Bez kategorii
Like

Klątwa Ognia, czyli… Józef Kuraś

27/05/2012
484 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Po dłuższej przerwie zapraszam do lektury tekstu Pana Marka Lubaś – Harny o postaci nieugiętego partyzanta z Waksmundu Józefa Kurasia „Ognia”

0


Dostałem list, nawiązujący do mego zeszłotygodniowego tekstu: Zauważył pan, że w Gorcach pasą się owieczki. To bardzo ładnie. Szkoda tylko, że przeoczył pan inny walor Gorców, dla którego naprawdę warto to pasmo górskie poznawać. Nie pan jeden zresztą. Wciąż jest wielu takich, którzy chcieliby wymazać z pamięci Polaków, że był kiedyś taki żołnierz wyklęty major Józef Kuraś, pseudonim "Ogień", dla którego Gorce były przez kilka lat domem, aż do jego bohaterskiej śmierci. To właśnie dla niego powinny przyjeżdżać w Gorce wycieczki, zwłaszcza młodzieży.

To on powinien mieć pomnik na samym Turbaczu, bo nikt nie jest większym symbolem walki z komuną. Ale do tego nie dojdzie, bo zbyt wiele sił jest zainteresowanych tym, żeby w Gorcach było słychać tylko beczenie baranków". 

No, to mi ktoś przywalił. I nawet nie wiem kto, bo się nie podpisał. Tyle wiem, że na liście jest pieczątka z Nowego Targu. To prawda, tekścik sprzed tygodnia był taki bardziej turystyczny, że warto przyjechać w Gorce właśnie dla owieczek i widoczków. A kto powiedział, że przy każdej okazji trzeba walić w dzwon patriotyczno-martyrologiczny? No, ale zgoda. Już się poprawiam. 


Bohater czy bandyta 

Szczerze mówiąc, od czasu, kiedy w roku 2003 ukazała się moja powieść "Urodzony z wiatru", choćbym nie chciał pamiętać, że w Gorcach żył "żołnierz wyklęty major Józef Kuraś, pseudonim »Ogień«", to mi ludzie zapomnieć nie dadzą.

 
Książka została zapamiętana jako "powieść o »Ogniu«" i choćbym nie wiem jak zaprzeczał, że to nie do końca tak, przepadło. No, chyba że ktoś przeczytał, ale jak wiadomo, czyta zaledwie co dziesiąty Polak, więc trudno wymagać. 

Tak czy inaczej, z postacią Józefa Kurasia musiałem się zapoznać dość dokładnie. Równie dobrze znane są mi emocje, jakie osoba "Ognia" budzi po dzisiejszy dzień, choć od jego śmierci minęło w tym roku 65 lat. W trakcie spotkań autorskich, jakie w związku z tą książką miałem na Podhalu, ale także w Krakowie, za każdym razem żądano ode mnie odpowiedzi, czy "Ogień" był bohaterem, czy bandytą. Wcale nie dlatego, że uważano mnie za autorytet historyczny. No i słusznie, bo nim nie jestem. Skąd więc takie pytanie? Ano stąd, że pytający wcale nie chcieli się dowiedzieć, jak było naprawdę. Oni to z góry wiedzą. Ode mnie żądali tylko deklaracji, czy jestem z nimi, czy przeciw nim. I to jest podejście do tej postaci typowe. 

Równolegle żyją dwie legendy "Ognia": bohatera walk o niepodległość i krwawego watażki, który nie uznawał nad sobą żadnej władzy. Od wielu lat po jednej stronie barykady stoją bezkrytyczni wielbiciele Kurasia, po drugiej zaś jego nieprzejednani wrogowie. Jedni stawiają mu pomniki, inni tablicę z ulicą jego imienia wyrzucają demonstracyjnie na śmietnik. I jedni, i drudzy żądają opowiedzenia się jednoznacznego. Każda próba wyważenia racji naraża na ataki z obu stron. Jedni wyzwą od wrogów narodu, komuchów i żydowskich pachołków. Drudzy od antysemitów i wspólników zbrodni na niewinnych Żydach, Słowakach i gwałconych kobietach. I nie mówię tu wcale o mojej własnej osobie. Przekonali się o tym na własnej skórze choćby profesor Maria Fitowa czy nawet ksiądz Józef Tischner. 

A przecież Józef Kuraś był postacią niejednoznaczną, pełną sprzeczności, miał w swoim krótkim życiu wiele zakrętów. 


Temat na film 

Wydawać by się mogło, że życiorys "Ognia" to gotowy scenariusz filmowy. A jednak do projektów filmowych szczęścia on nie ma. W latach 60. ubiegłego stulecia powstał wprawdzie film Zbigniewa Kuźmińskiego "

ślady", ale obraz to był dość kuriozalny. Wyraźnie wzorowana na "Ogniu" postać Pioruna została przez twórców tego filmu potraktowana bez litości. Właściwymi bohaterami opowieści są dzielni funkcjonariusze UB, którzy przez cały film ścigają Pioruna ("Ognia") bezskutecznie, bo mają we własnych szeregach zdrajcę, który pod pseudonimem "Student" pracuje dla bandy. Sam partyzant pojawia się dopiero w scenie finałowej jako ponury, zarośnięty zbir, wreszcie osaczony przez szlachetnych ubeków i ginie z ręki podłego "Studenta", a w agonii rzęzi: "»Student«, ty świnio!" Doskonale pamiętam, że w tym miejscu sala wybuchała śmiechem, a słowa "Student, ty świnio!" były przez kilka miesięcy ulubionym grepsem w pewnych młodzieżowych kręgach Krakowa

Nic dziwnego, że tak się działo za komuny. Ale również w wolnej Polsce, choć prób było kilka, żadna się nie powiodła. Nawet tak zasłużony i ustosunkowany autor jak Jerzy Stefan Stawiński, współtwórca sukcesów polskiej szkoły filmowej (zmarły w 2010 r.), nie przebił się ze swoim scenariuszem, który napisał dla reżysera Wojciecha Solarza. Znalazłem w starych notatkach fragment wywiadu, jakiego Stawiński udzielił Jackowi Szczerbie z "Gazety Wyborczej". Na ten temat mówił tak: 

"To kontrowersyjna postać: dla jednych bandyta oskarżany o mordy na Żydach, dla drugich bohater. Napisałem o nim cztery godzinne odcinki – akcja obejmuje czasy gimnazjalne i podchorążówkę Kurasia, wojnę, gdy Niemcy zabili mu ojca, żonę i małe dziecko, aż po walkę z komunistami i samobójstwo w okrążeniu w marcu (w rzeczywistości w lutym – przyp. mój) 1947 r. Solarz udostępnił mi materiały z krakowskich archiwów, raporty Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jedno jest pewne – »Ogień« to była charyzmatyczna postać, która poruszała tłumy. Pokazałem go krytycznie, ale wiadomo, że w pewnym momencie filmu bohater musi się spodobać widzom. W telewizji bali się tego tekstu. Solarzowi wciąż nie udało się go przepchnąć". 
Tyle Jerzy Stefan Stawiński. 

Głową w mur 


Pisarz nie ujawnił, czego dokładnie bali się w telewizji. Czy tego, że "Ogień" został przez niego ukazany krytycznie, czy wprost przeciwnie, tego, że "bohater musi się spodobać widzom". Fakt, że klimatu nie było. Także reżyser Grzegorz Królikiewicz, człowiek o dużej sile przebicia, zrealizował wprawdzie dokument telewizyjny "A potem nazwali go bandytą", jednak przy próbie nakręcenia filmu fabularnego poległ. Sam zaś wspomniany dokument na Podhalu wywołał spore zamieszanie. Królikiewicz próbował bowiem skonfrontować racje obu stron. Z jednej strony pojawiają się w filmie stare kobiety krzyczące: "Bandyta, bandyta!" i opowiadające, jak to "Ogień" gwałcił, a z drugiej wspominają Kurasia dawni partyzanci, dla których był on ukochanym dowódcą. Skutek łatwy do przewidzenia – i jedni, i drudzy są z tego filmu niezadowoleni. 

Ostatnio z tematem "Ognia" próbował się zmierzyć reżyser Michał Rosa, autor głośnego filmu "Rysa", traktującego o dramatach ludzi wplątanych w polską dziką lustrację. Jakieś trzy lata temu pojawiły się przecieki, że pisze scenariusz. Dostał nawet na prace scenariuszowe dotację z Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Po czym zapadła cisza. Chodzą słuchy, że nie ma na ten projekt pieniędzy, bo nikt nie zechce w dzisiejszych czasach zaryzykować sfinansowania podobnego tematu. Może to tylko plotki, rozsiewane przez zawistnych konkurentów, a może i nie. Tym bardziej że we wspomaganie produkcji filmowej coraz słabiej angażuje się Telewizja Polska, która ma własne problemy. 

Sam coś na ten temat wiem. Kilka lat temu i ja podpisałem z Telewizją Polską umowę na scenariusz o "Ogniu". Tym razem miał to być spektakl przeznaczony dla Sceny Faktu Teatru Telewizji, która wówczas miała się znakomicie. Takie przedstawienia jak "Śmierć rotmistrza Pileckiego", "Inka 1946", "Pseudonim Anoda" czy "Golgota wrocławska" gromadziły imponująco dużą widownię i na długo zapadały w pamięć widzów. 

Pisanie owego scenariusza, jak łatwo się domyślić, i dla mnie było niezłym torem przeszkód. A że mimo wszystko udało mi się pracę dociągnąć do końca, zawdzięczam w dużej mierze życzliwości syna "Ognia", pana Zbigniewa Kurasia z Nowego Targu, a także jego wspaniałej i nieodżałowanej żony, pani Heleny Kurasiowej, która, niestety, wkrótce potem zmarła. Tak czy inaczej, praca została zakończona, scenariusz przyjęty i zapłacony, reżyserować miał Marek Wortman, były już nawet plany obsadowe. I wtedy przyszedł na telewizję kryzys, załamał się system abonamentowy, Scena Faktu pomału zamarła i już od roku nie dała żadnej premiery. W ten sposób i mnie dosięgła klątwa "Ognia". 

Zwolennicy teorii spiskowych szepczą po kątach, że jej przyczyną może być rzeczywisty czy też wymyślony antysemityzm Józefa Kurasia. To też jest niezły temat, do którego przyjdzie może kiedyś wrócić, jeśli będzie taka potrzeba. 

 
autor: Marek Lubaś-Harny
żródłohttp://www.gazetakrakowska.pl/artykul/583249,klatwa-ognia-czyli-jozef-kuras,id,t.html#komentarze
 
Z pozdrowieniami dla władców linków z POdhala, pragnę przypomnieć, iż nie chcę by teksty z mojego bloga były publikowane na ich stronach, bo mi to bardzo nie odpowiada i nie chcę być z nimi w żaden sposób kojarzony :)))
0

Wicek z Gorc

7 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758