Bez kategorii
Like

Od dnia, gdy na biurko Premiera z łomotem opadł Raport, zastygliśmy w oczekiwaniu

18/07/2011
502 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
no-cover

Od dnia, gdy na biurko Premiera z łomotem opadł Raport, zastygliśmy w oczekiwaniu.
Na co? Jak się okazało – na tłumaczenie, bo Raport po polsku tylko nie mógł być ogłoszony, żeby sobie inni na swoje tłumaczyli i za nic nie wiadomo – dlaczego.

0


 Padło zapewnienie, że przecinek nie ulegnie zmianie. Widać, że bez zapewnienia mógł być zmieniony.

Zaprzęgnięto zapewne sztab fachowych tłumaczy. I jest problem. Albo nie potrafią przez kolejny tydzień przetłumaczyć  niejasnych fraz albo nazwisk –  Arabski (arabic?), albo po przetłumaczeniu dopiero wyszło głupio, w niezgodzie ze standardami, gdzie indziej respektowanymi. Gdzieś zapodział się rozdział – „oględziny wraku", bo oględzin nie było, zawieruszył się zapis pożegnania Prezydenta, zgodnego z protokołem, bo pożegnania nie było, gdzieś zaginął wreszcie fragment jednoznacznie demaskujący fałszywość tez i dokumentów Macierewicza mających dowodzić, że wspólnie kombinowano z władzami Federacji przeciwko własnemu prezydentowi.

Biblię przetłumaczyć jest trudno, ale się udaje, a raportu się nie da.

W Polsce to uchodzi. Już zapomniano, że mógł minister prezydentowi odmówić prawa do samolotu, co Trybunał uznał za bezprawne i włos z głowy nie spadł nikomu, już zapomniano o miliardach pomocy dla powodzian, już tylko żartem na imieninach jest inwestor z Kataru i laptopy dla każdego ucznia i jedno okienko, mylone powszechnie z sedesem.

Już nawet nie chce się pamiętać, że 10 kwietnia pojechał Premier do Smoleńska z grupą prokuratorów, jak się okazało – dla ozdoby wyjazdu, a nie pożytku jakiegoś.

U nas takie rzeczy się zapomina, ale  gdzieś tam, gdzie czytają po angielsku, a zawód dziennikarza pojmują poważnie, to wychodzi głupio i wpłynąć może  na coś tam, co tam się liczy, a tu nie.

Co znaczy lot „międzynarodowy", czy jest różnica między samolotem cywilnym a wojskowym, wizytą państwową a prywatną, rocznicą mordu na polskich oficerach, ofiar Stalina, a poświęceniem cerkwi Zmartwychwstania Chrystusa dla uczczenia ofiar systemu totalitarnego?

Przyzwoity dziennikarz musiałby zapytać – w czym tak konkretnie uczestniczył Premier, a co uświetnić miał Prezydent.

Wreszcie – czy samolot był sprawny i przestrzegano procedur, ale wszystkich, i technicznych, i dyplomatycznych, i wywiadowczych, i  politycznych wreszcie.

To w istocie proste pytania, ale  odpowiedź po angielsku jest zbyt trudna, bo za wiele trzeba wyjaśniać na boku, a po rosyjsku zbytnio drażniąca, co podpowiadać mogą znani eksperci od tych spraw, zapraszani do Pałacu.

Taki to kłopot z tłumaczeniem i innymi standardami mówiących po polsku, angielsku i rosyjsku.

Lepiej oceniać to, co powiedziano po polsku, lecz w istocie po chińsku i rozjechać Zarembę za złe tłumaczenie  mów Prezydenta.

Pan Prezydent  powiedział, czyli napisał, a zostało odczytane, że:

Naród ofiar musiał uznać tę niełatwą prawdę, że  bywał " także sprawcą"

Co za bogactwo dla tłumaczenia!

Okazuje się, że prawda może być łatwa, niełatwa, średnio łatwa albo też łatwiutka dla głupiutkich. Tyle odcieni ma prawda i to wiele w naszym życiu tłumaczy, że jednej prawdy wciąż nie ma.

Dlaczegoż to jesteśmy narodem ofiar? To jakim był naród niemiecki, rosyjski i żydowski także ? Jakie wobec nich epitety są do użycia?  Dlaczego polski naród ofiar „musiał uznać" prawdę niełatwą  – co mu kazało, albo kto kazał uznać, że cały „bywał także sprawcą", a więc nie tylko ofiarą, do czego skwapliwie się przyzwyczaił od lat z górą tysiąca, jak to naród.

Mam więc żal do Ojca, ale i Teścia, ale i Babci, że wówczas żyjąc – jedni w obozie, drudzy w więzieniu, dopuścili się także sprawstwa, czego mi nie wytłumaczyli, bym mógł się wcześniej ukorzyć, na przykład w 1968, gdy to – czy naród cały, czy władza tylko sprawiła wypędzenie Żydów ze stanowisk i kraju. Prawdziwych sprawców nikt dotąd nie osądził, więc naród jest sprawcą – czyli także Ojciec, Teść i Babcia. Otóż jednak  nie  cały i nie naród, jak się okazuje.

Długo trwało, zanim zrozumieliśmy, że przyznanie się do tej winy nie przekreśla polskiej martyrologii i polskiego bohaterstwa w walce z niemieckim i sowieckim okupantem.

Ten naród ofiar – to my także, którzy nie chcieliśmy tak długo do winy się przyznać, a przecież przyznanie się jest  zwyczajem  naszego narodu i władz naszych narodowych.

Więc tak, jak Jaruzelski, który  do swego się przyznał i jakie przyznanie było, taka i kara, to i my – reszta całego narodu  do sprawstwa w Jedwabnem przyznać się musimy? Ale skorośmy wszyscy narodem, to Jaruzelski też niech za Jedwabne przeprosi, my za Jaruzelskiego, on za Kiszczaka, my za Bermana i w kółko, a i tak jeszcze część narodu zostanie, co całkiem niewinna się czuje, do sądzenia tylko gotowa. A jak naród w znacznej swej części do wszystkiego się przyzna, to to na pewno martyrologii naszej, czyli narodu oraz Jaruzelskiego  w walce z  niemieckim i sowieckim okupantem nie odbierze?

A czy można odebrać martyrologię?  W Polsce tak, o czym świadczy system emerytalny oraz przykład Anny Walentynowicz.  W sferze języka angielskiego mniej to oczywiste.

A jak ktoś nie walczył z niemieckim okupantem – to do narodu należy, czy też nie ? A jak – nie daj Boże  ktoś na sowieckiego okupanta  ręki nie podnosił, to czy może czuć się „także sprawcą" i narodem także?

A są jeszcze tacy, którzy piszą, że „Polska" i „polskość" to pojęcia nieostre, wręcz puste, jak „Niemcy" i niemieckość" zapewne, to jak wtedy naród definiować?

Jak to przetłumaczyć na inny język, by słowa to samo znaczyły, w dodatku słowa prezydenta, który nie chce tylko pilnować żyrandola, ale wypowiadać się w imieniu narodu i to całego.

Skłamałby lepiej, obiecał, a nie dotrzymał, nabajdurzył o inwestorze z Kataru, choć takie mowy zastrzega sobie Pan Premier, ale przecież można próbować.

Jak zatem wygłaszać zdania nieprzetłumaczalne, więc niezrozumiałe, w imieniu narodu, czyli społeczeństwa, czyli nas, choć nie wszystkich do przeprosin wzywanych, bez zamknięcia  jednego rozdziału i otwarcia drugiego?

Bo bez zamknięcia – nie wiadomo, czy naród odpowiada też za komunizm i ten system dziki musi wziąć na swoje sumienie, podobnie jak śmierć sowieckich żołnierzy z 1920 , kiedy to zaplątali się jakoś pod Warszawą, czy za powieszonego Fieldorfa też cały naród odpowiada, czy też Bolesław Bierut, który wciąż ma największy pomnik na Powązkach i jego towarzysze broni oraz wcale liczni zwolennicy?

Ktoś powie – to demagogia, jak można porównywać! W Polsce można, bo nikt już nie wie, gdzie jest granica, skoro demos całkiem jest ogłupiały, a władza niemądra i plecie byle co, gdzie nie wiadomo – kto jest zdrajcą, kto patriotą, kto kartoflem, a kto  – no właśnie czym – na europejskim talerzu. Wypada więc przeprosić za wszystko, za wszystkich i siebie, więc przepraszam, choć nie mam pewności czy będę zrozumiany.

Przecież tylko już  w słowniku wszystko jest jasne.

Jak Ojciec Dyrektor mówi – „totalitaryzm", to narusza słownik przyzwoitego tłumacza, bo totalitaryzmu u nas nie ma, ale co jest w takim razie, gdy jawnie się już dzieli na „swoich" i „tamtych", z użyciem narządów medialnych władzy. Jak – na marginesie – przetłumaczyć  różnicę między narzędziem a narządem, którym niepostrzeżenie stało się narzędzie? To sprzeczne i z biologią i prakseologią, a polskie nasze i nieprzetłumaczalne na obce języki.

Nie wiadomo – dlaczego Rydzyk pieniędzy na gorącą wodę, która jest, nie dostał, a dla Lidzbarku pieniądze dali, choć tam wody mniej i zimniejsza.

Jasne – to nie totalitaryzm, a jak nie, to – co ? Walka totalna. I tak to zostawmy, nie pytając – jak się nazywa prezydent Torunia, który w nosie ma wody pod miastem i dzięki temu ma się dobrze, co pokazuje – czym jest dobro w życiu publicznym, także na wielu innych przykładach.

I jak w końcu przetłumaczyć, że są jakieś znaki w „zbiorowej świadomości i pamięci Polaków"  Czym się różni świadomość od pamięci, kiedy – i która – jest zbiorowa, wreszcie – gdzież ona jest ta pamięć i świadomość, skoro  ciągle mamy „patrzeć w przyszłość"  – przeszłość odkreślając grubą kreską, choć nierówno, z uskokami.

To wszystko razem nieco tłumaczy opóźnienia w tłumaczeniu raportu, za które odpowiadam ja – naród, który wreszcie muszę zrozumieć w swej pamięci i świadomości, że …

Że co właśnie?  I dlaczego muszę?

Tekst autorstwa Marka Markiewicza. Przedruk za portalem wpolityce.

0

antonioiwaldi

KLIKNIJ w nick, potem w slowo 'WIeCEJ', wreszcie w BANNER i DOL¥CZ do nas!

135 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758