Bez kategorii
Like

„Między Majdanem a Smoleńskiem” – recenzja krytyczna.

23/12/2012
446 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Książka Pawła Kowala „Między Majdanem a Smoleńskiem” jest ze wszech miar godna polecenia. Ale ma kilka mankamentów, które czynią ją nie tak smakowitą, jak mogłaby być.

0


Najpierw jednak o jej niewątpliwych zaletach. Znam Pawła od kilku lat i mogę śmiało powiedzieć, że wszystko, czego nauczyłem się o Wschodzie, wiem od niego. Zaczynało się od rozmów w 2009 roku o polityce rosyjskiej, a skończyło wspólnym udziałem w misji obserwacyjnej na wyborach do parlamentu ukraińskiego paręnaście tygodni temu. Jedna pogawędka z Pawłem daje więcej, niż lektura sążnistych artykułów zasłużonych mędrców od tematyki wschodniej. Pamiętam na przykład naszą rozmowę w moim kijowskim  pokoju hotelowym, w nocy poprzedzającej ostatnią elekcję na Ukrainie – w czasie kilku kwadransów, na przykładzie pudełka czekoladek, wyjaśnił mi funkcjonowanie systemu partyjnego u naszego wschodniego sąsiada.

I ta wiedza, którą Autor posiada, jest widoczna na stronach „Od Majdanu…”. Na przykład wówczas, gdy piszę, że fenomen prezydentów Ukrainy polegał na tym, że zdobywali władzę jako reprezentanci wschodu, a kończyli jako ekspozytura zachodniego myślenia o swoim kraju. Lub kiedy twierdzi, iż „na Majdanie narodził się nowy Kwaśniewski, choć tym, co tam zrobił zamknął sobie międzynarodową karierę. Rosjanie już o to zadbają.” Lub wówczas, gdy podjęta na wiosnę 2008 roku w Bukareszcie negatywna decyzja NATO w sprawie przyjęcia Gruzji, w istocie sprowokowała Rosję do wojskowej interwencji.

Ale Kowal potrafi też bulwersować. Na przykład wtedy, gdy pisze, że politykę europejską na Wschodzie da się realizować tylko wraz z Niemcami (chyba spodobałoby się to zwolennikom „polityki piastowskiej” i wzburzyło większość znawców tematu). Albo wówczas, gdy marzy o tym, by elity ukraińskie były bardziej … nacjonalistyczne. Lub wtedy, kiedy przypomina, że Lech Kaczyński, podobnie jak Kwaśniewski czy Tusk, rozpoczynał swoje urzędowanie od wiary w to, że szybko poprawi relacje Polski z Rosją. Dla każdego, kto lubi być zaskakiwany i znajduje upodobanie w weryfikowaniu swych dotychczasowych sądów, lektura tej książki jest prawdziwą przyjemnością. Pomocni są w tym zresztą także interlokutorzy Kowala – Piotr Legutko i Dobrosław Rodziewicz, którzy są prawdziwymi partnerami do rozmowy: czasami wysuwającymi własne zdania, czasami poddającymi pod wątpliwość tezy wypowiadane przez indagowanego.

Mocną stroną książki jest też obrona polityki Lecha Kaczyńskiego – i to nie z pozycji rodzinno – partyjnych, ale lojalnościowo – politycznych. Wszyscy, którzy nazywają Kowala zdrajcą niech się dobrze zastanowią jeśli jeszcze raz będą chcieli rzucić w niego tym epitetem. Choć zapewne nie zabraknie i tych, którzy zarówno w opisie polityki jagiellońskiej L. Kaczyńskiego, jak i oceny wojny polsko – polskiej, która nastąpiła po Smoleńsku będą oskarżać Kowala o zajęcie nie dość uczciwego stanowiska (już tego typu zarzuty pojawiły się na propisowskich portalach internetowych, ale dla tych ludzi każdy, kto nie jest dziś w PiS, jest zdrajcą)

A owych tez, który budzą sporo emocji i sprzeciwu, jest – niestety – w tym wywiadzie sporo. Zacznijmy do ewidentnych wpadek – na przykład wówczas, gdy Kowal twierdzi, że Milan Kundera uważał, że Europa Środkowa to w istocie Wschód. Otóż właśnie czeski pisarz był jednym z tych, obok na przykład naszego Miłosza, czy litewskiego Venclovy, którzy tworzyli mit (czasami zresztą nieprawdziwy) Europu Środkowej jako bytu odrębnego zarówno do Wschodu, jak i od Zachodu. Jako czegoś unikalnego i wyjątkowego.  Budzi także sprzeciw, gdy Autor opisuje rozwój sytuacji na Białorusi i twierdzi, że wewnętrzne uwarunkowania na Białorusi musiały doprowadzić do takiego, a nie innego, rozwoju sytuacji, by dwie strony później twierdzić, że za to, co się stało w tym kraju jest głównie winna fatalna polityka Zachodu. Podobnie niekonsekwentny jest Kowal przy ocenie tego, czy Łukaszenka powinien był pozwolić na wolne wybory czy nie – na stronie 100 twierdzi, że wolne wybory umocniłby jedynie władzę dyktatora, a na stronie 102 już przewiduje, że wolne wybory przyśpieszyłyby jego koniec. Biedny byłby ten Luka mając takiego wahliwego doradcę na stanie.

Sprzeciw budzi też kilka twierdzeń Kowala w ocenie poszczególnych osób i zjawisk – na przykład zdanie, że jeśli dziś szukać jakiejś kontynuacji polityki L. Kaczyńskiego u B. Komorowskiego, to widać to najlepiej w przypadku Gruzji! Wszak obecny prezydent zszokował wszystkich, kiedy dosłownie w kilka dni po objęciu urzędu stwierdził, że relacje polsko – gruzińskie pozostaną dobre, ale on nie będzie się dawał obwozić po bezdrożach. Zupełnie niezrozumiała jest także, huntingtonowska z ducha, teza, że „w ostatecznej rozgrywce Rosja będzie po tej samej stronie, co my”. O jakim to zderzeniu cywilizacji nagle zaczyna mówić Kowal? Skąd nagle w jego logicznej narracji to przejście do megatrendów i zaakceptowanie jakiegoś sojuszu z Rosją przeciw…no właśnie – przeciw komu? Chinom? Islamowi? Dziwi też wiara, że kwestia Katynia będzie miała – według Kowala -za kilkanaście lat już inny wymiar w kontaktach z Rosją? Naprawdę Autor wierzy, że aż tak zmieni się doktryna Kremla, że przyzna się do tego ludobójstwa? A może to Polska ma zamiar – w opinii Kowala – wyrzec się prawa do uznania tamtej zbrodni za akt ludobójstwa?

Takich polemicznych fragmentów w „Między Majdanem…” jest jeszcze kilka. Ale mój główny zarzut wobec tej książki jest następujący: jest ona napisana dyplomatycznie. Zbyt dyplomatycznie. Ma się wrażenie, że pisze ją czynny dyplomata, a nie polityk czy naukowiec.   Autor na prawo i lewo rozdaje komplementy i swoje uznanie – każdego bohatera swoje powieści dopieszcza robieniem z niego specjalisty, nie wymienia błędów – raczej podkreśla zasługi. Dla każdego polskiego uczestnika swojej podróży na Wschód ma ciepłe słowo i komplement w zanadrzu. Nikogo, z małymi wyjątkami, nie chce urazić i wypunktować. Kuriozalną formę przybiera to w momencie, gdy Kowal wspomina swoje krytyczne uwagi wobec inicjatorów akcji palenia zniczy dla żołnierzy radzieckich i jego interlokutorzy dopytują się, kogo ma na myśli. Wówczas Autor mówi: „Mniejsza o to.” A przecież łatwo sobie przypomnieć, kto – z imienia i nazwiska – propagował tę akcję. Dlaczego więc Autor atakując zjawisko, boi się wymienić jego heroldów?

„Między Majdanem…” jest napisana zbyt grzecznie – jakby w Polsce nie toczył się bardzo brutalny spór o politykę wschodnią. Gdy Kowal już, już zbiera się do jasnej deklaracji o racjach w tym sporze i chce pokazać politycznego czy naukowego pazura, to zaraz potem ów pazur szlifowany jest przy pomocy dyplomatycznego pilniczka. Traci na tym książka i jej czytelnicy. Mam ten przywilej i zaszczyt, że Paweł wiele z prezentowanych w książce tematów opowiadał mi osobiście i wiem, jak świetnym, złośliwym, wnikliwym, barwnym potrafi być opowiadaczem. Wiem, jak jego wiedza jest rozległa i jak często potrafi on ostro widzieć i ostro działać. I właśnie tej ostrości brakuje w tej książce. Tak, jakby przed podaniem na stół zamówionego dania, postanowił – na wsjaki słuczaj – pozbawić go ostrzejszego smaku. Żeby wszyscy znaleźli w nim upodobanie. I chyba się udało. Choć ja wolę kuchnię ostrzejszą. Z pełniejszymi smakami.   

P. S. Na koniec uwaga partyjno – polityczna. Znajdźcie mi, proszę, w Polsce partię, której prezes pisze książki, a wiceprezes je recenzuje. I to w dodatku krytycznie.  

0

Marek Migalski

283 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758