać się na ponad dwudziestoletnią emigrację, opisano dokładnie.
 
Natomiast o trzydziestoletnich zmaganiach jego żony Izabelli o zachowanie i rozwój substancji materialnej i duchowej opracowań nie ma, choć dla jej współczesnych była postacią niezwykle ważną.
Na jej autorytet powoływano się w trzech zaborach. Dzięki  temu, że dostarczała znakomitego materiału zarodowego, a przy tym udzielała światłych rad  rozwinęła się przy dworach ziemiańskich w Królestwie Polskim hodowla ptactwa domowego, osiągając wysoki poziom. Stamtąd szło to niżej do zagród wieśniaków. Było co podać na stół, było co sprzedać, ale dla historyków są to sprawy zbyt przyziemne, bo przyjemniej zajmować się balami, kuligami, toaletami i romansami.
 
 
1/ Izabela Ryx: "Postępowanie z bażantami" , Dobra Gospodyni, Nr 8/1904
2/ Izabela Ryx: "Postępowanie z bażantami", Dobra Gospodyni, Nr 7/1904
3/ Izabela Ryx: "Postępowanie z bażantami" , Dobra Gospodyni, Nr 8/1904
4/ Szczęsna, „Izabella Ryxowa”. Dobra Gospodyni, Nr 44 /1903
5/ Dobra Gospodyni, Nr 37/1902
6/ Z wycieczki do Prażmowa, Dobra Gospodyni, Nr 44/1903
7/ Dobra Gospodyni, Nr 7/1904
8/ Dobra Gospodyni, Nr 4/1904
9/ Dobra Gospodyni Nr 43/1903
 
Zdjęcie wprowadzające: Tygodnik Ilustrowany, Nr 21/1904
0

Ewa Rembikowska

Spojrzenie na wspólczesnosc przez pryzmat historii mojej wielkopolskiej rodziny.

127 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758