Globalnie i Lokalnie
Like

Miłosna zemsta

04/06/2014
674 Wyświetlenia
2 Komentarze
26 minut czytania
Miłosna zemsta

Wreszcie znalazłem jej zdjęcie na fejsie. Tak, to ona; tajemnicza ślicznotka – ciasnotka, częsta bohaterka mych tekstów, która kiedyś Państwa ulubionego, nieszczęśliwego w miłości i poezji felietonistę oszukała… wykorzystała i porzuciła.

 

0


 

 

Światowiec triumfuje

 

Prawie się zakrztusiłem zagranicznym, biedronkowym heinekenem (jestem światowym chłopakiem), gdy ujrzałem to, co zamazane zdjęcie w niskiej rozdzielczości ukazywało – albo raczej to, co chciało ukryć. A było sporo tego towaru do ukrycia. Tłuszczu, słoninki, sadła, sadełka, sadełeczka… Wprawdzie Panie twierdzą zgodnym chórem, że XXXL jest piękne dla prawdziwych facetów, a tyje się z powietrza (bo one nic nie jedzą, to wina genów, hormonów i tarczycy), ale jako prostaczek, pozostanę przy prawach fizyki i swych odczuciach; a były one wesołe, jakby słoneczny promień musnął mą czarną duszę. „Ale ma fałdki, nawet przy wciągniętym do zdjęcia brzuchu!” ryknąłem serdecznym, pełnym ulgi, piskliwym, skrzekliwym śmiechem opryskując zagranicznym trunkiem dla wykwintnych smakoszy stół i klawiaturę.

 

Pan Bóg i wszyscy święci świadkiem, że z całych swych wątłych sił tłumiłem ten kwik triumfu w swym serduszku, ale był zbyt silny, zbyt donośny; był jak Hejnał Mariacki, jak bitewna trąbka ruszająca do śmiertelnego boju zastępy brodatych wojów. Tak moi drodzy Państwo, poczułem w sobie złośliwą, głęboką satysfakcję i radosny entuzjazm. Czy to oświecenie? Czy to ostateczny etap rozwoju ludzkiej świadomości? Spojrzałem wdzięcznymi, zamglonymi, świńskimi oczkami w niebo, tam gdzie czaił się wygnany z Olimpu bóg miłosnej zemsty.

 

Rechot odrzuconego kochanka

 

Przyznaję się tu i teraz bez bicia; prostacko rechotałem, beztrosko triumfowałem, a moje plebejskie żyły spęczniały od endorfin, które z trudem przepychały się obok molekuł promocyjnie zakupionego alkoholu. Zdjęcie ukradłem, powiększyłem – szczegółów nie widać, ale po co szczegóły? Moja księżniczka (zdetronizowana przez okrutny czas, he he), heroinowo kokainowy megamix, niegdysiejsza dominatorka mych jąder, potężnie utyła i zbrzydła. Pusty! Płytki! Niedojrzały emocjonalnie! Ryknęła Yin, kobieca część mojej osobowości. Jak przystało na guru podrywu, autorytet duchowy i nauczyciela medytacji, gdy ogarnia mnie piwna melancholia, przeszukuję portale społecznościowe w poszukiwaniu obłoków utraconej przeszłości. To medytacja zez, bo zezuję – jedno oko umieszczam na pomarszczonych, tracących urodę kobietach w których miałem większą, bądź mniejszą przyjemność przebywać… a drugie spogląda na moje reakcje emocjonalne, by znaleźć zrozumienie i klucz do wolności emocjonalnej.

 

Nerwowo podjadając orzeszki prażone, kwiknąłem i parsknąłem na monitor; a Ty kur.. jedna, wrzasnąłem z nienawiścią, śliniąc swe czterodniowe wąsy. Złapałem się przerażony za usta, rozejrzałem nerwowo… nikogo nie ma, uff. Nikt się nie dowie, jakim jestem małym, podłym człowieczkiem, cieszącym się z cudzego upadku – sam to powiem, w ramach pokuty za grzeszne myśli i słowa. Pokajam się, prosząc czytelników o wybaczenie i darowizny, bo chcę kupić sobie nową komórkę. Moja nokia 500 sama łączy się z innymi numerami, a przecież mogę ich właścicieli akurat wtedy obgadywać.

 

Sekcja mych zwłok

 

Chciałbym, byśmy to wszystko zanalizowali. Zróbmy sekcję mego płytkiego życia, by wyciągnąć z niej wiedzę i mądrość. Ta piękna dziewczyna (kiedyś, ha ha) jest niewinna i to ja, znany internetowy znawca umyslu ludzkiego ją uniewinniam – jest w zasadzie tak samo nieszczęśliwa jak ja, albo i gorzej, jeśli to w ogóle możliwe. Dlaczego? Gdy pojawiła się w mym rozrywkowym życiu (poznaliśmy się na czacie onetu, gdzie jako „Lubieżny Pan bibliotekarz” polowałem na szybkie bara bara), spodobała mi się. Na pierwszą randkę umówiliśmy się pod pałacem kultury i nauki, ufundowanym Polaczkom przez miłującego pokój koryfeusza nauki i sztuki, towarzysza Wissarionowicza. Pod jego seksownym, czujnym i wąsatym wejrzeniem, rozwijałem swoje armie na miłosnym froncie. Był to miły głos, komplementy, nie całkiem ukrywana lubieżność w oczach, ustach i obyciu – ale nie przekraczająca społecznych norm obyczajowych. Trzymałem także na widoku kluczyki od fiata sieny, by ten znak mego życiowego sukcesu był znany i widoczny. Teraz, po wielu latach jeżdżę limuzyną Kia Rio, co wiele mówi o skąpstwie mych czytelników, fanów i słuchaczy. Wstyd!

 

Letni, parny wieczór, powoli zachodzące słońce i śmiechy Warszawiaków tworzyły tło dla dramatu, który wtedy wydawał mi się wtedy komediowym romansem. Oceniałem mą nową zdobycz: Niska (a więc mam poczucie siły), blondynka (naśladuje anielską aurę), ładne oczy. Zgrabna pupcia, której słodkości podkreślone zostały obcisłymi dżinsami, drażniątka może niewielkie, ale jędrne i o smukłej, opływowej linii. Lubię duże, ale jak mawia przysłowie, darowanemu itd. Miała szczupłą sylwetkę, kolczyk w pępku i to co lubię, a więc zgrabny, ciepły pod mym uważnym, surowym spojrzeniem brzuch. Oceniłem jej korpus na piątkę z minusem, kończyny nieco krzywe, ale na swój sposób urocze – czwórka z minusem, głowa to już czwórka z plusem.

 

Porządna dziewczyna z zasadami

 

Układ w mózgu chcący się rozmnażać, czynić sobie ziemię poddaną, uruchomił procedurę zakochania – czyli do gry wkroczyły hormony przyjemności. Odczułem przyjemność, która wyparła ze świadomości większość moich smutków i lęków – a tych nigdy mi nie brakowało. Ten stan był przyjemny, ale zawarta w nim była pokusa – jeśli doprowadzę do „zwarcia”, będzie przyjemniej. Gdy nasza znajomość przeszła z rozmowy do takiego zwykłego, przyjacielskiego (hie hie) przytulenia się na ulicy, poziom hormonów uległ zwiększeniu. System który pobudza ludzi do rozmnażania się, jest bardzo sprytny – dawkuje rozkosz w zależności od tego, jak bardzo zbliżysz się do zapłodnienia. No cóż, to bardzo porządna dziewczyna z zasadami, więc na pierwszej randce przytulanie, na drugiej przytulanie, buziaczki i inne czynności seksualne, a na trzeciej, tak boleśnie przeze mnie wyczekiwanej… przekazałem to i owo tej Pani, i nie była to tylko moja wybitna mądrość.

 

Postawmy sobie takie męskie, uczciwe pytanie – kto tak naprawdę dał mi przyjemność zakochania? Ta dziewczyna? Nie, przecież ona nie ma w ręku pilota do mojego układu hormonalnego. Przyjemność dał program w głowie, wzorzec, który gdy spełnia się jego warunki, uruchamia poczucie przyjemności (endorfiny, serotonina, dopamina itd.), a jeśli się ich nie spełnia, to wytwarza poczucie stresu (adrenalina, noradrenalina, kortyzol itd.). Wszystkie nasze emocje, przekonania o życiu, sobie samym, świecie, polityce, innych ludziach, to wzorce które nazywam programami. Najczęściej nie są wcale Twoje, a są wynikiem „programowania zwanego wychowaniem” w dzieciństwie. Tak, większość Twych „prawd” i przekonań o życiu, to czyjeś prawdy i przekonania, a nie coś, co jest Twoje, co sam byś świadomie wytworzył obcując ze światem. Gdyby ktoś, mając w głowie utworzony przez Żydów dwa tysiące lat temu „program chrześcijański”, zobaczył Jezusa na ulicy, zalało by go poczucie szczęścia. Gdyby ten Jezus pokazał palcem w dół, program wytworzył by krańcowy stres (och, jestem grzesznikiem, czytałem Kotońskiego, kradłem babci emeryturę, upijałem się bimbrem…).

 

Programy rządzą życiem

 

Ale są miliardy ludzi, które nie znają takiego wzorca (ich rodzice im go nie przekazali) więc widząc Jezusa nie poczują nic. Mają za to inny program, gdzie rolę kija i marchewki przejęła inna, wymyślona przez ludzką wyobraźnię boska postać – co wcale nie oznacza że Boga nie ma, moim zdaniem jest, ale na pewno wszystkimi poza wzorcami i programami. Są programy/wzorce dotyczące ognia – kto się kiedyś oparzył, w bliskości ognia czuje lęk, a gdy oddali się od źródła bólu, przyjemność płynącą z odejścia zagrożenia. Te stany przyjemności i bólu są wytwarzane przez program, który ma swoje z góry opisane założenia – ma też podłączenie do układu nerwowego i hormonalnego, gdzie decyduje czy odczuwasz przyjemność, czy może stany lęku, beznadziei, rozpaczy i bólu.

 

Programy biologiczne, a więc te wytworzone przez naturę/Boga/kosmitów (niepotrzebne skreślić), są najsilniejsze. Są programy dotyczące lęków przed wysokością i nagłymi hałasami, są one dawane dziecku „w pakiecie”, są wrodzone. Cała reszta lęków i programów, powstaje w wyniku socjalizacji, wychowania dziecka. Jakie masz w głowie programy, takie masz życie. Jakich masz rodziców, takie masz programy. Wiadomo że biedni, zakompleksieni ludzie wychowają swoje dziecko w pogardzie do pieniędzy – bo tylko to tłumaczy ich biedę. Biedny a mądry, ma świadomość że umiejętność zarabiania pieniędzy nie świadczy o klasie i mądrości człowieka. Jeden umie kopać rowy, drugi robić piękne krzesła, a ktoś inny wszędzie widzi okazję do zarobku. Ja jestem biedakiem, bo nie mam umiejętności zarabiania pieniędzy, co nie oznacza że się czuję przez to gorszy – mam inne talenty, np. umiem pokazowo wymiotować nosem. Mniejsza z tym, sprawy podświadomości i programów, opisuję niezwykle dokładnie w mojej e książce „Stosunkowo dobry”.

 

Kurek z endorfinami

 

Im ładniejsza, zdrowsza dziewczyna, tym więcej daje przyjemności mężczyźnie. Dlatego ludzie tak lgną do romansów – nie robią tego wcale dla ludzi, z którymi kryjąc się spółkują, ale dla haju który im to daje. Oni po prostu nauczyli się, jak wykorzystywać program, wyciskać z jego sutka cenne krople dopaminy. Program wykorzystuje nas, a my jego – do czasu.

 

Podkreślmy to – dziewczyna nie dała mi przyjemności, bo nie miała takiej mocy. Za to wiedziała że jej obecność, wzbudza w mężczyznach różne, gwałtowne uczucia – no cóż, nie byłem wyjątkiem. Ona też miała taki program w głowie – jeden to rozmnażanie, pragnienie silnego mężczyzny, który da dobre geny i się ożeni, dając prawno – finansowe bezpieczeństwo; drugi to podbudowanie poczucia własnej ważności, pierwiosnki i bazie poczucia bycia „kimś”, hodowane na moim zainteresowaniu, pożądaniu. Zachwyt mężczyzny sprawiał, że program „jestem kimś, jestem ważna” uchylał kurek z endorfinami. Ja także czułem się dowartościowany tym, że tak atrakcyjna kobieta zainteresowała się nieśmiałym bibliotekarzem z biblioteki wojskowej… To sprawiało, że czułem się ważny, znaczący, coś posiadający, skoro mam oznaki luksusu, a więc piękną anielicę u swego boku. No bo jak taki nieśmiały, zahukany chłopak może mieć taką seksbombę?

 

„Stosunkowo dobry”

 

Programy działały w nas obojgu – sprawiając nam przyjemność. Chcieliśmy więcej siebie, co oznacza że chcieliśmy więcej przyjemności – traktowaliśmy się jak strzykawki z heroiną, jak przedmioty. Gdy przyjemność była już stosunkowo duża, u mej strzykaweczki uruchomił się inny program – strach przed zakochaniem. Takie programy są różne, ale pochodzą z dzieciństwa, z odrzucenia dziecka przez rodzica (najczęściej ojca), kiedy rodzic mógł nie mieć złych intencji, a dziecko jakieś jego działanie zinterpretowało jako odrzucenie – bardzo dokładnie opisuję to w swej książce „Stosunkowo dobry”.

 

Te zranienie (prawdziwe bądź wyobrażone) staje się częścią podświadomości dziecka, świadomość nic o tym nie wie – a program czeka na okoliczności, które go uruchomią. Najczęściej uruchamia się wtedy, gdy w życiu pojawia się podobna sytuacja – poczucie rozkoszy wywołane przez hormony (uważane za zakochanie czy miłość) rośnie do tego stopnia, że teraz dziewczyna boi się być zraniona, odrzucona – i zaczyna sie horror. Kobieta nie kontroluje tego lęku, nie rozumie go – po prostu reaguje tak, jak ten lęk jej każe. Ten lęk nie jest jej, po prostu kiedyś powstał – ale ludzie kompletnie nie rozumieją tego, że lęki i ich emocje to tak naprawdę nie oni, to podświadomość o inteligencji pieska odgrywa swoje wcześniejsze doświadczenia. Jak się kiedyś sparzyłeś ogniem, teraz widok ognia niepokoi – to samo dzieje się teraz. Tata kiedyś Cię odrzucił gdy kochałaś (np. urosły Ci piersi, zaokrągliła się pupa, tata czuł się niezręcznie więc już nie brał Cię na kolana), więc teraz gdy kochasz, pojawia się lęk – by ostrzec Cię, że zaraz może być znowu zranienie, ból. Ten lęk ma Cię ostrzec, zaalarmować o możliwości wystąpienia sytuacji, która może sprawić Ci wiele cierpienia. Tak to działa – nikt Ci nie chce zrobić nic złego, po prostu odgrywa się sytuacja z dzieciństwa.

 

To program, można go zmienić – co wymaga pracy, a nie traktowania swoich lęków jako prawdy o życiu, jakiejś mistycznej „intuicji”. To powinno się zmieniać tak, by życie stało się przyjemne i pełne szczęścia, radości i błogości, a nie ciągłych problemów, wewnętrznych konfliktów.

 

Rogi wyrosłe na niewiedzy

 

Tak więc ja chciałem więcej przyjemności, którą uruchamiała miłość fizyczna z moją Kokainą, a ona zaczynała czuć do mnie „miętę”. Wtedy jeszcze nie wiedziałem tyle co teraz, ale już coś mniej więcej rozumiałem – więc na ile mogłem, w rozmowy które prowadziliśmy wplątywałem pytania, mające ukazać mi jej mapę podświadomości. Dopiero teraz byłem w stanie zrozumieć to, czego wtedy jeszcze po prostu nie wiedziałem o tym, jak to wszystko działa. Gdy ja dążyłem do większej bliskości (większa przyjemność), jej lęk (ostrzeżenie że może powtórzyć się trauma z dzieciństwa) się zwiększał, więc robiła mi „jazdy”. Można by to nazwać świństwami, ale gdy już wiesz jak działa podświadomość, jak wzorce rządzą życiem człowieka, słowo „świństwo” staje się zbyt mocne, nawet okrutne.

 

Kto więc jest winny moich rogów, poszarpanych nerwów, poczucia zranienia i strasznej depresji, myśli samobójczych? Moja niewiedza. Po prostu biorę odpowiedzialność za swoje życie – i nazywam sprawy po imieniu. Ona robiła świństwa, więc dopóki nie przekroczyła litery i ducha prawa, jedyną moją reakcją może być odejście, odsunięcie się. Zrozumienie i wybaczenie nie oznacza braku konsekwencji, w żadnym razie. Jeśli ktoś czyni zło, musi zostać wymierzona sprawiedliwość – ale ja nie muszę czuć się zraniony. Nie muszę tego ciągnąć za sobą całe życie, by niszczyło i zasmradzało moje relacje z innymi ludźmi.

 

„Ona jest dla mnie wszystkim”

 

Tak więc reasumując całe te doświadczenie; cierpiałem bezustannie, ponieważ nieustannie porównywałem się do promowanych przez „świat” ideałów. Ciągle było coś nie tak – brzuch był za duży, penis za mały, głowa za okrągła, mięśnie za małe, umysł za mało bystry… ciągle coś nie tak. To rodziło cierpienie, poczucie braku, smutek. By ukoić ten ból, sięgałem po narkotyki, alkohol, seks (adrenalina związana z emocjonującymi, najczęściej jednorazowymi spotkaniami), słodycze, ale jak doskonale wszyscy wiemy – to nie rozwiązuje problemu, a jedynie go pogłębia, czasowo znieczula. W ten stan cierpienia wkracza kobieta – a wyzwolone przez program hormony radości, tłumią (nie likwidują!) cierpienie, a my wtedy mówimy – ona zmieniła moje życie, ona to wszystko. Niestety, to nie jest prawda. To nie Ta jędrnouda Pani, a my sami decydujemy o naszym szcześciu. To program daje szczęście – ale program można zmienić. Np. na taki, gdzie radość sprawia samo życie – program to program, działa tak, jak został stworzony. Wtedy od rana do wieczora jesteśmy pełni energii, szczęścia i satysfakcji – to żaden problem dla układu hormonalnego. Skoro są ludzie cały czas nieszczęśliwi (czyli program nadzoruje produkcję hormonów stresu), to może też produkować hormony „szczęścia”.

 

Jędrnouda ciasnotka

 

I nawet jeśli kobieta dająca szczęście (tłumiąca poczucie cierpienia, wynikłe z porównywania się do gów… mód i trendów) jest z nami, myślimy tak – jest dla nas wszystkim, ale jeśli odejdzie stracę szczęście, załamię się – wtedy pojawia się zazdrość, zaborczość. Rzadko kto wytrzyma życie z kimś, kto nas bezustannie kontroluje – więc pojawia się rysa na pozornie cudownym związku, wszystko się wali… kobieta ucieka z innym, a facet zapija się na śmierć, przekonany że stracił szczęście. Nie stracił – układ hormonalny może pracować do oporu, ale trzeba dać mu dyspozycje. Przekazuje się ją za pomocą emocji. Robi to program (wzorzec), albo świadome Ja, np. na siłę zmuszając się do śmiechu, radości w obliczu problemów. Z czasem takie zachowanie obrasta w piórka nawyku, i staje kim? Oczywiście programem. Radość pojawia się w naszym życiu, niezależnie od okoliczności. Dopiero wtedy możemy wejść w dojrzałe relacje z innymi ludźmi, nie oczekując od nich szczęścia – bo ono zależy od naszej decyzji, a nie od innych ludzi. Jesteśmy niezależni, więc zazdrość, zaborczość i kontrolę możemy zastąpić radością, luzem, spontanicznością. To jest dopiero życie! a nie te gó… i ścieki, które nazywa się sukcesem życiowym.

 

—————————-

 

Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” KLIK. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski. Zapraszam wszystkich serdecznie na mój fanpage KLIK, Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to coztymikobietami@poczta.onet.pl

0

samiec http://www.samczeruno.pl

Mojemu ciału dano imię Marek. Przepchnięto je przez szkołę z tytułem ekonomisty. Teraz te ciało działa jako pisarz, ale kim tak naprawdę jestem, nie mam kurwa bladego pojęcia.

126 publikacje
85 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758