Globalnie i Lokalnie
Like

Marsz robotów

03/12/2015
1167 Wyświetlenia
1 Komentarze
13 minut czytania
Marsz robotów

Niektórzy ludzie przejawiają niepokojącą tendencję do zadawania dziwnych pytań. Kim jestem? Dokąd dążę? Czy jest w tym wszystkim jakiś sens? Kwestie te, nurtują tych przedstawicieli gatunku homo sapiens, których można by nazwać myślącymi.

0


facelessJest ich jednak relatywnie niewielu. W opozycji do nich stoją zaś niezliczone hordy „półmyślących” istot, w stosunku do których zastosowanie określenia „człowiek” byłoby niezasłużoną nobilitacją. Podążając ścieżką wyznaczoną im przez los, bezrefleksyjnie przemierzają świat, uznając zastaną w nim rzeczywistość za świętą i niezmienną. Oczywiście o tyle, o ile w ogóle się nad nią zastanawiają. Często nie wykazują jednak skłonności do jakiejkolwiek refleksji, biorąc kreowane dla nich przez innych iluzje za prawdę, a serwowane im ochłapy za dobry pokarm.

 

Równość jest mitem, a każdy, kto choć odrobinę interesuje się otaczającą go rzeczywistością, z pewnością już dawno odkrył tę zasadę. Niezależnie od kraju, wyznania, poziomu wykształcenia czy zamożności, większość ludzi nie interesuje się niczym więcej niż zawartością swoich brzuchów i portfeli. Konstatacja ta, choć smutna, musi stać się udziałem każdej osoby znajdującej się w odniesieniu do nich po drugiej stronie barykady. Mentalna bariera odgradzająca ludzi biernych od aktywnych istnieje tylko i aż w naszych głowach. Pomimo całej swej iluzoryczności jest ona jednak dla wielu nie do przekroczenia. Niezwykle trudno wyrwać się z okowów własnych nawyków i inercji, aby wznieść się na wyższy poziom, umożliwiający rozpoczęcie świadomego życia. Jednak łatwo stoczyć się z intelektualnych i duchowych wyżyn, by pogrążyć się w świecie złudzeń, w jakich egzystują otępiałe masy.

 

Przyszło nam żyć w świecie, w którym wbrew prawom natury promowana jest średniość i nijakość. Kulturowa i społeczna rzeczywistość wokół nas, bezwzględnie wycina jednostki wyróżniające się in plus oraz in minus. Dominująca większość średniaków stanowi gwarancję zachowania status quo oraz samego istnienia otaczającego nas systemu. System nie potrzebuje jednostek niepokornych, zarówno tych z tzw. marginesu, jak i tych z intelektualnych wyżyn. Tak samo jedne jak i drugie wywołują bowiem ferment. Dzieje się tak z prostej przyczyny, którą jest niezadowolenie. Pragnienie czegoś więcej jest cechą normalną, jednak ekstrema w postaci skrajnej nędzy i nieprzystosowania, skutkujących radykalizacją postaw i przemocą, oraz samoświadomości i ideowości, skutkujących chęcią zmiany systemu, stanowią dla tegoż wielkie zagrożenie. Pielęgnacja, nazwijmy to ładnie, klasy średniej, leży w żywotnym interesie każdej władzy pragnącej harmonijnego jej sprawowania. Klasa średnia jest bowiem, co do zasady, zadowolona. W przeważającej większości jest ona konserwatywna do bólu i z obawą spogląda na zmiany mogące wprowadzić dysonanse w ciepłym grajdołku, w którym się usadowiła. Jest ona gwarantem stabilności systemu oraz buforem przeciwdziałającym reformom, na którym łapę trzyma klasa rządząca, sterując nim przy pomocy szeroko pojętych mediów.

 

Obserwując stosunek władz do klasy średniej oraz fluktuacje jej liczebności i zasobności, możemy ocenić rzeczywisty kierunek, w którym zmierza dana społeczność. Hołubienie jej świadczy o odgórnej potrzebie stabilizacji, wynikającej z ogólnego stanu „nachapania się” na szczytach. Każde zmiany skutkujące zwiększeniem liczebności społecznych nizin, świadczą zaś o podjęciu kierunku destrukcyjnego, służącego przeprogramowaniu systemu w celu nadania mu później nowej dynamiki. Polega to na prostej zasadzie głoszącej, że „wojna wszystko wyrówna”. Gdy tylko pojawia się stagnacja, uniemożliwiająca bogacenie się najbogatszym lub gdy system dławi się ekskrementami własnych zaniedbań i przekrętów, wtedy i tylko wtedy kiełkuje w głowach rządzących konieczność zmian. Trudno odgadnąć w jak dużym stopniu są to procesy celowe i w jakim procencie da się nimi odgórnie sterować. Faktem jednak jest, że przytłaczająca większość społeczeństwa podatna jest na wpływ, wynikający z modyfikacji jej mentalności za pomocą zwiększania lub zmniejszania zasobności i poczucia bezpieczeństwa. Jak już wspomniałem dotyczy to zdecydowanej większości, jako że świadoma mniejszość nie da sobą tak łatwo manipulować. Część społeczności, niepodatna na zewnętrzną stymulację jej zwierzęcych odruchów, analizująca rzeczywistość pod kątem faktów, a nie emocji, jest bardzo trudna do sterowania, co nie znaczy jednak, że jest to niemożliwe.

 

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i w mniejszym bądź większym stopniu podlegamy tym samym prawom wynikającym z naszej biologii. Inaczej jednak wygląda to u różnych osób, jako że jeden przyjmuje bezkrytycznie sygnały docierające do niego z narządów zmysłów wraz z całym dodanym do nich przez mózg bagażem emocjonalnym, drugi zaś myśli i doszukuje się przyczyn oraz sensu, jaki dana sytuacja ma dla niego oraz dla innych. Postrzega zdarzenia w spektrum niezawężonym do samego siebie. Potrafi widzieć bieg wydarzeń w szerszym kontekście. Interesuje go coś więcej niż wyabstrahowany fragment przekazu dotyczący jego własnej osoby.

 

Manipulacja społecznościami, poprzez granie na prymitywnych instynktach ich członków, nie jest dużym problemem dla nikogo, kto ma po temu odpowiednie narzędzia. Główną rolę odgrywają tu już od wielu lat mass media. Niezmiennie przypisując sobie obiektywizm, równie niezmiennie wysługują się najsilniejszym. Tabuny ludzi skupione przed monitorami, z których płynie nierzetelny przekaz, chcąc nie chcąc, przyjmują jako swoją wizję świata prezentowaną przez tego czy tamtego dziennikarzynę. Ogłupianie na masową skalę to znak czasów. Ludzie, co do zasady, nigdy nie byli skłonni do samodzielnego myślenia, ponieważ jest to wysiłek, od którego uciekają nie tylko osoby proste. Informacja, wraz z poglądem na sprawę podane na tacy, to łakomy kąsek dla każdego. I wielu nie widzi w tym problemu.

 

Ostatnimi czasy pojawiło się inne zjawisko, na pierwszy rzut oka niebezpieczne dla establishmentu, jednak również użyteczne do stosowania dezinformacji. Mam na myśli Internet, który z jednej strony, będąc znakomitą platformą do przekazywania idei, z drugiej stał się molochem siejącym w ludzkich głowach zamęt. W jego otchłaniach zwykły człowiek może się naprawdę nieźle pogubić. Tutaj każdy wie swoje, a przeciętny użytkownik bombardowany jest nawałem informacji od prawa do lewa i od góry do dołu. Jak to zwykle bywa, również tu bogaty może więcej, a prawda, jako nielubiana i pohańbiona, kryje się po zakamarkach sieci, niezwykle trudna do odszukania. Można się zachwycać nad powstaniem światowej internetowej wioski, jednak szum informacyjny, do którego dokłada ona swoje trzy grosze nie wróży dobrze. Położone zostały solidne fundamenty pod nadchodzącą, infantylną kulturę obrazkową, w której przeciętny człowiek wiedzę czerpie z krótkich filmików, a do każdego tekstu dłuższego niż 200 znaków, podchodzi się z niechęcią lub wcale. Jaki wpływ na nasze życie będzie miał sieciowy chaos w naszych głowach, tego nie wiem. Możliwości, jakie daje Internet są sprawą świeżą i musimy poczekać na dalszy rozwój wypadków.

 

Ogromne rzesze ludzi podążających niczym lemingi w kierunku wyznaczonym im przez innych nie dojdą nigdzie. Losem bezmyślnych mas jest wieczny marsz, bezustanne zmagania z trudami życia oraz ciągła praca dla dobra ich władców. Gdy lemingów jest zbyt dużo popełniają zbiorowe samobójstwo i zapewne nas również to czeka. Być może skończy się to jak zwykle, a okres przesilenia, który niewątpliwie w końcu nadejdzie, pożegnamy hukiem wielkiej wojny. Nie ma niczego sprawiedliwszego niż otwarta walka, pod warunkiem, że wszyscy biorą w niej udział na równych zasadach. Pozwala ona oddzielić ziarna od plew, bohaterów od tchórzy, ludzi ideowych od motłochu. Niestety terminy takie jak „równe szanse”, „sprawiedliwość” czy „otwarta walka”, to w dzisiejszych realiach abstrakcje, a na wszelakich konfliktach tracą przeważnie jednostki najwartościowsze. Tchórze i cwaniaki zawsze przetrwają dzięki swym kombinacjom lub kryjąc się niczym szczury po zakamarkach świata, byle dalej od konfliktu.

 

Kim jesteśmy? Dokąd dążymy? Niektórzy ludzie stawiają sobie te pytania w nadziei na uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi. Coraz częściej zdają sobie jednak sprawę z ich bezsensowności. Coraz częściej ludzie mądrzy dołączają do „marszu robotów” dochodząc do wniosku, że wszystko, w co dotychczas wierzyli straciło sens, a jedynym rozwiązaniem jest płynięcie z nurtem, wtopienie się w tłum ludzkich maszyn dążących ku zagładzie. Nieliczni jednak walczą. Niezłomność to cecha niezbędna dla każdego, kto nie chce być jedynie częścią tłumu w zdominowanym przez średniactwo świecie. Kto zamiast godzić się z zastaną rzeczywistością pragnie ją zmieniać, kreować wedle własnej woli. Oby jak najwięcej było takich ludzi, ponieważ to w ich rękach powinna spoczywać przyszłość całej reszty. Nie w rękach cwaniaków i miernot. Ludzie świadomi mają to do siebie, że nie da się ich wykreować. Nie da się zwiększyć ich liczby poprzez ustawę czy rozporządzenie. Oni po prostu są i w ich własnych rękach spoczywa to, czy będą się rozwijać czy degenerować. Nie pozwólmy by nasz świat kształtowały bezmyślne masy. Nasz los jest w naszych rękach tak długo, dopóki nie oddamy go we władanie innym.

0

Jarosław Gryń http://jaroslawgryn.blogspot.com

Mam 34 lata. Mieszkam w Lęborku na pomorzu. Z wykształcenia jestem administratywistą. Ukończyłem Uniwersytet Gdański. Jestem żonaty i mam synka o imieniu Olaf. Moja małżonka ma na imię Aleksandra. Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Moja rodzina jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało :) Lubię pisać. Piszę co mi do głowy przyjdzie, począwszy od publicystyki a na poezji skończywszy. Pisanie to aktywność, która sprawia mi frajdę. Przekuwam swoje myśli w tekst, by podzielić się z Wami tym co czuję i jak widzę świat. Teksty są różne. Pomimo tego, że sprawiam wrażenie dość jednoznacznie określonego politycznie, nie radziłbym mnie szufladkować. Można się wtedy srogo pomylić.

68 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758