MISJA, GŁUPKU!!!…
06/02/2011
526 Wyświetlenia
0 Komentarze
28 minut czytania
Wyobraźcie sobie przebojowy, porywający, wzruszający PROGRAM MISYJNY TVP, od którego nie można się oderwać, na który czeka się z utęsknieniem… Niemożliwe? No to przeczytajcie… Dwa i pół roku lat temu zapoznałem się dokładnie ze statutem publicznych mediów. Edukacja, Kultura, Nauka, Tradycja, Historia, Sport, Informacja etc. etc. Piszę celowo z dużej litery – bo i zadanie jest Wielkie, fascynujące, odpowiedzialne; jednym słowem niezbędne dla rozwoju społeczeństwa, a zwłaszcza wszechstronnej edukacji i wychowania młodzieży. Jako praktyk opracowałem wtedy w miarę przejrzyste zasady realizacji MISJI i próbowałem zainteresować nimi zarządy i rady programowe PRiTV . Pomimo upływu czasu uwagi te nadal wydają mi się aktualne. W tzw. międzyczasie pojawiły się niektóre z sugerowanych zmian, np. promujący muzykę filharmoniczną w atrakcyjny sposób Waldemar Malicki, czy kapitalne […]
Wyobraźcie sobie przebojowy, porywający, wzruszający PROGRAM MISYJNY TVP, od którego nie można się oderwać, na który czeka się z utęsknieniem… Niemożliwe? No to przeczytajcie…
Dwa i pół roku lat temu zapoznałem się dokładnie ze statutem publicznych mediów. Edukacja, Kultura, Nauka, Tradycja, Historia, Sport, Informacja etc. etc. Piszę celowo z dużej litery – bo i zadanie jest Wielkie, fascynujące, odpowiedzialne; jednym słowem niezbędne dla rozwoju społeczeństwa, a zwłaszcza wszechstronnej edukacji i wychowania młodzieży.
Jako praktyk opracowałem wtedy w miarę przejrzyste zasady realizacji MISJI i próbowałem zainteresować nimi zarządy i rady programowe PRiTV . Pomimo upływu czasu uwagi te nadal wydają mi się aktualne. W tzw. międzyczasie pojawiły się niektóre z sugerowanych zmian, np. promujący muzykę filharmoniczną w atrakcyjny sposób Waldemar Malicki, czy kapitalne programy podróżnicze Wojciecha Cejrowskiego (które zresztą zdążyły ostatnio tajemniczo zniknąć)…
Na wstępie postawiłem pytanie zasadnicze:
JAKA MISJA?
Czy ta, traktowana po macoszemu, żeby tylko „odfajkować”przykry obowiązek statutowy? Nudna, przeładowana drażniącym dydaktyzmem, archaiczna w środkach wyrazu, nieciekawa w wykorzystaniu środków artystycznych, upychana wstydliwie (i słusznie!) gdzieś grubo po północy, lecz przed rannym szczytem słuchalności (oglądalności)?
Tak pojmowana „misja” jest znacznie bardziej szkodliwa (zwłaszcza dla młodego pokolenia), niż jej zupełny brak. Realizowana przez ludzi bez pasji, wyobraźni, umiejętności i talentu zniechęca odbiorców do uczestniczenia w niej. A widzowie i słuchacze – mając pod ręką pilota i dziesiątki innych kanałów – dokonają i tak jedynego słusznego wyboru.
CZY PROGRAMY MISYJNE MUSZĄ POWODOWAĆ SPADEK OGLĄDALNOŚCI?
Odpowiedź twierdząca na to pytanie to „dogmat”, z którym się nie polemizuje.
Szkoda.
Dominują sprawdzone formaty, ściśle określona nieskomplikowana rozrywka, przekraczanie kolejnych obyczajowych tabu; to wszystko gwarantuje zainteresowanie odbiorców, a co za tym idzie – większe wpływy z reklam. Programy edukacyjne, patriotyczne, historia, Kultura przez duże „K” – traktowane są niszowo. One ponoć z założenia MUSZĄ przynosić starty…
Misja – dobrodziejstwo inwentarza publicznych mediów. Coś nudnego, nieefektownego. Coś, co wpisuje się w rocznych sprawozdaniach z realizacji statutowych powinności.
Spróbujmy jednak popatrzeć na składowe misji inaczej, np.:
1/Na Historię jak na najciekawszą, barwną i pełną przygód opowieść kostiumową, (która na dodatek miała miejsce w „realu”),
2/ Na Edukację jak na ocean praktycznie przydatnej wiedzy, pasjonującej i niczym nieograniczonej (od którego nie można się wręcz oderwać),
3/ Na Tradycję i Patriotyzm jak na porywający za serce przekaz – spuściznę naszych przodków. Coś, co w każdym z nas gdzieś tam drzemie…
Przy takim „emocjonalnym” podejściu możemy zaryzykować stwierdzenie:
MISJA NIE MUSI BYĆ NUDNA!
A nawet nie powinna. To największy grzech zaniedbania publicznych nadawców. Czyli rezygnacja z poszukiwań takiej formuły prezentacji misji, przy której programy „z przesłaniem” oglądałoby się z przyjemnością. By wciągały widzów fabułą, formą przekazu, nowatorskimi pomysłami…
Oczywiście łatwiej jest kupić licencję na sprawdzony, „odmóżdżony” program obniżający i tak niskie już standardy telewizyjnej rozrywki. Znacznie trudniej jest wymyślić coś samemu.
Mogę już tylko prognozować, że wkrótce pojawią się Tele-Show’y z pojedynkami gladiatorów. A widzowie będą głosować SMS-ami: dobić , czy też darować przegranemu życie?…
Tylko czy Media Publiczne muszą brać udział w tym obłędzie szmiry i chamstwa? Czy też – zawyżając poprzeczkę – powinny raczej wytyczać standardy , do których każdy szanujący się nadawca komercyjny będzie starał się zbliżyć?…
CZY ŁĄCZENIE MISJI Z ROZRYWKĄ JEST MOŻLIWE?
Tak, nawet wskazane. Ale w rozsądnych granicach. Na początek – kilka oczywistych prawd:
1/ Wiadomo, że do młodzieży łatwiej dociera się przemawiając do niej językiem dla niej zrozumiałym – chociażby za pomocą ich muzyki. Jest więc popyt na idoli młodzieżowych. Z racji zadań stojących przed Mediami Publicznymi powinni to być bohaterowie pozytywni, z charyzmą. Broń Boże skandaliści.
Bo misja – to przede wszystkim wychowanie młodzieży.
2/ Bardzo ważnym (najważniejszym?) narzędziem edukacji historycznej (tradycja, patriotyzm etc.), trafiającym do wszystkich grup wiekowych są filmy, widowiska teatralne, słuchowiska.
3/ Kolejne pożyteczne pozycje misyjnej „krucjaty” to programy rozrywkowe, edukacyjne, quizy, tele-turnieje. Byle dalekie od błahej, pustej rozrywki.
Pytanie podstawowe: JAK ZREALIZOWAĆ PRZEBOJOWĄ MISJĘ?
Ad. 1.
Niektóre „patenty” są powszechnie znane.
Raz do roku – w trakcie Wielkiej Orkiestry – mamy ogólnonarodową mobilizację sił i ludzi dobrej woli. Co prawda idea Jurka Owsiaka nieco się już skomercjalizowała; główną kasę wpłacają dziś duże banki i firmy, które wyczuły promocyjny interes. Ale na niwie pozytywnego zaangażowania emocjonalnego młodzieży to nadal działa.
Należy więc szukać charyzmatycznych liderów, świeżych pomysłów i podobnych klimatów. I przy ich pomocy np. promować polskość, rozbudzać zainteresowania, poszerzać horyzonty.
Jeśli więc np. rapowanie „Pana Tadeusza” pozwoli zetknąć się młodzieży z epopeją narodową, to ja jestem za…
Pamiętam jeszcze programy edukacyjne „Sonda” nieodżałowanego tandemu Kurek-Kamiński. Dwóch redaktorów (chyba nawet nie byli inżynierami) z wielką pasją opowiadało o rozwoju techniki, przybliżając teorię urywkami filmów naukowych i eksperymentami w studiu. Nie mogłem wręcz oderwać się od ekranu…
Dumni Amerykanie śpiewają bez zahamowań „Good morning, America”, czy „Born In The USA”. I świetnie zarabiają na płytach z repertuarem patriotyczno-narodowym. Takie„songi z przesłaniem” wchodzą w Stanach Zjednoczonych na listy przebojów.
Jeśli w Polsce pojawiają się analogiczne utwory – nikt nie wpuści ich na antenę. Co innego, gdy utwór obśmiewa „polactwo” i „ciemnogród” nad Wisłą; od razu ma zielone światło! Jakoś nikt nie zauważa, że szwedzki zespół „Sabaton”, śpiewając o bohaterstwie polskich żołnierzy walczących nad Wizną ma milionowe wejścia na You Tube. Sęk w tym, że w/w grupa śpiewa równie ochoczo o bohaterstwie niemieckich pancerniaków i „lisa pustyni” – feldmarszałka Rommla… Recepta? Mamy w nadchodzącym roku 20-lecie odzyskania niepodległości i 70-lecie wybuchu II wojny światowej (pisałem pod koniec 2008r).
Zamiast ściągać Kylie Minogue można by zaproponować w Sopocie czy Opolu koncert współczesnych, premierowych piosenek na zadany temat. Np. piosenek o wolności.
Gwarantuję „wysyp” przebojów. Konkursy i festiwale maja to do siebie, że pozwalają pozyskać wrażliwych twórców i nie poddających się modom wykonawców. Do jury należałoby jednak wyznaczyć bardzo kompetentnych ludzi. Inaczej grozi nam powtórka z Kołobrzegu. Znam dobrze środowisko muzyczne i gwarantuję, że Lao Che nie jest jedyną formacją podejmującą godne, trudne t i potrzebne misji tematy. Artyści mają wiele pomysłów i godnych, przebojowych projektów, których nie ma gdzie pokazać…
Ale łatwiej jest wydać kilka razy więcej i urządzić Eurowizję Dla Ubogich… I „odfajkować” kolejną rocznicę…
Ad.2. Amerykanie ze swej 200-letniej historii (obejmującej przeważnie tępienie Indian) zrobili hit światowy: western. My – mając tysiącletnią państwowość (Legnica, Grunwald, Wiedeń, Cud nad Wisłą – to tylko niektóre z bitew, które ratowały Europę) – nie potrafimy w ogóle „ograć” tego medialnie! Gdyby Hollywood dysponowało takim super-materiałem – „Fabryka Snów” pracowała by 48 godzin na dobę… Żyją jeszcze ostatni bohaterowie pamiętający czasy okupacji. Dla młodzieży – to już tylko pospolite, „moherowe” ruszenie. Pokażmy ciekawie ich biografie. Ale nie przegadane wywiady-rzeki, tylko np. misyjne etiudki filmowe. Dzięki temu niejeden ze współczesnych sfrustrowanych nastolatków zobaczy w nich ponownie tamtych młodych, pięknych, honorowych i odważnych ludzi.
Starajmy się obudzić wrażliwość małolatów. Kino to potrafi.
Oczywiście – dobre kino… Wciąż słyszę: nie mamy pieniędzy na historyczne mega-produkcje (chociaż niewątpliwy sukces niskobudżetowej „Małej Moskwy” cieszy)… Zawsze możemy zainwestować w scenariusze. Tematyczne konkursy wzbudzają duże zainteresowanie i masowy odzew. Bo nikt nie lubi pisać do szuflady. Mając zatem wzruszające, prawdziwe opowieści możemy zrobić drugi krok: wykorzystać twórców filmowych uznanych na zachodzie: Polański, Idziak, Kaczmarek, Wajda, i in. Niech lobbują. Hollywood zjada już własny ogon. A „Pianista”, „Katyń” czy film o papież-Polaku zostały zauważone i docenione również w tamtych kręgach. Może uda się pójść po ciosie…
Ad.3.
Uwaga zasadnicza: Nie promujmy w PRiTVP chamstwa i cwaniactwa. Nawet, gdyby się to lepiej sprzedawało. I unikajmy błędów językowych. To też misja. BBC nie potrzebuje gwiazd. Bo „gwiazdą” jest sama BBC. Ale poprawnego angielskiego uczyć się można tylko od lektorów tej stacji…
Kolejny temat, wychowawczy. Wyluzowana Szwecja czy konserwatywna Anglia zazdroszczą nam (jeszcze) naszej stosunkowo grzecznej młodzieży. I wyznawanych przez nas wartości. Nie psujmy tego. Przejmując ich dobrobyt i nowinki cywilizacyjne zachowajmy swoje „zaściankowe”, unikalne już w Europie zalety. Jeśli Zachód serwuje nam żenujące formaty a la „Super-Niania”, sprzedajmy im swoje patenty na normalną, wielopokoleniową rodzinę. Oni już jej nie pamiętają, choć do niej tęsknią…
Jest w kraju parę autorytetów i kilku idoli, którzy nie ćpają, kochają swoje dzieci, mają wciąż tę samą żonę (męża). Pokażmy ich. Promujmy NORMALNOŚĆ, bo już za chwilę sami do niej zatęsknimy…
Jeśli mamy robić w TVP programy rozrywkowe, quizy, tele-turnieje – to tylko godne, z przesłaniem edukacyjnym. Nie muszą to być konkursy trudne. Zwłaszcza, że coraz częściej młodzież nie zna podstawowych dat, ważnych zdarzeń historycznych, bohaterów narodowych. I to zarówno starych, jak i tych najnowszych. Główny problem – to wymyślenie atrakcyjnej formuły przemycania wartościowych treści! Kłopot? Ale nikt nie mówił, że w mediach publicznych będzie łatwiej. Wręcz przeciwnie. Głupie programy wymyślają się same. Nad misyjnymi trzeba trochę posiedzieć.
Pewne pomysły już przetarły szlaki. Jeśli np. prezentacja muzyki poważnej realizowana jest przez Waldemara Malickiego, posiłkującego się „Grupą Mozarta”, to dowcip i atrakcyjność przekazu „przytrzyma” przed ekranami telewizorów nawet przeciwników filharmonii. I ci ostatni zupełnie nieświadomie skorzystają na tym. Jeśli Wojciech Cejrowski ze swadą i humorem oprowadza nas boso po peryferiach świata i uda mu się nas „zaczarować” – nasze horyzonty znacznie się poszerzą. Zwłaszcza, że większość z nas nigdy tam nie pojedzie.
Szukania tematów do publicznej debaty i kultury prowadzenia sporów na antenie można uczyć się od red. Kuby Strzyczkowskiego. Dziennikarz publicznego radia czy telewizji ma prawo mieć własne poglądy. Ale ujawniając je sam staje się politykiem.
Generalnie: Nie jestem przeciwnikiem teleturniejów dla ludzi o IQ 90. Ale w telewizji komercyjnej. Popieram płytkie i błahe programy typu „jak śpiewają ludzie, którzy nie umieją śpiewać”. Ale nie w TV Publicznej. I wybiórczo, hasłowo: Będę bronił np. przepięknej tradycji słowiańskiej Nocy Świętojańskiej przed zalewem komercyjnych Walentynek. Przynajmniej w TVP. Zresztą z chęcią sprzedałbym „świętojański format” Europie (Światu?).
Puśćmy wodze wyobraźni: parna i jurna czerwcowa noc, ogniska, wianki, tancerze, transowo- folkowa oprawa muzyczna… Żadna lutowa akcja „serduszkowa” przenigdy nie spowoduje takiej burzy hormonów… c.b.d.d. (co było do dowiedzenia).
Tematów misyjnie istotnych i potrzebnych jest mnóstwo. Niestety – aktualnie na rynku medialnym króluje pogoń za lekką, łatwą rozrywką. Szczery śmiech wypiera coraz częściej rubaszny RECHOT. Zapomina się, że przekaz medialny może jeszcze wzbudzać ZADUMĘ, REFLEKSJĘ, WZRUSZENIE, DUMĘ Z BYCIA POLAKIEM, UCZUCIA PATRIOTYCZNE.
Jest ogromny deficyt w tej sferze wrażliwości. Komercyjni nadawcy zaczynają już zauważać, że to TEŻ ŚWIETNIE SIĘ SPRZEDAJE… I – paradoksalnie – w mediach publicznych ku temu powołanych jakoś nikt nie chce (nie potrafi?) wykorzystać tej wiedzy w celu poprawy słupków oglądalności. To jest możliwe. I w zasięgu ręki. Ale piekielnie trudne. Bo trudne zadania publicznych mediów wymagają ludzi o specyficznych umiejętnościach. LUDZI, KTÓRZY NIE KUPUJĄ ZA GRANICĄ GOTOWYCH FORMATÓW, TYLKO WYMYŚLAJĄCYCH NOWE, CIEKAWE „PATENTY” NA ATRAKCYJNE DLA ODBIORCY PROGRAMY MISYJNE…. Po prostu LUDZI KREATYWNYCH…
OD CZEGO ZACZĄĆ UATRAKCYJNIENIE MISJI?
Odpowiedź jest bardzo prosta: TRZEBA ZNALEŹĆ I ZATRUDNIĆ WŁAŚCIWYCH FACHOWCÓW.
Nie stosując przy tym klucza partyjnego, kumoterstwa, dealów itp. Tam gdzie potrzebna jest wyobraźnia i talent – nawet najlepszy zarządca czy manager musi poszukać właściwych twórców. System zgłoszeniowy TVP ROPAT (bank pomysłów nowych twóców spoza branży) nie zdaje egzaminu. Ale to inny temat…
Teoretycznie Telewizja Publiczna i Publiczne Radio lepiej są przygotowane do realizacji działalności misyjnej (długoletnie doświadczenie, ludzie od lat „okopani” w statutowej tematyce, duży potencjał techniczny, ciągle jeszcze dofinansowanie abonamentowe).
Obawiam się jednak, że gdyby przyszło jej konkurować z prywatnymi nadawcami o pieniądze (np. granty) na ciekawe, rozrywkowe programy misyjne, to przy tym samym budżecie produkt komercyjnych mediów mógłby być zdecydowanie lepszy. Mniej skostniałe struktury, szybsza decyzyjność, lepsza znajomość rynku show-business’u, roztropność i dyscyplina w wydawaniu pieniędzy etc. pozwoliłaby „prywatnym” sprawniej i bez szastania pieniędzmi wychwycić właściwych fachowców do określonych zadań.
Przykład: całkiem niezłą misyjną produkcją był głośny film TVN-u „Trzech kumpli”. Aż szkoda, że TVP daje się ubiec w takich przedsięwzięciach.
„Tyle misji, ile abonamentu” – głosił niegdyś Prezes RobertKwiatkowski. Czy aby na pewno? Przecież media publiczne nie zostały powołane w celu utrzymywania samych siebie, za łaskawie odrabianą , misyjną „pańszczyznę”. Psim obowiązkiem wyposażonych przez Państwo (społeczeństwo) mediów publicznych jest robienie godnych, ciekawych, wręcz przebojowych programów misyjnych. A jeśli chce się jeszcze na nich zarabiać, wymaga to diametralnej zmiany myślenia w podejściu do tych przedsięwzięć.
A co, jeśli ktoś tego nie potrafi?
Cóż, powinien zmienić pracę na mniej wymagającą… Żyjemy w epoce, w której rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, a ich wychowaniem zajmuje się para: „play-station” i „internet”. I w dużej mierze telewizja iradio. Jeśli tematem kultury, patriotyzmu i edukacji społeczeństwa nie zajmą się na poważnie powołane do tego media publiczne – nie widzę dalszego sensu ich istnienia. A przynajmniej dofinansowywania ich z pieniędzy podatników…
Lech Makowiecki
P.S. Niektórzy mówią, że internet jest siedliskiem zła (chamstwo, uwstecznianie się, pornografia, bezkarność etc. etc.). Ale wirtualna przestrzeń jest też skarbnicą wiedzy wszelakiej i mostem porozumiewania się między ludźmi. Internauci mają wybór.
I o to samo chodzi również w mediach. Społeczeństwo musi mieć możliwość przeżywania rzeczy pięknych, kształcących, wartościowych, wychowawczych, promujących obywatelskie i ludzkie postawy i zachowania. Inaczej część ludzi poszuka sobie tych wartości gdzie indziej. Znakomita większość – bezrefleksyjna reszta społeczeństwa (a zwłaszcza pozbawione wyboru młode pokolenie) „odmóżdży” się i zidiocieje nam bez reszty.
Na pewno taką bezrozumną masą ludzką łatwiej jest sterować.
Wiedzieli o tym doskonale i Hitler, i Stalin.
Nie wierzę, aby nasi mężowie stanu nie rozumieli wagi tego problemu.