Przez kilkadziesiąt lat nie było wojen obejmujących swym zasięgiem całą Europę, a gospodarka krajów wspólnoty rozwijała się systematycznie i w przyzwoitym tempie.

W 2004r. przystąpiła Polska do Unii Europejskiej i przez cztery lata mogło korzystać nasze społeczeństwo z pewnych dobrodziejstw, które przynosiła wspólnota: otwarcie granic, swobodny przepływ towarów i siły roboczej, co przyczyniało się do wzrostu gospodarczego i znacznego zmniejszenia bezrobocia. Radość trwała do czasu, gdy przyszedł kryzys, którego końca na razie nie widać. Kryzys ten obejmuje także nasz kraj, wykazujący – co prawda – wzrost gospodarczy, jednakże jest on podtrzymywany przez ciągłe zadłużanie się. A długi trzeba będzie oddać.

Wie co o tym rząd Grecji, który musi teraz sprostać wymaganiom wierzycieli, urzędników brukselskich i Angeli Merkel. "Yes, we can" – zapewnia premier Jeorjos Papandreu i gwarantuje, iż jego kraj wypełni wszystkie warunki związane z uzyskaniem kolejnej transzy pomocy. To są bolesne warunki, m.in. dalsze obniżki emerytur (o 4%) i pensji (o 20%), sprzedaż lotniska w Atenach oraz monopolu loteryjnego. A społeczeństwo greckie wychodzi na ulice, demonstruje i strajkuje.

Także inne kraje mają problemy ekonomiczne: Irlandia, Portugalia, Hiszpania, Włochy, Belgia. Strefa wspólnej waluty potrzebuje około 1,5 do 2 bln euro, by ratować finanse krajów Unii. Realizacja planu ratunkowego oznacza jednak masowe drukowanie pieniędzy przez Europejski Bank Centralny.

Kampania prounijna w Polsce i w Europie była na ogół tak nachalna, że człowiek mógł zwątpić w szczere intencje wielu polityków. Dziś euroentuzjaści podkulili ogony i raczej ich nie słychać (z wyłączeniem premiera Tuska i ministra Rostowskiego). Eurosceptycy mogliby triumfować i powtarzać: "A nie mówiliśmy?!" Tylko, że nie ma się z czego cieszyć.

Kryzys i ewentualny rozpad UE każą nam się też zastanowić, w jakim stopniu wynika to z "błędów i wypaczeń" polityków europejskich i w jakiej mierze jest obiektywnym zjawiskiem historycznym, polegającym na ciągłej zmianie warty i przesuwaniu się centrum władzy i kultury. Poruszę te sprawy w innym tekście.