8 października 2014 roku gdański sąd rejonowy skazał siedemnastoletnią Marię Kołakowską na czterdzieści godzin prac społecznych za to, że w czerwcu zakłóciła próbę odczytania tekstu sztuki „Golgota Picnic” rozpylając w sali, gdzie miało się to odczytanie odbyć niezbyt przyjemnie pachnącą substancję. Sprawa nie byłaby skandaliczna ani nawet bulwersująca – dziewczyna faktycznie popełniła czyn, o który ją oskarżono – gdyby nie jeden drobny szczegół. Otóż uniemożliwiono jej prawo do obrony nie informując o terminie i miejscu rozprawy. O wyroku dowiedział się dopiero jej obrońca, który wybrał się do sądu zasięgnąć informacji. Nie został też przesłuchany przez wysoki sąd żaden ze świadków obrony. To wszystko, oczywista oczywistość, zgodnie z prawem i zapisami Kodeksu Postępowania w Sprawach o Wykroczenia, który dopuszcza, choć nie nakazuje, przeprowadzenie procesu w trybie tajnym i oparciu decyzji wyłącznie na zeznaniach policji. Szkoda tylko, że w ten sposób łamie podstawową zasadę prawa obowiązującą od czasów rzymskich – audiatur et altera pars.

 

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że obydwie sprawy nie są ze sobą powiązane. Wystarczy jednak przez chwilę się zastanowić by dojść do wniosku, że zarówno w pierwszym jak i drugim przypadku nie ma mowy o sprawiedliwości i uczciwości a organa władzy w naszym umęczonym kraju (czy to ustawodawczej, czy to sądowniczej) dbają tylko i wyłącznie o dobro grup interesów, które aktualnie mają siłę przebicia i mogą być przydatne w dalszej karierze podejmujących decyzję. Jeżeli w tej kwestii nic się w naszym kraju umęczonym nie zmieni to należałoby nad sądami wszystkich instancji zawiesić tablice z napisem znanym miłośnikom średniowiecznej literatury: „Lasciate ogni speranza voi ch’entrate”. A pod spodem drobnym druczkiem dodać „nie dotyczy krewnych i znajomych królika”…