Bez kategorii
Like

Nadnaturalne proroctwa Chestertona o mesjaństwie Polski.

24/11/2012
529 Wyświetlenia
0 Komentarze
31 minut czytania
no-cover

„Zbliżamy się w przerażający sposób do nowej wojny” — napisał w 1933 roku — „która zacznie się przypuszczalnie na granicy Polski.”
„To dla dobra Anglii, a nie Polski” — pisał — „apelujemy do wszystkich Anglików, by popierali Polskę”.

0


” (…..) Dla Chestertona historia Polski miała sens wyłącznie jako powstanie z martwych. „Gdyby Polska nie narodziła się ponownie” — napisał w księdze pamiątkowej polskiego PEN Clubu w 1927 r. — „umarłyby wszystkie chrześcijańskie narody”.

Inaczej mówiąc, dla obu pisarzy zmartwychwstanie narodu polskiego stanowiło nie tyle dar świata dla Polski, ile dar Polski dla świata. Dyboski doskonale rozumiał polskich wygnańców, którzy osiedli w Paryżu w początkach XIX wieku — Zygmunta Krasińskiego, Augusta Cieszkowskiego, Juliusza Słowackiego i największego z nich, Adama Mickiewicza, dla którego Polska była Mesjaszem narodów, „cierpiącym za innych, za grzechy bezbożnego i materialistycznego świata wokół niej.” Mickiewicz dał nam tę ideę w klasycznym ujęciu:

„Na koniec w Europie bałwochwalskiej nastało trzech królów. I była to trójca szatańska. Fryderyk, którego imię znaczy przyjaciel pokoju (…), Katarzyna, co znaczy po grecku czysta (…) i Maria Teresa, która nosiła imię najpokorniejszej i niepokalanej Matki Zbawiciela. (…) Imiona tych trzech królów były to trzy bluźnierstwa, a ich życia trzy zbrodnie, a ich pamięć trzy przekleństwa. Tedy owa trójca widząc, że jeszcze nie dosyć narody głupie i zepsute były, wyrobiła nowego bałwana, najobrzydliwszego ze wszystkich, i nazwała tego bałwana INTERES. (…)

Ale jeden naród polski nie kłaniał się nowemu bałwanowi. (…) I rzekła na koniec Polska: Ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem WOLNOŚĆ. Ale królowie zasłyszawszy o tym zatrwożyli się w sercach swych i rzekli: Pójdźmy, zabijmy Naród ten. I uknowali między sobą zdradę. (…) I umęczono naród polski i złożono w grobie, a królowie wykrzyknęli: Zabiliśmy i pochowaliśmy Wolność. A wykrzyknęli głupio (…) Bo naród polski nie umarł, ciało jego leży w grobie, a dusza zstąpiła z ziemi, to jest z życia publicznego, do otchłani, to jest do życia domowego ludów cierpiących niewolę w kraju i za krajem. (…) A trzeciego dnia dusza wróci do ciała i naród zmartwychwstanie, i uwolni wszystkie ludy Europy z niewoli”10.

To romantyczne, mistyczne odczytywanie historii obruszyło niebawem pozytywistów i ludzi religijnych — pierwszych, bo ignorowało fakty naukowe, drugich, bo zbyt emocjonalnie podchodziło do teologii. Dla Dyboskiego stanowiło jednak dowód „żywotności narodu” i „źródło moralnej siły (…) w najmroczniejszych dniach politycznego zaćmienia”. Natomiast dla Chestertona, który miał skłonność do postrzegania narodów w kategoriach alegorycznych, cierpienie Polski dobrze pasowało do innych narodowych opowieści o pozornej klęsce, prowadzącej do ostatecznego zwycięstwa. W książce Christendom in Dublin opisywał Irlandię powstającą z popiołów, by świętować swą wolność, ze wszech miar stosownie, w miejscu zwanym Parkiem Feniksa11. W The Ballad of the White Horse ujrzał króla Alfreda „silniejszego w klęsce (…) niż wszyscy inni byliby w zwycięstwie”. W Krótkiej historii Anglii wysławiał lorda Nelsona, który „w samej godzinie śmierci osiągnął (…) epicką kompletność, (…) człowieka, który spalił swe okręty i dokonał niemożliwego”. Historia wydaje się mroczna tylko wtedy, gdy nie patrzy się na nią przez pryzmat wiary:

„Ludzie Wschodu mogą przetrząsać uczone zwoje,

By wskazać chwilę, która przyniesie tryumf,

Lecz ludzie spod znaku Chrystusowego krzyża

Pogodnie wyruszają w nieznane.

 

Ludzie Wschodu mogą przetrząsać uczone zwoje

Szukając pewności i sławy,

Lecz ci, którzy piją krew Boga

Idą ze śpiewem na ustach choćby ku poniżeniu”12.

Dlatego właśnie Polska — „państwo-ofiara” i zarazem „państwo-bohater”13 — była dla niego ważna. Ujrzał oto chrześcijańską opowieść, która na nowo rozegrała się w jego czasach; zobaczył dowód, że narody zaiste powstają z martwych.

Ale Polska Chestertona nie powinna być postrzegana tylko, ani nawet głównie, jako twór jego romantycznej wyobraźni. Działały tu również inne czynniki. Fakt, że Chesterton tak chętnie porównywał Polskę do Irlandii, co wyraził wprost w Warszawie, miał głęboko sięgające korzenie. Chesterton mówił o „dwóch narodach z przeciwnych krańców Europy, obu katolickich, Polsce i Irlandii, [których dzieje przywołują z pamięci słowa] dobiegające z otchłani dziejów: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”14. Idea, że Polska i Irlandia wspólnie cierpiały odkupieńczo, aby w końcu zmartwychwstać, przez sto lat krzewiła się szeroko pośród nacjonalistów w obu krajach15. (Nie przypadkiem irlandzcy rewolucjoniści z 1916 roku wybrali Wielkanoc na dzień swojego powstania.) Chesterton znał tę mesjanistyczną interpretację polskiej historii również dlatego, że była ona powszechnie akceptowana wśród przychylnych Polsce intelektualistów na początku XX wieku (a są tacy, którzy wierzą w nią i dziś). Kilku tych intelektualistów Chesterton spotkał osobiście, na czele z belgijskim wykładowcą i autorem polemicznych książek Charlesem Saroleą, który przyczynił się do ukształtowania jego poglądów na politykę kontynentalną w latach przed I Wojną Światową i podczas tej wojny. Więzi przyjaźni i powinowactwa łączyły go też z osobami podróżującymi do Polski, zwłaszcza z Maurice Baringiem (który podziwiał Rosję) i z Adą Chesterton, żoną jego brata Cecila Chestertona, która odwiedziła Polskę w latach 1918-19, w najgorętszym okresie wojny polsko-sowieckiej, i opisała sugestywnie, jak Polska była traktowana przez swoich dwóch historycznych wrogów. (Kiedy niecałe dziesięć lat później Chesterton przygotowywał się do swojej własnej wizyty, opisy Ady Chesterton bardzo mu się podobały i mocno go poruszyły)16. Polska Chestertona była więc krajem ucieleśniającym konkretne pozytywne cechy, które on sam pragnął opiewać i wspierać17, ale zarazem też miejscem, którego dzieje i sytuację polityczną znał do pewnego stopnia z pierwszej ręki. Nie była alegorią. Nie była kreacją jego symbolicznej wyobraźni ani abstrakcyjnym argumentem w dyskusji, obleczonym w postać narodu.

Aby zrozumieć wpływy działające na Chestertona, trzeba znać ich kontekst. Nie każdy przyjaciel Polski myślał o jej dziejach w kategoriach mesjanistycznych czy w ogóle religijnych. Broszura z 1916 roku, The Resurrection of Poland, wydana w Londynie przez Polski Komitet Informacyjny, miała charakter postępowy i laicki, by nie rzec antyklerykalny. Zawierała eseje Maurice Maeterlincka, Charlesa Richeta i Gabriela Seaillesa18, którzy twierdzili, że Polska po wojnie powinna być traktowana jak niepodległe państwo, a jej obywatele mają być „równi bez względu na różnice klasowe, majątkowe i religijne”19. Autorzy używali teologicznego języka romantyków tylko po to, by umniejszyć lub zanegować jego znaczenie. (Chociaż więc Seailles pisał o „Chrystusowym męczeństwie Polski od chwili, gdy została przybita do krzyża”, utrzymywał jednak, że jej „odrodzenie” wynikało po prostu z „logiki wydarzeń” i nie miało nic wspólnego z cudem20). Główna teza broszury brzmiała, że porażka Niemiec z rąk carskiej Rosji będzie podstawą dla uzyskania przez Polskę autonomii po zakończeniu wojny. Autorzy — Belg i dwaj Francuzi — mogli zająć takie stanowisko łatwo i beztrosko, wskazując na Manifest Wielkiego Księcia Mikołaja do Narodu Polskiego z roku 1914 jako na dowód dobrych intencji dynastii Romanowów. Lecz wielu Polaków, wiedzących, co Rosja ma na sumieniu wobec Polski, uważało to podejście za skrajną naiwność. Typowym ich przedstawicielem był profesor Wincenty Lutosławski, największy polski znawca Platona w pierwszej połowie XX wieku. Głosił on, że Polska powinna stać się duchowym przywódcą „w marszu narodów świata ku moralnej doskonałości”21. Wiązało się to z zaciekłą wrogością wobec rosyjskiego barbarzyństwa, które, jak twierdził, Polska odpierała przez tysiąc lat22.
Chesterton w Autobiografii zauważył, że Polska została zmuszona, by wybierać z dwojga złego między Rosją a Niemcami. Dla Lutosławskiego większym złem była Rosja. A w tym poglądzie nie był bynajmniej odosobniony.

Zatem na długo przed wybuchem I Wojny Światowej Chesterton znał już zarówno sprawę polską, jak ideę odkupieńczego polskiego cierpienia. Część swoich informacji zawdzięczał Charlesowi Sarolea, „jednemu z najniezwyklejszych ludzi”, jakich kiedykolwiek spotkał, a na swój sposób także jednemu z najdziwniejszych. (Gdy Sarolea pierwszy raz zjawia się w chestertonowskiej Autobiografii, czyni to najdosłowniej jako zjawa.) Będąc uchodźcą belgijskim zamieszkałym w Szkocji, Sarolea przez wiele lat wykładał języki romańskie na uniwersytecie w Edynburgu. Kiedy zaś nie nauczał francuskiego, namiętnie komentował sprawy międzynarodowe. Robił to przez całe lata 20-te i 30-te, przy czym w miarę upływu czasu jego poglądy coraz bardziej przesuwały się na prawo23. W latach I Wojny Światowej wydawał pismo „Everyman”, i stąd właśnie wzięły się jego związki z kręgiem Chestertona: publikował artykuły Gilberta i Cecila Chestertonów tak często, że wielu jego skrajnie protestanckich czytelników zrezygnowało z prenumeraty24. Zatrudnił też szwagierkę Chestertona, Adę Chesterton, jako londyńskiego przedstawiciela pisma, ona zaś (będąc, ze swej strony, równie wielką ekscentryczką) spłaciła mu za to dług wdzięczności, odmalowując go barwnie w swojej autobiografii25. G. K. Chesterton uważał, że Sarolea jest postacią dość egzotyczną — „mniej więcej co tydzień uczy się nowego języka. Jego biblioteka to jeden z cudów, żeby nie powiedzieć: monstrów świata”26 — ale cenił jego powiązania z ważnymi postaciami kontynentalnej polityki, a były to powiązania zaiste daleko sięgające. To właśnie Sarolea poznał Chestertona z Romanem Dmowskim. To on pomógł mu ujrzeć, jak bliskie podobieństwo łączy Polskę z Irlandią27. Książkę Sarolei z 1912 roku, The Anglo-German Problem, Chesterton nazwał „błyskotliwą”, „zachwycającą” i „prawie magiczną”28. Pierwszy z tych przymiotników, a możliwe, że i ostatni, pasowałby doskonale również do samego Sarolei. Był niezwykłym człowiekiem, który zasługuje, żeby bardziej dziś o nim pamiętać.

Chesterton i Sarolea nie we wszystkim się zgadzali — Sarolea, na przykład, miał lepszą opinię o Imperium Brytyjskim29 — ale łączyła ich głęboko zakorzeniona wrogość wobec prusactwa, a co za tym idzie, mocna sympatia dla Polski jako dla największej ofiary Prus. Anty-pruskie nastawienie Chestertona, graniczące prawie z obsesją, jest dobrze znane. W jego oczach, imperium niemieckie było „koszmarem narodów”. Żołnierz pruski „zawsze i wszędzie stał po stronie materialistycznej tyranii”30. „Prusak nie jest dumny z Prus; jest tylko pełen pychy, że jest Prusakiem”. „Kiedy ci ludzie mówią, że czczą Niemieckiego Boga, w gruncie rzeczy mają na myśli, że nie życzą sobie, aby osądzał ich, nawet w Dniu Sądu Ostatecznego, jakikolwiek Bóg, który nie jest Niemcem. Tak się jednak składa, że Założyciel chrześcijaństwa, zaniedbawszy tę konieczność, nie przyszedł na świat jako Niemiec”31. Sarolea pisał z kolei, że „lud niemiecki został wciągnięty w tryby pruskiej machiny wojskowej, reakcyjnej biurokracji i feudalnego pruskiego junkierstwa, a na tyłach tej machiny (…) działały jeszcze potężniejsze siły moralne i duchowe; cały naród niemiecki znalazł się pod władzą fałszywej politycznej wiary niczym pod władzą zaklęcia. Uniwersytety, kościoły, prasa, wszystko zostało opętane przez ten sam nacjonalizm, odrzucający wszystko co obce. Zwiedziony przez przywódców, cały naród szczerze, intensywnie uwierzył, że w najbliższej przyszłości Cesarstwo Niemieckie musi rzucić światu wyzwanie, aby zaprowadzić swoją supremację nad kontynentem europejskim”32. Książka Sarolei The Anglo-German Problem posługiwała się argumentami, które Sarolea wysuwał już w 1906 roku (w broszurze pod tytułem The Baghdad Railway) i miał jeszcze powtórzyć, kiedy wybuch wojny potwierdził jego tezy, w książce German Problems and Personalities z roku 1917. Chesterton czerpał do woli spośród tych argumentów w swoich własnych wojennych książkach propagandowych, The Barbarism of Berlin z roku 1914 i The Crimes of England z roku 1915. Pierwsza z tych książek zawierała przedruki artykułów prasowych Chestertona, a druga „dziwnie wybiórczą”33, a z pewnością uproszczoną, opowieść o relacjach Anglii i Niemiec na przestrzeni lat. Prusy, twierdził Sarolea, „zawdzięczały wszystko czym są i całe swoje terytorium systematycznej polityce sprytu i oszustw, przemocy i podbojów”34. Prusy, twierdził Chesterton, „nie chcą kierować Niemcami; chcą podbić Niemców. A najpierw chcą podbić innych ludzi”35. Anglia — to kraj posiadający armię. Prusy — to armia posiadająca kraj. Prusy działały Chestertonowi na nerwy, bo uosabiały materializm, industrializm, scjentyzm, wydajność, a także chęć, by do wszystkiego się wtrącać i popęd, by wszystkim dyrygować — słowem, najgorsze cechy tyrańskiej, rozpanoszonej urzędowości. „Dawna, bardziej wielkoduszna tradycja Niemiec” została przez Prusaków zdławiona36. Niemcy stały się przez to złym sąsiadem dla Polski, ale ich prawdziwa zbrodnia polegała na tym, że dawały zły przykład światu, ukazując, jak wygląda państwo, w którym biurokraci robią co chcą, sprowadzając ludzi do roli trybików w maszynie. Gdyby Polska nie wstała z martwych, umarłyby wszystkie chrześcijańskie narody, po części dlatego, że zabiłby je ateizm „tysięcy bezbarwnych, rozgarniętych mężczyzn w Północnych Niemczech”37.

Szczerze mówiąc, część tych tekstów to literatura nienawiści. Z drugiej strony, Chesterton i Sarolea opisywali rzeczy, które naprawdę zasługiwały na nienawiść. Nie licząc Niemców, pośród ludów podbitych przez Prusy główne miejsce zajmowali Polacy. „Dzieło się dokonało” — napisał Sarolea o trzecim rozbiorze. — „By przytoczyć subtelne, dowcipne powiedzenie Fryderyka Wielkiego, troje monarchów (Fryderyk Wielki, Maria Teresa i Katarzyna Wielka) mogło w akcie komunii podzielić się eucharystycznym ciałem Polski”38. To sformułowanie wraca niemal zawsze, ilekroć Sarolea pisze o polskich sprawach. Chesterton, idąc w jego ślady, również robi z niego częsty użytek, powtarzając je jak mantrę. „Gdyby Fryderyk czytywał Biblię” — napisał w The Crimes of England — „mógłby przewidzieć, że ludzkość zemści się na jego domu i rodzie. Mógłby się dowiedzieć, czym Polska jest i czym ma jeszcze zostać; mógłby zrozumieć, że jadł i pił na swą zgubę, nie zdając sobie sprawy, że było to ciało Boże.”39 Trudno o jaśniejsze, pozbawione jakichkolwiek niedomówień, stwierdzenie mesjanistycznego statusu Polski.

(…)

Ten właśnie Chesterton przyjechał do Polski w 1927 roku i został przez Polaków serdecznie powitany, gdyż był ich najbardziej niezawodnym przyjacielem w latach próby. Ten również Chesterton, mniej więcej, umarł w roku 1936. Lecz pomiędzy Chestertonem z roku 1927 a tym z roku 1936 zachodzi jedna istotna różnica. W roku 1927 mógł świętować wskrzeszenie Polski. W czasach, gdy umierał, zaczynał bać się, że dojdzie do kolejnego jej ukrzyżowania. Nad Polską znów zawisła groźba, a Chesterton, proroczo, był jednym z pierwszych Anglików, którzy to spostrzegli. W swojej ostatniej książce dotyczącej Polski, The End of the Armistice, wydanej pośmiertnie w roku 1940, twierdził, że jeśli ludzie nie stawią czoła określonym faktom, będą musieli znów przygotować się do wojny47. Do tych nowych faktów należał ateizm Rosji. „Prusak z Rosjaninem zgodzą się w każdej sprawie, zwłaszcza jeśli dotyczy to Polski” — napisał wówczas. — „Mogą mieć różne zdanie na wiele tematów, lecz jeśli chodzi o nienawiść do chrześcijańskiej cywilizacji, są najprawdziwszymi internacjonalistami”48. Z przyjaciela prawosławnego chrześcijaństwa Rosja stała się wrogiem. Nabrała też cech bardziej wschodnich. W książce Barbarism of Berlin była „jedynym wielkim narodem, który naprawdę wyrzucił Mongołów ze swego kraju i ciągle protestował przeciw ich obecności na kontynencie”49. W The End of the Armistice Rosja jest „prawie azjatyckim państwem moskiewskim”50. Dwadzieścia lat i rewolucja bolszewicka potrafią sprawić, że człowiek zmieni zdanie. Pod koniec życia Chesterton zaczął przenosić się ze szkoły nacjonalizmu Dmowskiego do szkoły Lutosławskiego.

Jednak dwie rzeczy zostały niezmienione. Pierwszą był duch pruski, który nie umarł, lecz objawił się jako narodowy socjalizm, z Hitlerem w mało prawdopodobnej roli nowego Fryderyka Wielkiego. Drugą była historyczna — i heroiczna — rola Polski w oporze przeciw temu duchowi. Pod koniec życia, mając wszelkie powody, by spoglądać wstecz, Chesterton był w stanie patrzeć naprzód, a jego proroctwa okazały się niesamowicie, nadnaturalnie wręcz precyzyjne.

„Zbliżamy się w przerażający sposób do nowej wojny” — napisał w 1933 roku — „która zacznie się przypuszczalnie na granicy Polski. Od poprzedniej wojny minęło dziewiętnaście lat. Młodzi ludzie mieli czas, żeby się nauczyć, jak uniknąć następnej. Ciekaw jestem, czy wiedzą o tym więcej niż ci pogardzani starzy głupcy z roku 1914? Ilu z nich, na przykład, zadało sobie najmniejszy trud, by zrozumieć Polskę? Ilu mogłoby powiedzieć Hitlerowi cokolwiek, co by mu wyperswadowało podpalenie całego chrześcijańskiego świata wskutek najazdu na Polskę? Czy przez te wszystkie lata młodzież naprawdę nie myślała o niczym, kontentując się pogardą dla sklerotycznej deprawacji starców, rządzących w 1914 roku?”51

Niezależnie od zewnętrznych zagrożeń, przez cały czas, niezmiennie, widział Polskę jako „katolicką kulturę wepchniętą niczym nagie ostrze miecza między bizantyjską tradycję Moskwy a pruski materializm. (…) Oto, czym jest Polska. A ze wszystkiego, czym Polska jest, to właśnie jest najbardziej konkretne, praktyczne, determinujące i ważne”52. Rolą Polski było żyć dla wolności, a może po raz kolejny za nią umrzeć.

Polska Chestertona, innymi słowy, obejmowała zawsze coś więcej niż Polskę. Czasami obejmowała sprawy luźno tylko z Polską związane. Podobnie jak w wypadku innych krajów, zwłaszcza Irlandii, Chesterton chciał Polskę zaadoptować, zmienić w archetyp katolickiej wolności i pozbawić złożonych aspektów, kładąc nacisk na jej własne prawa kosztem praw mniejszości, które mogły przecież żywić obiekcje przeciw wchłanianiu ich w większą całość. W wypadku Polski była to Litwa, w wypadku Irlandii — Ulster, i tak też zamiast Białorusinów można by podstawić oranżystów, a zamiast Żydów kalwinistów z Belfastu. Nigdy nie negował „straszliwie skomplikowanej, oszałamiającej”53 mieszaniny narodowości środkowej Europy, jednak trochę zbyt optymistycznie widział wielką, katolicką, silną Polskę jako najlepszą, a w istocie jedyną odpowiedź na te problemy. Nie należy go pewnie winić, biorąc pod uwagę, jakie alternatywy leżały na wschód i na zachód od Polski, lecz nadzieja, którą żywił, została zdobyta kosztem subtelności historycznej i wrażliwości na grupy mniejszościowe.
Polska mogła ponadto posłużyć jako lekcja dla jego własnego kraju. „To dla dobra Anglii, a nie Polski” — pisał — „apelujemy do wszystkich Anglików, by popierali Polskę”54. Polska znała bolszewizm — Anglia nie. Polska znała wiarę — Anglia powoli ją traciła. Polska znała cenę wolności — Anglia uważała wolność za coś oczywistego i danego na zawsze. Podczas gdy Anglia spała, Polska czuwała, świadoma, co się dzieje. „Może nadejść czas” — napisał Chesterton — „kiedy nasz obrońca będzie potrzebował obrony”55. Powiedział to wcześniej niż niemal ktokolwiek inny w Anglii. Już choćby z tego powodu zasługiwał, i wciąż zasługuje, na wdzięczność Polski.

Miał zatem rację pod koniec życia, kiedy patrzył na Polskę z melancholijną tęsknotą, ale i z żywym niepokojem. Ta Polska, którą wspominał w Autobiografii, odchodziła w przeszłość. Polacy, których znał, znikali z oczu. „Tragedia i tryumf” Polski jeszcze się nie zakończyły. Ostatnie słowa, które napisał o tym kraju, ukazywały wymownie posępny obraz poprzedniej wojny w czasach, kiedy już nadciągała następna. Jest to opis zrujnowanego dworu młodego żołnierza-szlachcica, którego Chesterton spotkał w 1927 roku:

„Poprowadził nas długą aleją wysadzaną topolami. Na końcu stała figurka Matki Bożej z odstrzeloną głową i rękami. Ale ręce były przedtem wzniesione, i to właśnie okaleczenie sprawiło, że Jej gest wstawienniczy stał się jeszcze bardziej wymowny jako błaganie o litość dla bezlitosnego rodzaju ludzkiego”56.

Zupełnie jakby Chesterton wiedział wtedy to, co my wiemy dopiero teraz — że Polska miała jeszcze przed sobą kolejną śmierć i kolejne zmartwychwstanie. Różnica była taka, że ci, którzy bronili Polski w 1939 roku nie ochronili jej w roku 1945. Trzeba było czekać do roku 1979, aby kamień nagrobny został rozbity.

Dr Dermot Quinn

przekład: Jaga Rydzewska

http://www.dystrybucjonizm.pl/dr-dermot-quinn-chesterton-a-zmartwychwstanie-polski-wplywy-literackie-i-polityczne/

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758