Pisarz i publicysta jest nieco zawiedziony wynikami wyborów parlamentarnych. "Wydawało mi się jednak, że istnieje potencjał niezbędnej zmiany" – mówi i podaje przykłady symbolicznych zdarzeń: Zbigniew Romaszewski przegrywa z Markiem Borowskim, a Katarzyna Łaniewska z Barbarą Borys – Damięcką.

Nie było jednak szans na wytyczenie nowych dróg. Nawet gdyby PiS wygrał dość zdecydowanie, trzeba byłoby może oddać premierostwo Waldemarowi Pawlakowi. Niewiele udałoby się dokonać. Może wyjaśnić niektóre sprawy związane z katastrofą w Smoleńsku. Takie zwycięstwo odebrałoby jednak (wątłą) nadzieję na scenariusz węgierski.

Wielu ludzi przyjmuje, że świat wygląda tak, jak przedstawia to Platforma, chociaż dostrzega dużo faktów, które świadczą o czymś zupełnie przeciwnym. To jest obawa przed wyciągnięciem wniosku, że nie dzieje się dobrze w naszym kraju. "Nie wierzę w ludzi świadomie wybierających słabość Polski. Za tym zawsze stoi jakaś racjonalizacja" – twierdzi rozmówca, który tak objaśnia asekurancką postawę niektórych rodaków wobec skandali związanych z tragedią smoleńską:

"Z tego, co słyszę, wielu ludzi zastanawia się nad możliwością zamachu. Nie rozstrzygam, czy on miał miejsce. Ale dochodzą do mnie pytania: a co, jeśliby to była prawda? Co wtedy zrobimy? Wypowiemy Rosji wojnę? Kto nas poprze? Przecież konsekwencje takiego stanowiska byłyby potworne. Lepiej więc przyjąć, że to wypadek, straszna tragedia, o której lepiej zapomnieć".

To była jednak katastrofa wszechczasów – mówi pisarz. – "Tego rodzaju katastrofa, takie zniknięcie elity państwowej i narodowej nastawionej na budowę silnego państwa, to się nie zdarza!"

Marcin Wolski nie traci jednak nadziei i zachęca nas do działania. "Jutro będzie kolejny dzień" – mówi. Był kiedyś komunizm, był stan wojenny, a w 2001r. triumf postkomunistów. W tym ostatnim przypadku "wystarczyło, że przyszedł Rywin do Michnika i wszystko się posypało. (…) Przełomy przychodzą niespodziewanie".