Została z niego mokra plama. Blogerzy słusznie ocenili: nagrzeszył nadmierną, niepolityczną szczerością! Słusznie oberwał…

Pewnie nie wracałbym do sprawy Jego feralnego felietonu w "Rzeczpospolitej", gdyby nie jedno zdanie, które tam znalazłem. W efekcie tego znaleziska, w rozmowie z dwójką ludzi dobrej woli – rozemocjonowanych "zdradą" Mazurka –  z wrodzoną nieśmiałością stwierdziłem: "no i Mazurek miał rację!". Przynajmniej w jednym miał rację…

"Nie, drodzy państwo, na spotkaniu w rocznicę śmierci nie przynosi się szubienic na plakatach, transparentów i „głów zdrajcy" w ruskiej czapce".

Rozumiem chęć usprawiedliwiania nierozsądnych działań ludzi, którzy są nam ideowo bliscy. Tyle, że jest to droga na manowce.

Kiedyś dawno, dawno temu liczni "nasi" próbowali usprawiedliwiać dziadka, który przyniósł z jakiegoś ministerstwa słoik z ekstrementami, żeby tym zestawem obrzucić jakąś tablicę pamiątkową. Inni isprawiedliwiali dziadka, który przyniósł na demonstrację granat.

Ludzie broniący słoikowych dziadków tak bardzo chcieli wybielać i ratować "swoich" bohaterów, że nawet nie przyszło im do głowy, że bohaterowie najprawdopodobniej niczym nie ryzykowali. Nie byli idiotami. Prawdopodobnie jedynie udawali, a  W efekcie rzetelnie wykonywanej pracy, zostali uniewinnieni.

Czy słoikowi i granatowi dziadkowie to idioci, czy profesjonaliści przysłani przez…? Nie mamy pewności. Urzędnicy państwowi, czy rozemocjonowane półgłowki? Może rzeczywiście przynosili swoje eksponaty z głupoty! Ich kolegów przynoszących szubienice też trudno zaklasyfikować…

Rozumiem skłonność do uprawiedliwiania "naszych". Czasem nawet trudno jest zauważyć, że także "nasi" zachowują się jak świnie lub osły…  

Zupełnie jak w opowieści o Kubusiu Puchatku.


Wychodzi z IPN markotny Kubuś Puchatek i tak sobie myśli:

"Tego, że Kłapouchy na mnie donosił, mogłem się spodziewać, bo to osioł. 

Że Prosiaczek na mnie donosił – byłem prawie pewien, bo to świnia.

Ale żeby… Miodek…?".

 


Pół biedy, jeśli chodzi o krytyczną ocenę polityków, którzy są "nie-nasi". Ciągle kojarzymy jeszcze, że dawni pezepeerowszczycy  to "czerwone świnie", "uwłaszczona nomenklatura" i ogólnie "bezbożnicy". Stąd wszelkie ich potknięcia widzimy szczególnie ostro.

Niewiele gorzej jest z wytykaniem błędów "liberałom". Łatwo nam zauważyć, że te "nażelowane osły" nie realizują swoich obietnic, a nawet realizuja jakiś pokraczny, przeciwny do obietnic program. Ciągle kręcą lody, podnoszą podatki, zwiększają zatrudnienie w administracji państwowej… To łatwe.

A co z oceną postępowania "naszych krów"? Wolno je rozliczać? Wolno alarmować gdy  wlezą w szkodę? A może od "naszych" powinniśmy  wymagać więcej  niż od "nie-naszych"?

 

Jeśli tak, to przynajmniej z jednym zdaniem z felietonu redaktora Mazurka powinniśmy się zgodzić.


Gulaszowy Czwartek" – 499 zarejestrowanych na Facebooku 

 (Facebookowcy! Dopisujcie się! I zapraszajcie znajomych)
 

image