Bez kategorii
Like

Kto się boi Królowej Polski? (cz. 4.)

08/12/2012
363 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

W dziejach związku narodu polskiego ze swoją Królową zagadka goni zagadkę. Na kolejną natrafiamy w Gietrzwałdzie, gdzie doszło do jedynych uznanych przez Kościół objawień Maryjnych w Polsce.

0


     Pani z białym orłem

     I znów okazało się, że w najtrudniejszych momentach dziejowych możemy liczyć na swoją Królową. Nowy, niezwykle zagadkowy wątek naszych dociekań rozpocznijmy od 1813 roku, kiedy to wojska napoleońskie wraz z walczącymi u ich boku Polakami poniosły srogą klęskę pod Lipskiem. Na polu bitwy pozostał ciężko ranny Tomasz Kłossowski, kowal z okolic Lichenia. Gdy umierając modlił się o pomoc do Najświętszej Maryi Panny, nagle ujrzał Ją idącą przez pobojowisko. Na głowie miała królewską koronę, a do piersi tuliła białego orła. Pochyliła się nad rannym i obiecała ratunek, polecając mu jednocześnie, by odnalazł podobny do niej wizerunek i umieścił go w swoich rodzinnych stronach. Kłossowski przeżył dzięki troskliwości dobrych ludzi, a przez kolejnych dwadzieścia parę lat poszukiwał odpowiedniego obrazu. Kiedy znalazł go w okolicach Częstochowy, najpierw powiesił w swoim domu, a potem w lesie w podlicheńskim Grąblinie. To właśnie tam po kilku latach doszło do znanych objawień Matki Boskiej (patrz przypis 1.), w konsekwencji których w Licheniu powstało jedno z największych w naszym kraju sanktuariów maryjnych. Dla naszych dociekań ważne jest to, że Najświętsza Maryja Panna nie tylko objawiła się z białym orłem, ale i nakazała uwielbianie Jej w takim właśnie wizerunku. A skąd takowy wziął się na ziemi małopolskiej? Tego nie dowiemy się zapewne nigdy. Nie jest jednak tajemnicą, że równolegle z objawieniami o. Mancinelliego, a zatem od początków XVII w., rozpoczął się w Polsce kult obrazów Matki Boskiej z białym orłem na piersiach.

     Obfitość wizerunków

     Wiemy o istnieniu kilkunastu, którym dane było przetrwać do dnia dzisiejszego. Najbardziej znanym jest ten czczony w licheńskiej bazylice, lecz mało kto wie, że w tamtejszym klasztorze, w prywatnej celi jednego z zakonników, znajduje się jeszcze starszy egzemplarz. Kolejne można podziwiać w m.in. w Koszutach Małych, Łęgowie, Obrzycku, Grodzisku Wielkopolskim, Wieluniu, Rokitnie oraz niemieckim dziś – St. Marienstern (koło Budziszyna). Można domniemywać, że jeden z pierwszych takich „patriotycznych” wizerunków Matki Boskiej królował w opactwie cysterskim w Bledzewie, skąd w niezrozumiałych okolicznościach przeniesiono go w 1699 r. do znacznie mniej dystyngowanego wówczas Rokitna. Nie wiemy, kto i dlaczego podjął taką kontrowersyjną decyzję. Nie wiemy też, czy całkowite zrównanie z ziemią bledzewskiego potężnego opactwa przez pruskich zaborców25 w połowie XIX w. było dla niego swoistą karą za zapoczątkowanie kultu tych tak charakterystycznych obrazów Królowej Polski (powszechnie przyjętą przez Niemców praktyką było wykorzystywanie dla własnych potrzeb istniejących już budynków, a nie ich wyburzanie)? Takich pytań bez odpowiedzi możemy postawić znacznie więcej. Czy niewytłumaczalne z wojskowego punktu widzenia bombardowanie Wielunia w 1939 roku mogło mieć związek z faktem „skrytego” przechowywania na tamtejszej plebanii jednego z omawianych obrazów? A niespotykanie zaciekła niemiecka obrona obrona Rokitna, która uniemożliwiła powstańcom wielkopolskim zdobycie tej miejscowości i przywrócenie swobodnego kultu Matki Boskiej z białym orłem na piersiach? Czy i w tym przypadku mamy do czynienia z przyczynami wymykającymi się tzw. obiektywnemu poznaniu? Jakby tego wszystkiego było mało, po 1945 roku wokół Rokitna narosły nowe zagadki, tym razem związane z ks. kard. Augustem Hlondem, Prymasem Polski.

     Rokitno na cenzurowanym

     Pamiętacie tzw. proroctwa ks. Prymasa Hlonda? Co prawda funkcjonują one w nieoficjalnym obiegu i trudno ręczyć o ich prawdziwości, to jednak zaryzykuję przypomnienie ich w największym skrócie: Polska jest narodem wybranym przez Najświętszą Maryję Pannę, zawsze pozostanie Jej wierna, stanie na czele „Maryjnego zjednoczenia narodów”, które przygotuje świat do przyjęcia królowania Jezusa Chrystusa. Prawda, że słów takich nie sposób usłyszeć z ust współczesnych hierarchów Kościoła? A za nimi poszły jeszcze czyny! Dekretem datowanym 19 marca 1947 roku Prymas ogłosił Matkę Boską czczoną w Rokitnie Królową Polski i Ziem Zachodnich. Był to pierwszy i zarazem jedyny jak dotąd przypadek oficjalnego nadania takiego tytułu cudownemu wizerunkowi Maryi. Później dokonano urzędowej zmiany zawezwania kościoła parafialnego (pełniącego funkcję sanktuarium) na: NMP Królowej Polski. Komuś to bardzo przeszkadzało. Po zagadkowej śmierci ks. Prymasa Hlonda26 Rokitno popadło w trudną do zrozumienia niełaskę kościelnych decydentów, a miejscowemu proboszczowi nakazano nawet zwrócenie nowo wyrobionych parafialnych pieczątek. Dziś sanktuarium nosi zawezwanie Matki Boskiej Cierpliwie Słuchającej, a kościół – Matki Boskiej Rokitniańskiej. Po tytule Królowej Polski nie ma już śladu!

     Kto się boi Pani ze Lwowa?

     Pozostał za to ślad po lwowskim obrazie Matki Boskiej Łaskawej, tym samym, u stóp którego śluby w imieniu polskiego narodu składał król Jan Kazimierz. No, trochę przesadziłem – pozostał nie tylko ślad, ale wręcz cały obraz. Problem w tym, że praktycznie nie ma to istotnego znaczenia dla wiernych! Lecz po kolei. Gdy faktem stała się granica na Bugu, ten historyczny wizerunek Bogarodzicy wywieziony ze Lwowa długo tułał się po prywatnych kaplicach polskich biskupów, by wreszcie w 1974 r. trafić do głównego ołtarza lwowskiej konkatedry w Lubaczowie. Niedługo jednak odbierał tam publiczny kult. Gdy w czerwcu 1983 r. obraz wyjeżdżał na Jasną Górę w celu ukoronowania go przez pielgrzymującego po Polsce Jana Pawła II, nikt z lubaczowskich parafian nie podejrzewał, że jest to tak naprawdę jego nie czasowe, ale ostateczne pożegnanie. Natychmiast bowiem po uroczystej koronacji obraz Matki Boskiej Łaskawej przewieziono do Krakowa, do skarbca katedry wawelskiej, w którym – mimo upływu ponad ćwierćwiecza – pozostaje do dziś. Konia z rzędem temu, kto potrafi wskazać choć jedną obiektywną przesłankę tłumaczącą tę okoliczność. Powiem więcej: chętnie zapoznałbym się i z tymi nieobiektywnymi. Z każdą mającą choćby pozory prawdopodobieństwa… Od razu lojalnie ostrzegam: jeśli nie uda nam się znaleźć takiej przesłanki, to staniemy przed równie trudnym zadaniem prawidłowego zdefiniowania procederu, który uniemożliwia rozwój żywego od kilku stuleci kultu cudownego wizerunku Matki Boskiej Łaskawej, uczestnika niezwykle ważnych wydarzeń historycznych. A może za wskazówkę posłuży nam przypadek obrazu Matki Boskiej Zwycięskiej z Brdowa, koronowanego wraz z tym lwowskim, a szczęśliwie ocalałego z zagadkowego pożaru, który parę miesięcy później strawił tamtejsze sanktuarium27?

      „Ty w Gietrzwałdzie po polsku mówiłaś…”

     W dziejach związku narodu polskiego ze swoją Królową zagadka goni zagadkę. Na kolejną natrafiamy w Gietrzwałdzie, gdzie doszło do jedynych uznanych przez Kościół objawień Maryjnych w Polsce. Wydawać by się mogło, że miejsce to winno dorównywać popularnością Fatimie, Lourdes, La Salette, czy choćby belgijskiemu Banneux. Nic z tych rzeczy. Sam byłem niedawno świadkiem całkowitej dezorientacji jednego z rodzimych działaczy katolickich, notabene starającego się w tym roku o urząd Prezydenta RP, wywołanej słowem: „Gietrzwałd”. Bolesne to, lecz prawdziwe. Nie ma co owijać w bawełnę: bismarckowska cenzura28 zbiera do dziś swoje obfite żniwo. Czy jednak tylko bismarckowska?

Nie miejsce tu na szczegółową relację wydarzeń z 1877 roku. Wystarczy zauważyć, że z główną ideą naszych dociekań koresponduje kilka faktów. Ujmę je krótko: podczas swoich objawień na ziemi warmińskiej Matka Boska po polsku wyrażała swoją troskę o nas, Polaków. I jeszcze jedno, równie ważne. Kilkakrotnie czyniła to zasiadając na tronie wśród aniołów trzymających koronę nad Jej głową. Tak się składa akurat ta ostatnia okoliczność dziwnie regularnie jest pomijana przez nielicznych współczesnych komentatorów gietrzwałdzkich wydarzeń. Dlaczego? Może dlatego, że tron, korona i język polski mogą kojarzyć się z… Królową Korony Polskiej? A tytuł ten i jego konsekwencje dla dziejów państwa i narodu polskiego, jak już zdążyliśmy się przekonać, u wielu wzbudzały i nadal wzbudzają negatywne emocje. A o tym, że są to osoby bardzo wpływowe, najlepiej świadczy znikoma ilość pielgrzymek organizowanych do Gietrzwałdu29.

 

c.d.n.

——————————————-

25 Zespół klasztorny wystawiono na licytację wraz z klauzulą, że nabywca zobowiązuje się do rozbiórki do fundamentów wszystkich budynków, w tym i kościoła. Podczas II wojny światowej rozebrano również kościół w Koszutach Małych. Czczony w nim wizerunek Maryi z białym orłem udało się ukryć przed niemieckimi barbarzyńcami.
26 Pogłoski o możliwym morderstwie spowodowała m.in. trudność w rozpoznaniu szybko postępującej choroby, dziwne okoliczności towarzyszące przeprowadzanej operacji oraz szeptem powtarzana wersja ostatnich słów ks. Prymasa: Co podacie jako przyczynę mojej śmierci?
27 Jest to obraz, przed którym modlił się król Władysław Jagiełło wraz z polskim rycerstwem przed bitwą na polach Grunwaldu. W 1983 r. obraz ten ocalał z pożaru, o który powszechnie obwinia się komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa. W dniach 4-6 czerwca 2010 r. w brdowskim sanktuarium Matki Boskiej Zwycięskiej odbyły się III Spotkania Pokolenia Summorum Pontificum, podczas których doszło do odnowienia ślubów Maryjnych narodu polskiego (rotę przygotowała Lusia Ogińska) i odsłonięcia tablicy upamiętniającej to historyczne wydarzenie.

28 W wydanej w 1883 r. we Fromborku (wówczas noszącym niemiecką nazwę Frauenburg) broszurze poświęconej gietrzwałdzkim objawieniom czytamy: Czyż to nie szczególne zrządzenie Boskie, że właśnie z ziemi Staro-Pruskiej wyszło napomnienie do świata katolickiego, aby się wziął do Różańca? Wszakże to rycerze Maryi, z czarnym krzyżem na białym płaszczu, rycerze niemieccy Najświętszej Maryi Panny z domu Jerozolimskiego (…) nawrócili do chrześcijaństwa Prusy w ciemnościach pogaństwa pogrążone, a zatem miecz w połączeniu z Różańcem.
29 Zresztą prawda o naszym pielgrzymowaniu do Maryjnych sanktuariów smakuje dziś wyjątkowo gorzko. I nie mam tu na myśli wyłącznie malejącej aktywności wiernych, ale i zadziwiającą niegościnność ze strony niektórych gospodarzy miejsc świętych. Największą zmorą indywidualnego pielgrzymowania są świątynie pozamykane na cztery spusty. Sam doświadczyłem tego wielokrotnie. A gdy poprosiłem o otworzenie jednego z dolnośląskich kościołówsanktuariów, zdegustowany kapłan wycedził pretensję, że nie uprzedziłem o swojej wizycie i sam z pewnością nie byłbym zadowolony, gdyby on niezapowiedziany przyjechał do mnie na obiad!!!

0

Krzysztof Zagozda

Krzysztof Zagozda, Przewodniczacy Blekitnej Polski

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758