Komentarze dnia
Like

Europa na kolanach

27/02/2016
1074 Wyświetlenia
2 Komentarze
25 minut czytania
Europa na kolanach

Brutalny akt terroru, zresztą nie pierwszy w najnowszej historii Europy, wyrwał gwałtownie z letargu nie tylko decydentów, lecz również zachodnie społeczeństwa. Europejczycy przeświadczeni byli dotychczas, że egzystują w wygodnych i bezpiecznych warunkach, a przemoc i wojnę widywali jedynie w mass mediach. Dlatego krwawa masakra, którą zgotowali im islamscy fanatycy, spadła na nich niczym grom z jasnego nieba.

0


Ofiary zamachu w Paryżu

Ofiary zamachu w Paryżu

 

 Okazało się bowiem, że wojna zawitała w ich progi, a bezwzględny wróg nie wybrał sobie za cel uzbrojonych po zęby formacji zmilitaryzowanych, czy dobrze chronionych polityków, lecz całkowicie bezbronnych mieszkańców i turystów. Nagle uświadomiono sobie, że zagrożeni są wszyscy, a bomby mogą wybuchać w zatłoczonych sklepach, w metrze, dyskotece, teatrze i kinie, a nawet na dobrze zabezpieczonych stadionach. Nie może więc dziwić, że pomimo apeli polityków i celebrytów, którzy nawołują do tego, aby prowadzić normalne życie i nie dać satysfakcji terrorystom, zapanowała w Zachodniej Europie psychoza strachu. Tym bardziej uzasadniona, że zamachowcy z Paryża wywodzili się w większości z pokolenia muzułmanów urodzonych na Zachodzie, których uważano za zasymilowanych. W takiej sytuacji zagrożenie okazało się wszechobecne, ponieważ żyją oni na co dzień pośród tamtejszych społeczeństw, hodując w sobie nienawiść do wszystkiego, co uosabia obcą im zachodnią cywilizację.

 

Władze Francji i Belgii, w reakcji na zamachy, zarządziły stan wyjątkowy oraz przeprowadziły szeroko zakrojoną obławę na radykalnych islamistów, w której wyniku aresztowano setki osobników związanych z dżihadystami oraz skonfiskowano kilkaset sztuk broni, w tym wiele długiej – pochodzenia wojskowego. Lotnictwo francuskie prowadzi naloty odwetowe na cele ISIS w Syrii, a prezydent Holland próbuje zmontować koalicję, która przeprowadziłaby ewentualny atak lądowy na bandycki kalifat. Na terenie całej Europy, w służbach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, wszczęto alert najwyższego stopnia. Ale czy podjęte post factum zabiegi pomogą opanować kryzysową sytuację?

 

Szczerze w to wątpię, ponieważ w Unii Europejskiej najwięcej (jak na razie) mają do powiedzenia politycy proweniencji lewicowej, którzy omamieni pseudo humanitarnymi mrzonkami, zamiast zdecydowanie zwalczać wszelkie przejawy ekstremizmu islamskiego, przez wiele lat mu pobłażali. Przykładem na to są śmiesznie niskie kary, na które europejskie sądy skazują terrorystów. Osobników, którym udowodniono przynależność do grup o charakterze przestępczym i terrorystycznym skazuje się najwyżej na wyroki kilku lat więzienia, a często po upływie połowy kary zwalnia się ich za „dobre sprawowanie”. Gdy tymczasem w Stanach Zjednoczonych zamyka się takich bandziorów na 20 lat, a nawet dostają oni dożywocie lub karę śmierci. Dlatego, tak długo jak w Europie będzie się stawiać na „resocjalizację”, a nie na bezwzględną izolację, będziemy mieli do czynienia z narastającą falą terroru. Zwyrodnialcy, którym imponują wyczyny rzezimieszków z ISIS, podrzynających w świetle kamer gardła bezbronnym ofiarom, gotowi są bez zmrużenia oka mordować niewinnych ludzi, nawet poświęcając własne życie w zamachach samobójczych. Fanatycy nigdy się nie zresocjalizują. Wręcz przeciwnie, jak pokazuje doświadczenie, trafiając do przeludnionego więzienia, gdzie rej wodzą islamscy agitatorzy, jeszcze bardziej się radykalizują i po wyjściu na wolność wyładowują swoją nienawiść, dokonując kolejnych ohydnych zbrodni. Dlatego, oprócz konieczności bezwzględnej izolacji nie tylko od społeczeństwa, ale także od pozostałych współwięźniów oraz zaostrzenia warunków odbywania kary, aby okres spędzony w więzieniu przestał się kojarzyć z formą wczasów wypoczynkowych, należałoby pomyśleć o skutecznej eliminacji zagrożenia z ich strony. Jedyną i uzasadnioną drogą do tego wydaje się być przywrócenie kary śmierci dla zbrodniarzy.

 

W listopadowych zamachach w Paryżu zginęło 137 osób, a ponad 350 odniosło poważne rany, i jak pokazał czas nie są to ostatnie ofiary islamskiego terroru. Na początku grudnia dwoje Pakistańczyków otworzyło ogień z broni maszynowej w ośrodku pomocy niepełnosprawnym w San Bernardino w Kalifornii, w wyniku czego zginęło 14 osób, a 21 zostało rannych. Do zamachu przyznało się natychmiast ISIS. Niedawno miał również miejsce atak nożownika w Londynie. Rozwścieczony 29-letni Muhaydin Mire zaatakował wtedy nożem przechodniów na stacji metra, wykrzykując przy tym, że: „To za Syrię” i „Niech poleje się krew!”. Zanim został obezwładniony przez policję zdołał zranić parę osób. Praktycznie każdego tygodnia media donoszą o tym, że służby specjalne udaremniły kolejną próbę ataku terrorystycznego. Wydarzenia te pokazują jednoznacznie, że skończył się czas dyskusji o pokojowej koegzystencji świata zachodniego z islamistami, a nastał czas brudnej, bo przecież nie „świętej” wojny, której żagiew przynieśli ze sobą przybysze z Bliskiego Wschodu i Afryki, tak niegdyś entuzjastycznie witani w wyludniającej się Zachodniej Europie.

 

Polityka multikulturalizmu propagowana z zaciętością przez lewicowe „elity” Unii Europejskiej zbankrutowała na całej linii. Jeszcze słychać uspokajające wypowiedzi niektórych unijnych luminarzy, jak chociażby szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera, który w parę dni po paryskim zamachu miał czelność stwierdzić, że: „Państwa UE nie powinny zamykać się na uchodźców w związku z zamachami w Paryżu. (…) Nie powinniśmy mieszać różnych kategorii ludzi przybywających do Europy. (…) Osoby odpowiedzialne za ataki w Paryżu były kryminalistami, a nie uchodźcami czy osobami ubiegającymi się o azyl. (…) Nie ma potrzeby rewizji dotychczasowej polityki migracyjnej UE”. Dość szybko jednak jego słowa zostały zweryfikowane przez brutalną rzeczywistość, ponieważ francuska prokuratura ujawniła, że wśród zidentyfikowanych zamachowców znalazło się dwóch Syryjczyków, którzy przybyli na początku października 2015 r. do Europy przez Grecję, gdzie zostali zarejestrowani, a następnie z falą uchodźców udali się przez Bałkany do Francji. Fakty te zadają kłam poczynaniom tych europejskich polityków, którzy podobnie do Junckera realizowali utopijne wizje multikulturalizmu, a gdy okazały się one ślepą uliczką, to nawet za cenę narażenia Europejczyków na niebezpieczeństwo, starają się ratować resztki wiarygodności i politycznych wpływów. Rozwój sytuacji pokazał jednocześnie, że rację mieli ci politycy, którzy od wielu lat ostrzegali nas przed narastającym zagrożeniem i pogłębiającą się islamizacją Europy, a w milionach przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki dostrzegali nie tylko ofiary wojny, ale także wielu potencjalnych przestępców i terrorystów oraz osobników, którzy chcą się wygodnie urządzić na koszt europejskich społeczeństw. Zwłaszcza, że zdecydowaną większość imigrantów stanowią nie kobiety i dzieci, najbardziej narażone na prześladowania, ale młodzi mężczyźni w wieku poborowym, którzy, zamiast walczyć z terrorystami we własnym kraju, postanowili uciec do Europy, gdzie spodziewali się otrzymać godne warunki egzystencji.

 

Skala i masowość imigracji zaskoczyła decydentów i przeraziła Europejczyków, ponieważ to, z czym przyszło się zmierzyć przekracza ludzkie (europejskie) pojęcie. Od samego początku, zamiast z wdzięcznością za okazaną pomoc, gościnni gospodarze spotykali się z postawami roszczeniowymi i wybrzydzaniem na warunki zapewniane przybyszom. Jakby wszystko, co im zaoferowano było nic niewarte, a swój dobrobyt Europejczycy zawdzięczali nie własnym zdolnościom i pracowitości, tylko zwykłemu przypadkowi, który zgodnie z „logiką” myślenia imigrantów, teraz im się przydarzy. Do końca 2015 r. do samych Niemiec dotarło blisko 1,1 mln osób, a kolejne miliony czekają na to, aż stopnieją śniegi, na terenie Grecji i Włoch oraz w obozach w Turcji, Libanie i Jordanii. Jeśli postanowią skorzystać z wcześniejszego zaproszenia Angeli Merkel, a wszystko wskazuje na to, że nie zamierzają go zignorować, to ten prawdziwy najazd barbarzyńców może bezpowrotnie odmienić oblicze Europy. Nie tylko pod względem etnicznym i kulturowym, ale również ekonomicznym i socjalnym, ponieważ ani Unia w całości, ani tym bardziej żaden kraj w pojedynkę, choćby najbogatszy, nie jest w stanie udźwignąć na dłuższą metę obciążeń finansowych związanych z utrzymaniem ogromnej rzeszy napływających analfabetów i ludzi o niskim poziomie wykształcenia, którzy zapewne nie dostaną pracy. Zresztą, jak wiele na to wskazuje, nie do pracy tu przybyli, tylko po socjal i wygodne życie na koszt europejskiego podatnika.

 

A co w tej sytuacji robią europejscy decydenci? Oni tylko debatują, jak podzielić się tym „dobrodziejstwem” z wszystkimi krajami „wspólnoty”, aby zminimalizować skutki niefrasobliwości „cesarzowej Europy” oraz ulżyć Niemcom i Szwedom, u których pękają w szwach schroniska młodzieżowe, hotele i pensjonaty. Próbują przekonać państwa członkowskie różnymi obietnicami, a jak się nie da, to nakłonić szantażem do zaakceptowania polityki kwotowej, automatycznego rozdzielnika, czy ograniczenia ich suwerenności poprzez stosowanie niepraktykowanych dotychczas rozwiązań, których synonimem stała się koncepcja powołania unijnej straży granicznej. Tymczasem zaraza zaczyna się rozlewać po Europie, czego najwymowniejszym przykładem jest ohydne zachowanie imigrantów wobec kobiet. Wiele miesięcy temu organizacje społeczne alarmowały, że w ośrodkach dla uchodźców dochodzi często do gwałtów i innych przestępstw seksualnych, a samotne kobiety traktowane są jak „zwierzyna łowna”. Są bite i gwałcone, a nierzadko zdarza się, że mężowie zmuszają własne żony do prostytucji. Ten plugawy proceder przekroczył także bramy obozów, a niejedna Niemka czy Szwedka padła już ofiarą gwałtu lub innej napaści seksualnej. Jednak w prawdziwe osłupienie wprawiły Niemców dopiero doniesienia o masowej skali seksualnych napaści w Kolonii, które potępiła nawet kanclerz Merkel, wyrażając swoje „oburzenie tymi wstrętnymi napaściami seksualnymi” i domagając się podjęcia zdecydowanych kroków prawnych. A sprawa wydaje się być niebagatelną, ponieważ z policyjnych informacji wynika, że w Kolonii grupa ok. 1000 mężczyzn „o wyglądzie wskazującym na pochodzenie z krajów arabskich lub Afryki Północnej”, zgromadziwszy się w noc sylwestrową w okolicach głównej stacji kolejowej i katedry, dopuściła się czynnej napaści seksualnej i rozboju na wielu kobietach. Z dzikiego tłumu wyodrębniały się kilkudziesięcioosobowe grupy, które osaczały i napastowały kobiety, a następnie je okradały, uniemożliwiając szybką interwencję policji. Organy ścigania odebrały już ponad 1000 zgłoszeń napaści o charakterze seksualnym, rabunku i kradzieży rozbójniczej, stwierdzono też przypadki gwałtu. Podobne ataki oraz kradzieże dokumentów, telefonów komórkowych i pieniędzy miały też miejsce w Hamburgu i w wielu innych miastach niemieckich. Dlatego nie można się dziwić Niemcom, że wpadli w panikę, ponieważ przypomniał im się zapewne koszmar masowych gwałtów dokonywanych na ich kobietach przez czerwonoarmistów w 1945 r. A o tym, że jest się czego obawiać świadczy właśnie wielka skala napaści i rozbojów, których w noc sylwestrową dopuścili się imigranci w 12 landach RFN. Za każdym razem miały one podobny przebieg i jest wielce prawdopodobnym, że były zaplanowaną i skoordynowaną akcją, której inspiracji należy szukać w wydanym przez ISIS „podręczniku gwałtu”. Jego autorzy stwierdzają bez ogródek, że „kobiety i dzieci niewiernych staną się niewolnikami muzułmanów”. Wiele wskazuje na to, że hordy imigrantów przybyłych ostatnio do Europy wzięły sobie te zalecenia do serca i starają się usilnie realizować dżihad na naszym kontynencie, z wszystkimi jego konsekwencjami.

 

Poszczególne państwa Unii radzą sobie jak potrafią z najazdem obcych przybyszów i rozprzestrzeniającym się zagrożeniem terrorystycznym. Jednak na razie widać, że wojnę z dżihadem przegrywamy i to nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale także na własnym terenie. Badania i raporty służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo wyraźnie pokazują, że przedmieścia wielu zachodnioeuropejskich miast i więzienia są wylęgarnią ekstremistów. Nie można tego problemu lekceważyć, ponieważ w samej tylko Francji połowa z osadzonych wyznaje islam. Przerażającym jest też to, że radykalizują się nie tylko nowi przybysze, których oczekiwania po dotarciu do Europy rozminęły się z rzeczywistością, ale przede wszystkim procesowi temu podlegają kolejne pokolenia imigrantów „zasymilowanych”. Tysiące „znaturalizowanych” Francuzów, Brytyjczyków, Niemców, Belgów i innych „obywateli Europy” walczy w szeregach zbrodniczych formacji ISIS, a od informacji o ich dzikich wyczynach media aż huczą. Większość zamachowców z Paryża miała obywatelstwo francuskie i belgijskie. Wykształcili się na koszt europejskiego podatnika, wiedli też wygodne i rozrywkowe życie, a mimo wszystko dali się uwieść prymitywnej ideologii, która popchnęła ich do ohydnej zbrodni. Młodzi ludzie indoktrynują się nie tylko w więzieniach i na ulicy, ale także przez internet, zalewany potokiem nienawistnej propagandy dżihadystycznej. Nic więc dziwnego, że sfrustrowani i wyjałowieni ideowo młodzieńcy dają się złapać w sieć zarzuconą przez „nawiedzonych” bojowników Allaha. Nagle okazuje się, że „odkrywają islam” z jego wszelkimi „atrakcjami”. Nie rozumieją zazwyczaj bliskowschodniej kultury, nie znają też języka arabskiego, ale to im wcale nie przeszkadza w gorliwym wypełnianiu nakazów „proroka”. Islamizacji ulegają często dzieci z małżeństw mieszanych, a „nawrócenia” na islam zdarzają się także w rodzinach o rdzennie europejskich korzeniach.

 

Przykładem na to może być historia polskiego dżihadysty z Kamnicy koło Miastka, który wychowywał się w zachodniopomorskiej wsi, w rodzinie katolickiej niemającej żadnych związków z muzułmanami. Islamistą stał się dopiero w jakiś czas po przesiedleniu się jego rodziny do Niemiec. Mieszkał w Getyndze, gdzie żyje dużo muzułmanów, z którymi lepiej się dogadywał niż z rodowitymi Niemcami. Problemy z adaptacją w nowym środowisku skłoniły go w końcu do przejścia na islam. Stał się przy tym agresywny, próbował też „nawracać” rodziców i znajomych. Zmienił się nie do poznania, również zewnętrznie, czego wymownym świadectwem są wypowiedzi jego babki mieszkającej w Polsce, którą zadziwił swoim wyglądem. Z typowego europejskiego chłopaka przeistoczył się bowiem w prawdziwego muzułmanina. Według jej relacji zapuścił brodę, nosił też „długą, czarną koszulę nocną i białą czapeczkę na czubku głowy. I przywiózł z sobą własny dywanik. Codziennie rozkładał go, klękał na nim i tak śmiesznie się kłaniał”. Rodzina myślała, że to jakaś nieszkodliwa i dziwaczna moda, której uległ, ale Jacuś traktował swoją przemianę nadzwyczaj poważnie. Zmienił nazwisko na Abu Ibrahim al-Almani, wyjechał do Iraku i w czerwcu ubiegłego roku oddał swoje życie Allahowi, wysadzając się w samochodzie pułapce, w okolicach rafinerii w mieście Bajdżi. W wyniku tego zamachu zniszczony został posterunek milicji, gdzie zginęło 11 milicjantów, a 27 osób zostało rannych. Zdjęcie Jacka S. zrobione tuż przed zamachem, na którym siedzi za kierownicą czarnej Toyoty Land Cruiser, wypchanej materiałami wybuchowymi, uśmiecha się i wznosi palec ku górze, obiegło cały świat, wprawiając w osłupienie szczególnie jego bliskich. ABW wskazuje na to, że podobnych przypadków werbunku Polaków przez ISIS jest więcej, „głównie dotyczy to osób, które wyemigrowały z Polski do Niemiec, Francji i Norwegii, tam związały się z komórkami ISIS i wyjechały walczyć do Syrii”.

 

Dlatego najwyższy czas, aby europejscy decydenci oprzytomnieli i powstrzymali inwazję obcych przybyszów na nasz kontynent, ponieważ zagrożenie jest bardzo realne. Świadczy o tym między innymi narastająca brutalizacja imigrantów przebywających w specjalnych ośrodkach, gdzie pomimo tego, że mają zapewnione dobre warunki, to dopuszczają się coraz częściej aktów przemocy. Przykładem na to mogą być zabójstwa dokonane przez nich na terenie Szwecji. W styczniu z rąk młodocianego azylanta w ośrodku w Molndal zginęła 22-letnia pracownica socjalna, a na początku lutego w miejscowości Ljusne doszło do awantury, w której wyniku jedna osoba została zadźgana nożem, a trzy zranione. Zdarzenia te dają wiele do myślenia. Z jednej strony ukazują prawdziwe oblicze zdziczałych imigrantów, z drugiej zaś porażającą bezradność i krótkowzroczność europejskich „elit”, które pochylając się z „czułością” nad losem przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki, kompletnie nie rozumiejąc ich motywacji, sprowadzają poważne zagrożenie na Europejczyków. Nikt o zdrowych zmysłach nie ma już wątpliwości, że polityka multikulturalizmu rozsypała się jak domek z kart, a miliony imigrantów przybywających do Europy, jeśli tylko pozwolimy im tu zostać na stałe, zasilą istniejące już muzułmańskie enklawy i przyczynią się do większego zradykalizowania „europejskich” islamistów. Jest wielkie prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że wielu „młodych gniewnych” muzułmanów, zindoktrynowanych i zafascynowanych ideologią dżihadu, przemieni się tak jak ich poprzednicy, w „samotnych wilków” niosących śmierć i zniszczenie znienawidzonej przez nich dekadenckiej Europie, która padając przed nimi na kolana, jedynie przyspieszy swój upadek. Dlatego zamiast karmić się złudzeniami i bez końca debatować, jak przemienić wilka w pokorną owieczkę, należy skończyć z szaleńczą polityką brukselskich technokratów i na przemoc odpowiedzieć z adekwatną siłą. Niech dżihadyści poczują nasz gniew, a „gwałt niech się gwałtem odciska”. Bandycki kalifat trzeba bezwzględnie zniszczyć, sięgając po wszelkie dostępne środki. Terrorystom nie można pobłażać, należy do nich strzelać jak do wściekłych psów. Kara śmierci dla zbrodniarzy i deportacja dla tych, którzy im pomagają lub wiedzą o ich zamiarach, a nic nie robią, aby im przeszkodzić, powinny pomóc w walce z tą plagą. W zakresie polityki imigracyjnej jedynym kryterium, którym powinniśmy się kierować jest bezpieczeństwo i spokój Europejczyków. Uchodźcom należy pomagać bezpośrednio na Bliskim Wschodzie i w Afryce, a nie przesiedlać ich milionami na nasz kontynent. Europa była niegdyś liderem ludzkości, obszarem zamieszkiwanym przez dumnych i odważnych ludzi. Dlatego trzeba ponownie rozbudzić w Europejczykach poczucie dumy i wielkości. Czas na to, aby Europa powstała z kolan, aby pokazała swoją siłę i determinację, natomiast od przybyszów, którym pozwolono tu na jakiś czas zostać, zażądała bezwzględnej lojalności oraz przestrzegania naszych norm prawnych i obyczajów. A jak to się im nie spodoba, to „fora ze dwora”!

 

Wojciech Podjacki

(Autor jest Przewodniczącym Ligi Obrony Suwerenności )

Źródło: http://lospolski.pl/?p=5036

0

Liga Obrony Suwerenności http://www.lospolski.pl

Polska partia polityczna o profilu patriotycznym.

252 publikacje
0 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758