POLSKA
Like

Czy rzeczywiście „chińska lokomotywa wypadła z torów”?

01/10/2021
569 Wyświetlenia
2 Komentarze
10 minut czytania
Czy rzeczywiście „chińska lokomotywa wypadła z torów”?

Andrzej Owsiński Czy rzeczywiście “chińska lokomotywa wypadła z torów”? Pod takim tytułem (bez znaku zapytania) ukazał się artykuł  sygnowany CATRW, stanowiący zbiór cytatów czy sentencji, pocieszający nas że nie taki diabeł chiński straszny. Zgadzam się całkowicie z listą kłopotów chińskich, a nawet sam jestem gotów kilka doliczyć, ale nie zmienia to w niczym stanu zagrożenia jakie niesie ze sobą ich ekspansjonizm. Dobrze jest przy tej okazji przypomnieć sobie (bo zapewne autor z racji wieku nie może pamiętać), że  w sytuacji pustych półek, braku mieszkań i wielu innych kłopotów stało nad Łabą 50 sowieckich dywizji i 25 tys. Czołgów, wywołując paniczny strach na zachodzie Europy, połączony z rozpaczliwym błaganiem o bolszewicką łaskawość. A nawet w wiele lat po śmierci Stalina, kiedy […]

0


Andrzej Owsiński

Czy rzeczywiście “chińska lokomotywa wypadła z torów”?

Pod takim tytułem (bez znaku zapytania) ukazał się artykuł  sygnowany CATRW, stanowiący zbiór cytatów czy sentencji, pocieszający nas że nie taki diabeł chiński straszny.

Zgadzam się całkowicie z listą kłopotów chińskich, a nawet sam jestem gotów kilka doliczyć, ale nie zmienia to w niczym stanu zagrożenia jakie niesie ze sobą ich ekspansjonizm.

Dobrze jest przy tej okazji przypomnieć sobie (bo zapewne autor z racji wieku nie może pamiętać), że  w sytuacji pustych półek, braku mieszkań i wielu innych kłopotów stało nad Łabą 50 sowieckich dywizji i 25 tys. Czołgów, wywołując paniczny strach na zachodzie Europy, połączony z rozpaczliwym błaganiem o bolszewicką łaskawość. A nawet w wiele lat po śmierci Stalina, kiedy już nie było 50, a tylko 25 dywizji na granicy NRD z RFN, to cały zachód z amerykańskim prezydentem Carterem biegł do Helsinek składać hołd Breżniewowi.

Wtedy bolszewikom po prostu nie opłacało się użyć tych dywizji, mając zapewnione dostawy amerykańskiego zboża po ulgowych cenach, ratującego przed buntami głodowymi w Sowietach, co wymawiał Amerykanom Sołżenicyn.

Dzisiaj w Chinach nie ma głodu, chociaż zapewne niedożywionych jest jeszcze sporo, natomiast jest satysfakcja z własnej potęgi, a także znaczącej poprawy poziomu bytu wielkiej liczby Chińczyków. Narastanie kłopotów, związanych z nierównomiernym wzrostem gospodarczym i rosnącym zadłużeniem, może powodować, podobnie jak u Hitlera, dążenie do likwidacji skutków przez wywołanie stanu wojny, licząc na to, że zdobycze wojenne wyrównają wszystkie niedostatki.

A zatem można z tej sytuacji wyciągnąć wnioski zgoła nie optymistyczne. Chiny pod rządami oligarchii, wywodzącej się z kompartii Mao, zostały potraktowane jak normalny kapitalistyczny partner handlowy. Tymczasem nie zamierzają one, a przynajmniej ich władze, wkraczać na drogę, którą przeszły Japonia, Korea płd. i Tajwan. Korzystają z dobrodziejstw ustroju kapitalistycznego na tyle, na ile jest im to potrzebne dla przyśpieszenia tempa rozwoju przemysłu i zbrojeń.

Podobieństwo do postawy Hitlera polega również na potrzebie “lebensraumu”, czyli powierzchni życiowej, co ma służyć jako pretekst do aneksji obcych ziem. Dla Chin taki obszar istnieje wyłącznie na sąsiadującej Syberii, stąd przypominają o “nierównych traktatach” carskiej Rosji z cesarstwem chińskim, w wyniku których Rosja zagarnęła 1,6 mln km2 ziem chińskich. Komunistyczne władze w Pekinie chętnie skorzystają z ewentualnych możliwości poszerzenia swoich wpływów w krajach azjatyckich, nawet sięgając daleko poza bezpośrednie sąsiedztwo. Zainteresowane są również umacnianiem chińskiej pozycji w Afryce.

Wszystko to nie są jednak obszary możliwości masowego osadnictwa przez ludność chińską i w ten sposób poszerzania granic Chin kontynentalnych. Zajmują one 9,6 mln km2, co przy ludności 1,4 mld daje 144 osoby na 1 km2, może być uznane za zbyt duże zagęszczenie, szczególnie w porównaniu z Syberią. Trzeba też mieć na uwadze istnienie wielomilionowych skupisk na obszarach intensywnej eksploatacji rolniczej i przemysłowej współczesnych Chin. Władającej nimi oligarchii nie chodzi zresztą wcale o troskę o poddaną ludność, ale o pretekst dla swojej zaborczości.

W tym świetle kłopoty z asymilacją zagarniętych ziem nie mogą być rozpatrywane na zasadzie kryteriów obowiązujących w zachodnim świecie. Problemy z Tybetańczykami, czy Ujgurami rozwiązywane są na “chińską modłę”, podobnie liczą na przyswojenie Hong Kongu, który jest im potrzebny dla przejęcia rynków zbytu. Nie liczą się też z ewentualnymi stratami na wypadek wojny, jak mi kiedyś powiedział spotkany na międzynarodowej konferencji chiński profesor, że nawet przy stracie połowy mieszkańców Chin, to i tak będą najliczniejszym narodem na świecie, bo przecież Hindusi to nie jeden naród.

Podejście do Chin na zasadzie przenoszenia doświadczeń ze świata innej kultury nie ma sensu, a nawet jest niebezpieczne, oznacza bowiem osłabienie czujności, a także możliwość działań ułatwiających umocnienie ich agresywnych sił. W pierwszej kolejności musi być pohamowana ekspansja gospodarcza Chin, co oznacza wymuszenie zrównoważenia obrotów i pomniejszenia możliwości akumulacyjnych chińskich kapitałów. Ale jest to tylko krok wstępny, musi za tym iść zdecydowany nacisk na zmianę stosunków wewnętrznych, a przede wszystkim obalenie komunistycznego reżymu.

O ile w Rosji ten cel był mocno eksponowany, o tyle w stosunku do reżymu chińskiego posługuje się ciągle taktyką udawania że wszystko jest w porządku i reżym może funkcjonować nie stanowiąc przeszkody we współpracy międzynarodowej. Polityczny aspekt sprawy chińskiej, jak dotąd w świadomości zdecydowanej większości rządów na świecie, nie istnieje. Dla chwilowego interesu handluje się najwyraźniej sznurkiem na którym będzie się powieszonym.

Popularne jest pocieszanie się przewagą militarną w stosunku do Chin, a to zarówno ze strony amerykańskiej jak i rosyjskiej. Wartość tej przewagi zależy od charakteru konfliktu zbrojnego, przy ewentualnej próbie opanowania Tajwanu amerykańska przewaga na morzu i w powietrzu jest w tej chwili bezsporna. Gorzej będzie z atakiem lądowym, np. użycia Korei płn. do inwazji Korei płd. Tu będzie znacznie trudniej się bronić, “ochotnicy chińscy” będą bowiem wyposażeni na miarę armii amerykańskiej, nie mówiąc już o przewadze ilościowej.

Mogą się również posłużyć “wariantem irańskim” pociągającym za sobą kraje islamskie, a szczególnie arabskie. Jest to jednak wariant o zupełnie innej skali, wymagający zaangażowania znacznie większych środków.

Najtrudniej jest jednak bronić się Rosji. Sama długość przeszło pięciotysięcznej w km. granicy stwarza dla obrońcy wielki problem z uwagi na niewątpliwą przewagę ilościową chińskiej armii. Pozostaje przewaga nuklearna, ale chyba wobec zardzewiałej broni stanowiącej spadek po Sowietach nawet i w tym względzie przewaga nie jest pewna.

Ponadto wrażliwość Rosji na atak, względnie kontratak nuklearny jest zbyt duża żeby ryzykować jego użycie. Chińczycy zaś nie muszą, mogą zawsze liczyć na przewagę liczebną w broniach konwencjonalnych i znacznie silniejsze zaplecze.

Gradacja stopnia zagrożenia jest taka, że Rosja znajduje się w najgorszej sytuacji, wielokrotnie większej aniżeli interesy amerykańskie. Można zresztą liczyć na to że przy obecnym tempie wynajdywania coraz to nowych środków prowadzenia wojny, taką przewagę można zniwelować.

Problem leży w tym kto będzie szybszy, jak na razie Chińczycy jeszcze ustępują, ale przy ich tempie rozwoju i posiadanych zasobach mogą wkrótce wyprzedzić zachód.

Przed nami ciągle pytanie, nie tylko bez odpowiedzi, ale nawet bez podjęcia poważnej dyskusji nad przewidywanym rozwojem sytuacji i naszego miejsca. Jak na razie wszystko zmierza do realizacji orwellowskiej fantazji świata trzech mocarstw, co niesie ze sobą bardzo złe perspektywy dla krajów takich jak Polska.

Możemy się jednak przed tym bronić budując naszą, autonomiczną pozycję materialną, a przede wszystkim – moralną. Niestety, powszechnym wzorem mamy tendencję do gubienia się w drugorzędnych przepychankach, dając się wodzić za nos cynicznym rozgrywaczom, wpychającym nas specjalnie w bagno, z którego nie bylibyśmy w stanie się wyrwać.

Żeby te zamiary unicestwić musimy zacząć nazywać rzeczy po imieniu, a nie powtarzać sloganów brukselskiej nowomowy, przejętej zresztą w dużej mierze z arsenału bolszewickiego.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758