Bez kategorii
Like

…”Globalizacja”, to największe oszustwo…

24/07/2012
355 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

…w dziejach właśnie globu. Ktoś, kto sprytnie wymyślił to określenie i podłożył pod termin „globalizacja” znane powszechnie treści propagandowe, powinien dostać Nagrodę Nobla

0


– co ja piszę? – dwie Nagrody Nobla za kreatywność. „Globalizację” z entuzjazmem „kupili” od ręki politycy, profesorowie, dziennikarze, pisarze, a nawet zwykli „szaraczkowie” , którzy w ogóle „nie kapowali” o co chodzi, ale strasznie im się ta „Globalizacja” podobała. Fakt, że autor ( a może zespół dobrze zapłaconych autorów-myślicieli ) miał znakomitą wenę, kiedy wpadł na tę „Globalizację”. Puste pojęcie, sterylna abstrakcja, metafizyka, a jak pięknie brzmi w uchu, jak ślicznie wygląda w druku, jak daleko niesie się z trybun w tak zwany lud. Prawie tak samo, jak wymyślona dawno, dawno temu, w Krakowie, przez poetę, „Angelologia”…

…i wszyscy poczuli się dowartościowani. Teraz będzie pięknie: jeden świat, jedna ludzkość, jedna gospodarka, jedna polityka, jedna filozofia bytu, a na końcu jeden wielki koncern, jedna wielka korporacja oplatająca swoimi „ramionami” Bułgarów i Japończyków, Kazachów i Meksykan, Pigmejów i Hindusów, Polaków i Balubanów, Niemców i Turków, oraz Arabów i Żydów, nie mówiąc o Eskimosach i Tutsi. Profesorowie na „Globalizację” rzucili się jak wygłodniałe Gepardy na młodą sarninę, produkując bardzo grube i bardzo mądre książki, eseje i wywiady prasowe „na żywo” w różnych telewizjach, oczywiście też globalnych. Jak zwykle dziennikarze i publicyście nie pozostali w tyle. Globalizacja szansą dla globu! Nawet Kościół wpadł w tę pułapkę i niejeden biskup o „Globalizacji” wspominał w kontekście Ewangelizacji, chociaż akurat Ewangelizacja globu ma głęboki sens, bo na naszych oczach giną gdzieś, w mrokach dziejów, wszystkie uniwersalne wartości i szerzy się jak zaraza relatywizm moralny…

…do czego prowadzi „Globalizacja” – ta kotłowanina sprzecznych interesów, kultur, poziomów cywilizacyjnych, tradycji poszczególnych narodów i regionalnych społeczeństw, zwyczajów kulinarnych, a nawet sposobów wyznawania kobiecie uczucia miłości, dopiero teraz zaczynamy rozumieć, obserwując eksperymenty w laboratorium pod nazwą Unia Europejska. Totalny bałagan, kociokwik finansowy, wiszące tak – jak to kiedyś „widmo komunizmu nad światem ” – nad paroma państwami unijnymi widmo bankructwa, bezrobocie milionów, wykluczenie dalszych milionów, „bida z nędzą i nie klawo”, a pani Angela Merkel, Kanclerz Wielkich Niemiec, chce stworzyć z tej, kwiczącej w już w konwulsjach Unii Europejskiej, taką maleńką, europejską „Globalizację” – jedno państwo europejskie, z jedną walutą, jednym prawem, jedną konstytucją i chyba jednym Kanclerzem, nie?…

…a tymczasem pod jej bokiem, bo w samych Niemczech nie wszystkim jest w smak, ani europejska „Globalizacja”, ani branie sobie za współobywateli – z całą sympatią i szacunkiem to piszę – Turków, Arabów, Rumunów i innych, biedniejszych, nie należących do Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego. Co więcej, jak informują nas Świstaki Alpejskie, nawet waluta euro przestaje się już podobać naszym zachodnim sąsiadom, o czym świadczy to, że w Niemczech nadal w obiegu jest około 14 miliardów papierów o nazwie Deutsche Mark, a 60 procent Niemców jest zdania, że waluta euro ( wprowadzona 1 stycznia 2002 roku, po kursie 1,95583 marki za 1 Euro) była i nadal jest wyjątkowo kiepskim interesem…

…głos ludu nie jest osamotniony: Juergen Koppelin ekspert do spraw budżetowych niemieckiej FDP ( to taka partia liberałów ) proponuje przywrócenie wewnątrz Niemiec niemieckiej marki, a euro zostawić tylko do rozliczeń międzynarodowych ( taka replika rubla transferowego z czasów niezwyciężonego Związku Radzieckiego ) i zaraz – jak donosi prasa – pojawia się głos profesora, ekonomisty Wilhelma Noellinga, proponującego podzielenie strefy euro na dwie części: miękkiego euro i twardego euro. To też pomysł na Nagrodę Nobla z ekonomii…

…ale wróćmy do „Globalizacji” w sensie globalizacji globu, który już tak został gruntownie zglobalizowany przez wzajemnie powiązane ze sobą „na krzyż”, „w poprzek” i na „okrągło” korporacje, banki i grupy finansowe, że właściwie już ani rządy, ani poszczególni politycy, ani tym bardziej społeczeństwo, nie maja nic do powiedzenia. Nawet generałowie siedzą cicho, bo jak koncerny nie dadzą forsy na „zabawki” to „wojenki” się skończą i generałowie pójdą na „zieloną trawkę” – a tego nikt przecież nie lubi…

…wszystko ma swój początek, wszystko ma swój koniec – można wyczytać w Biblii. Nie zamierzam bawić się w proroka, ale intuicja i logika podpowiadają mi, że „Globalizacja” zaczyna odczuwać brak tchu. Te korporacje, banki, koncerny i grupy kapitałowe, tak wzajemnie się powiązały, że powoli, acz nieubłaganie tworzy się z tych powiązań prawdziwy Węzeł Gordyjski, łączący jarzmo nałożone na ludzkość z dyszlem wozu, który miał wieźć świat ku lepszej przyszłości, a tymczasem nie rusza się z miejsca i co więcej stacza do tyłu…

…i co teraz? Znowu ludzkość musi poczekać, aż wpadnie jakiś Aleksander Macedoński, a historia – jak powszechnie wiadomo – lubi się czasami, niestety, powtarzać….

(24 lipca 2012 roku)

 

 

 

0

Jerzy A.Golebiewski

68 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758