HYDE PARK
Like

III RP, pieniądze publiczne i władza

08/06/2013
1389 Wyświetlenia
5 Komentarze
11 minut czytania
III RP, pieniądze publiczne i władza

Jarosław Marek Rymkiewicz nie pozostawia złudzeń. Rychłe wybicie się na niepodległość nie jest na razie możliwe. Czas płynie, a my nie wyszliśmy jeszcze z PRL-u. „Istotą PRL-u było i pozostaje to, że był on i jest nadal kawałkiem moskiewskiego imperium, kawałkiem zarządzanym na sposób moskiewski przez ludzi wyznaczonych (…) przez Moskwę” – mówi „Gazecie Polskiej” Rymkiewicz. I trudno, nie przyznać mu racji. Cóż zatem robić? Ano, trzeba budować instytucje Niepodległej Rzeczpospolitej, „nadziemne i podziemne”, „trochę jawnie a trochę niejawnie”, aż kiedyś „złoża się one, wszystkie razem na niepodległe państwo polskie”. Zabrzmiało zachęcająco i pragmatycznie. Sam od wielu lat zakładam lub działam w tak pojmowanych instytucjach.

0


I chociaż ogarnia mnie coraz większa frustracja, jak w przypadku walenia głową w samorządowy mur bezprawia przez stowarzyszenie „Prawda i Wolność” w Gorlicach, organizacji upominającej się o prawa, pokrzywdzonych przez władze samorządowe, obywateli, a utrzymywanej głównie z emerytur przewodniczącego Mariana Strugały i skarbnika Marii Wędrychowicz, to staram się jednak trwać na tym posterunku, także w tym stowarzyszeniu. I tak sobie budujemy Niepodległą Rzeczpospolitą – przepraszam za ten sarkazm – wykazując władzom samorządowym, prokuratorom i sędziom, gdzie zostało złamane prawo, gdzie zaniechano jakichkolwiek działań a gdzie dopuszczono się łgarstw i oszustw. A władza sobie w najlepszym razie z nas drwi, a w najgorszym prześladuje. Pomiędzy, pozostaje wielkie pole dla matactw i arogancji. Czy z bezsilności można zbudować Niepodległość – oto jest pytanie.

Ale ja nie chciałem teraz podejmować tematu rymkiewiczowskich instytucji niepodległościowych „trochę jawnych a trochę niejawnych”. Ten wstęp należy traktować jako kontrapunkt dla realnej i niezwykle groźnej rzeczywistości, którą „poukładani” uczestnicy tzw. okrągłego stołu, ich następcy, pochlebcy a także bezideowi oportuniści wszelkiej maści, wykreowali na naszych oczach.

Samorządy w III RP zajmują się rozdawnictwem pieniędzy, wielkich pieniędzy. Brylują w tym oczywiście urzędy marszałkowskie w imieniu sejmików wojewódzkich, ale niższe szczeble samorządu terytorialnego także mają w tej kwestii wiele na sumieniu. Wiadomo skądinąd, że samorząd nie może prowadzić działalności gospodarczej i żeby sprawnie i ku uciesze samorządowych akolitów skorzystać z wielkiej kasy, zostały powołane, jak Polska długa i szeroka, wszelkiej maści i różnorakiej merytorycznej proweniencji „samorządowe” stowarzyszenia i fundacje. Urzędy miast i gmin w wielu regionach kraju skrzyknęły się także w związki miast i gmin, wysyłając oczywiście do społeczności lokalnych przekaz propagandowy, że to dla dobra obywateli, dla dobra wspólnego. Wystarczy tylko pobieżnie prześledzić oficjalne protokoły pokontrolne Regionalnych Izb Obrachunkowych, żeby zorientować się w skali powszechnego łamania wszelakiego prawa przez te instytucje. Jednak jakichkolwiek konsekwencji brak, bo RIO może właściwie tylko pogrozić palcem.

Wszystkie te „samorządowe” inicjatywy i działania stanowią skuteczny instrument sprawowania władzy. Animatorami lokalnych lub nie-lokalnych (o zasięgu ponad regionalnym) stowarzyszeń lub fundacji są bardzo często urzędujący lub ustępujący ze stanowisk działacze samorządowi, politycy różnego szczebla lub pracownicy administracji rządowej. Rozbuchana do granic wytrzymałości struktura biurokratyczna rad gminnych, miejskich, sejmików wojewódzkich etc., to mimo wszystko zbiór ograniczony. A miłośników kasy samorządowej i dostępu do tych konfitur jest znacznie więcej. Przykłady? Proszę bardzo! W mojej gminie Bobowa (w Małopolsce) urzędujący burmistrz z kilkoma radnymi i pracownikami Urzędu Miejskiego powołuje Stowarzyszenie GRYF. Przewodniczącym zostaje szef komitetu wyborczego urzędującego burmistrza, który nie miał szczęścia zostać radnym. GRYF natychmiast otrzymuje wsparcie od Marszałka Województwa Małopolskiego i organizuje piknik rycerski i trwa, de facto, nieustający festyn wyborczy miejscowej grupy trzymającej władzę. Czy w biednej gminie wydawanie pieniędzy na rycerskie igraszki i zabawy kilku zapaleńców (broń Boże nie jestem przeciwnikiem takiego czy innego prywatnego hobby), można uznać za priorytet? Ale przecież to jest tylko zasłona dymna.

Nieopodal w powiatowych Gorlicach, gdzie zdewastowano najstarszą polską rafinerię ropy naftowej i jeszcze kilka innych zakładów, miłośnicy samorządowych łakoci, trzęsący układem politycznym w tym mieście powołują do życia tzw. Gorlickie Stowarzyszenie Wspierania Przedsiębiorczości (koń by się uśmiał), promujące w Mielcu, a do Mielca z Gorlic daleko, oj daleko, tzw. wolną strefę ekonomiczna. A stowarzyszeniem kieruje były burmistrz miasta, a do pomocy ma samą śmietankę gorlickiej samorządowej władzy. Tylko pobieżna lektura strony internetowej GSWP nakazuje zapalenie wielkiej czerwonej latarni ostrzegawczej. Jednak od czasu, gdy „seryjny samobójca” dopadł w Gorlicach kontrolera NIK-u, wysłanego na ziemię Ignacego Łukasiewicza do zbadania przekrętów w upadłej rafinerii GLIMAR (polecam na „Trzecim Obiegu” mój artykuł pt. „Glimar w Gorlicach – anatomia grabieży”), zapadła nad miastem pierwszej lampy naftowej i „wspieraniem tam przedsiębiorczości” głęboka cisza. Przed taką organizacją jak Gorlickie Stowarzyszenie Wspierania Przedsiębiorczości różnej maści kumotrzy muszą otwierać każde drzwi. Który zarząd województwa małopolskiego odrzuci wniosek na dofinansowanie, złożony przez organizacje zrzeszającą największe tuzy miejscowego establishmentu. Zwłaszcza, że znają się jak łyse konie! Wszystkie ścieżki wydeptane do marszałka i wojewody, a usłużni urzędnicy i radcy prawni podpowiedzą, doradzą, wskażą program lub partnerski podmiot, który wyłoży kasę. Łatwizna.

Nieopodal w Nowym Sączu, odchodzący, w atmosferze skandalu, ze służby, komendant miejski policji, znajduje bardzo szybko zatrudnienie w Fundacji TARCZA i z uporem godnym lepszej sprawy zaczyna akcję, zakrojona na szeroką skalę, namawiania społeczności lokalnych (np. w Bieczu) do przekazywania szkół z zarządu gminnego na rzecz specjalnie w tym celu powołanych stowarzyszeń. Co ma policjant do systemu edukcji. Wygląda na to, że więcej niż by się na pierwszy rzut oka wydawało. Czy Fundacja TARCZA działa za prywatne pieniądze? Pytanie zdaje się być retoryczne.

Ktoś mi może zarzucić, że podaję przykłady instytucji małych i nic nieznaczących ekonomicznie na polskiej mapie organizacji pozarządowych. No to proszę, podam teraz przykład mega organizacji, o zasięgu, powiedzmy środkowoeuropejskim; to Fundacja Instytut Studiów Wschodnich z Warszawy, twórca i organizator „polskiego Davos”, czyli Forum Ekonomicznego w Krynicy. Jak sami podają ich działania statutowe są możliwe dzięki wsparciu m. in.

Województwa Małopolskiego, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa, Spraw Zagranicznych RP, Ministerstwa Edukacji Narodowej. A to już miliony i miliony publicznych złotych. W Radzie Programowej znajdziemy takie nazwiska, podobno od lewej do prawej (ha, ha, ha), jak: Jerzy Buzek, Janusz Steinhoff, Stanisław Ciosek, Jan Kulczyk, Grzegorz Hajdarowicz, Józef Oleksy, Aleksander Kwaśniewski, a nawet – litości – Paweł Lisicki. Przygotowując ten tekst i żeglując po stronie tej fundacji, ku mojemu zaskoczeniu, dowiedziałem się, że jest w niej także zatrudnione małżeństwo Tomasz i Maryna Lipcowie, skazani w I instancji (a więc nieprawomocnie, bo proces oczywiście trwa i trwa) za przestępstwa korupcyjne w Centralnym Ośrodku Sportu, szczególnie Tomasz Lipiec, na wielka skalę. Jak widać jakaś przechowalnia, dla kolegów królika, zawsze się znajdzie, oczywiście, ciągle za publiczne pieniądze. No i Tomasz Lipiec może sobie dyrektorować Festiwalowi Biegowemu w Krynicy.

Wątpię, czy Forum Ekonomiczne w Krynicy w jakikolwiek sposób przybliża Polskę do dobrobytu, ale wiem, że stanowi systemowe, strukturalne ogniwo systemu politycznego, narzuconego Polsce po 1989 roku. I z tego też wielu nie zdaje sobie sprawy.

Każdy z Czytelników może porównać przykłady podane w tym tekście z własnymi doświadczeniami i obserwacjami w Koszalinie, Mrągowie, Pniewach, czy w Legnicy. Polskę oplotła sieć takich organizacji, które żerują na publicznych środkach finansowych i majątku narodowym. Na ich rzecz płyną już nie miliony, ale miliardy złotych, a dzięki nim władza lokalna i centralna trzyma się dobrze. Wielu z pracowników tych instytucji, wykonuje swoje obowiązki w głębokim przeświadczeniu, o zgrozo, że służą dobrze pojmowanemu narodowemu interesowi. Zresztą brak jest jakiejkolwiek finansowej alternatywy dla tam zatrudnionych, a tonący brzytwy się zazwyczaj chwyta. I trwa chaos w świadomości społecznej.

Niedawno „Dziennik Polski” w Krakowie doniósł, że lekarska przychodnia „Pro vita et spe”, lecząca garstkę już przecież, byłych więźniów obozów koncentracyjnych, zwróciła się do Marszałka Województwa Małopolskiego i chyba NFZ-et o wsparcie miesięczne na poziomie 6 tys. złotych. I co? Czy mam Wam dalej opowiadać, jakie stanowisko w tej sprawie zajęły obie instytucje? Przeciez VIP-y z Forum Ekonomicznego w Krynicy nie leczą się w „Pro vita et spe”.

I wracając do wstępu i Jarosława Marka Rymkiewicza oraz jego instytucji nadziemnych i podziemnych, jawnych i niejawnych, ale zawsze niepodległościowych, to… oczywiście tak, ale powiedzmy sobie szczerze, obudziliśmy się z ręką w nocniku.

 

0

Maciej Rysiewicz http://www.gorliceiokolice.eu

Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

628 publikacje
270 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758