POLSKA
Like

Opowieść o jeszcze zielonych lasach Cz. 1

16/06/2015
1149 Wyświetlenia
4 Komentarze
14 minut czytania
Opowieść o jeszcze zielonych lasach Cz. 1

„Korporacyjny zabór lasów w zbiurokratyzowanym postkomuno-neokolonializmie” to praca Michała Legierskiego, którą – podzieloną na 10 odcinków – prezentować będziemy przez kolejne tygodnie lata. Dzisiejsza, pierwsza część cyklu o polskich lasach ma wprowadzić czytelników w temat i powoli – w następnych odcinkach – odsłaniać coraz boleśniejsze niestety fakty dotyczące naszych pięknych lasów. Zapraszamy zatem na cykl mądrych artykułów, któremu nadaliśmy tytuł „Opowieści o jeszcze zielonych lasach”.

0


wielki oddech ziemi i żywa pieśń wieczności. Puszcza

jest niczyja – nie moja ani twoja, ani nasza, jeno

boża…

(Stefan Żeromski Puszcza jodłowa)

 

 

"Był las..." Fot. M.Pietkun

„Był las…” Fot. M.Pietkun

 

W ujęciu Stefana Żeromskiego puszcza niczyja – to dobrodziejstwo natury społeczności lokalnych, które we wspólnym interesie mają o nie dbać z myślą o dzieciach i wnukach. W interesie korporacji Lasy Państwowe natomiast jest takie zarządzanie leśnym majątkiem narodowym, by ustawicznie zwiększać zysk – kosztem wspólnego dobra. Obrazuje to przykład naszych stron, przez które, jak przez soczewkę, widać degrengoladę państwa niczym przed rozbiorami. Przyglądałem się temu od lat z przysiółka górskiego w Beskidzie Śląskim, gdzie jest mój dom rodzinny w okolicy słynącej z dorodnego lasu w obrębie jednego z najbogatszych nadleśnictw w Polsce – do niedawna. Wraz z transformacją systemu politycznego zaczęło postępować trzebienie lasów na naszym terenie. Nasilało się ono w miarę umacniania się układów pod rządami karierowiczów, arywistów i aferzystów, by obecnie kulminować barbarzyńskim szabrem i katastrofą ekologiczną.

 

Brak nadzoru społeczności obywatelskich nad planami wycinki drzew i nad porządkiem na zrębach, nad budżetem LP i w ogóle nad gospodarką leśną jest odbierane jako przyzwolenie na grabież drzewostanu z ostępów w naszych okolicach. W przyszłości nie tylko nie będzie materiału dla miejscowych firm budowlanych i zakładów stolarskich, ale spadnie ruch turystyczny w górach ogołoconych z lasu. Sprawcą tego jest uzurpator zasobów naturalnych na naszym terenie – kacykowstwo Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, które złupiło większość naszych lasów, dewastując środowisko naturalne. Jest to w dużej mierze wynikiem tego, że komunistyczne zarządy wojewódzkie LP przepoczwarczyły się w ogólnokrajową korporację z regionalnymi dyrekcjami – układów interesu. Umocniwszy się ekonomicznie i administracyjnie dysponują zasobami lasu jak własnymi, oplatając pajęczyną powiązań decydentów na stanowiskach państwowych, wojewódzkich i terenowych, jak katowicka Dyrekcja Lasów Państwowych bezkarnie zawłaszczając społeczny majątek. Pod mafijnymi rządami rozkład państwa umożliwia postępujący jego rozbiór przez interesy oligarchiczne, obce grupy lobbingu, służb specjalnych oraz agentur wpływu.

 

Dominium

 

Przedstawiciele miejscowych wspólnot nie mają wglądu do zysków z wycinki drzewostanu z ostępów, należących do społeczeństwa, nieraz się im wzbrania nawet przejazdu drogami leśnymi – by ukryć skalę przerażającej wywózki drewna. Obywatele są traktowani jak poddani; nie powinno ich obchodzić ile naprawdę Regionalna Dyrekcja LP w Katowicach uzyskała ze sprzedaży drewna wywiezionego z naszych lasów, na jakie konta wpłynęły pieniądze i jaki jest ich stan. Do strat ponoszonych przez społeczności lokalne w wyniku rabunkowej gospodarki dodać należy dewastację środowiska naturalnego. Sumienie ekologiczne, którym się wyróżniali beskidzcy górale, zanim w ogóle to pojęcie powstało, wynikało z dbałości o las, w którym od niepamiętnych czasów sobie dorabiali. Las zawsze zapewniał chleb tutejszej ludności, gdyż z uprawy jałowych pól trudno się było utrzymać. Budżety domowe mieszkańcom gór od kilku dekad zaczęła zasilać branża turystyczna – jednak bez przyszłości na terenach ogołoconych z lasu. Na Żywiecczyźnie lasy zostały już wycięte w pień.

 

Ostoją polskiej państwowości od zarania aż po partyzantkę II wojny światowej były knieje. Z nich broniono terytorium naszego kraju – w większości równinnego, łatwego do przemarszu wojsk agresora, dla którego jedyną naturalną przeszkodą z groźbą zasadzek były lasy. W Beskidzie Śląskim i Żywieckim miały one znaczenie szczególne; pokrywały do niedawna masywy na styku terytorium Polski i Czech oraz Słowacji, umożliwiając w razie potrzeby bezpośredni kontakt z zagranicą ruchowi oporu czy opozycji. Dziś niezauważone przejście z jednego państwa do drugiego w obronie zagrożonej polskości nie będzie możliwe; wytrzebione ostępy w naszym regionie już nie zapewnią kryjówek. Nie wiadomo, jeśli obecnej władzy nie da się zmienić demokratycznie, czy nie zmusi to ludzi do walki o swe prawa z bronią w ręku. Gdyby przyszło im szukać schronienia, to lasy już go nie zapewnią na naszych terenach. W większości zostały wycięte i wyniszczone przez zachłannych geszefciarzy.

 

Deprawacja kręgów władzy toczy administrację i korporację LP. Zilustruje to anegdotyczne porównanie. Finlandia, utraciwszy część terytorium wskutek inwazji sowieckiej w latach 1939-1940, obroniła swą niepodległość, poddana zimnowojennej ”finlandyzacji” wyciągnęła z tego nauki. Strzeże odzyskanej suwerenności po upadku Związku Sowieckiego dobrą organizacją, jest jednym z najmniej skorumpowanych państw europejskich, które odstąpiło nawet od większości dotacji unijnych rozdymających biurokrację i szerzących korupcję w administracji. Zagospodarowuje natomiast i mobilizuje krajowy potencjał ludzki, nawet Związek Myśliwych włącza do programu obronności kraju. W porównaniu z taką strategią do czego zdolne są Koła Łowieckie w strukturach LP? Do kupczenia – nie własną, lecz serwitutową – zwierzyną na odstrzał, często dla oficjeli i dla układów. Jeśli dla zagranicznych, to za grube pieniądze, co wraz z kłusownictwem, jak na naszych terenach i handlem dziczyzną czy przyrządzaniem z niej żarła na różnego rodzaju biesiady daje obraz upadku naszego państwa. A przecież Polskę ten sam okres historii ciężej doświadczył niż Finlandię.

 

Źródła zła

 

Administracyjne włączenie istebniańskiego nadleśnictwa w 1973 roku do wiślańskiego powiększyło terytorium ostępów pod zarządem jednej placówki, co oderwało ją od społeczności lokalnych naszego regionu. Wyeliminowało to także zdrową rywalizację w gospodarowaniu majątkiem społecznym dwóch odrębnych nadleśnictw. W niespełna dwadzieścia lat później w podobny sposób, nie konsultując opinii publicznej, dokonano transformacji systemowej LP w korporację, której katowicka Dyrekcja Regionalna wywłaszcza obywateli z przynależnych im konstytucyjnie dóbr. Zapoczątkowały to poprawki ustawy o LP koalicji ignorantów AWS-UW, którzy próbowali nadać tej instytucji status jednoosobowej spółki skarbu państwa. Miały one prowadzić do prywatyzacji tego majątku narodowego, zdezorganizowały gospodarkę leśną, która w okresie komunizmu nie wyglądała źle w porównaniu z obecną grabieżą i bezhołowiem niegospodarności oraz chamskiego marnotrawstwa.

 

Opinia publiczna zrazu nie rozpoznała zakusów kryjących się w tych zmianach. Oceny, że w lasach zapanował bałagan – zgodne z prawdą – płynęły nie bez przyczyny z bliskich Jerzemu Buzkowi kręgów. Dlaczego? Formy gospodarki leśnej w prywatnych ostępach z Zachodu (gdzie odrzutów po ścince raczej się nie uprząta i nie pali z uwagi na pracochłonność i koszta) przeniesiono do Polski na narodowe dobra leśne pod zarządem państwa: to co funkcjonowało dobrze zniszczono zastępując tym co najgorsze z Zachodu. Porzucane klocki, kołki, odcięte wierzchy i gałęzie zaczęło się u nas na zrębach (bieżących i zupełnych) zostawiać do butwienia. Rzecz w tym, że zanim odpady te staną się nawozem, zasiedlają je najpierw szkodniki rozprzestrzeniające się i atakujące świerczynę zdrową. Więc oskarżenia o nieporządek w ostępach nie płynęły z troski o kondycję polskich lasów; były zagrywką propagandową, jakoby prywatni właściciele dopilnują ładu na swym terenie lepiej; czyli lasy należy sprywatyzować.

 

W tamtych czasach społeczeństwo, rozgoryczone zbiurokratyzowaną gospodarką planową, ulegało neoliberalnej indoktrynacji, że na niewydolność centralnie sterowanego systemu nakazowo-rozdzielczego najlepszym remedium jest prywatyzacja. Pod jej płaszczykiem przemycono fatalne rozwiązanie – korporacyjne zarządzanie społecznym majątkiem, grabiąc go z zasobów naturalnych coraz bardziej. Tymczasem co wystarczyło zrobić na początku lat 1990, to pracę LP poddać kontroli mężów zaufania lokalnych wspólnot obywatelskich, by pilnowali transparencji dochodów i rozchodów nadleśnictw i regionalnych dyrekcji LP. Transformacja bez nadzoru obywateli wpuściła do kurników lisy. Na majątku społecznym rozpanoszyli się parweniusze nomenklaturowych układów kupczący dobrem narodowym. Zaś na tradycyjnie wysokiej kulturze leśnej gospodarki w Polsce dokonano gwałtu porównywalnego z narzuceniem stalinizmu ustrojowi rodem z II Rzeczypospolitej. Nazwano to przystosowaniem gospodarki leśnej do warunków wolnorynkowych, co w praktyce przybrało postać bezwzględnej eksploatacji terenów leśnych pod zarządem kacykostwa katowickiej Dyrekcji LP, której budżet jest dalece bardziej poza kontrolą obywateli niż Wojewódzkiego Zarządu LP za Bieruta, stalinowskiego namiestnika kolonialnego.

 

Lud pracujący miast i wsi wedle założeń marksizmu-leninizmu formalnie był właścicielem lasu, którym w rzeczywistości zawiadywała nomenklatura przy zachowaniu pozorów socjalizmu. Obecnie korporacja LP już nawet nie dba o pozory. Przyznać jednak należy, że komunistyczne zarządy LP lepiej gospodarowały lasami, przynajmniej tak nie kradły jak obecne struktury korporacyjno-mafijne. Transformacja pociągnęła za sobą zamieszanie legislacyjne, dezorganizację gospodarki leśnej, co razem zmąciło wody, w której łatwiej było łowić ryby, albo raczej się obławiać. Niekonstytucyjnie licencję na dysponowanie zasobami naturalnymi z majątku narodowego od komunistycznej nomenklatury zaczęła przejmować nowa – korporacyjna, która rozbudowała bardziej jeszcze aparat biurokratyczny w stosunku do poprzedniej.

 

W zmutowanych strukturach z komunistycznych zarządów wojewódzkich LP z nadleśnictwami wszystko się dokonuje bez partycypacji obywateli. Jak kiedyś z warszawskiego centrum przez wojewódzkie zarządy po terenowe placówki LP były zarządzane, tak teraz od generalnej dyrekcji przez regionalne po nadleśnictwa odbywa się to z tą tylko różnicą, że w bardziej scentralizowanym trybie i bezwzględniej drzewostan z lasów na naszych terenach jest szabrowany. Wystarczy przyjechać i się przekonać naocznie jak nasze lasy są wytrzebione; ich stan jest alarmujący.

 

Koniec części 1

 

Autor

Michał Legierski

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758