W zalewie informacji o nowych okolicznościach katastrofy smoleńskiej, Donald Tusk podpisał pakt fiskalny. Czyli zgodził się na oddanie Brukseli kolejnej, bardzo ważnej części naszej suwerenności.
Donald Tusk podpisał przystąpienie Polski do paktu fiskalnego. Jak twierdzi na swoim blogu sąsiad z łamów – Zbigniew Kuźmiuk – zrobił to po konsultacji "telefonicznej" ze swoimi ministrami. Mniejsza już o sposób konsultacji. Znaczenie mają bowiem skutki podpisania paktu fiskalnego. A te będą dramatyczne.
Co to jest pakt fiskalny? To porozumienie państw Wspólnoty dotyczące przeciwdziałaniu zjawisku nadmiernego zadłużania się państw i posiadania wysokiego deficytu budżetowego. Idea może słuszna, lecz wykonanie do dupy. A to dlatego, że pakt fiskalny de facto oddaje Brukseli kontrolę nad narodowym budżetem krajów, które ten nieszczęsny dokument sygnują.
Oznacza to, że my – Polacy nie będzemy już mogli wydawać pieniędzy z naszych podatków tak, jak wymagałby tego nasz interes tylko tak, jak nakaże nam Bruksela. Nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, że głównym drogowskazem wydawania publicznych pieniędzy stanie się polityczna poprawność. I tak pieniądze będą wydawane na "walkę z bezrobociem", "walkę z biedą" czy "walkę z globalnym ociepleniem". Będzie też sporo innych absurdalnych inicjatyw np. miliardy złotych na kampanie promujące homoseksualizm czy politykę antydyskryminacyjną.
Według założeń paktu, Bruksela będzie decydować nie tylko o wydatkach, ale też o wpływach. Czyli będzie ustalać wysokość podatków, danin, haraczy i innych rzeczy. Tym samym o polskich finansach, polskich podatkach i wydawaniu pieniędzy Polaków decydować będą biurokraci w Brukseli. Samo to nie ma jeszcze tak dużego znaczenia. Mnie jest wszystko jedno czy okradają mnie socjaliści z Polski czy z UE, tak samo jak jest mi wszystko jedno czy okrada mnie Jacek Rostowski czy Jose Barroso. Tyle tylko, że gdy pazerność Polski zastąpi pazerność Unii, Jacka Rostowskiego będziemy wspominać z sympatią i nostalgią.
Znaczenie ma co innego. Pakt będzie obowiązywał także po tym, jak Donald Tusk przestanie być premierem, co stanie się za kilka, najdalej kilkanaście miesięcy. I następca Tuska będzie miał trudny wybór. Albo będzie musiał zgodzić się na dalsze tolerowanie tego ekonomicznego dyktatu i nie będzie miał wpływu na wydawanie polskich pieniędzy (więc jego władza będzie iluzoryczna) albo będzie musiał pakt wypowiedzieć, ryzyskując destabilizację całej Unii i być może jej interencję zbrojną.
I na tym polega problem z paktem fiskalnym.