Artykuły redakcyjne
Like

Dzień Konfidenta i remanenty

07/06/2016
507 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Dzień Konfidenta i remanenty

Co ma wisieć, nie utonie – powiada popularne porzekadło, więc wbrew początkowemu wrażeniu, iż egzekucja na Polsce została odroczona, okazało się, że żadnego odroczenia nie ma i nie będzie, a rozpoczęta w styczniu br. przez Komisję Europejską procedura sprawdzania stanu praworządności i demokracji w naszym nieszczęśliwym kraju nie tylko nabiera własnej dynamiki, ale przede wszystkim będzie musiała się jakoś zakończyć. Wiele wskazuje na to, że może zakończyć się interwencją Unii Europejskiej w Polsce w ramach tzw. „klauzuli solidarności”, przypominającej starą, poczciwą „doktrynę Breżniewa” z czasów pierwszej komuny. 1 czerwca br. Komisja Europejska sformułowała swoją „opinię” na temat stanu praworządności i demokracji w Polsce. Opinia ta ma wprawdzie charakter „poufny” i została doręczona polskiemu rządowi, ale wszyscy skądś wiedzą, że jest „krytyczna”, z czego przeciwnicy obecnego rządu czerpią tym więcej satysfakcji, że po bezskutecznym – jak się wydawało – upływie terminu unijnego ultimatum, byli trochę zdetonowani. Najwyraźniej Nasza Złota Pani nie przywiązuje specjalnej wagi do wpływu wydarzeń w Polsce na wynik brytyjskiego referendum. Być może dlatego, że wie coś, czego my jeszcze nie wiemy, a być może dlatego, że uznała, iż niezależnie od wyniku brytyjskiego referendum, trzeba rozpocząć przywracanie w Unii pruskiej dyscypliny, a stan praworządności i demokracji w Polsce jest znakomitym do tego pretekstem.

0


 

Zatem rząd ma dwa tygodnie, żeby przedstawić Komisji Europejskiej sposób udelektowania pana prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. Jeśli tego nie uczyni, albo jeśli pan prezes Rzepliński nie poczuje się udelektowany, to Komisja Europejska sformułuje pod adresem polskiego rządu odpowiednie zalecenia, a jeśli rząd tych zaleceń nie wykona, to polnische Frage zostanie podniesiona na wyższy stopień eskalacji, w postaci środków dyscyplinujących. Ponieważ jednak zastosowanie środków dyscyplinujących, czy to w postaci pozbawienia głosu w instytucjach UE, czy nawet w postaci sankcji wymaga jednomyślności, a węgierski premier Orban już z góry zapowiedział, że Węgry nie poprą żadnego wrogiego Polsce przedsięwzięcia, to albo Nasza Złota Pani uzna, że nie warto przeciągać struny i brać Polski pod obcasy, albo przeciwnie – uzna, że trzeba urządzić pokazuchę, no a wtedy zastosowanie procedury przewidzianej w traktacie lizbońskim pod nazwą „klauzuli solidarności” wydaje się całkiem prawdopodobne. Tym bardziej, że równolegle do poczynań unijnych, stosowne przygotowania do realizacji tego scenariusza toczą się w Polsce – o czym z pewnością stojący na fasadzie Komitetu Obrony Demokracji Mateusz Kijowski musiał nie tylko poinformować Martina Schulza i Fransa Timmermansa, ale również skoordynować działania zaplanowane przez Wojskowe Służby Informacyjne z poczynaniami Brukseli.

Na początek idzie „piknik wolności”, wyznaczony przez KOD na 4 czerwca w 29 miastach w Polsce i ponad 20 również za granicą. Nie jest to data przypadkowa, bo tego dnia przypada akurat rocznica obalenia rządu premiera Olszewskiego z powodu próby ujawnienia komunistycznej agentury w strukturach państwa. Oczywiście KOD jeszcze się krępuje otwarcie do tej rocznicy nawiązać i kamufluje to pragnienie serca gorejącego rocznicą kontraktowych wyborów z 1989 roku, ale już na pierwszy rzut oka widać, że żadnej logiki w tym nie ma, bo tylko kretyn nie jest w stanie odróżnić limitowanego dopuszczenia do piastowania zewnętrznych znamion władzy grupy ludzi, nawiasem mówiąc, uprzednio starannie przez RAZWIEDUPR wyselekcjonowanych, od politycznej wolności. Wiadomo tedy, że tak naprawdę chodzi o Dzień Konfidenta, więc nic dziwnego, że akurat z Komitetu Obrony Demokracji wyszła inicjatywa, by 4 czerwca został świętem państwowym. Dlaczego konfidenci, stanowiący przecież najtwardsze jądro tego Komitetu nie mieliby mieć swojego święta? Jestem pewien, że Wojskowe Służby Informacyjne też nie będą miały nic przeciwko temu, bo jakoś przecież muszą swoich konfidentów wynagradzać, a jeśli w formie niematerialnej, to tym lepiej. Dodatkową poszlaką, wskazującą, o co tu naprawdę chodzi, jest demonstracyjny wyjazd prezydenta Dudy tego dnia do Włoch, a wszelkie wątpliwości w tym względzie rozwiewa deklaracja szefa Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta Marka Magierowskiego, że 4 czerwca ma dzisiaj „inny wydźwięk”, bo w międzyczasie „dowiedzieliśmy się wielu nowych rzeczy” – między innymi – że „komunistyczne elity władzy mocno zakorzeniły się w wolnej Polsce”. A jakże mogłyby się tak „zakorzenić”, jeśli nie z pomocą konfidentów, którzy tworzą sieć korzeniową oplatającą całe państwo?

Toteż coraz wyraźniej widać, że wychodząc naprzeciw potrzebom nowego etapu, Wojskowe Służby Informacyjne będą przebudowywać scenę polityczną, stopniowo eliminując z niej zużytą moralnie ekspozyturę w postaci Platformy Obywatelskiej. Świadczy o tym nie tylko walka buldogów pod dywanem, której ofiarą padł do niedawna przypominający prosię tylko zewnętrznie pan Michał Kamiński, właśnie zawieszony w prawach członka klubu PO, ale również ostentacyjne samozawieszenie się w prawach członka PO Jarosława Wałęsy. Przyczyną ma być niechęć Grzegorza Schetyny do podporządkowania Platformy władzom KOD, czyli Mateuszowi Kijowskiemu, w którym Wojskowe Służby Informacyjne najwyraźniej sobie upodobały, kreując go na „Bolka” naszych czasów. Któż takie rzeczy może wiedzieć i wyczuwać lepiej od Jarosława Wałęsy, któremu ze skarbnicy własnych doświadczeń pewnie nie skąpi i Kukuniek? Obrazu dopełniają pogłoski o powrocie do naszego nieszczęśliwego kraju Donalda Tuska. Wprawdzie Grzegorz Schetyna energicznie im zaprzecza, ale jeśli Nasza Złota Pani powierzy Donaldu Tusku odpowiedzialne zadania na terenie tubylczym, to przecież nie będzie pytała o zgodę pana Schetyny!

Nie tylko zresztą pana Schetyny. Właśnie niemiecki minister spraw zagranicznych Walter Steinmeier opowiedział się za zniesieniem sankcji wobec Rosji, którą nazwał „naszym największym europejskim sąsiadem”. Jest to o tyle dziwne, że Niemcy z Rosją bezpośrednio nie sąsiadują, ale z obfitości serca usta mówią, więc nie można wykluczyć, iż minister Steinmeier nawiązał do tego, co ujrzał oczyma duszy. Gdyby tak w ramach załatwiania remanentów, które czekają na załatwienie już ponad 70 lat, Niemcy uznały rozbiór Ukrainy w zamian za – jak to jeszcze w roku 1995 mówił rosyjski polityk narodowości prawniczej Włodzimierz Wolfowicz Żyrynowski – „postawienie na porządku dziennym przez Rosję sprawy politycznej przyszłości Prus Wschodnich”, które właśnie mają zostać obstawiane przez „siły NATO”, to wtedy sąsiedztwo niemiecko-rosyjskie mogłoby jeszcze bardziej się zacieśnić, zwłaszcza gdyby wobec Polski została zastosowana „klauzula solidarności” gwoli poprawienia stanu praworządności i demokracji w naszym nieszczęśliwym kraju. A gdyby jeszcze pan Mateusz Kijowski, już jako zatwierdzony Umiłowany Przywódca mniej wartościowego narodu tubylczego, zrealizował tak zwane „roszczenia żydowskie”, to czyż Nasz Największy Sojusznik by temu nie przyklasnął?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Źródło także tutaj: http://www.bibula.com/?p=87902

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758