"Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem. Tak mi dopomóż Bóg".

I wtedy "wszystko wydawało się trochę nierzeczywiste" – wspomina dziś córka naszego prezydenta Marta Kaczyńska w wywiadzie udzielonym tygodnikowi "Uważam Rze", i dodaje: "Szybko okazało się, jeszcze w czasie tamtych świąt, że ten wybór narodu nie został przez dużą część mediów i opozycji uznany. Nie dano chwili spokoju, ataki zaczęły się od pierwszego dnia po wyborze taty na głowę państwa. (…) Przeszło to najśmielsze oczekiwania i przekroczyło wszelkie granice".

Ostatnie wspólne święta Bożego Narodzenia wspomina Marta Kaczyńska tak: "Tata był wtedy w bardzo dobrym nastroju, szły w górę wskaźniki akceptacji tego, co robi. Ten przemysł pogardy zdawał się nieco tracić oddech. Szykował się do kampanii".

Nadszedł 10 kwietnia 2010 roku, dzień tragedii. "Miną rok, ale skłamałabym mówiąc, że czas zaleczył rany, że przywykłam – mówi córka Marii i Lecha Kaczyńskich. – Na pewno codzienność, opieka nad dziećmi, nad rodziną zmusza człowieka, by starał się być dzielny. (…) Nie myślę już niestety o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia z taką radością jak kiedyś, są one jakoś nierozłącznie związane ze smutkiem, z żalem, brakiem. (…) To wszystko jest tak trudne do przyjęcia także dlatego, że stało się tak nagle i w tak niejasnych okolicznościach".

Czas mija, ale Polacy pamiętają o swym prezydencie. Nie udaje się dzisiejszym rządzącym zgasić tej pamięci. "Coraz wyraźniej widać – mówi Marta Kaczyńska – że dzieło mojego taty zaprocentuje. Jego przesłanie odezwie się – jeśli nie teraz, to za kilka lat. Ale na pewno. Nie uda się im tego zagłuszyć".