Bez kategorii
Like

Kto się boi Królowej Polski? (cz. 5.)

13/12/2012
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

Pośród ekumenicznego zaczadzenia zaczyna brakować miejsca dla Matki Boskiej. Przesadzam? Absolutnie nie. Przypomnijmy sobie choćby niedawne rocznicowe uroczystości katyńskie oraz te żałobne, sprawowane bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej.

0


     Kto odrąbał ręce Matce Bożej Łaskawej?

     A nienawiść do Niepokalanej przyjmuje dziś coraz brutalniejszą egzemplifikację. Kto nie wierzy, niech uda się na warszawskie Stare Miasto i wstąpi do kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Łaskawej, a dokładniej – niech zatrzyma się przed wiodącymi do niej tzw. „anielskimi drzwiami”. Lojalnie ostrzegam wiernych z nadciśnieniem lub chorobami serca: widok będzie ekstremalny. Oto w erotycznym pląsie z drzwi wyłania się pozbawiona rąk i nóg postać… Maryi Dziewicy. Konia z rzędem temu, kto teologicznie uzasadni tę niedwuznaczną pozę, bo reszta jest aż nadto czytelna: skoro Niewiasta pozbawiona jest nóg, to w żaden sposób nie zdepcze głowy węża i nie odniesie zapowiadanego w Piśmie Świętym zwycięstwa nad Szatanem. A brak rąk?

     Aby i tę zagadkę rozwikłać, musimy przypomnieć sobie, czyj to wizerunek króluje w głównym ołtarzu rzeczonego kościoła. Obraz Matki Boskiej Łaskawej30, bo o nim tu mowa, został przywieziony do Warszawy w 1651 r. przez nuncjusza apostolskiego arcybiskupa Jana de Torrez wraz z błogosławieństwem Ojca Świętego Innocentego X dla króla Jana Kazimierza, który szykował się właśnie do wyprawy przeciw sojuszowi kozacko-tatarskiemu, zajadłemu wrogowi Kościoła i Polski. Przedstawiona na obrazie Maryja trzyma w obu rękach pęki połamanych strzał, biorąc w ten sposób pod swoją ochronę wszystkich do Niej się uciekających. Rozwój wypadków szybko potwierdził prawdziwość idei malowidła: wspaniałe zwycięstwo pod Beresteczkiem31 zapisało się złotymi zgłoskami w historii polskiego oręża. Kilkanaście lat później oddanie się Warszawian pod opiekę Matki Boskiej Łaskawej czczonej w cudownym obrazie położyło kres epidemii dziesiątkującej mieszkańców stolicy, a o „Cudzie nad Wisłą” 1920 r. słyszeli dziś już chyba wszyscy. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Pozbawiona rąk postać Maryi z „drzwi anielskich” wysyła nieprawdziwy, ale zarazem bardzo sugestywny komunikat do wszystkich przybywających do świątyni: jestem bezradna wobec waszych problemów, porzućcie więc wszelką nadzieję wy, którzy szukacie u mnie ratunku! Ile jeszcze wytrzymają skołatane serca czcicieli Niepokalanej?

     Kto i po co leje wodę?

     A to jeszcze nie wszystko. Uroczyste poświęcenie interesujących nas drzwi z kościoła oo. jezuitów miało miejsce 12 września 2009 r., a więc w przypadające w tym dniu Święto Najświętszego Imienia Maryi! Przypadek? A może zadziałała tu ta sama metoda urągania Maryi, którą przed wiekami stosowali Krzyżacy? Jest to tym bardziej prawdopodobne, że dokładnie w tym samym dniu, na przekór licznym protestom ze strony wiernych, w miejscowości Radziechowy32 poświęcono tzw. „Golgotę Beskidów”33 – przykościelną drogę krzyżową naszpikowaną mnóstwem symboli antychrześcijańskich o proweniencji masońskiej i okultystycznej. Przykłady? Proszę bardzo.

     Skoro szczególnie interesuje nas tematyka Maryjna, kilka słów o wielowątkowo zrealizowanej Stacji IV. Cóż w niej nas zaskakuje? Chciałoby się rzec: wszystko. Zasygnalizuję tylko koszmarną scenę zwiastowania, podczas której anioł (?) zaopatrzony w gadzie (!), agresywnie sterczące skrzydła, nerwowo wskazuje palcem na wystraszoną kobietę rozlewającą w tej samej chwili zawartość niesionego dzbana. Jakże różne jest to wyobrażenie zwiastowania od tego, które znamy z klasycznej ikonografii sakralnej, gdzie Archanioł Gabriel z wielkim nabożeństwem przyklęka przed Niewiastą spolegliwie przyjmującą Boży wyrok. Jak zatem rozumieć to, czym poraża nas „Golgota Beskidów”34? Kluczem może okazać się rozlana woda, symbolizująca zaistnienie szkody niemożliwej do naprawienia. Zacytujmy Pismo Św.: Wszyscy bowiem umrzemy z pewnością, i [jesteśmy] jak woda rozlana po ziemi, której już zebrać niepodobna, Bóg jednak nie zabiera życia w ten sposób35. Czyż beskidzka wizualizacja nie sugeruje nam rzekomej grzeszności Maryi, do której z misją „ostatniej szansy” przybywa posłaniec?

     Wpisuje się w to jeszcze jedna, niezwykle istotna, grubymi nićmi szyta mistyfikacja. Otóż Kościół katolicki przyjął do tej pory cztery dogmaty Maryjne. Daty ogłoszenia trzech z nich zostały upamiętnione na interesującej nas IV stacji drogi krzyżowej. Czwartej daty zabrakło. Której? Tej symbolizującej dogmat O Maryi Zawsze Dziewicy! Zamiast niej pod sceną quasi-zwiastowania pojawiła się ni stąd ni zowąd data 95536, data wyboru Papieża Jana XII, znanego z wyjątkowego upodobania do wszelkich form rozpusty seksualnej. Czy trzeba jeszcze bardziej czytelnej aluzji do tak czczonej przez nas, katolików, niczym niezmąconej czystości Niepokalanej?

     I na koniec tego wątku jeszcze jedna, nie mniej frapująca obserwacja. W innym miejscu tej samej stacji drogi krzyżowej widzimy Matkę Boską stojącą na kuli ziemskiej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że świat triumfalnie opleciony jest przez węża. A przecież ten winien A przecież ten winien kończyć swój marny los pod stopami Maryi.

     Paradoksalnie cześć i honor Matki Boskiej zagrożone są w obszarze, który przez wieki służył ich uwzniośleniu – sztuce sakralnej! Tak, tej, z którą na co dzień obcujemy w naszych świątyniach i innych miejscach kultu. Mimo dość rygorystycznych przepisów kościelnych, wierni coraz częściej narażeni są na kontakt z artystycznymi realizacjami nie sprzyjającymi modlitewnej kontemplacji, a nawet próbującymi świadomie sprowadzić ją na duchowe manowce37.

     „Kulturalny” lewy sierpowy

     – Więc co robić? – z szaleństwem w oczach zapytają co bardziej wrażliwi czytelnicy. Ta desperacja staje się tym większa, gdyż nie wszystkie współczesne ataki wymierzone w Najświętszą Maryję Pannę są takie „subtelne”. W awangardzie najbardziej agresywnego frontu walki znalazła się dziś kultura, a dokładniej mówiąc – wszystko to, co za takową dziś uchodzi. I co w tym najistotniejsze: my, katolicy, rzeczywiście czujemy się wobec tej agresji coraz bardziej bezradni. Przywołajmy choćby zeszłoroczny warszawski koncert skandalizującej piosenkarki Madonny. Oddolny protest przeciw jego terminowi (15 sierpnia – Święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, godz. 21.00. – rozpoczynanie Apelu Jasnogórskiego) nie spotkał się ze wsparciem nie tylko władz państwowych i miasta stołecznego, ale i oficjalnych agend kościelnych. Bierna postawa milionówpolskich katolików oznaczała de facto przyzwolenie na małpowanie naszego kultu maryjnego, na sponiewieranie Królowej Polski.

     A zakusów na to jest coraz więcej. Oto na scenie bydgoskiego teatru wystawiana jest sztuka, podczas której dochodzi do „striptizu Matki Boskiej Fatimskiej” i wulgarnego roztrząsania szczegółów „intymnego pożycia” Świętej Rodziny. Wszystko to rozgrywa się z pieśnią Chwalcie łąki umajone w tle. Bulwersujące? Nie dla wszystkich. Odpowiedzialny za ten sceniczny skandal dyrektor teatru otrzymał… prestiżowy laur przyznawany za wybitne osiągnięcia artystyczne. Smaczkiem w tym wszystkim jest fakt zasiadania w kapitule nagrody dwóch prominentnych bydgoskich kapłanów i musi zastanawiać brak publicznego zdystansowania się przez nich od decyzji kapituły38. Zabrakło odwagi czy poczucia odpowiedzialności? A może raczej czegoś znacznie ważniejszego…

     Teraz z pozoru już nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy z ręką na sercu mogli włączyć syrenę alarmową i głośno wołać o pomoc. Sęk w tym, iż nie mamy najmniejszej pewności, że mężczyzna w czerwonym czepku z napisem „Ratownik” jest tym, za kogo się podaje. Znacznie łatwiej bowiem znieść cios zadany w zęby przez jawnego przeciwnika, niż uderzenie w plecy wymierzone ręką własnego ochroniarza.

     Maryja na cenzurowanym

     Czy jest szansa na to, byśmy szybko otrząsnęli się z tego nokautującego ciosu? Jak na razie jednak trudno tu o optymizm. Co rusz bowiem przekonujemy się o prawdziwości twierdzenia, że wśród polskich katolików pogłębia się „Maryjna zima”. Pośród ekumenicznego zaczadzenia zaczyna brakować miejsca dla Matki Boskiej. Przesadzam? Absolutnie nie. Przypomnijmy sobie choćby niedawne rocznicowe uroczystości katyńskie oraz te żałobne, sprawowane bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej. Nad grobami polskich żołnierzy nikt nie zawezwał imienia ich Hetmanki, nikt nie zwrócił się do Wniebowziętej Królowej z prośbą o Jej orędownictwo u Boga za pomordowanymi. Skąd to zaniechanie? W dużej mierze zapewne z przeświadczenia, że byłaby to wielka niezręczność wobec obecnych w Katyniu przedstawicieli religii heretyckich i schizmatyckich. Wszak na takich samych prawach co ksiądz katolicki modły swoje odprawiali tam: imam, rabin, pastor i pop! Ale czy tylko o tę „niezręczność” chodziło? Czyż jednym z celów tego coraz bardziej natarczywego synkretyzmu promowanego na oficjalnych uroczystościach religijnych i państwowych, nie jest takie przedefiniowanie polskiego katolicyzmu, by raz na zawsze utracił on swoje silne Maryjne zabarwienie? A jeśli tak właśnie jest, to komu i dlaczego na tym zależy?

     Z teologicznego punktu widzenia odpowiedź jest oczywista: skoro ostateczne zwycięstwo nad Szatanem będzie dziełem Niepokalanej, to właśnie on jawi się jako Jej największy przeciwnik. Stara się opóźnić Jej triumf, by jak najwięcej dusz ludzkich zwieść ku wiecznemu potępieniu. Toczy przy tym wojnę z Kościołem ziemskim, z wszystkimi, którzy przynależą do Owczarni Jezusa Chrystusa. Ale dlaczego to Polska i Polacy mieliby być szczególnym celem jego ataków? No to oddajmy głos Hansowi Frankowi, krwawemu niemieckiemu Gauleiterowi Krakowa. Ten nieprzejednany wróg naszego narodu w chwilach szczerości zwykł mawiać, że prawdziwą Rzeczpospolitą Polską jest religia katolicka. I już widzę, jak wielu rosną oczy ze strachu. Trudno, stało się. Nieopatrznie wkroczyliśmy na obszar podwyższonego ryzyka, naszpikowany tablicami ostrzegawczymi: STREFA ZAMKNIĘTA, PRZEBYWANIE GROZI ŚMIERCIĄ, DOKUMENTY OKAZYWAĆ BEZ WEZWANIA. Obszar, którego próżno szukać na jakichkolwiek mapach. Nikt o nim głośno nie mówi, a wielu nawet pomyśleć się boi. Ale raz kozie śmierć! Krzyknę i niech się dzieje, co chce: ME-SJA-NIZM.

c.d.n.

——————————————————–
30 Niebawem obraz ten jako pierwszy w Polsce został ukoronowany.
31 Rozegrała się ona w dniach 28-30 czerwca 1651 r.
32 Wieś położona w województwie śląskim (powiat żywiecki, gmina Radziechowy-Wieprz).
33 Listy gratulacyjne nadesłali wówczas m.in. Prezydent Rzeczpospolitej – Lech Kaczyński i Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski.
34 Opieram się na gruntownej analizie tematu przeprowadzonej przez Marię Kominek. Wszystkich zainteresowanych problematyką „anielskich drzwi” i „Golgoty Beskidów” odsyłam do jej bardzo rzetelnych artykułów dostępnych w serwisie: www.krajski.com.pl.
35 Druga Księga Samuela 14,14 (cyt. Za Biblią Tysiąclecia).
36 Na skutek stanowczych reakcji środowisk katolickich (m.in. również Marii Kominek) datę poprawiono na właściwą, tj. na rok 649.
37 4 listopada 2009, w Kościele na Skałce ks. infułat Jerzy Bryła odznaczył prof. Czesława Dźwigaja, autora „Golgoty Beskidów”, medalem "Zasłużony w służbie dla Kościoła i Narodu" przyznanym przez Prymasa Polski ks. Józefa Kardynała Glempa!
38 18 kwietnia 2009 r. Laur Andrzeja Szwalbego został uroczyście wręczony Pawłowi Łysakowi, dyrektorowi Teatru Polskiego w Bydgoszczy. W uzasadnieniu nominacji pojawiły się słowa o promowaniu nowoczesnego, postępowego wizerunku miasta!
 

0

Krzysztof Zagozda

Krzysztof Zagozda, Przewodniczacy Blekitnej Polski

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758