Bez kategorii
Like

Dlaczego boimy się Kaczyńskiego?

05/05/2011
408 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Cóż takiego sprawia, że Polacy niepomni codziennych trudów i znojów niemalże całość swoich negatywnych emocji przelewają na postać drobnego lidera partii opozycyjnej?

0


Tak się zastanawiałem pomiędzy redagowaniem pracy magisterskiej, a kolacją, skąd się bierze ta powszechna i dzika niechęć Polaków (głównie niezaangażowanych publicznie, czerpiących wiedzę o świecie z pobieżnego przeglądnięcia wiadomości, niusów i nagłówków) do Jarosława Kaczyńskiego? Temat pewnie na większą rozprawkę, ale dzisiaj tylko kilka wolnych przemyśleń.

***

Fakt, osoba to szczególna, zdolna kumulować wokół siebie bardzo wiele negatywnych emocyj i konfliktować współpracowników. Skoro w skórę dostał „trzeci bliźniak” Ludwik Dorn, którego J. Kaczyński potrafił wystawić na publiczne obśmianie, wymierzając razy za jakoby nieopłacanie alimentów, to co dopiero mówić o osobach, które znajomość z Prezesem określają jako przelotną, krótkotrwałą, czy wybitnie zawodową? Przypominam sobie „casus Giertycha” (z nim to w ogóle jest sprawa nader ciekawa; z człowieka który z symbolu szkolnego zamordyzmu, wiochy i dzikiego nacjonalizmu stał się postacią cenioną za wybitną wiedzę prawniczą i kunszt w pracy mecenasa, z tej tylko przyczyny, że naopowiadał w którejś z rządowych stacji coś nieeleganckiego o Kaczyńskim – kuriozum godne pracy naukowej). Najpierw pod rękę robimy „konserwatywną rewolucję”, tylko po to, żeby po dwóch latach zbratać się z Sikorskim i wypowiadać się z pozycji zewnętrznego eksperta o sprawach bieżących, kąsając PiS raz za razem. Janusz Kaczmarek? Na dzień dobry „świetny kandydat na ministra”, który już w pół roku później „awansuje” na głowę spowijającego Polskę układu (co śmieszniejsze, zagnieżdżonego w rządowym gabinecie).

Dość prosto jest wyjaśnić wszystko za pomocą młócki niesprzyjających mediów, w których największym prostakom z ich podwórkowymi odzywkami udostępnia się mikrofon, tylko po to, by ostatecznie, ale to naprawdę ostatecznie skompromitowali Jarosława za (tutaj miejsce na ich reklamę). Tak jednak nie jest. Wydaje się, że ogromna połać kapitału negatywnego, która zablokowała prezesowi PiS drogę do prezydentury (i spowodowała porażkę z przeciwnikiem, z którym w normalnych warunkach nie przegrałby nikt) nie wzięła się z sufitu. Niemądre wypowiedzi, odpowiednio „przyozdabiane” przez dziennikarzy rzetelnych a’la Miecugow Grzegorz, utrwalają się jednak w ludzkich wyobrażeniach. A rzecz oczywista, że przeciętny obywatel (w przeciwieństwie do zaangażowanych blogerów salonu24) nie ma czasu rozbierać wszystkiego na drobne. Doprawdy, nie da się piramidalnymi sofizmatami tłumaczyć każdej bzdury popełnionej przez prezesa.

Do tego dochodzę nieudolne zazwyczaj próby tłumaczenia językowych wywijasów post factum. Jak ta, że nazywanie prezydenta Rzeczpospolitej per „pan Komorowski”, wynikała z tego, że jego zwycięstwo w wyborach spowodowane było oszukaniem wyborców co do jego rzeczywistych przedsięwzięć politycznych (sic!). Rozumiem żeby taki niezręczny tekst palnąć raz, no góra dwa razy. Ale żeby z ewidentnej przywary osobowościowej tworzyć sobie cnotę, na przekór odbiorowi wyborczemu i zdrowemu rozsądkowi? To doprawdy niewytłumaczalne. Z tych też przyczyn mam dość spory żal do Jarosława Kaczyńskiego. Nie, to nie żal. To wściekłość! Za to, że niekonsekwencją i trwaniem nieodparte przy swoim na to, żeby teraz w Pałacu Namiestnikowskim zasiadał człowiek, mający spory problem z sensowym złożeniem zdania.

***

Tak przedstawia się jedna strona społecznego zjawiska pn. wszyscy nienawidzimy Kaczyńskiego. Ale jest też druga. To tkwiąca gdzieś w środku przeciętnego nieskrajnego wyborcy opcji establishmentowych lub niezdecydowanego ułomność. A konkretnie, niechęć przed zdaniem sobie sprawy z powagi spraw z otaczającej rzeczywistości, połączona z brakiem przywiązania do wspólnoty. Miesza się to w takim uśrednionym obywatelu z centrum z chęcią oddalania od siebie przeświadczenia, że kilkuletnia fiesta, spowodowana unijnym strumieniem gotówki oraz swobodą zarobkowania i przemieszczania się w ramach UE nie jest dana raz na zawsze i wymaga pielęgnowania postaw obywatelskich, by przywileje te znaczyły tyle samo teraz co i w przyszłości. Ot, standardowa postawa niedojrzałego obywatela państwa stawiającego rację stanu sporo przed liberalnym kultem wolności obywatelskich.

Owszem, nie każdy w kraju jest skończonym idiotą (no może poza dość hałaśliwą grupką lemingów PO wypuszczanych przez prywatne uczelnie na rynek z poczuciem bezgranicznej wyższości nad „gorzej wykształconymi i starszymi”), aby z miłością i oddaniem popierać tuskowy gabinet. Podwyżki podatków bolą, benzyna i cukier w cenie wyższej niż u Niemców dają przecież przeciętnemu zjadaczowi chleba powód do przemyśleń (nawet niecelowych). Nikt też nie musi przekonywać specjalnie przeciętnego Kowalskiego, że „wyjaśnienie przyczyn katastrofy” rządowego tupolewa to coś innego niż przecwelenie i zmiażdżenie walcem atrybutów polskiej suwerenności, dokonane na rządzie Tuska przez Rosjan. Co zatem hamuje pikowanie PiS-u i samego Kaczyńskiego w sondażach ponad barierę 30%?

Oprócz wspominanego wcześniej oszukiwania Polaków przez samych siebie, narodowej przywary w postaci chronicznej nieodpowiedzialności obywateli, zaporowego ognia propagandy, uprawianej od lat przeszło dwudziestu „pedagogiki wstydu”, czynnikiem tym jest również… strach. Strach przed wzięciem odpowiedzialności za sprawy Rzeczpospolitej (i przeświadczenie, że nie jest ona Dobrem Wspólnym, tylko folwarkiem polityków). Strach przed konsekwencjami własnych wyborów, które co prawda pomogłyby w stworzeniu silnego, samorządnego i sprawiedliwego państwa, lecz wymagałyby również codziennego trudu, systematyczności i zmuszenie się do czegoś więcej, niż tylko wrzucenia karkówki na grilla. A przecież nic tak trafnie nie opisuje codziennej postawy Polaków, jak określenie „słomiany zapał”.

I jest to strach przed czymś jeszcze. Przed tym, że ten opluwany przez wszystkich i zewsząd niewielki człowiek, głoszący frazy o zagrożeniu suwerenności, silnej Polsce, niemiecko-rosyjskim kondominium, potrzebie walki z przestępczością i krucjacie sprawiedliwości; ten człowiek, którego medialnym symbolem stały się lżone i poniżane przed krzyżem staruszki – że ten człowiek, Ci ludzie z Krakowskiego Przedmieścia i ta wspólnota, która nie wierząc w urok wylewanych jak żółć łgarstw i nie bacząc na opresję ze strony „partii obywatelskiej” samoorganizuje się w stowarzyszenia i ruchy obywatelskie – że Ci wszyscy ludzie w rzeczywistości mogą mieć rację…

 

Powyższy artykuł powstał w czasie przesłuchiwania przez autora płyty zespołu Metallica pt. „Death Magnetic”.

0

sed3ak

o polityce (a reszta wyjdzie w praniu)

14 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758