Denerwuję mnie i sądząc z lektury różnych wpisów w necie sprawa wbitych drzwi Tupolewa na głębokość jednego metra. Wg eksperta działającego w ramach komisji dr.Laska prof. Artymowicza – potrzebna do tego byłaby prędkość tego elementu 100-150 m/sek i to biorąc pod uwagę „topografię” tego wbicia – prędkość pionowa. Jest nawet stwierdzenie tego eksperta, iż pod tym względem zgadza się z ustaleniami komisji kierowanej przez dr. inż. Berczyńskiego.
Otóż w czasie telewizyjnej debaty prowadzonej przez red. Rachonia – przedstawiciel PO niejaki Grabiec upierał się, że cytowany przez prowadzącego fragment wypowiedzi Artymowicza urywa się, a w dalszym ciągu prof. mówi o składowej poziomej lotu samolotu. Grabiec powtarza wielokrotnie, że owa prędkość wynosiła 270 km/godz. Grabiec powtarza to wiele razy wcinając się bezczelnie innym rozmówcom – mniemając naiwnie, ze to dowód ostateczny na uzyskanie wymaganej prędkości spadających drzwi samolotu, by właśnie tak się wbiły w ziemię. Prędkość opadania samolotu, to 5-15 m/sek.
Wkurzało mnie, że ani prowadzący ani żadna osoba z prawej strony mocy nie zakwestionowali powtarzanej przez Grabca (jak mantra) informacji o prędkości poziomej wynoszącej 270 km/godz. Żaden z dyskutantów nie wykorzystał wiedzy, że godz. ma 3600 sek. a km. 1000 m. Gdyby w pamięci przeliczyć tę mianowaną prędkość na m/sek, wyniosłaby ok 75 m/sek. dopiero wówczas można byłoby ją uwzględniać w dyskusji. „Wymagana” prędkość drzwi, aby wbiły się w ziemię na gł. 1 m. musi być dziesięciokrotnie większa od tej prędkości opadania samolotu . Dodawać te wektorowe prędkości, to graficznie jakby uzyskać przekątną tego równoległoboku (czy też prostokąta, który jest w istocie szczególnym równoległobokiem). Tyle tylko, że ta wektorowa suma prędkości pionowej i poziomej (wpływająca na wielkość pędu) nie ma tu znaczenia. Drzwi zostały wbite pionowo w ziemię o raczej poziomej powierzchni. Gdyby było jakieś nachylenie terenu i drzwi były wbite w zbocze – składowa pozioma odgrywałaby jakąś rolę.
Ale nawet wektorowo zsumowane prędkości (owa przekątna) – nie daje prędkości wyliczonej zarówno przez Artymowicza, jak i Berczyńskiego. Musiał być dostarczony dodatkowy impuls i to silny, by uzyskać ową prędkość; to było możliwe tylko w przypadku wybuchu.
Szkoda, że dziennikarze i posłowie nie mają przeważnie żadnego technicznego wykształcenia – wówczas pan Rachoń (którego bardzo cenię za transmisję procesu na którym red Sumliński udowodnił kłamstwo Komorowskiemu) – na pewno zmiażdżyłby tego pucołowatego chłoptasia, którego zadaniem jest nieustanne wcinanie się (brak elementarnej kultury) i zaprzeczanie w czambuł wszystkiemu bez zatrudnienia rozumu (o ile posiada narząd przechowujący ów rozum).
Druga sprawa, to zarzut, że żaden rejestrator nie odnotował wybuchu. Była na to odpowiedź: „Nie zdążył”. Sprawa jest dziecinnie prosta. Prędkość fali uderzeniowej jest kilkakrotnie większa od prędkości fali akustycznej (prędkości dźwięku). zanim odgłos wybuchu dotarł do rejestratorów, wybuch (jego fala uderzeniowa) niszczy zasilanie rejestratorów. Chyba, że owe rejestratory mają autonomiczne zasilanie bateryjne (o czym nie wiem i zdaje sie nikt o tym nie wspominał).
Trzecia sprawa dotyczy świadków i ich zeznań. W tej mierze prof. Artymowicz kompromituje się całkowicie – nic nie wie o świadkach wybuchu, a było ich kilkunastu lub kilkudziesięciu – pomimo zastraszania i zagrożenia ze strony rosyjskich władz, które „dla sprawy” zdolne są (jak powszechnie wiadomo) poświęcić nawet życie wielu własnych obywateli.
2 komentarz