Bez kategorii
Like

John Locke a nie Monteskiusz

15/09/2012
543 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
no-cover

Szczera wypowiedź sędziego Milewskiego, prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, wywołała niepotrzebną burzę.

0


 

 

1.

Prawica twierdzi, że to jest dowód na praktyczne uzależnienie władzy sądowniczej od egzekutywy (fajny termin, choć zalatuje Marksem, prawda?).

Co prawda warto by zapytać, czy jak prawica rządziła Milewscy  zachowywali się inaczej, czy też dopiero teraz  tak im się porobiło?

Lewica natomiast stara się za wszelka cenę sprowadzić wypowiedź sędziego Milewskiego do nic nie znaczącego incydentu.

Ba, takiej szczególnej uprzejmości.

2.

Przykładem może być tu tekst Romana Daszczyńskiego (Prezes Obnażony) zamieszczony we wczorajszej wyborczej.

Daszczyński stwierdza po prostu:

Ta rozmowa pokazuje przede wszystkim sędziego Ryszarda Milewskiego. Roztrzęsionego człowieka, który boi się utraty stanowiska z powodu zaniedbań przy sprawie Marcina P. i Amber Gold. Wierzy, że oto dzięki telefonowi z Warszawy jakimś cudem ocaleje. (..)Ja, Ryszard Milewski, porozmawiam z szefem rządu za plecami ministra sprawiedliwości i jakoś problem rozejdzie się po kościach.

3.

Wedle pana redaktora na D prezes sądu drży o posadę, z której to może wylecieć zwolniony przez ministra.

Co więcej, za ewentualne błędy sędziego, który orzekał w sprawie Marcina P. i które w żadnym wypadku nie są własną winą Milewskiego.

Tymczasem Konstytucja w art. 180 wyraźnie powiada:

Sędziowie są nieusuwalni.

Złożenie sędziego z urzędu, zawieszenie w urzędowaniu, przeniesienie do innej siedziby lub inne stanowisko wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu i tylko w przypadkach określonych w ustawie.

Co to oznacza, panie redaktorze na D?

Ano to, że pan minister może panu prezesowi skoczyć.

Premier tak samo.

Konstytucyjnie, rzecz jasna.

4.

Jak zatem wytłumaczyć zachowanie Milewskiego?

Oczywiście, w moim mniemaniu, możliwe jest, że ów pan wykazuje takie a nie inne cechy charakteru.

A zatem byłby to problem jednostkowy.

Niestety, doświadczenie uczy, że symbioza teoretycznie dwóch niezależnych od siebie władz (art. 173 Konstytucji choćby) jest rzeczą pewną.

5.

Niestety, całemu zamętowi winna jest Konstytucja, która po prostu nie przystaje do praktyki funkcjonowania naszego państwa.

Oto bowiem jej twórcy zupełnie niepotrzebnie zapisali w niej trójpodział władz wedle teorii Monteskiusza.

Proszę:

Art. 10

1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

 

Tymczasem nasz trójpodział odpowiada w istocie temu, co opracował ongiś John Locke, troszeczkę wcześniej od wielkiego Francuza.

Otóż wedle Locke’a władza w państwie dzieli się na:

  1. ustawodawczą, czyli bikameralny parlament (u nas – Sejm i Senat);
  2. wykonawczą, w skład której wchodził król, ministrowie oraz… sądy;
  3. federatywną, czyli reprezentującą kraj na arenie międzynarodowej.

6.

Czy zatem koncepcja Locke’a nie powinna znaleźć trwałego miejsca w naszej Konstytucji tak samo, jak utrwaliła się w praktyce funkcjonowania państwa?

Przecież casus Milewskiego świadczy ponad wszelką wątpliwość, że sądy stanowią jedność z władzą wykonawczą.  

Z kolei art. 88 i n. Konstytucji wyraźnie wskazują na istnienie władzy federatywnej, która w naszych warunkach oznacza władze Unii Europejskiej.

Zmiana Konstytucji wydaje się więc rzeczą pilną, bo na zmianę praktyki nie ma co liczyć przynajmniej tak długo, jak długo ludzie spokojnie będą siedzieć w domu.

 

A jak ktoś nie lubi Locke’a (mnie też rażą te jego  trąby i kolor czerwony) to niech sobie przypomni, że żyjemy w katolickim kraju.

I powie:

Władza jest jedna, chociaż teoretycznie ma trzy różne oblicza.

 

 

15 09. 2012

0

Humpty Dumpty

1842 publikacje
75 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758