Nieznane jeszcze wyniki badań prof. Biniendy – teza o brzozie fałszywa
18/11/2011
469 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
– Według moich analiz stan skrzydła po zderzeniu z brzozą daje możliwość dalszego stabilnego lotu….. Przebieg wypadków sugerowany przez MAK i komisje Millera nie mógł mieć miejsca – ocenia prof. Binienda.
Ten rudzielec wygłasza sobie expose, a Smoleńsk dalej jest niewyjaśniony i wciąż coraz bardziej zaciemniany. I bardzo dobrze powiedział J. Kaczyński, że gdyby nawet ze wszystkim PiS by się zgadzał z PO, ale Smoleńsk nie zostanie wyjaśniony, to przez tą jedną tragedię nigdy nie udzieli rządowi Tuska wotum zaufania. Brawo!
Tymczasem „Gazeta Polska Codziennie” publikuje nieznane jeszcze wyniki badań prof. Biniendy, wg których teza o brzozie mającej spowodować katastrofę TU-154 jest fałszywa. Przeprowadzone przez niego symulacje na opracowanym matematycznie modelu skrzydła samolotu i brzozy, za pomocą rygorystycznych badań komputerowych wykorzystujących prawa fizyki, aerodynamiki oraz prawa zachowania materiałów, jednoznacznie wskazują, że samolot przecina brzozę, a skrzydło nie doznaje uszczerbku powierzchni nośnej. Uwzględniał różne możliwe kąty natarcia czy gęstości brzozy.
– Według moich analiz stan skrzydła po zderzeniu z brzozą daje możliwość dalszego stabilnego lotu. Wnioski te zostały potwierdzone za pomocą wszystkich przeprowadzonych obliczeń. Przebieg wypadków sugerowany przez MAK i komisje Millera nie mógł mieć miejsca – ocenia prof. Binienda.
Dalsze badania aerodynamiczne przeprowadzone przez prof. Biniendę miały na celu ustalenie, czy jeśli faktycznie w jakiś sposób zawiniła brzoza, skrzydło mogło dolecieć 111 m dalej i upaść w miejscu, gdzie je znaleziono. I znowu wyniki badań jednoznacznie zaprzeczają oficjalnym raportom. – Gdyby fragment skrzydła faktycznie oderwał się przy uderzeniu w drzewo z prędkością 80 m/s, to nie mógłby dolecieć 111 m dalej, a samolot uderzyłby w ziemię z prędkością 100 km/h, zaledwie 12 m za brzozą– tłumaczy profesor.
Jeżeli faktem jest, że fragment skrzydła został znaleziony w odległości 111 m od brzozy, to należy sprawdzić, na jakiej wysokości i w jakiej odległości od miejsca znalezienia musiał się ten fragment oderwać od skrzydła, żeby upaść tam, gdzie je znaleziono. – Wyniki badań wyraźnie pokazują, że oderwanie skrzydła musiało nastąpić 70 m za brzozą na wysokości co najmniej 26 m od ziemi, podczas gdy trajektoria sugerowana przez MAK sugeruje, że w przestrzeni pomiędzy brzozą a miejscem znalezienia kawałka skrzydła samolot leciał na wysokości nie większej niż 6,5 m –mówi profesor.
Według niego, zakładając, że fragment odrywa się na wysokości 6,5 m nad ziemią, jak sugeruje MAK, nie jest możliwe, aby taki fragment urwany z lewego skrzydła mógł się znaleźć po prawej stronie osi samolotu. Badania pokazują, że w pierwszym etapie lotu fragment urwanego skrzydła gwałtownie opada do ziemi. Aby ruch na prawo był możliwy, fragment ten musi oderwać się na wysokości co najmniej 26 m. Według prof. Biniendy ostateczna pozycja, gdzie nastąpiło urwanie skrzydła, znajduje się 70 m od brzozy na wysokości 26 m. Brzoza nie miała nic wspólnego z rozpadem samolotu.
za: niezależna.pl