Bez kategorii
Like

Czy „Unia Kapitału i Pracy” jest uczciwa intelektualnie?

03/07/2012
543 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Ja nie mam wątpliwości. A Wy?

0


 

Atrybuty „idealnego” polskiego przedsiębiorstwa w konkurencyjnej gospodarce rynkowej z pozycji zwolenników partnerskiego modelu stosunków przemysłowych.

 

         Pierwotnym moim zamiarem było postawienie problemu w kategoriach prognostycznej metody usprawniania organizacji i zaprezentowanie tzw. „typu idealnego” przedsiębiorstwa. Jak bowiem niektórzy starsi pamiętają, kiedyś mówiło się o dwóch fundamentalnych podejściach do restrukturyzacji przedsiębiorstw. W metodzie prognostycznej ( w odróżnieniu od metody diagnostycznej) nie wyszukiwało się słabych punktów istniejącego rozwiązania organizatorskiego aby próbować go usprawnić, lecz budowało się „typ idealny”, czyli takie rozwiązanie, które teoretycznie działałoby najsprawniej i przy najniższych kosztach. W kolejnych etapach dla tego „typu idealnego” próbowano zbudować rozwiązanie realizowalne prawnie i realizowalne technologicznie. Dowodzono, że takie podejście daje lepsze rezultaty.

        Próba mówienia o „typie idealnym” przedsiębiorstwa w konkurencyjnej gospodarce rynkowej spotkała się z totalnym niezrozumieniem podczas dyskusji blogerów pod stosowną notką na Nowym Ekranie. Próbowano to odnosić do konkretnych branż i konkretnych warunków działania. Nie wziąłem bowiem pod uwagę, że od początku lat 90-tych nikt już na poważnie nie zastanawiał się nad tym, jakie atrybuty powinno mieć przedsiębiorstwo, aby dawać sobie radę w gospodarce wolnorynkowej. Nikt nie zadawał sobie pytań jak takie przedsiębiorstwo powinno być zarządzane, jak kierowane, jak motywowane, jak finansowane. Zapanowała religia: przedsiębiorstwo ma być prywatne i to miało starczać za wszystko. Restrukturyzować oznaczało – sprzedać.

 

        Tak się złożyło, że w tym samym czasie nauki o organizacji i zarządzaniu dostały potężny cios ze strony… Chin. Otóż, jak rząd tego kraju w ramach rozsądnej polityki gospodarczej zaczął tworzyć tzw. „kompleksy dla markowych wytwórców”, z mądrych książek można było sobie urządzić ognisko w łazience. Modna stała się twórczość różnej maści amerykańskich łajdaków o tym, jak to łatwo można zostać miliarderem i że tym miliarderem może zostać każdy, jeśli tylko tego chce. Po co sobie zawracać głowę pracownikami i ich ciągle bolącymi plecami, jak można było pojechać do Chin. Tam się szło do stosownej agencji rządowej, ta pokazywała kilkadziesiąt lokalizacji tych „kompleksów” do wyboru. Otrzymywało się na starcie: potężną halę produkcyjną, potężny magazyn surowców, potężny magazyn wyrobów gotowych, potężny biurowiec, kilka potężnych hoteli robotniczych, stołówki, rampę kolejową, zjazd na autostradę. Po tygodniu finalizujemy rozmowy, dwa tygodnie starcza na instalowanie maszyn, w tym samym czasie zapełniają się hotele robotnicze ludźmi młodymi i zdrowymi, szkolimy załogę i w szóstym tygodniu schodzi pierwsza produkcja. Żaden, nawet największy profesor od organizacji i zarządzania z tym myśleniem nie wygra.

        Jednak przedsiębiorcy już zaczynają narzekać. Coraz trudniej znaleźć Chińczyka do produkcji poniżej 500 USD, a za inżyniera ze znajomością angielskiego już trzeba zapłacić minimum 3 tyś USD. Może więc nasz „profesor” ma jakieś szanse?….

 

Powróćmy zatem do atrybutów idealnego przedsiębiorstwa w konkurencyjnej gospodarce rynkowej w starym dobrym stylu.

 

        Czy tego chcemy czy nie, w naszych głowach siedzi taki doktrynalny zabobon o przedsiębiorstwie prywatnym i jego atrybutach czyniącym go sprawnym i efektywnym. Są nimi ponoć:

  • autonomia zewnętrzna właściciela – oznaczając brak bezpośredniej zależności od państwa lub innych nadrzędnych organów zarówno w sferze decyzji jak i oceny działalności,

  • zasada konkurencyjności – oznaczająca długookresową maksymalizację zysku z włożonego kapitału,

  • autonomia wewnętrzna właściciela – oznaczającej wyłączne stanowienie przez właścicieli kapitału lub osoby przez nich upoważnione (własność jest jedyną legitymacją władzy w przedsiębiorstwie).

        Nad zasadnością tych atrybutów nikt u nas nie dyskutuje. Przyjmuje się je jako niepodważalny dogmat. Zapominamy jednak, że jest tzw „typ idealny” przedsiębiorstwa, ale w konfliktowym modelu stosunków przemysłowych. Jeśli pojęcie „konfliktowego modelu stosunków przemysłowych” zamienimy „ultra liberalizmem” to wyjdzie na to samo.

Krytycy tego modelu zarzucają mu podstawowe wady:

  • jest to przedsiębiorstwo niezdolne do wyławiania z otoczenia biznesowego drobnych impulsów gospodarczych.

  • jest to przedsiębiorstwo, w którym nie może dojść do uruchomienia oddolnych interpersonalnych oddziaływań dyscyplinujących.

Słowem: takie przedsiębiorstwo nadaje się tylko do „przykręcania śrub”. No, w ten sposób można jeszcze zorganizować, hipermarket, szmateks i szrot.

        U podstaw takich zachowań leży konflikt interesów pomiędzy pracodawcami i pracobiorcami. Z racji ograniczeń czasowych pomińmy szczegółową argumentację, jak i praktykę, która systematycznie odchodzi od tych założeń doktrynalnych.

 

        Najlepiej chyba ideę przedsiębiorstwa w sytuacji obecnego rynku wymagającego szerokiego asortymentu wyrobów, krótkich cykli wdrożeniowych, wysokiej jakości i niskiej ceny, wyraził były minister gospodarki Włoch Bruno Lamborghini: „…przedsiębiorstwo na potrzeby rynku ma reagować całym swym organizmem a nie tylko przy pomocy swych wyspecjalizowanych służb…1

       Takie postawienie problemu otwiera dyskusję nad tym jak takie przedsiębiorstwo powinno być zarządzane, jak kierowane, jak zorganizowane, jak motywowane, jak finansowane.

 

        Podstawowym problemem jest wyeliminowanie wewnętrznego konfliktu i ocieplenie wizerunku przedsiębiorcy. Świat idzie w tym kierunku wprowadzając różne rozwiązania w zakresie partycypacji pracowniczej i demokracji przemysłowej. U nas panuje dogmat, i musimy coś z tym problemem zrobić. Przede wszystkim należy obalić mit głoszony przez zwolenników tzw. „wolnego rynku”, że to tylko od przedsiębiorcy zależy jaki model prowadzenia przedsiębiorstwa wybierze: konfliktowy, paternalistyczny czy partnerski. Przedsiębiorstwo, jakie by ono nie było: anonimowe (spółka) czy właścicielskie (prywatne), musi działać w określonym systemie prawnym i podatkowym. Musi być „umową nazwaną”, aby w sposób przejrzysty funkcjonowało zarówno w obrocie gospodarczym jak i obrocie prawnym.

        W Polsce istniało już kilka prób wyeliminowania konfliktu pomiędzy pracobiorcami i pracodawcami i utworzenia swoistej unii kapitału i pracy. Wartymi odnotowania są wysiłki prezydenta Ignacego Mościckiego utworzenia spółki pracowniczej „Wspólnota Interesów” na Śląsku. Warto nadmienić, że do idei własności pracowniczej prezydent Mościcki nabrał przekonania będąc w zarządzie pierwszej na ziemiach polskich spółki właścicielsko-pracowniczej Gazolina SA założonej przez Mariana Wieleżyńskiego w 1912 we Lwowie. Po wojnie wielkim zwolennikiem własności pracowniczej był minister Władysław Grabski i twarde stawianie sprawy własności pracowniczej podczas rozmów z rządem lubelskim zamknęło mu drogę do premierostwa z przyczyn doktrynalnych.

 

        Każdy pomysł ma swój czas. Należy zatem dać sobie odpowiedź na pytanie: czy obecny czas jest czasem dobrym na propagowanie idei unii kapitału i pracy? Odpowiedź to stanowcze: tak, tu i teraz.

        W Polsce nie udał się eksperyment ze spółkami managersko-pracowniczymi zaraz po transformacji ustrojowej, bo udać się nie mógł. Społeczeństwo nie zaakceptowało bowiem sytuacji, że oto w jednym momencie ktoś stawał się managerem a ktoś osobą dająca mu posłuch. Znikło odgórne namaszczenie. Obecnie mamy odmienną sytuacje i możemy skorzystać z luksusu tworzenia spółek właścicielsko-pracowniczych. Mamy już właścicieli nie tylko jako posiadaczy kapitału, ale jako posiadaczy systemu kompetencji i to jest właśnie ta podstawa na której powinniśmy budować.

        Co do szczegółów. Zamiast wartościować model zarządzania typu Montan-Mitbestimmung w stosunku do tego co obecnie mamy w Kodeksie Spółek, czy wykazywać przewagę ESOP (plan pracowniczych własności akcji) nad pracowniczym majątkiem produkcyjnym, przedstawię sytuację jaką mamy do rozwiązania. Chodzi o stworzenie prawa, które poniższy przypadek czyniłoby prawnie realizowalnym i to bez konieczności wydawania kroci na mecenasa, który zrobi jakąś „obejściówkę” prawną. :

 

– załóżmy że przedsiębiorca prowadzi działalność na małej podkarpackiej wsi i zatrudnia trzech pracowników, którzy są jego sąsiadami. Razem piją wódkę, razem chodzą na śluby i pogrzeby.

– pracownicy to golcy świeżo po szkołach, więc na wspólników się nie nadają a o biznesie mają blady pogląd lub nie mają go wcale,

– przedsiębiorca chcę pozbyć się problemu myślenia za nich, pilnowania, nadzorowania i popędzania do roboty

– przedsiębiorca podejmuje decyzję o uwłaszczeniu swych pracowników na majątku swej firmy czyli chce zrobić z nich w pewnym sensie współwłaścicieli, komunikuje im co następuje:

  • ja założyłem tę firmę i chcę mieć tu wyłączne prawo do zarządu, wy uzyskujecie prawo do informowania i konsultowania,

  • od dzisiaj sytuacja ekonomiczna przedsiębiorstwa będzie jawna. Proszę więc wybrać sobie męża zaufania, który pojedzie na przeszkolenie z rachunkowości i będzie miał wgląd do ksiąg. Nie może to być ktoś kto poleci na całą wieś i wypapla.

  • ja ustalam kto ile zarabia, przy czym mój dochód będzie ustalony na poziomie (dla przykładu) potrójnej średniej płacy u nas.

  • przyrost majątku firmy będzie kapitalizowany także na waszych kontach pracowniczych po zamknięciu bilansu z tym ograniczeniem, że będzie to dotyczyło tylko przyrostu majątku nie kupionego z moich środków własnych. To co kupię za swoje pieniądze, to moje. To co będzie z kredytu albo z zysku tym musimy się podzielić. Odpisy na pracowniczy majątek produkcyjny będą równe dla pracowników, przy czym ja biorę potrójną wartość z tego co wyjdzie do podziału

  • wypłata kwot majątku produkcyjnego może nastąpić jedynie w momencie odejścia pracownika z naszej firmy. Będę popierał odejścia "zorganizowanych grup" jeśli będą chcieli zachować dotychczasowe więzi produkcyjne (zamiana przedsiębiorstwa w klaster).

  • nie będą obowiązywały przepisy kodeksu pracy dotyczące płacy minimalnej.

  • w przypadku upadłości zakładu wszyscy ponosimy odpowiedzialność solidarnie.

proszę wybrać waszego męża zaufania, z którym dopracujemy szczegóły.

 

Podałem przykład najprostszy z możliwych. Chodzi o to. aby taka sytuacja była prawnie skuteczna także w przedsiębiorstwach anonimowych (spółkach).

 

        Można zadać pytanie: czy pozbycie się części „autonomii wewnętrznej” i rezygnacja z „zasady konkurencyjności” powinna się odbyć za darmo i tylko z dobrego serca? Odpowiadam – zdecydowanie NIE!

        Przedsiębiorcom wystarczą przedsiębiorstwa takie jakie są i po co mają sobie brać na głowę sytuację nieprzewidywalną. Celem działania przedsiębiorstwa nie jest zwiększanie bazy podatkowej. Jeśli państwo chce, aby te przedsiębiorstwa działamy efektywniej, dawały więcej zarobić swej załodze i powiększać wpływy budżetowe, to niech za to zapłaci! Jest rozwiązanie i to z tych, co to jednym strzałem ubija dwa zające.

 

        Otóż w koncepcji Nowej Architektury Finansowej jeszcze nie zamknięta jest sprawa sposobu „rozproszenia emisji”. Słusznie argumentuje Jacek Rossakiewicz, że emisja „pro publico bono” między innymi ma umożliwić przedsiębiorcom zapłatę za zwiększoną produkcję bez uciekania się do kosztownych kredytów bankowych. Dyskutujemy, kto ma być beneficjentem tej emisji: czy ma nią być budżet, czy obywatele w formie „dywidendy obywatelskiej”, czy ci, którzy do wzrostu PKB najwięcej w sensie realnym się przyczynili.

        Propagujący własność pracowniczą w formie ESOP Ronald Reagan, zwolnił przedsiębiorstwa z podatku dochodowego w takim procencie w jakim finansowane były z ESOP. My na ulgi podatkowe raczej nie mamy co liczyć. Będziemy jednak dysponowali kwotą około 30 mld zł rocznie emisji „pro publico bono”. Zadaję teraz pytanie: czy nie skierować tych kwot do przedsiębiorstw mających plany własności pracowniczej (będące spółkami właścicielsko-pracowniczymi) na dokapitalizowanie tych właśnie funduszy pracowniczych? Gospodarka uzyskałaby mocny impuls rozwojowy, najpierw po stronie podaży a sukcesywnie po stronie popytu.

 

        Za to "przeoranie" naszej świadomości warto zapłacić. „Unia kapitału i pracy” może stać się tym poszukiwanym spoiwem naszego społeczeństwa. Może i Polski przedsiębiorca zasłużyłby na odrobinę szacunku?…

 

        A konkretnie: ile kosztowałoby napisanie nowego rozdziału Kodeksu Spółek pod tytułem „Spółka właścicielsko-pracownicza” i skąd wziąć na to pieniądze?

 

Józef Kamycki – Rzeszów, lipiec 2012.

 

 

1Bruno Lamborghini – „Wpływ informacji i technologii informatycznej na strukturę firmy” – Informatyka 2/1989

0

nikander

Bardziej pragmatyczne niz rewolucyjne mysla wojowanie.

289 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758