Sytuacja „Tygodnika Polskiego” przypomina mi amerykański film „Water for elephants” (2011), który wczoraj oglądałem w kinie (który ma akcenty polskie i słychać w nim mowę polską, którą zna nawet słonica Rosi).
Tygodnik Polski na usługach michnikowszczyzny
Kto by pomyślał, że sprzymierzeńcem w walce z patriotyzmem polskim okaże się być jedyne polskie drukowane (papierowe) pismo społeczne w Australii – wydawany w Melbourne „Tygodnik Polski”.
Pismo założył w 1949 roku ks. Edmund K. Trzeciak i do upadku komunizmu w Polsce w 1989 roku było to pismo zdecydowanie niepodległościowe, a tym samym i patriotyczne. Po 1989 roku „Tygodnik Polski” pozostał pismem patriotycznym. Ten charakter zachował po dziś dzień, ale zaczyna powoli grzeszyć michnikowszczyzną. Nie tyle w odniesieniu do drukowanych informacji i materiałów, ale tego co redakcja i pismo nie robią, a co jako pismo patriotyczne powinny robić.
Sytuacja „Tygodnika Polskiego” przypomina mi amerykański film „Water for elephants” (2011), który wczoraj oglądałem w kinie (który ma akcenty polskie i słychać w nim mowę polską, którą zna nawet słonica Rosi). Jest to historia fikcyjnego cyrku Benzini Brothers Circus, rozgrywająca się w 1931 roku, a więc w szczytowym okresie amerykańskiej Wielkiej Depresji – wielkiego kryzysu gospodarczego, który uczynił z milionów Amerykanów ludzi bardzo biednych i żebraków. Bieda, którą Depresja przyniosła spowodowała zezwierzęcenie się wielu ludzi. Najlepiej widać to po zachowaniu Augusta (Christoph Waltz), żydowskiego właściciela cyrku. Cyrk był jego życiem i źródłem dochodu. Tymczasem kryzys gospodarczy powodował duży spadek publiczności na cyrkowych przedstawieniach, a przez to zmniejszenie jego dochodów, z których musiał utrzymywać duży cyrk. Rósł dług bankowy Augusta, a zmartwienia z tym związane powodowały występowanie u niego zaburzeń psychicznych – czynienia tego, czego by nie robił w normalnych warunkach.
“Tygodnik Polski” jest dzisiaj także w desperackiej sytuacji finansowej i zaczyna się miotać między Bogiem a diabłem, stając się narzędziem w rękach michnikowszczyzny.
Pismo do 1974 roku było własnością prywatną. Po śmierci redaktora Romana Gronowskiego w tymże roku wraz z wykonawcą jego testamentu, dr Zbigniewem Stelmachem postanowiłem uspołecznić pismo. Właścicielem pisma została Spółdzielnia Dom Polski im. T. Kościuszki w Melbourne, a dzisiaj (po tym jak w głupi sposób straciła Dom Polski w City w 1990-91) jest jej kontynuator Strzelecki Holding Pty. Ltd. Niestety, uspołecznienie pisma spowodowało, czego nie mogłem przewidzieć, że jego właścicielem uważał się i uważa każdorazowy prezes Strzelecki Holding. On i tylko on decydował i decyduje kto będzie redaktorem pisma oraz kto może być dopuszczony do współpracy z pismem, a kto nie i ma kontrolę nad tym co jest w piśmie drukowane. Niewiele, jeśli wcale, różni się to od tego jaka była sytuacja mediów w komunistycznej Polsce Ludowej!
W 2002 roku ówczesny prezes Strzelecki Holding, inż. Andrzej Goździcki postanowił zreformować działalność “Tygodnika Polskiego”, wyrwać go ze szponów dotychczasowych ludzi, którzy uważali się za jego “właścicieli” i otworzyć pismo dla wszystkich Polaków-patriotów w Australii. Jego plan ułatwiło dobrowolne odejście z funkcji redaktora dra Zdzisława Derwińskiego. Nowym redaktorem została mgr Grażyna Walendzik, która przystąpiła do realizacji planu prezesa Goździckiego. Pismo stało się prawdziwą trybuną CAŁEJ Polonii australijskiej. Pierwszy raz od 1977 roku!
Nie spodobało się to grupie osób, które do 2002 roku kontrolowały pismo. Zmobilizowali swoich znajomych i na walnym zebraniu usunięto inż. Goździckiego ze stanowiska prezesa. Nie było jednak chętnych do objęcia funkcji nowego prezesa – do wykonania brudnej roboty, czyli do ponownego podporządkowania pisma grupie osób, uważających się za prawdziwych właścicieli pisma, albo za osoby, którym wyłącznie przysługuje prawo do współpracy z pismem. Dzieła tego podjęła się Marzenna Piskozub, kobieta w bardzo podeszłym wieku (po siedemdziesiątce), ale bardzo ambitna (w negatywnym odbiorze tego wyrazu), była sekretarka-przyjaciółka dominikanina Rajmunda Koperskiego, polskiego duszpasterza w Yarraville i North Sunshine, o którym mówiono, że więcej służył sobie – swemu wygodnemu życiu w luksusie niż Bogu i Polakom (można by było o tym napisać całą książkę). Po jego wyjeździe do Polski (po skandalicznym jego zachowaniu się wobec swego następcy, o. Dominika Jałochy OP), znienawidzona przez wielu polskich parafian w Yarraville, przeniosła się do polskiego kościoła w Essendon, wiążąc się tym razem z polskimi jezuitami.
Po objęciu funkcji prezesa, p. Piskozub zwolniła redaktora “Tygodnika Polskiego”, mgr Grażynę Walendzik, a na jej miejsce wsadziła swego człowieka – Józefę Jarosz, w Polsce nauczycielkę języka polskiego. Oczywiście kobieta ta tak na prawdę nie była redaktorem pisma bo o tym zawodzie nie miała zielonego pojęcia (do czego się sama przyznała w gazecie). Prawdziwym redaktorem był więc zastępca redaktora Jan Skibicki, technik poligrafii. To on wykonywał całą pracę związaną z redagowaniem gazety, włącznie z doborem większości tekstów (Witold Łukasiak “Tygodnik Polski…” Melbourne 2010, str. 142). Józefa Jarosz była więc jedynie zaufaną osobą Marzenny Piskozub z tytułem “redaktora naczelnego”, kontrolującą dla niej pismo. Natomiast grupa osób, która teraz uważała pismo “za swoje” utworzyła tzw. “Komitet Redakcyjny). Trzeba przyznać, że Piskozubowa jako “właścicielka” według własnego mniemania “Tygodnika Polskiego” dba o pismo, o jego dalsze istnienie. Zebrała i kieruje grupą ludzi, którzy bezinteresownie bez przerwy pomagają pismu (głównie korekta, wysyłka). Gdyby nie to, to może pisma dziś już by nie było. Bowiem z tygodnia na tydzień (Polonia australijska wymiera) zmniejsza się liczba jego prenumeratorów i czytelników. Jest to tajemnicą, ale pismo na pewno ma dzisiaj nakład najwyżej od 1000 do 1500 egzemplarzy, i na pewno bliższy tej pierwszej liczby.
Stąd sytuacja pisma jest tragiczna. Już p. Skibicki mówił mi, że czynione są starania, aby pismo było dofinansowywane przez Stowarzyszenie “Wspólnota Polska” w Warszawie lub polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jednak trzeba by było zasłużyć sobie na taką dotację. Czy pismo krytykujące Donalda Tuska i Platformę Obywatelską i polskojęzyczny program radia SBS oraz Australijski Instytut Spraw Polskich – Australian Institute of Polish Affairs, z którym współpracuje i Ambasada Polska w Canberze i polski Konsulat Generalny w Sydney, może liczyć na jakiekolwiek dotacje z Kraju?!
“Tygodnik Polski” jest ciągle pismem patriotycznym, bo gdyby przestał nim być, to pismo z braku czytelników przestało by się ukazywać. Niemniej Marzenna Piskozub stara się świecić Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Na przykład odnośnie świecenia diabłu ogarka, to stałym współpracownikiem “Tygodnika Polskiego” jest więc Janusz Rygielski, osoba, która mieszkając w Polsce była członkiem komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a jako dziennikarz pisała peany na cześć partii! Wiem, że Rygielski doradza także p. Szlechetce co do doboru tekstów zżynanych z Internetu. Natomiast ja otrzymałem informację od redaktora z prośbą o jedynie “relacje z ważnych uroczystości polonijnych, w których nie jesteśmy w stanie uczestniczyć, z uwagi na brak personelu, a relacje te są ważniejsze niż np. komentarze polityczne, na których brak nie narzekamy” (czyli dla niego są ważniejsze przedruki niż oryginalne teksty!).
Niektóre osoby (wiele związanych z jezuitami) kontrolujące teraz pismo uważały, że Marzenna Piskozub jako osoba w podeszłym wieku jak wkrótce nie umrze, to co najmniej zachoruje i zrezygnuje z funkcji prezesa. Lata leciały, a Piskozubowa, już po osiemdziesiątce, trzyma się jakoś po dziś dzień. Nie chciały więc już dłużej czekać na jej odejście i w 2010 roku szykowały się do objęcia w swe ręce Strzelecki Holding. W każdym bądź razie tak to nam przedstawiono (pożegnalny artykuł Jana Skibickiego w “Tygodniku Polskim”). Nie udało im się. Piskozubowa zmobilizowała swoich znajomych. A dzisiaj do rządzenia Strzelecki Holding nie potrzeba wielu swoich ludzi, gdyż ogólna ilość jego członków jest bardzo mała.
Zwycięska Piskozubowa zmusiła do odejścia Józefę Jarosz, rozwiązała Komitet Redakcyjny, a na redaktora naczelnego wytypowała swojego człowieka (chociaż pismo jest własnością społeczną żaden redaktor po 1977 nie był wybrany w drodze konkursu) Wojciecha Szlachetko, lat 63, który z zawodu jest magistrem inżynierem chemikiem. Człowiek, który nie tylko że nie był i nie jest ani dziennikarzem, ani publicystą, ani nawet technikiem poligrafii, ale także osobą, która nie za dobrze zna język polski! Jego zainteresowania to jedynie sprawy polsko-żydowskie (do których podchodzi często niepoważnie), a poza tym “ochrona środowiska, zagadnienia zdrowego stylu życia, odżywiania oraz rekreacyjny sport: jazda na rowerze i wędkarstwo” (Witold Łukasiak “Tygodnik Polski…” Melbourne 2010, str. 144). – Józefa Jarosz to chociaż znała dobrze język polski, udzielała się społecznie i współpracowała z polskim programem radia etnicznego 3ZZZ i prowadziła swoją kolumnę w “Tygodniku”. Pan Szlechetko nic nigdy nie napisał w “Tygodniku” i zapewne nigdy nic nie napisze. Chociaż, jak widzimy, nie ma żadnych kwalifikacji na to, aby być redaktorem jakiegokolwiek pisma czy pisemka, został nim. Jak widać Marzenna Piskozub hołduje powiedzeniu “Mierny, ale wierny”. I jedynie to kwalifikuje go w jej oczach na redaktora “Tygodnika Polskiego”.
Problem potęguje to, że wyjechał na stałe do Kanady Jan Skibicki, który przed odjazdem nauczył p. Szlachetkę trochę metrampażu (składania stron gazety). “Tygodnik Polski” składany przez Skibickiego był prawdziwym cackiem – tak estetycznie i fachowo składany, że przyjemnie było go brać do ręki. Ale Skibicki był zawodowym technikiem poligrafii. Szlachetko trochę nauczył się składania stron, ale daleko mu do Skibickiego – nie ma nawet o czym mówić. Tymczasem zamiast porządnie redagować pismo to zachwyca się swoim metrampażem i bez przerwy pyta znajomych i działaczy polonijnych co myślą o jego “Tygodniku Polskim”. Cóż mogą mu odpowiedzieć?! Mówią, że dobre pismo, a ten bierze tę z musu wypowiadaną pochwałę dosłownie i chwali się tym wokoło. Nabrał dużego wyobrażenia o sobie, na co wskazują jego listy, w których mędrkuje i poucza.
Szlachetko jest także niepoważnym redaktorem. Przyjmuje tekst do druku, sugeruje drobne poprawki (chyba tylko po to, aby pokazać jakim jest niby dobrym redaktorem i znawcą języka polskiego), które akceptuje autor, a następnie tekst wyrzuca do kosza! No i wielu irytuje jego biadolenie na to jak ciężka jest jego praca redakcyjna. 80% tekstów w “Tygodniku Polskim” to przedruki z Internetu, łatwe do skopiowania i przerzucenia na stronę pisma. Poza tym pan Witold Łukasiak przygotowuje mu do druku listy do redakcji, a kilka osób robi korektę oryginalnych tekstów. Wielką pomoc ma także ze strony bardzo dobrej sekretarki administracji, p. Jagody Korczak. Tymczasem p. Szlachetko twierdzi że: “Stworzenie TP (nr std) zabiera mi 16 godz, a nr podwojnego 20 godz na dobe 7 dni w tygodniu…” i (odbija się to) „na moim zdrowiu: poprzednio znany bylem z niskiego cisnienia 115/75-80/ puls sportowy 50-53, a teraz moge to osiagnac tylko po kilkugodzinnej zabawie z wnukiem i gdy nie dochodze do komputera tygodnikowego/emaili/, etc… a na koniec dnia roboczego osiagam 215/140…”. – Czego więc nie zrezygnuje z tej zabijającej go ponoć harówki? Czy uważa, że jest niezastąpiony? Czy chce mieć pogrzeb na miarę bohatera narodowego, no bo zmarł na posterunku redakcyjnym?
Jak zareagowali Marzenna Piskozub i Wojciech Szlachetko na mój artykuł pt. „Zamordyzm Tuska także… w Australii”, który redakcja otrzymała 20 kwietnia 2011 roku?
Część redakcji była za jego opublikowaniem. Związana z redakcją Krystyna Ruchniewicz-Misiak, jako internauta, zabrała nawet głos na temat poruszony przeze mnie, konkretnie na temat Jerzego Szperkowicza.
Kiedy się dowiedziałem, że część osób związanych z redakcją „Tygodnika Polskiego” jest za opublikowaniem mojego artykułu, to aby ułatwić jego druk (wiedziałem, że będą z tym trudności ze strony Marzenny Piskozub i Wojciecha Szlachetko) 21 kwietnia wysłałełm do redaktora e-mail z propozycją wydrukowania artykułu jako przedruk z portalu “Kworum” z taką notatką od redakcji: “Poniżej publikujemy za krajowym portalem “Forum” artykuł Mariana Kałuskiego pt. “Zamordyzm Tuska także w… Australii”, który ukazał się także w innych portalach i gazetach poza Australią, wywołując zainteresowanie Rodaków w Polsce i na świecie. Dlatego uważamy, abstrahując od tego czy się z jego treścią zgadzamy czy nie, że powinien się on ukazać także na łamach naszego pisma, gdyż porusza ważną sprawę – sprawę prowadzenia polskiego programu australijskiego państwowego radia SBS, która wywołuje sprzeciw wielu Polaków w Australii. Z przyjemnością wydrukujemy ewentualną odpowiedź w tej sprawie dyrekcji radia SBS czy kierownika polskiego programu radiowego oraz komentarze naszych czytelników. – Redakcja”.
Marzenna Piskozub i Wojciech Szlachetko nawet na to nie poszli.
Nie mając żadnej odpowiedzi od redakcji, 2 maja wysłałem list następującej treści do red. Szlachetki: Szanowny Panie Redaktorze, Chodzi mi o mój artykuł o polskim programie radia SBS. Będę wdzięczny jeśli poinformuje mnie Pan czy “Tygodnik Polski” jest zainteresowany tą sprawą i ew. w jakiej formie, tak abym wiedział co mam dalej z nią robić. Myślałem, że z poruszeniem tej sprawy w “TP” mogą być problemy, dlatego artykuł wysłałem do portali i gazet, z którymi współprację. Jednak szkoda by było, gdyby NIC na ten temat nie ukazało się w piśmie, chociażby to, że coś takiego ukazało się w mediach. Przecież ta sprawa na pewno interesuje wielu słuchaczy polskiego programu radiowego, którzy są także czytelnikami “Tygodnika”.
2 maja 2011 roku otrzymałem od p. Szlachetko odpowiedź następującej treści: „…W zwiazku z zainteresowaniem czytelnikow, wyrazajacych opinie, ze radio SBS, wskutek jednostronnego/bezkrytycznego poparcia obecnych "elit" politycznych w PL, jest ignorowane przez wiekszosc potencjalnych sluchaczy i / lub przyczynia sie do podzialow wsrod Polonii, uwazam, ze w tym duchu: 1/ Tygodnik moze opublikowac takie wywazone opinie, raczej niekoniecznie potencjalnych/przyszlych kontrybutorow SBS jak Pan, najlepiej w formie listow do redakcji, by uniknac "wojny" polsko/polskiej (i nie zrazac obecnego – polskiego pochodzenia – szefa SBS…”.
Krótko mówiąc, redaktor „TP” postanowił nie drukować mojego artykułu, gdyż ja krytykując radio kieruję się prywatą: chcę wykopać z radia obecnych pracowników, aby samemu zająć ich miejsce (w liczbie mnogiej!), a poza tym stwierdził, że krytykę polskojęzycznego państwowego programu radia SBS uważa z wojnę polsko-polską. Tak jakby państwowe radio SBS było polską instytucją!
Widząc, że drukiem mojego artykułu „Tygodnik Polski” nie jest zainteresowany, 3 maja odpowiadając red. Szlachetce zasugerowałem, aby „ktoś z redakcji pod własnym nazwiskiem czy nawet pseudonimem powinien nie w liście do redakcji, ale krótkim artykuliku wspomnieć moje wystąpienie w sprawie polskiego programu radia SBS w kilku portalach internetowych (należy je wymienić, przesłałem informacje), koncentrując się wyłącznie na tym, że Kałuski zarzuca redakcji polskiego programu dyskryminowanie pewnych osób i polskich instytucji, a przede wszystkim to, że nie tylko że korespondentem polskim (z Polski) radia jest Jerzy Szperkowicz, który w okresie PRL był w latach 1956-74 korespondentem w Moskwie, czyli, że był człowiekiem zaufanym reżymu, ale także i to, że nie jest bezstronnym korespondentem radia SBS, że jest tylko i wyłącznie (!) tubą propagandową rządu Donalda Tuska. Kałuski uważa, że jest to sprzeczne ze zwyczajami panującymi w mediach australijskich. Autor tego tekstu mógłby zakończyć go pytaniem: Ciekawi nas co o tych zarzutach Kałuskiego pod adresem polskiego programu radia SBS myślą czytelnicy “Tygodnika Polskiego””.
Także i na to nie poszedł p. Szlachetko wraz z Marzenną Piskozub.
Tymczasem zaistniała nowa sprawa z polskojęzycznym programie radia SBS. 13 maja 2011 wysłałem do koordynatora tego programu, Anny Sadurskiej, list następującej treści:
Szanowna Pani, W dzisiejszym programie australijskiej stacji telewizyjnej Channel 9 „Today” w podawanych wiadomościach o godzinie 8 rano, mówiąc o procesie sądowym w Niemczech ukraińskiego zbrodniarza na usługach Niemców – hitlerowskiej machiny zbrodni (chodziło o mordowanie Żydów) Iwana Demjaniuka powiedziano, że był strażnikiem w „Polish concentration camp” („polskim obozie koncentracyjnym”). Wyrażam nadzieję, że polskojęzyczny program radia SBS nie tylko zainteresuje się tym obrzydliwym kłamstwem, które zniesławia naród polski w czołowej australijskiej stacji telewizyjnej, ale także potępi tę wyjątkowo podłą niegodziwość w swoim programie. Dobrze by było, aby pracownicy polskojęzycznego programu wysłali również do dyrekcji Channel 9 list protestacyjny, podpisany przez Was wszystkich. Była by to wymowna – także dla dyrekcji Channel 9 – reakcja dziennikarzy SBS na podłość dziennikarzy z Channel 9.
Pozdrawiam, Marian Kałuski”.
Kiedy polskojęzyczny program zignorował ten list, nic o incydencie nie wspomniał w nadawanych programach przez kilka kolejnych dni i zignorował moją sugestię, aby wysłali protest do dyrekcji Channel 9, wówczas wysłałem (15 maja) treść tego listu do redakcji “Tygodnika Polskiego” wraz z następującym listem (najważniejsze fragmenty) do red. Szlachetki: “Ani w piątek, ani we wczorajszym programie polskojęzycznym (!) radia SBS nic nie powiedziano o zniesławieniu Polaków przez Channel 9 w wiadomościach nadanych 13 maja 2011. A mogli to łatwo uczynić gdyby chcieli – z komentarzem własnym lub bez!!! No i na pewno – daję głowę – nie napiszą protestu do dyrekcji Channel 9, co im sugerowałem zrobić (a taki protest miał by swoją wagę; na pewną większą od listu wysłanego na przykład przez jakiegoś tam Mariana Kałuskiego!). Tacy to Polacy! A mój dziadek ze strony matki często mówił do mnie: “Przeklęty ten mąż, który za lepszą strawę, za lepsze odzienie zaprzeda swą wolność i swoje sumienie!” Dlatego opublikowanie mojego listu w “Tygodniku Polskim” z komentarzem, że nic nie zrobili obnażyło by ich “polskość” i w ogóle tego polskojęzycznego programu, który jest tubą propagandową “Gazety Wyborczej” czy ogólnie antypolskiego polactwa…
Czy Polacy muszą się na to godzić i muszą bać się tego tematu poruszać?! Rozumiem ostrożność “Tygodnika Polskiego”, ale nie przesadzajmy z tą ostrożnością. “TP” jest jedynym pismem społecznym Polonii australijskiej i chociażby z tego tytułu nie ma prawa chować głowy w piasek w sprawach tak zasadniczych. Nie jest Pan właścicielem pisma. Ale to nie znaczy, że nie ma Pan mieć prawa do jakieś niezależności redaktorskiej. Inaczej redagowanie będzie dla Pana drogą przez mękę (tej męki nie ma prawa potęgować wydawca; trzeba to jakoś dyplomatycznie wyjaśnić p. Piskozub; ona musi także zrozumieć, że “TP” nie jest JEJ pismem; jakie jest pismo – poza jego obliczem politycznym – powinno zależeć wyłącznie od redaktora – od jego zdolności redakcyjnych, a nie od widzimisię wydawcy i narzucania przez niego współpracowników pisma; przypuszczam, że przemilczenie przez “TP” mojego artykułu o polskojęzycznym programie radia SBS, który ukazał się w kilku portalach internetowych było decyzją wydawcy, który z kolei nie kierował się dobrem Polonii australijskiej, a tylko osobistymi animozjami (i politycznymi kalkulacjami); czy się mylę?). Jak długo Pan wytrzyma? Szkoda Pana i pisma!
Sugeruję, bo to jest bardzo wymowne, dodanie przed moim podpisem pod listem do Anny Sadurskiej poniższego uzupełnienia: Niestety, pracownicy polskojęzycznego programu radia SBS nie tylko, że zignorowali mój list, ale w ogóle nie poruszyli tej sprawy w polskojęzycznym programie. – Nie mogli czy nie chcieli? A może nie czują się Polakami i ich sprawa obrony dobrego imienia Polski i Polaków w ogóle nie interesuje?!”
List mój do radia SBS został przygotowany do druku w “Tygodniku Polskim” przez p. Witolda Łukasiaka, współpracownika p. Szlachetki. Pomimo tego i on powędrował do kosza. W liście do p. Łukasiaka tak skomentowałem ten fakt: “Piłsudski powiedział, że Dla Polski można zrobić wiele, ale nie z Polakami”. Z kolei on w e-mailu do p. Szlachetki, wysłanym 9 czerwca (także i do mnie, bo czuł się zdziwiony tak niepoważnym zachowaniem p. Szlachetki), napisał: „Na Pana życzenie przygotowałem listy do redakcji w sprawie oszczerstwa "polskie obozy koncentracyjnae" w Radiu SBS i byłem zaskoczony że zabrakło (w ostatnim numerze „Tygodnika”) listu p. Kałuskiego”.
31 maja wysłałem do red. Szlachetki wszelki materiał dotychczas opublikowany w Internecie w odniesieniu do mojego artykułu pt. „Zamordyzm Tuska także… w Australii” wraz z następującym listem:
Panie Redaktorze, Nawet Irańczycy zainteresowali się moim artykułem (patrz poniżej) i pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak (patrz poniżej), a „Tygodnik Polski” wydawany w Australii milczy w tej sprawie jak zaklęty!!! Sprawa się rozkręca (wysłałem listy do radia SBS i prof. J. Pakulskiego z AIPA, dając im dwa tygodnie na ich uwagi do załączonego artykułu krytycznego pod ich adresem) i każdemu Wasze milczenie rzuci się w oczy! Będzie Wam głupio. Napiszę więc list do redakcji na ten temat i mam nadzieję, że go wydrukujecie za zgodą p. Marzenny Piskozub.
Pozdrawiam, Marian Kałuski”.
9 czerwca wysłałem red. Szlechetce mój list do druku następującej treści:
„Szanowny Panie Redaktorze, Od ponad 20 lat istnieje państwowe radio etniczne SBS, które nadaje m.in. codziennie godzinną audycję w języku polskim. Niestety audycje te w segmencie „Wiadomości” i „Korespondencja z Polski” (Jerzy Szperkowicz – w latach 1956-74 korespondent prasy reżymowej w Moskwie!) są tendencyjne i bardzo lewackie – przychylne wobec rządu Donalda Tuska i złośliwe wobec opozycji, głównie Prawa i Sprawiedliwości. Są po prostu tubą propagandową polskiego rządu i sił lewicowych za pieniądze podatników australijskich, w tym także polskich. Opisałem tę sprawę szczegółowo w artykule pt. „Zamordyzm Tuska także… w Australii”, który ukazał się niedawno w polskich portalach: „KWORUM. Polsko-Polonijna Gazeta Internetowa”, „NOWY EKRAN”. Niezależny serwis społeczności blogerów, „Wirtualna Polonia”, „Nieznudzeni Polską. Blogerzy bez cenzury”, „Blogmedia24.pl”, „Polish Club Online”, „Radio Pomost”, międzynarodowym „WASA Live” (po polsku), a na echa jego można nawet natrafić w dzienniku „Rzeczpospolita”. Co ciekawe, tym moim artykułem zainteresował się z jakiś powodów także portal irański „ir.smskadeh.www”. Na artykuły te zareagowało szereg internautów, m.in. związana z „Tygodnikiem Polskim” pani Krystyna Ruchniewicz-Misiak. Jeden z internautów napisał: „Ma Pan racje. Dawno zwróciłem na to uwagę, że polski SBS nie jest obiektywny. Szczególnie zaś audycje nadawane z Sydney. Dzięki, że podjął Pan ten temat”, a drugi: „Również mieszkam w Australii i również mam ochotę wywalić radio przez okno kiedy słucham polskojęzycznej audycji radia SBS…”. Trzeba coś z tym zrobić. Tym bardziej, że polski program radia SBS także nie służy WSZYSTKIM Polakom w Australii, a tylko wybranym przez siebie osobom. Osoby zainteresowane tą sprawą proszę o kontakt: Marian Kałuski, 4 Booral Drive, W. Sunshine 3020.
Z poważaniem, Marian Kałuski”.
Odpowiadając tego samego dnia na kilka moich powyższych listów p. Szlachetko napisał: „Powienien juz Pan zauwazyc, ze ja jestem niezalezny i jesli uwazam, ze publikacja tekstu jest pozyteczna dla Czytelnika TP, a przy tym i bezpieczna prawnie dla Tygodnika, to teksty zaaprobowane przeze mnie ukazuja sie (czesto jedynie w TP) i nikt ani nie narzuca mi ani – co wazne- nie ma prawa narzucac mi swojej woli!…”.
W tę niezależność red. Szlachetki w ogóle nie wierzę, bo nikt inny tak dobrze jak ja nie zna Polaków w Melbourne, a tym samym także i Marzennę Piskozub. Także i ja na własnej skórze przekonałem się jak mocno trzyma „Tygodnik Polski” w swoich rękach, traktując pismo jak swój własny folwark. I wiem jak potrafi nienawidzieć i dokuczać ludziom, którzy się jej nie podobają lub nie zgadzają się z tym co robi. Gdyby Piskozub nie chciała trzymać redaktora w swoich rękach, to wówczas znalazł by się niejeden znacznie lepszy od p. Szkachetki kandydat na redaktora „Tygodnika Polskiego”! Bo w Australii mieszka kilku zawodowych dziennikarzy polskich. Ale niczyimi pachołkami nie chcą być!
Nie mogę tylko jednego zrozumieć: jak kobieta stojąca nad grobem (ze względu na wiek) może mieć w sobie tyle nienawiści do drugiego człowieka – do drugiego Polaka i iść po trupach, aby postawić na swoim?! Gdzie w tym wszystkim jest jej duszpasterz i mentor ks. Wiesław Słowik TJ?!
Natomiast w sprawie nie wydrukowania przez „Tygodnik Polski” mojego artykułu pt. „Zamordyzm Tuska także… w Australii” i listu do koordynatora polskojęzycznego programu radia SBS z 13 maja 2011 red. Szlachetko napisał: „…mialem 2 dylematy: – czy powinnismy wlaczac Tygodnik w konfrontacje z innym polonijnym medium, oraz czy byl to temat wazniejszy niz inne…, a jesli tekst sie nie ukazal to albo nie bylo miejsca w nr 16 stronicowym lub nie bylem pewny, ze jest bezpieczna forma dla TP.
I znowu red. Szlachetko nazwał BEZPODSTAWNIE polskojęzyczny program państwowego radia SBS „polskim medium”, a jako drugi powód nie wydrukowania mojego artykułu podał swoją wątpliwość w to czy poruszony przeze mnie temat podawanych przez to radio wiadomości w lewackim i antypolskim duchu jest ważniejszy od takich tekstów jak np. „Osy przeciw mrówkom: kto górą?”, „Rowerem przez świat”, „Urok rękodzieła”, „To i owo: Urodziny, urodziny , jeszcze raz urodziny i… samo życie”, „Polska wielkanocna tradycja”, „Utalentowane Polki”, „Pola Negri”, „Kalendarz przyrody”, „Pół żartem, pół serio”, „Kuchnia: zupy kremy”, „Badminton” (wszystkie teksty z numeru pisma 14/15).
W liście tym red. Szlachetko poruszył także sprawę opublikowania mojego listu do redakcji „TP” z 9 czerwca pisząc: „Nastepny nr jest 16 stronicowy i mam nadzieje, ze nie bedzie problemu z miejscem (na opublikowanie go), bo merytorycznie ta forma Panskiego listu do redakcji jest do zaakceptowania”.
Pomimo tego, że red. Szlachetko w zasadzie przyjął do druku mój list do redakcji z 9 czerwca, także i on ostatecznie nie został wydrukowany.
Red. Wojciech Szlachetko w e-mailu do mnie z 16 czerwca 2011 dostrzegając zbliżającą się burzę, ostrzegł mnie przed ewentualnym publicznym krytykowaniem jego decyzji, bo to może się źle skończyć dla mnie pisząc: „…ostatni 2 autorzy, ktory wdali sie w polemike ze mna – dali mi tylko dodatkowy stress, bo 1 popelnil samobojstwo… a 2 zmarl na swoje slabe serce”.
Tak oto wygląda sprawa „Tygodnika Polskiego” znajdującego się w rękach Marzenny Piskozub i Wojciecha Szlachetko. – Istny cyrk niepoważnych osób!
Cyrk, który w tym konkretnym przypadku jest na rękę polskojęzycznego programu radia SBS, a przez to samo poplecznikiem i szerzycielem michnikowszczyzny wśród Polaków w Australii.
Z poważaniem,
Marian Kałuski
Koniec części II
P-P Gazeta Internetowa powstala, jako antidotum na liczne objawy antypolonizmu, plynace ze srodowisk nieprzychylnych Polsce, jak równiez po to, by odpowiadac na watpliwosci zwiazane z nierzetelnym i klamliwym przekazem. www.kworum.com.pl