Bez kategorii
Like

Nowy naczelny gazety „Rzeczpospolita”?

02/07/2011
556 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Zadzwoniono do mnie z Radia Maryja prosząc o komentarz w związku z informacją, że wspólnikiem Grzegorza Hajdarowicza, który kupił 51,01 proc. udziałów spółki Presspublica, wydającej gazetę „Rzeczpospolita” jest Kazimierz Mochol.

0


Pułkownika Mochola poznałem, gdy zajmowałem stanowisko sekretarza stanu w MON (1997-2001). Mochol był wówczas zastępcą szefa WSI ds. kontrwywiadu. Szefem był pułkownik, a wkrótce generał Tadeusz Rusak. Obaj nie ukrywali, że są przyjaciółmi i stanowią zgrany zespół. Pochodzili z krakowskiej placówki UOP i zostali zarekomendowani Onyszkiewiczowi przez wpływowego w AWS posła Jana Rokitę. Kandydatury zaopiniował pozytywnie ówczesny szef sejmowej komisji obrony, partyjny kolega Rokity i przyjaciel Onyszkiewicza, poseł Bronisław Komorowski. Mimo, że byłem pierwszym zastępcą ministra obrony nic nie wiedziałem o tych poczynaniach i nie miałem żadnego wpływu na obsadę szefostwa służb. Ministrowie Onyszkiewicz, a następnie Komorowski jako bezpośredni przełożeni WSI zazdrośnie strzegli, aby inni członkowie kierownictwa MON nie wiedzieli co robią służby. Swoje meldunki szefowie Rusak i Mochol składali tylko ministrowi.

W MON nadzorowałem pion zakupów uzbrojenia, logistyki i infrastruktury. Podległe mi instytucje przeprowadzały tysiące przetargów i wydawaliśmy miliardy budżetowych pieniędzy. Do tego odpowiadałem z istotny fragment naszych przygotowań do członkostwa w NATO i nadzorowałem plany technicznej modernizacji sił zbrojnych. Miałem rozstrzygać o największych w historii naszego wojska zakupach broni na kwotę ponad 25 mld PLN.
Moja polityka kupowania licencji i produkowanie broni w polskich fabrykach nie budziła entuzjazmu u obcych wytwórców. Dziedzina uzbrojenia objęta tajemnicą pozwala na działanie różnych amatorów nie koniecznie czystych interesów. W tej sytuacji konieczna jest ochrona kontrwywiadowcza urzędników MON. Konsekwencją tego był mój stały kontakt z szefem kontrwywiadu WSI płk Mocholem. Wkrótce przekonałem się, że przejawia on nie tylko służbowe zainteresowanie przetargami. Zacząłem np. dostawać materiały WSI nachalnie lobbujące za zakupem jakiegoś uzbrojenia. Musiałem zwrócić uwagę Rusakowi na niestosowność takiego postępowania. Zapewniał, że to nieporozumienie. Próbowano zlecać pewne operacje podległym mnie instytucjom zakazując informowania mnie o tym. W końcu dowiedziałem się od oficerów WSI, że ochrona kontrwywiadowcza mojej osoby jest zwyczajną inwigilacją. Pamiętam jak sympatyzujący ze mną oficer służb powiedział – panie ministrze Mochol jest fałszywy, udaje przed panem lojalnego podwładnego, a chętnie by pana utopił.
 
Rok 1999. Meldunek składa płk K. Mochol, zastępca szefa WSI ds. kontrwywiadu, który kierował zespołem inwigilującym mnie. 
  
W końcu oznaki inwigilacji stały się widoczne nie tylko dla mnie (byłem w restauracji i znajomy zauważył – Romek, ty chyba jesteś śledzony). Udałem się do Onyszkiewicza pytając, czy wie co robi WSI. Odparł, że mam przewidzenia – mylisz wolną Polskę z PRL-em – usłyszałem. (W 2004 r. Onyszkiewicz przyznał w wywiadzie dla „Życia Warszawy”, że zlecił WSI „skontrolowanie” co robię, ale wówczas, jak powiedział, nie znaleziono materiałów pozwalających na skierowanie sprawy do prokuratury.) Wezwałem Ruska i zapytałem, czy jestem inwigilowany. Zaprzeczył i sugerował, że pewnie ktoś przesadził zbyt gorliwie ochraniając mnie kontrwywiadowczo. Jednak po pewnym czasie wspomniany wyżej oficer WSI poinformował mnie, że inwigilację przerwano.
Po rozpadzie koalicji AWS – Unia Wolności na miejsce Onyszkiewicza przyszedł Komorowski.
 
 
Szefowie WSI nie posiadali się ze szczęścia. Rusak powiedział, że wreszcie resortem kieruje właściwa osoba. Postanowiłem wtedy odejść z MON. Dotarło to do Komorowskiego. Przekonywał żebym został. Nie rób radości SLD, że się kłócimy –mówił. Zostałem. Wkrótce okazało się, że doradcy Komorowskiego mają bardzo konkretne zainteresowania w nadzorowanych przeze mnie przetargach. Usiłowali wymuszać pewne rozwiązania idąc na skróty. Kiedy to zastopowałem Komorowski podjął próbę reorganizacji MON, aby odebrać mi podporządkowane departamenty. Nie pozwoliłem na to. W odwecie minister nie podpisywał dokumentów umożliwiających rozpoczynanie procedur przetargowych (nie zgodził się na wdrożenie kluczowych przetargów na transporter opancerzony i przeciwpancerne pociski kierowane). Zauważyłem też, że Komorowski przed każdą rozmową ze mną wcześniej wysłuchiwał meldunków WSI. W drzwiach gabinetu ministra spotykałem się z wychodzącym Rusakiem lub Mocholem. Po pewnym czasie jeden z oficerów WSI poinformował mnie, że w kontrwywiadzie utworzono zakonspirowany przed resztą służby kierowny przez Mochola tajny kilkuosobowy zespół do znalezienia na mnie „czegokolwiek”.
 
Dziennikarz śledczy Piotr Nisztor pisał w artykule „Zrobiony na szaro” (Gazeta Polska, nr 4/2006):
Operacja Szary Mietek
Afera Szeremietiewa bardzo mocno uderzyła także w jego asystenta Zbigniewa Farmusa, który aż 2,5 roku spędził w więzieniu. Obecnie jest na wolności jednak niestety nie chce rozmawiać z dziennikarzami. – Nie ma mu się co dziwić, wygląda na zastraszonego i twierdzi, że jeśli coś powie może stać mu się krzywda – mówi jeden z jego znajomych.
Farmusa zatrzymano trzy dni po ukazaniu się publikacji w "Rzeczpospolitej". Akcję filmowały kamery telewizyjne. Aresztowania b. asystenta Szeremietiewa dokonali funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa na promie płynącym do Szwecji. Podano, że brawurowa akcja miała na celu uniemożliwienie Farmusowi ucieczki na jednym z pięciu paszportów. Jednak w rzeczywistości ma dwa: polski i kanadyjski. Nie zamierzał również ratować się ucieczką – płynął do Szwecji spotkać się z córką.
Nie wiadomo dlaczego funkcjonariusze tajnych służb mimo, że przez cały czas śledzili każdy jego ruch nie dokonali zatrzymania przed wejściem na prom, ale dopiero na Bałtyku. Na wniosek ówczesnego Ministra Obrony Narodowej Bronisława Komorowskiego w akcji wziął udział śmigłowiec marynarki wojennej. – Jeśli się pomyliłem to wiem, że będzie mnie to kosztowało karierę polityczną – wyjaśniał wówczas Komorowski.
W rozmowie z "GP" obecny wicemarszałek Sejmu potwierdził, że decyzja o zatrzymaniu Farmusa była słuszna. – Szeremietiew obiecał, że jego asystent nie wyjedzie nigdy za granicę. Jednak obietnica została złamana i trzeba było coś zrobić. Uruchomiłem więc WSI, żeby zastawić pułapkę – mówi Komorowski. Szeremietiew zaprzecza jednak, jakoby skład jakieś obietnice. – Komorowski zadzwonił do mnie z pytaniem, gdzie jest Farmus. Odpowiedziałem, że nie wiem, ale pewnie spędza urlop gdzieś w Polsce. Nie było więc żadnej obietnicy – mówi były wiceminister.
Dowiedzieliśmy się, że w akcję o kryptonimie "Szary Mietek" (mającej udowodnić łapówkarstwo wiceministra Szeremietiewa) zaangażowany był także gen. Adam Rapacki. Natomiast samą akcją zatrzymania Farmusa kierował ówczesny zastępca szefa WSI ds. kontrwywiadu płk Kazimierz Mochol. Po całej akcji Bronisław Komorowski wystąpił z wnioskiem do prezydenta Kwaśniewskiego o awansowanie Mochola na stopień generała brygady. – Liczył na to, że dzięki awansowi uda mu się zostać szefem WSI. Jednak Kwaśniewski funkcję tę przewidział dla swojego protegowanego Dukaczewskiego. Tak więc Mochol awansu na generała nie dostał i szefem WSI nie został – mówi jeden z wysokich rangą wojskowych.
Dowiedzieliśmy się, że większość funkcjonariuszy biorących udział w akcji pracuje dziś na zagranicznych placówkach m.in. na Słowacji i w Indiach.”
Pierwsza faza operacji "Szary Mietek" zakończona sukcesem. Siedzę na ławie oskarżonych grozi mi łącznie 15 lat więzienia.Niestety druga faza zakończyła się klapą – sąd mnie uniewinnił.
           
Często padają pytanie dotyczące także roli w aferze ówczesnego przełożonego Mochola B. Komorowskiego. Składał on bowiem zapewnienia, że jeśli ja okaże się niewinny, to on odejdzie z polityki. W dyskusjach na nE zaczęto mi nawet stawiać zarzuty, że nie domagam się od Komorowskiego spełnienia przyrzeczenia. A nawet, że osłabiłem szanse wyborcze Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich „nic nie robiąc” w tej sprawie. Wyjaśniałem, że coś jednak robiłem i trudno ze było występować „silniej” (miałeś w rękach dynamit, a rzucałeś kapiszonami – ktoś mnie podsumował) skoro PiS preferował kampanię łagodną, a moje wystąpienie byłoby ostre, więc wg szefowej kampanii prezydenckiej poseł Kluzik mogłoby kandydaturze Jarosława zaszkodzić..
Komorowski zresztą opracował taktykę w tej sprawie. Redaktor Marzena Stychlerz-Kłucińska na łamach „Tygodnika Solidarność” (nr 25/2006) ogłosiła ciekawy artykuł „Beneficjanci sprawy Szeremietiewa”. Dotarła do Komorowskiego. Napisała:
Bronisław Komorowski nie przyznaje się również do autorstwa cytowanych w prasie jego słów:„Jeśli się pomyliłem to wiem, że będzie mnie to kosztowało karierę polityczną”. Zapewnia, że tych słów nigdy nie wypowiedział. A tak w ogóle, to nie ma sobie nic do zarzucenia i „swojemu przyjacielowi z opozycji” życzy powodzenia, a zwłaszcza uniewinniających wyroków w sądzie.”
Polecam do przeczytania pełną wersję artykułu pani Stychlerz:
http://www.szeremietiew.pl/sprawa.php?c=beneficjenci
 
W doniesieniach prasowych na temat nowego właściciela „Rzeczpospolita” i tygodnika „Uważam Rze” podaję, że był on kiedyś członkiem KPN. To stało się przyczynkiem do rozważań jednego z blogerów jakie mogą być moje „powiązania” z tym człowiekiem. Trop mógłby być obiecujący bowiem: Szeremietiew był w KPN – był. Hajdarowicz też był. Hajdarowicz kupił „Przekrój” i zrobił naczelnym Piotra Najsztuba. Kto to jest Najsztub nie trzeba objasniac. Teraz pojawiła się informacja, że nowym naczelnym „Rzeczpospolitej” ma być właśnie Najsztub. I wszystko staje się jasne. A tu nagle mamy Mochola i kłopot. Jakie mogą być moje powiązania z Mocholem?
Z KPN odszedłem późną jesienią 1984 roku i nie wiem czy przed tą datą pan Hajdarowicz należał do Konfederacji. Zapamiętałem, że ten nie mójKPN był ugrupowaniem, które przyczyniło się od usunięcia mnie z MON w 1992 roku (noc teczek). .
Jest jeszcze drugi kłopot. Oto były odejścia blogerów z nE do „Rzeczpospolitej”. Nowy Ekran wiadomo, WSI tam pociąga za sznurki. A teraz masz, trzeba będzie pisać dla gazety z  byłym wysokim oficerem WSI.
Nie musi jednak być źle. Jeżeli Mochol da głosto  kandydatem na naczelnego powinna być wypróbowana siła Marszałek Anna. A ona chętnie będzie zamieszczać wszystko, co pokaże mnie w złym świetle. Czyli będzie można nadal „przywalać” trzeciodrogowcom z nE, podejrzanym o powiązania z WSI, w gazeciewłaściciela kapeenowca  i jego partnera biznesowego płk WSI Kazimierza Mochola.
0

Szeremietiew

Jaki jestem każdy widzi (każdy kto zechce).

200 publikacje
107 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758