Bez kategorii
Like

„Historia do napisania od początku”. Wywiad z Kaczmarkiem cz.1

19/03/2011
454 Wyświetlenia
0 Komentarze
16 minut czytania
no-cover

 O TVP, mediach III RP, polskim stanie wiedzy nt. współczesnej historii i o tym, czemu warto o tej historii mówić. Rozmowa z reżyserem Kaczmarkiem ze strony Film Open Group. Wywiad przeprowadził Samuel Rodrigo Pereira.   „ Historia do napisania od początku”   Samuel Rodrigo Pereira: Jak wyglądały Pana początki filmowe? Skąd zainteresowanie właśnie filmem? Robert Kaczmarek: Jak uczyłem się w liceum, w VI liceum w Warszawie im. Tadeusza Reytana, byłem w klasie biologiczno – chemicznej i byłem przekonany że zostanę lekarzem albo weterynarzem, tak jak zrobiło 95% osób, które do tej klasy chodziło. W czwartej klasie wiedziałem, że już nie będę ani lekarzem, ani weterynarzem. Postanowiłem, że będę robił filmy, czym się zawsze interesowałem. I myślę że takim pierwszym w ogóle impulsem, […]

0


 O TVP, mediach III RP, polskim stanie wiedzy nt. współczesnej historii i o tym, czemu warto o tej historii mówić.

Rozmowa z reżyserem Kaczmarkiem ze strony Film Open Group.

Wywiad przeprowadził Samuel Rodrigo Pereira.

 

„ Historia do napisania od początku

 

Samuel Rodrigo Pereira: Jak wyglądały Pana początki filmowe? Skąd zainteresowanie właśnie filmem?

Robert Kaczmarek: Jak uczyłem się w liceum, w VI liceum w Warszawie im. Tadeusza Reytana, byłem w klasie biologiczno – chemicznej i byłem przekonany że zostanę lekarzem albo weterynarzem, tak jak zrobiło 95% osób, które do tej klasy chodziło. W czwartej klasie wiedziałem, że już nie będę ani lekarzem, ani weterynarzem. Postanowiłem, że będę robił filmy, czym się zawsze interesowałem. I myślę że takim pierwszym w ogóle impulsem, były – z głębokiego dzieciństwa – takie flesze, jak mój ojciec kupował mi na filmie… tego już w ogóle nie ma, to jak opowieść z prehistorii. Na filmie, takim jaki używało się kiedyś do aparatów, były poszczególne klatki z rysunkami i przesuwało się ręcznie w projektorze klatkę po klatce. I to była historia. To się dało oglądać tylko i wyłącznie w ciemnym pokoju, z rzuconym na jakiś biały kawałek ściany obrazem.

To była taka pierwsza fascynacja tym, że można opowiadać historię. Bo to jest podstawowe zadanie reżysera: umieć opowiedzieć jakąś historię.

 

SRP: Od początku interesowały Pana filmy dokumentalne?

RK: Nie, z dokumentem to tak trochę wyszło w praniu, jeszcze w szkole filmowej,. Do tej pory mam jakieś szkice, czy scenariusze fabuł, które chciałem robić. Zresztą jak zdawałem do szkoły, profesorowie oceniają z której kategorii kto jest lepszy. To jest taka nieoficjalna klasyfikacja: kto się bardziej nadaje do fabuły, ktoś bardziej do dokumenty, albo jakiś innych form. U mnie to było wszystko po równo.

W szkole bardziej myślałem o fabułach. Na czwartym roku wspólnie z śp. Andrzejem Kraszewskim i z Jurkiem Zalewskim założyłem firmę „Dr Watkins”. Pierwszy film – za pieniądze zarobione na saksach – to był „ W stronę Moskwy”. Pojechaliśmy do Moskwy i zrobiliśmy pierwszy dokument.

Miało być o czymś, o czym innym wyszło. Oglądałem to po latach i to jest taki zapis takiego naszego strachu, który przerabialiśmy w tym „kolosie”, który wtedy się chwiał i upadał.

Właściwie poprzez tą pierwszą formę dokumentalną, pojawiała się następna i następna. Wraz z taka potrzebą w tym przełomowym (jak nam się wydawało) momencie, opowiedzenia tych zaległości, które się zdarzyły przez cały długi okres PRL-u.

 

SRP: Tęskni Pan trochę za filmami fabularnymi?

RK: Ależ oczywiście! Zgadzam się z Grzegorzem Braunem, który twierdzi że jeśli reżyser mówi, że nie chce zrobić fabuły, to kłamie po prostu.

Czasami jest to zmęczenie, brak wiary że uda się zgromadzić jakiś tam budżet, czy ktoś napisze dobry scenariusz. Ten rynek jest chory w ogóle. To jest tak, że nie ma zawodowych scenarzystów, tzn. ludzi żyjących – nawet tak jak w PRL-u – z samego faktu pisania. Nie zmuszonych do dorabiania jakimiś hauturami reklamowymi, które by się pojawiały w związku z jakimiś imprezami, eventami.

To się tak zepsuło na całym świecie. Kiedyś tym punktem wyjścia była literatura. Jeżeli ktoś chciał zrobić adaptację książki, no to scenariusze pisało się 3-5 lat. Scenarzyści amerykańscy brali za to jakieś gigantyczne pieniądze. To było wszystko dopracowane. Jeśli film powstawał nie z książki, to okres przygotowawczy też był długi. Przy „Taxi Driver”, De Niro jeździł przez rok taryfą, żeby wejść w tą rolę. Te historie dzisiaj się opowiada, jako przygody z zamierzchłych czasów.

Dzisiaj nasz rynek, spowodowany pospiechem – dziesiątki, albo setki godzin filmu musi być wyrzuconych na satelity – wszędzie musi obniżać koszty. Scenarzyści piszą teksty w 3 miesiące…

 

SRP: Co jeszcze powoduje, że wybiera Pan raczej dokument, niż fabułę?

RK: Trochę tak się stało, że tych zaszłości nie udało nam się opowiedzieć przez pierwsze 20 lat „nowej Polski”, bo nie chcę jej nazywać „wolną”, ale „inną Polską”. W dalszym ciągu są tematy zakazane i autorzy, których nie można adaptować. Do tego doszedł kryzys finansowy w najbardziej istotnej instytucji, czyli telewizji publicznej. A jest ona istotna, ponieważ tutaj nie stworzono rynku po prostu. Zwyczajnego rynku filmowego. Na rynku telewizyjnym, gdzie w dalszym ciągu obowiązują koncesje, gdzie istnieją 3 podmioty. Jednocześnie ten świat filmowy, to towarzystwo wzajemnej adoracji, do którego nigdy nie pasowałem i w którym się nigdy dobrze nie czułem, więc żadne imprezy, bale z takimi ludźmi mnie nie interesowały.

 

SRP: W pańskim filmie „Media III RP” przedstawiony jest dość pesymistyczny obraz powstawania i funkcjonowania mediów. Widzi Pan jakąś możliwość wyjścia z tej sytuacji?

RK: Optymiści twierdzą, że gdyby tylko uwolnić rynek medialny, od wszelkiego rodzaju koncesji i zależności, to „niewidzialna ręka rynku” wszystko ureguluje. Ja byłbym tutaj bardziej sceptyczny. Polska jest krajem po prostu biednym. W sensie zasobów kapitałowych, które można byłoby skierować do przestrzeni medialnej, to tych zasobów jest bardzo mało. W związku z tym duże koncerny międzynarodowe z bardzo szeroko rozumianej sfery mediów – z reguły są to łączone obszary telewizji, radia , prasy i reklamy – natychmiast wejdą tutaj. Policzą że z kraju, który ma ok. 40 milionów ludzi, można przy takiej mniej więcej zamożności, wyciągnąć taką i taka kasę. Polska jest biedna, ale nie jest biednym krajem afrykańskim, więc jednak jakieś pieniądze można tutaj zdobyć. Zawsze taki koncern będzie stać na to, żeby przez ileś lat być na stratach, albo mieć gigantyczna filmotekę, którą można pokazywać i to może być oferta na rynku telewizyjnym, a przez to wykończy wszystkich innych konkurentów.

To są te dwa elementy: brak kapitału w Polsce i jednocześnie duże podmioty medialne na rynku. Dlatego tak istotna jest telewizja publiczna, która może obronić to co nazywamy obszarem kultury narodowej, bo nigdy nikt się tym nie zajmie. Zawsze główny dyrektor ekonomiczny stacji powie, że łatwiej i taniej jest kupić film w BBC, czy fabułę w Stanach, niż to produkować, bo to będzie droższe.

Druga sprawa, która jest szalenie istotna, to że media w jakimś przeważającym procencie podzielają poglądy liberalno – lewicowe. Tu jest taki „podwójny Nelson” założony. Z jednej strony organizacyjno finansowy, z drugiej ideowy. Pewne nazwiska, pewne obszary, o których chcielibyśmy opowiadać już tu się nie znajdą. Jurek Zalewski robi po dwudziestu latach pierwszy film o „Żołnierzach Wyklętych”, teraz powstaje film o wojnie polsko – bolszewickiej, ale nie powstały porządne filmy o Powstaniu Warszawskim. Takie tematy nigdy nie będą interesowały nikogo z zewnątrz, bo nie jest to temat, który będzie się dobrze sprzedawał.

O niektórych zdarzeniach z historii Polski na świecie się nie wie, bądź nie chce wiedzieć. Jeszcze nie tak dawno pomylono Powstanie Warszawskie z powstaniem w getcie, a w podręczniku francusko – niemieckim nie ma wojny polsko – bolszewickiej, nie ma Powstania Warszawskiego, nie ma wyboru Wojtyły na papieża i nie ma „Solidarności”. Trochę blado jest ta historia Polski przedstawiona.

Dlatego ta telewizja publiczna jest tak szalenie istotna, bo to jest jedyne miejsce w którym – przy pomocy pieniędzy tej instytucji i struktur państwowych – można realizować takie filmy

 

SRP: Sporo produkcji robił Pan we współpracy z TVP…

RK: … zdecydowaną większość.

 

SRP: Mógłby opowiedzieć Pan trochę o tych filmach w telewizji publicznej?

RK: Ja zrealizowałem kilkaset produkcji, bo to były różne formy, od reportażu, magazynów, krótkich filmów dokumentalnych, do dużo dłuższych form. Zarówno jako reżyser, scenarzysta i jako producent. Chociaż z wykształcenia jestem reżyserem, w 89 roku skończyłem szkołę filmową na tym kierunku, wcześniej przez 9 lat bawiąc się socjologią. Te filmy, które są najistotniejsze z mojego punktu widzenia, nie tylko jako reżysera, ale tez tego co bym nazwał swoim dorobkiem, to są duże formy dokumentalne. Powstało ich kilkadziesiąt. Myślę że część z nich została zauważona, świadczy o tym chociażby oglądalność, która TVP od dziesięciu lat skrupulatnie notuje. Najbardziej oglądalnym filmem był „Towarzysz Generał”, w ogóle w historii dokumentu w telewizji publicznej, to były 3 miliony 600 tysięcy osób. Na razie nikt więcej nie zgromadził tylu widzów przed telewizorem. Na 3. miejscu jest „TW Bolek” – prawie 1,8 mln, na piątym miejscu są „Solidarni 2010” z 1, 6 mln widzów, do tego chyba 7 i 8 miejsce dla „Marszu Wyzwolicieli” i „Defilada Zwycięzców”, niespełna półtora miliona.

W pierwszej dziesiątce mamy pięć filmów, do których przyłożyłem rękę, wszystkie wyprodukowałem, w znacznej części z nich brałem udział również jako reżyser.

Są też filmy, które są filmami innego obszaru. Z dużą przyjemnością i chyba sukcesem robiłem również filmy dotyczące muzyki jazzowej – na samym początku, zaraz po szkole zrobiłem film „Czas Komedy”, 93 rok, jak zacząłem robić ten film. Do tej pory sprzedaje się go w Empiku. Miałem zamiar, żeby to był Tryptyk. Następnym bohaterem miał być Mieczysław Kosz, pianista niewidomy, który zmarł w bardzo młodym wieku niespełna 31 lat. W ogóle kluczem do tego Tryptyku, miało być to, że byli to geniusze, którzy zbyt wcześnie odeszli. Ten drugi film udało mi się zrobić dopiero po 13 latach. Chociaż „Komeda” był filmem roku, tak jak i „Tata Kazika”, który produkowałem rok wcześniej, to później przyszła zmiana polityczna w telewizji i ja na następny film musiałem czekać 13 lat. Mam nadzieję, że na ten film o którym myślę – na razie nie zdradzę bohatera – który by dopełniał ten Tryptyk, nie będę musiał czekać 13 lat. Wtedy już chyba nie dam rady zrobić tego filmu (śmiech).

cd. już niedługo na stronie FilmOpenGroup.pl🙂

 

Robert Kaczmarek – reżyser i producent filmowy. Realizował i wyprodukował wiele filmów, w tym ok. 60 odcinków "Erraty do Biografii", "Czas Komedy", ale i znane dokumenty takie jak "Solidarni 2010", "Towarzysz Generał", "TW Bolek", "Marsz Wyzwolicieli"  i "Defilada Zwycięzców". Jego najnowsze produkcje (wyszły ze stajni Film Open Group), to "New Poland", "Eugenika-w imię postępu", "Betar", oraz "Krzyż".

Do dziś nie ukazała się cała 17-odcinkowa seria "Media III RP", której współproducentem jest TVP. Jej fragmenty krążą po sieci i cieszą się niesamowitą popularnością.

 

 

0

Saper

Po prostu

11 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758