Bez kategorii
Like

Optymistyczne aspekty dokapitalizowania polskich przedsiębiorstw.

25/05/2012
481 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Być może zauważysz, że nawet kładąc się spać będziesz myśleć o „swojej” firmie, ale nie będzie to zbyt wielka dolegliwość.

0


 

       Kiedy przeczytałem u Dorothy Parker, że pesymista to ktoś taki, kto z dwojga złego wybiera OBA – pobudziłem w sobie chęć ostatecznej rozprawy z tym stanem ducha. Może to Polska się nie sypie, tylko przesypuje z gorszego w lepsze?

       Na modny slogan „A na drzewach zamiast liści będą wisieć socjaliści” pojawiał się inny slogan związany z czasem grilowania ”A na rożnach zamiast owcy skwierczeć będą wolnościowcy”. Skrajności wytną się nawzajem a „trzecia droga” pozbiera łupy wojenne jak Jagiełło po bitwie na Kulikowym Polu.

       Już niektórzy zwątpili, że w krótkim czasie możemy odbudować polski kapitał, polską technologie i polski management. Nieprawda. Wszystko w zasięgu ręki. Powiecie: jak zbudować kapitał bez kapitału? Dodacie jeszcze, że kapitał finansowy (inwentarz) to nie wszystko, że to nawet już kiedyś mieliśmy w murach i maszynach i że zabrakło zdolności do wytwarzania „rentowności” i trzeba to było sprzedać za przysłowiową złotówkę.

       Zgoda. Kapitał finansowy, to tylko ta część góry lodowej, która wystaje powyżej tafli oceanu, reszty nie widać. Tkwi głęboko w zasobach „inwentarza ożywionego”, który kiedyś nazywano kadrą.

       Wojna ortodoksów rynkowych z socjalistami może dać nam trochę spokoju, aby pomyśleć o realnych metodach dokapitalizowania naszych przedsiębiorstw zarówno kapitałem finansowym jak i kapitałem strukturalnym. Możliwości są na wyciągnięcie ręki jednak… Jednak trzeba ruszyć głowa i laską marszałkowską w Sejmie.

       Nie znam powodów dla których nie doszedł do skutku projekt przedsiębiorstwa „Wspólnota Interesów” za prezydentury Ignacego Mościckiego. Czy zaskoczyła nas wojna, czy pomysł poprzedzał epokę. Dla niewtajemniczonych, była to próba objęcia własnością pracowniczą dużego przedsiębiorstwa państwowego na Śląsku na wzór spółki właścicielsko – pracowniczej Gazolina SA. Ignacy Mościcki (członek zarządu Gazoliny SA założonej przez Mariana Wieleżyńskiego) był pod wrażeniem ducha tego przedsiębiorstwa i jego sukcesów ekonomicznych i bytowych dla załogi. Taką Polskę widział.

       Podwiązując winogrona doszedłem do pewnego odkrycia. Otóż znane mi przypadki udanych wdrożeń własności pracowniczej pochodzą z obszarów po zaborze austro -węgierskim. Takim podręcznikowym przykładem jest przedwojenna firma obuwnicza Tomasza Baty w Czechosłowacji. To za jego sprawą (niestety, po wojnie musiał emigrować) korzyściami z własności pracowniczej została „zarażona” Ameryka. Co takiego było, w tym zaborze, że przedsiębiorcy byli tam – tak jakby – lepsi?

       Śledząc temat własności pracowniczej w Polsce zauważyłem, że wiele się na ten temat mówiło i pisało w latach 90-tych i że temat (i organizacje je promujące) – w zasadzie – został wyciszony w początku naszego wieku. Często spotykam się z opiniami, że już „po ptokach”, że to można było robić dwadzieścia lat temu, że za późno. TOTALNE NIEPOROZUMIENIE!!!

        To nie temat się wyczerpał, tylko formuła realizacyjna. Na początkowym etapie restrukturyzacji dostępna była tylko forma spółki managersko – pracowniczej lub pracowniczo- managerskiej. Praktycznie i jedni i drudzy ulepieni byli z tej samej gliny i żadnej ze stron nie śpieszyło się z akceptacją nowych statusów społecznych. Nie była to przeszkoda jedyna, ale chyba mało brana pod uwagę przy analizie niepowodzeń rozwoju własności pracowniczej.

        Obecnie wykształciła nam się warstwa właścicieli i często zaczynają to już być właściciele z drugiego pokolenia. Pojawiła się nowa sytuacja, której nie dostrzega prawo gospodarcze. Przed wojną kodeks spółek unormował jedynie przedsiębiorstwa anonimowe (przedsiębiorstwa osób prawnych). Wiem, że były jakieś prace związane z unormowaniem statusu przedsiębiorstw prywatnych i przedsiębiorstw rodzinnych. Nie starczyło czasu więc mamy dzisiaj takie dziwolągi jak „jednoosobowa spółka skarbu państwa” lub „spółka jednoosobowa”. Spółka jednoosobowa – myślę, myślę i niczego nie rozumiem. Otóż przedsiębiorców, którzy mogliby firmować swoje przedsiębiorstwa swoim imieniem i nazwiskiem zmusza się, aby ubierali płaszcz firmy anonimowej!

       Tymczasem specyfika firmy prywatnej jest inna od spółki. Praktycznie niepotrzebna jest cała legislacja związana z funkcjonowaniem kapitału oraz organów nim zarządzających.

       Kodeks Allerhanda był tak skonstruowany, aby ułatwić proceder wrogich przejęć. Pozornie broni prawa do zarządu broniąc kapitału lecz jest to obrona pozorna. Kto ma kasę ten łatwo może wejść w posiadanie pakietu większościowego wysadzając dotychczasowego właściciela z siodła. Prawo do zarządu powinno być nadrzędnym prawem dla firm prywatnych. Powinno bronić przez wrogim przejęciem i przed jakimkolwiek przegłosowywaniem.

       Powróćmy do „dokapitalizowania”. Zmieniając konstrukcję prawną, że tylko własność daje legitymację do zarządu, usuwamy podstawową barierę rozwoju własności pracowniczej. Na polskiej ziemi zaroiłoby się o kolejnych Marianów Wieleżyńskich i kolejnych Tomaszów Batów i to w każdej gminie. Porozmawiajcie z przedsiębiorcami, którzy prowadza działalność „wśród swoich”, którzy powiązani są więzami krwi i więzami sąsiedzkimi. Im – tak naprawdę – jest obojętne ile mają na własność, a to na jaką kwotę jest skapitalizowane przedsiębiorstwo, aby dać sobie radę w walce konkurencyjnej. To jest ten ich „ból głowy”.

       Według agregatów pieniężnych NBP przedsiębiorcy mają w depozytach 177mld zł. i są zadłużeni na 266 mld zł. Sam garb odsetkowy to grubo ponad 30 mld zł. Tę sytuację można radykalnie zmienić promując przedsiębiorców możliwością włączania do obrotu zarachowanych składek na kapitałowy filar ubezpieczeniowy. Odsetki płacone dotychczas bankom mogłyby „pomnażać” fundusze emerytalne. W ten sposób w przedsiębiorstwach może znaleźć się ponad 100 mld zł na przysłowiowe pstryknięcie palcami. To nie są jakieś urojone kwoty. One są, tylko nie pracują dla tych dla których powinny.

       Zdjęliśmy z przedsiębiorców „garb odsetkowy”. Potrzebny jest jeszcze jakiś biostymulator, który uruchomiłby ukryte rezerwy. Wyobraźcie sobie, że szukacie pracy i „specjalista do spraw kompetencji i pozytywnej energii” (dawniej kadrowy) przedstawia Wam taką umowę:

  1. Dostaje Pan/Pani tyle a tyle co miesiąc na życie,

  2. Na Twoim koncie co roku będzie dopisywana kwota, która jest wynikiem wzrostu aktywów przedsiębiorstwa finansowanych w ciężar kosztów operacyjnych. Dodaje kilka zdań dla wyjaśnienia zasad stawania się współwłaścicielem zakładu, aby wszystko było jasne.

  3. Operacje finansowe są kontrolowane przez dwu ławową radę nadzorczą, w której jedną z ław jest ława pracobiorców. Wybory do „ławy” są … itd.

  4. Twoje składki emerytalne zarachowane na filar kapitałowy będą ewidencjonowane na koncie do którego otrzymasz podgląd.

       Będziesz miał spory dylemat: przyjąć warunki czy emigrować. No cóż, tego nie usłyszysz ani od socjalistów ani od wolnościowców. Być może zauważysz, że nawet kładąc się spać będziesz myśleć o „swojej” firmie, ale nie będzie to zbyt wielka dolegliwość.

 

0

nikander

Bardziej pragmatyczne niz rewolucyjne mysla wojowanie.

289 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758