Zdjęcie płaczącej Frederici Mogherini na tle flagi Unii Europejskiej, tuż po zamachach w Brukseli, jest bodajże najlepszym komentarzem do terrorystycznej agresji w kraju czekolady i biurokracji. Powszechne odczucia, jak i wypowiedzi dla BBC, Al Jazeery czy CNN osób, które znalazły się w pobliżu, oscylują wokół jednego zdania: To koniec świata!
Zdania słusznego, bo rzeczywiście kończy się świat (a konkretnie Europa, jaką znamy) i zacznie się coś nowego. Analogie z końca Imperium Rzymskiego narzucają się same – w roku 410 Alaryk najechał i splądrował Rzym – co dla ówczesnych było szokiem i przeczuciem (a jakże), że świat się kończy. Wieczne Miasto, z reguły podbijające i łupiące innych, samo padło łupem (przy bezsilności nadal jeszcze działającej administracji imperialnej) prymitywnych barbarzyńców, którzy gardzili Horacym a uwielbiali siłę fizyczną. Zszokowani Rzymianie starali się zrozumieć, dlaczego ich świat się wali na różne sposoby: na przykład św. Augustyn napisał jako reakcję na owo wydarzenie jedną z najważniejszych książek swego życia: De civitate Dei. Rzym się kończył nieubłaganie i nadchodziło Średniowiecze, gdzie barbarzyńcy – w pogardzie mający rzymską cywilizację i kulturę, niszcząc wszystko, co nie nadawało się do zjedzenia czy do walki – w boju stworzyli nowy twór: Europę. Z upływem czasu udało się nawet zbudować nową cywilizację – ale była to już cywilizacja, która niewiele (etnicznie i politycznie) miała wspólnego ze światem okresu Imperium Rzymskiego.
Reakcja Mogherini jest jak najbardziej zasadna – procesu upadku nie da się już odwrócić – można go co najwyżej wyhamować – tak jak ostatnia wielka bitwa rzymskich legionów przeciw Hunom na Polach Katalaunijskich przedłużyła agonię Imperium o 25 lat. Przedłużyła agonię – ale samego cesarstwa uratować już jednak nie mogła. Dziś, w większości debat pomiędzy historykami, panuje teza, że był to los nieunikniony – a Rzym skazał się na zagładę już kilka wieków wcześniej. Później zaś jedynym, co pozostało, to wyłącznie odroczenie terminu końca. Przygnębiająca przyszłość.
Jest jednak jeden aspekt, który daje nam spojrzeć z optymizmem na przyszłość – choć Rzym upadł, to nie w całości – wschodnia część Cesarstwa przetrwała kolejne tysiąc lat, przeżyła swoisty renesans a nawet podjęła próbę odbudowy Imperium. Być może teraz my jesteśmy taką Wschodnią Częścią Imperium Europy – której (w dużej mierze w wyniku szczęścia) uda się przetrwać czas „końca świata”, a nawet zbudować coś, co zostanie zapamiętane pozytywnie przez historyków, jako most przed tym co dawne – a przyszłością.
Radosław Malinowski
Za: http://www.siemysli.info.ke/
Fot PAP/epa
Jeden komentarz