Ignacy Nowopolski: Czy jest możliwa sanacja III RP?
21/06/2011
423 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
Pogrążający UE kryzys finansowy i gospodarczy wywołuje coraz więcej komentarzy w zachodnich mediach.
Dominującym motywem większości publikacji (Guardian, New York Times, BBC, UK Telegraph, Independent, Irish Times, Chistian Science Monitor i wielu innych korporacyjnych mediów tzw. głównego nurtu) jest użalanie się nad losem obywateli „peryferyjnych krajów eurolandu”, takich jak Grecja, Hiszpania, Portugalia, czy Irlandia.
Autorzy roztrząsają cierpienia ich mieszkańców pozbawianych pracy, lub zmuszonych do akceptacji obniżek płac. Załamują ręce nad cięciami w programach społecznych, rozrywaniem „społecznej tkanki”, brakiem perspektyw dla młodych, a zwłaszcza nad utratą „najzdolniejszych” ich reprezentantów w wyniku emigracji. The Irish Times dramatycznie apeluje by zrobić wszystko w celu zatrzymania tychże w kraju, choć do tej pory wyemigrowało zeń zaledwie kilkanaście tysięcy „młodych i wykształconych”. Wszyscy informują też o narastającej fali społecznych protestów tzw. ruchu „indignados” w większości wspomnianych krajów.
Obecny kryzys trwa zaledwie rok, a już powoduje poważne problemy dla elit politycznych i gospodarczych UE. Przy czym nie ulega wątpliwości, że zaostrza się on i według wszelkich przewidywań będzie dalej postępował w tym kierunku. Jak poważny jest on obecnie? Odpowiadając na to pytanie warto porównać sytuację wspomnianych państw z „zieloną wyspą” dobrobytu, jaką to według herr Tuska jest obecnie III RP.
W najgorszej sytuacji jest obecnie Grecja, w której stopa bezrobocia zbliża się do 14%, czyli do identycznej jak w III RP. Katastrofalna sytuacja finansowa tego kraju powoduje wzrost oprocentowania jego obligacji, do poziomu, który wszyscy obserwatorzy określają zgodnie mianem „nie do udźwignięcia”.
Tak zwany „interest rate spread” (różnica w wielkości oprocentowania decydująca o ciężarze obsługi długu) w stosunku do najlepszych obligacji niemieckich jest co prawda w Polsce niższa niż w Grecji, ale plasuje się już powyżej hiszpańskiej. Inne wskaźniki makroekonomiczne Polski oscylują w zakresie tych obserwowanych w krajach zachodu objętych kryzysem. Jak więc jest z tą „zieloną wyspą”? W porównaniu z poprzednimi dwoma dekadami „rozwoju”, III RP osiągnęła rzeczywiście szczyt…., który swym poziomem dorównuje obecnemu unijnemu dnu. Nie chcę w tym momencie roztrząsać w jakim stopniu wpływ na tą sytuację miał start z niskiego pułapu PRLu, a w jakim działania naszych „zachodnich partnerów” i wysługujących się im „polskich elit”.
Jedno nie ulega wątpliwości, „transformacja ustrojowa” Balcerowicza, spowodowała tysiąckrotnie większe spustoszenie w polskim społeczeństwie, niż to z którym mamy do czynienia w ogarniętych dziś kryzysem krajach UE. Pomimo to komentarze mediów zachodnich z tamtego polskiego okresu przemian nie demonstrowały jakiegokolwiek zaniepokojenia cierpieniami Polaków. I trudno się zresztą temu dziwić. W końcu Zachód, wbrew obłudnej retoryce, postrzegał Polskę i inne kraje tzw. Demoludu jako swoje przyszłe kolonie, w których trzeba możliwie szybko zniszczyć realną gospodarkę, mogącą w przyszłości stanowić dlań konkurencję i przekształcić obszar wyzwolony spod sowieckiej dominacji w rynek zbytu dla swych wyrobów z najniższej półki, „opychanych” białym murzynom po najwyższych z możliwych cen i uzyskiwaniu w zamian surowców oraz taniej siły roboczej z tego rejonu. Można by w tym momencie dywagować nad moralnością takiej doktryny, ale poco? Moralność, w przeciwieństwie do zdolności wyzyskiwania innych i rutynowej hipokryzji, nie stanowi specjalności Zachodu.
Czegoś innego można by się jednak spodziewać po „polskich elitach”. Tymczasem okres dwudziestolecia III RP określany był w polskojęzycznych mediach i retoryce elit politycznych, kulturalnych i gospodarczych jako „powrót do Europy”, „awans cywilizacyjny”, czy „modernizacja państwa”. Masową emigrację obywateli pozbawionych z dnia na dzień chleba powszedniego, media zachwalały jako „możliwość kariery”. Nikt nie ubolewał nad tragedią emigracji. Wręcz przeciwnie podsuwano Polakom usłużnie informacje gdzie warto wyjeżdżać i jak się do tego dzieła sprawnie zabrać. Ze szczególną perfidią demoralizowano poprzez media polskie kobiety, przekonując je że najprostszym i najbardziej prestiżowym sposobem na „karierę” jest „przyszłość u boku obcokrajowca”. W rezultacie czego miliony Polek rozjechało się po świecie efektywnie podkopując potencjał demograficzny społeczeństwa.
Czego jednak można było oczekiwać od „polskich elit”, które od siedemdziesięciu lat podlegały „rafinacji” w naszym społeczeństwie wyodrębniając z siebie w tym procesie najgorsze szumowiny, które to jedynie godne były zaufania swych obcych mocodawców (Sowietów za czasu PRLu; Niemców, Rosjan itd. za czasów III RP)?
No tak, ale jak postrzega tą sytuację samo społeczeństwo?
Jak widać sytuacja III RP w najlepszych jej okresach była przynajmniej tak katastrofalna jak obecna w „peryferyjnych krajach eurolandu”, podczas gdy retoryka ją opisująca diametralnie różna od tej dzisiejszej dotyczącej tzw. PIGS (Portugal, Ireland, Greece, Spain). Nasuwa się w tym momencie oczywisty wniosek, że któraś z tych dwu przedstawionych „optyk” musi być wyrazem skrajnej patologii. Nie potrzeba chyba argumentować, że patologiczny był i nadal jest przekaz polskojęzycznych mediów i elit. Każdy kto w dwudziestoleciu III RP ośmieliłby się propagować normalną optykę, pokrywającą się z tą zacytowaną tu z Zachodnich mediów zostałby przez przygniatającą większość polskiego społeczeństwa określony mianem „skrajnego nacjonalisty”, „ksenofoba” i „anty-europejczyka”. Ta konstatacja daje chyba prawo do postawienia tezy, że patologiczne są nie tylko „polskie elity” ale również większość społeczeństwa.
Naszym odwiecznym wrogom udało się w ciągu ostatnich dwudziestu lat zamienić „dumny polski Naród” (tak był w mediach zachodnich często określany) w bezmyślne stado niewolników. Wydaje się, że nawet samych twórców tej swoistej transformacji zaskoczył rozmiar sukcesu. Czyż więc istnieje szansa na jakąś sanację w obecnych realiach? Wszystko wskazuje na to, że nie.
Każda sytuacja ma jednak także swe dobre strony. Dzięki takiemu stanowi rzeczy, obywatele III RP nie będą się buntować przeciw swemu losowi, który uznają za zupełnie naturalny atrybut polskiej rzeczywistości. Cały ciężar walki z pustoszącą świat międzynarodową finansjerą, która obecny kryzys wywołała i go nadal katalizuje, spadnie więc na mieszkańców Grecji, Hiszpanii, Portugalii, czy nawet krajów arabskich.
W momencie kiedy to płomień przemian społecznych zaleje całą Europę, włączy się doń zapewne „polskojęzyczny europejczyk” znad Wisły, ale też nie dlatego że w końcu przejrzy na oczy ale z wyższej konieczność demonstrowania prawdziwie „europejskich” zachowań. W końcu jak cała „europa” coś takiego robi to „polak” nie może pozostać w tyle. I być może nie co innego jak ta „polska europejskość” zmiecie ze szczytów władzy nasze „europejskie elity”. Co daj Boże Amen!