POLSKA
Like

Czy dojdzie do wznowienia postępowania lustracyjnego wobec Krzysztofa Hollendra – do niedawna czołowej postaci ruchu Kukiza

27/07/2019
1867 Wyświetlenia
2 Komentarze
43 minut czytania
no-cover

Jeszcze niedawno „mąż zaufania” Kukiza, dziś „pełnomocnik Bezpartyjnych Samorządowców na województwo małopolskie”, wczoraj KO SB „LOTNIK”

0


Absurdy procesów lustracyjnych w RP

Zawsze po prawej stronie, zawsze w pozie wielkiego patrioty… Gdy zaczęła działać Prawica Rzeczypospolitej, był jednym z istotnych jej działaczy. Gdy powstał ruch Kukiza stał się jego „mężem zaufania”. Gdy w wyborach do PE wzięła udział Polska Fair Play Gwiazdowskiego był w gronie jego  współpracowników. Teraz przedstawia się jako „pełnomocnik Bezpartyjnych Samorządowców na Małopolskę”. Postępowanie lustracyjne w jego przypadku, pokazuje jak absurdalny charakter ma ustawa lustracyjna, która daje sądowi nieograniczone możliwości jej interpretacji.

nr 1– Marek Jurek, Krzysztof Hollender i Paweł Kukiz, fot. FB

nr 2– Robert Gwiazdowski i Krzysztof Hollender, fot. FB

 

Po prawicy latający Holender

Gdy Okręgowa Komisja Wyborcza w Krakowie uchwałą z dnia 3 czerwca 2009 roku skreśliła go z listy wyborczej Prawicy Rzeczypospolitej do PE „wobec utraty prawa wybieralności”, zdziwiło to nieco jego kolegów partyjnych, gdyż przecież już jesienią 2007 roku startował do Sejmu z listy LPR. Mimo wielkich ambicji start ten zakończył się dla niego kompromitacją. Głosowało na niego tylko 117 osób. Jeszcze gorzej wypadł w 2014, gdy kandydował do rady gminy Gorlice. Na swoim podwórku uzyskał wówczas poparcie zaledwie 26 osób. Mimo to pretendował zawsze do roli „rozgrywającego” polityka prawej strony sceny politycznej w południowej Małopolsce. W 2011 prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie sfałszowanych podpisów na listach komitetu wyborczego, którego był pełnomocnikiem. – patrz: https://gazetakrakowska.pl/nowy-sacz-falszywe-podpisy-na-listach-po-i-prawicy/ar/447942?fbclid=IwAR2guwtMfNKA2ZziBfHC7IIJi0-pilLIU0IeIfJb0w7uWK6eYeyWNzK_sZs

 

Holender czy Hollender?

We wcześniejszych wyborach startował pod nazwiskiem Holender, a później jako Hollender (przez dwa l). Niezrozumiałym wydać się mogło również i to, że w Internecie – nie wiedzieć czemu –  pojawiło się „Zaświadczenie” z dnia 5 kwietnia 2007, wydane przez IPN na wniosek samego Holendra (przez jedno l), iż jego dane osobowe nie są tożsame z danymi w katalogu IPN udostępnionym od dnia 26 listopada 2004 r.” – patrz:  https://bip.ipn.gov.pl/bip/zaswiadczenia/294,Holender-Krzysztof-ur-15011954-r.html

Można było odnieść wrażenie, iż Holender chce przed wyborami parlamentarnymi wykazać, że nie ma go na liście współpracowników komunistycznych służb specjalnych. Tymczasem zaświadczenie z IPN, którym wymachiwał „prawicowiec” z Gorlic, wcale tego nie udowadniało. Instytut Pamięci Narodowej wydał później oświadczenie, że takie pismo wcale nie świadczy o tym, iż ktoś był lub nie był współpracownikiem SB i „nie odnosi się do całości zasobu archiwalnego IPN, lecz wyłącznie do ww. katalogu”. W praktyce oznaczało tylko, że danego nazwiska nie było na „liście Wildsteina”. Holender zaczął się więc tłumaczyć, zanim go ktokolwiek o cokolwiek obwinił. – patrz: https://www.tysol.pl/a26325-IPN-o-zaswiadczeniach-ws-braku-wspolpracy-z-bezpieka-Prof-Cenckiewicz-Hej-komuszki-koniec-z-ta-hucpa

nr 3 – Krzysztof Hollender vel Holender, ur. w 1954, zamieszkały w Gorlicach, fot. BSM

 

Prokurator IPN oskarża Holendra o kłamstwo lustracyjne

Gdy IPN przeanalizował oświadczenie lustracyjne Krzysztofa Holendra (przez jedno l) z 21 września 2007 roku, złożone w związku z jego udziałem w wyborach do Sejmu, doszedł do wniosku, iż należy w tym przypadku skierować do sądu wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego „wobec uznania, że zachodzi wątpliwość co do zgodności z prawdą analizowanego oświadczenia”.

Należy zwrócić uwagę na wyjątkowo opóźnioną reakcję IPN na podejrzane oświadczenie lustracyjne. Holender został wezwany do złożenia wyjaśnień dopiero 2 czerwca 2009 roku, czyli prawie dwa lata po złożeniu kwestionowanego przez IPN oświadczenia lustracyjnego! Przypomnijmy, że dzień później PKW skreśliła go z listy wyborczej do PE. Dodać należy, że Holender składając wówczas wyjaśnienia, sam przyznał, że starał się wcześniej o status pokrzywdzonego przez SB, ale IPN odmówił mu tego. Holender zaprzeczył, aby kiedykolwiek współpracował z SB, a część informacji wynikających ze zgromadzonych w archiwum IPN dokumentów pod sygnaturą  IPN Kr 0032 / 1027, świadczących o jego współpracy z SB, uznał za nieprawdziwe.

IPN nie dał wiary Holendrowi, zaś prokurator Oddziałowego Biura Lustracyjnego IPN w Krakowie, Piotr Stawowy skierował do sądu wniosek o wszczęcie postępowania lustracyjnego, zarzucając Holendrowi, że praktycznie od początku 1982 roku do połowy 1983 roku współpracował z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa. Sąd  Okręgowy w Nowym Sączu przychylił się do tego wniosku 23 października 2009 roku (sygnatura sprawy:  II K 54/09).

 

Kontakt Operacyjny SB o pseudonimie „LOTNIK”

Prokurator Stawowy na podstawie zgromadzonych w IPN dokumentów (sygnatura IPN Kr 0032 / 1027) stwierdził, iż Krzysztof Holender, technik mechanik, który był działaczem „Solidarności” w Fabryce Maszyn Wiertniczych i Górniczych „Glinik” w Gorlicach i został internowany 13 grudnia 1981 roku w ośrodku w Załężu, spotkał się tam z kapitanem SB Andrzejem Szczepańskim już 8 stycznia 1982 roku i przekazał mu m.in. swoje oceny dotyczące organizacji partyjnej w „Gliniku”, działalności w NSZZ „Solidarność, sposobu pozyskiwania „materiałów propagandowych” przez zakładową organizację tego związku zawodowego. Doniósł wówczas esbekowi o rzekomych nadużyciach człowieka o nazwisku Bogusław Dętkoś oraz jego rzekomych, niezgodnych z prawem powiązaniach z prokuratorem Miareckim, a także o „nadużyciach”, jakich miał się dopuścić niejaki Wojtasiewicz, o których rzekomo miał wiedzieć sekretarz zakładowej organizacji partyjnej Rak.

Holender sam poprosił o kolejne spotkanie z tym samym oficerem SB. Doszło ono do skutku  16 lutego 1982 roku. Wówczas dzisiejszy działacz prawicowych organizacji napisał własnoręcznie „lojalkę”, o następującej treści (patrz:  nr 4):

„Oświadczam, że byłem i jestem lojalnym obywatelem PRL, przestrzegającym zasady ustrojowe i porządek prawny Polski Ludowej. Stwierdzam, że uznaję zapisaną w Konstytucji naszego państwa kierowniczą rolę PZPR, we wszelkich dziedzinach politycznych, gospodarczych i społecznych Polski. Stwierdzam, że w całej rozciągłości będę przestrzegać praw stanu wojennego w Polsce oraz innych norm prawnych obowiązujących na terenie PRL. Oświadczam, że nie będę podejmować żadnych działań organizacyjnych, inspirujących czy innych, które mogłyby doprowadzić do naruszenia w jakiejkolwiek formie porządku polityczno-prawnego w Polsce Ludowej. Krzysztof Holender”.

nr 4 – „Lojalka” Holendra z 16 lutego 1982

 

Jedna z ważniejszych dzisiaj postaci Prawicy Rzeczypospolitej, Kukiza’15, Polski Fair Play czy Bezpartyjnych Samorządowców sporządziła wówczas także informację o swoich działaniach w NSZZ „Solidarność”, przekazując esbekowi dane dotyczące powielania i kolportażu na terenie zakładu „Glinik” informacji związkowych, dane na temat działających komisji związkowych i zakresu ich zainteresowań, w tym np. komisji kontrolującej premie wdrożeniowe w „Gliniku” czy związkowej okręgowej komisji wyborczej.

W czasie następnego spotkania z kapitanem SB Andrzejem Szczepańskim 4 marca 1982 roku  Krzysztof Holender przekazał mu dalsze informacje na temat swej NSZZ „Solidarność”, w tym dotyczące działań okręgowej komisji wyborczej nr XI w Gorlicach w czasie wyborów delegatów „Solidarności” w lipcu 1981 roku, a zwłaszcza zasad działania organów wyborczych związku i obowiązującego przy okazji wyboru obiegu dokumentów. Co więcej, Holender wyraził chęć „udzielania pomocy SB” „w każdej chwili w ramach lojalnej pomocy obywatelskiej”!

Wobec tej gotowości Holendra do współpracy z SB, dalsze z nim spotkania przekazano do realizacji esbekowi z Wydziału V Komendy Wojewódzkiej MO w Nowym Sączu, podporucznikowi Janowi Gudyce, który odpowiadał w lokalnej SB za „ochronę i zabezpieczenie” zakładu „Glinik”. 14 marca 1982 esbek przeprowadził z Holendrem rozmowę pozyskaniową, w wyniku której prezentujący się dzisiaj jako wyjątkowy polski patriota Krzysztof Holender wyraził zgodę na podjęcie tajnej współpracy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa, podpisując stosowne zobowiązanie i obierając sobie pseudonim „LOTNIK”. Oto treść tego zobowiązania (patrz: nr 5) :

„Krzysztof Holender. Załęże 14.03.82. Oświadczenie. Ja niżej podpisany zobowiązuję się do udzielania pomocy oficerowi SB w ujawnianiu nieprawidłowości na terenie FMWiG Glinik w Gorlicach. Powyższy fakt będę traktował jako prawnie chronioną tajemnicę i nie ujawniał przed osobami trzecimi. Informacje będę firmował pseudonimem „Lotnik”. Holender”

nr 5 – Własnoręcznie napisane zobowiązanie Holendra do współpracy z SB

 

W trakcie tego spotkania oficer SB przeprowadził instruktaż nowo pozyskanego „źródła informacji”, który dotyczył głównie zasad tajnej współpracy z komunistyczną Służba Bezpieczeństwa. Później „Lotnik” donosił o rzekomym przywłaszczeniu sobie pieniędzy z funduszu nagród przez szefa produkcji „Glinika” inżyniera Budnioka, o rzekomych „przekrętach”  dyrektora „Glinika” Chmury, które miały polegać na nabyciu mebli po zaniżonej cenie. 9 dni po tych donosach na kolegów z pracy Holender (jak można przypuszczać „w nagrodę”) mógł wyjść na wolność z ośrodka  dla internowanych w Załężu. Przed zwolnieniem, 23 marca podczas rozmowy z kapitanem SB Andrzejem Szczepańskim, Holender „zobowiązał się do przestrzegania napisanych przez siebie dokumentów”.

Już po powrocie do miejsca zamieszkania, 1 kwietnia 1982 spotkał się ze swoim oficerem prowadzącym, podporucznikiem Janem Gudyką, kiedy to opisał nastroje „wśród byłych działaczy ‘Solidarności’ oraz byłych internowanych” z terenu Gorlic. Potwierdził także wolę współpracy z SB, zaś esbek przeprowadził wówczas szkolenie dotyczące przeniknięcia do środowiska opozycyjnych działaczy „Solidarności” oraz omówił z Holendrem „zasady konspiracji”. Esbek „zadaniował” go i ustalił z nim termin kolejnego spotkania.

21 kwietnia 1982 roku podporucznik Gudyka złożył wniosek o zarejestrowanie Krzysztofa Holendra w kategorii Kontaktu Operacyjnego SB i „Lotnik” został faktycznie zarejestrowany w tej kategorii źródła informacji w dzienniku rejestracyjnym KW MO w Nowym Sączu pod numerem 6900 (k. 31-33).

W raporcie esbeka o nazwisku Maziarz z 9 sierpnia 1982 roku z kolejnej rozmowy czytamy, że Holender „żałuje utraty wpływu na bieg wydarzeń w ‘Gliniku’. Przedstawił propozycję wspólnego spotkania byłych etatowych prac. ‘Solidarności’, gdzie doszłoby do uzgodnienia wspólnego działania, jego zdaniem działacze mogliby dać gwarancję i umożliwić SB kontrolę poczynań związku, aby nie prowadził działalności politycznej…”.  Jak więc widać, Holender sam wykazywał inicjatywę w procesie neutralizacji związku! –  patrz  nr 6

nr 6 – Raport podporucznika  Maziarza ze spotkania z „LOTNIKIEM”

 

4 lipca 1983 roku podporucznik Gudyka złożył wniosek o przekazanie materiałów KO „Lotnik” do archiwum, gdyż Holender przestał pracować w zakładzie „Glinik” i stał się tym samym mało użyteczny dla SB. Ostatecznie materiały te przekazano do archiwum 5 października 1983 roku. Na wszelki wypadek do 1988 roku  Holender poddawany był inwigilacji przez SB.

Mimo, że Krzysztof Holender zaprzeczał, by kiedykolwiek współpracował z SB, np. by przekazywał esbekom informacje, o których była tutaj mowa, prokurator IPN Piotr Stawowy pisze: „Zebrane w sprawie dowody nie pozostawiają żadnych wątpliwości, iż w okresie od 16.02.1982 r. do 01.04.1982 r. Krzysztof Holender podjął czynną współpracę z SB w charakterze tajnego źródła informacji. Odmienne wyjaśnienia Krzysztofa Holendra w świetle treści dokumentów teczki KO „Lotnik”, dokumentów ewidencyjnych oraz zeznań świadków (oficerów SB, przyp. autora) Andrzeja Szczepańskiego, Jana Gudyki i Andrzeja Maziarza, na wiarę nie zasługują. (…) Zachowanie Krzysztofa Holendra nosiło zatem wszelkie cechy tajnej i świadomej współpracy (udzielenia pomocy w operacyjnym zdobywaniu informacji) ze Służbą Bezpieczeństwa, a złożone przezeń oświadczenie lustracyjne było nieprawdziwe”.  (patrz materiały z postępowania lustracyjnego w archiwum IPN, sygnatura IPN Kr 628 / 5/6/7/8).

 

Etyczny aspekt sprawy Holendra

Gdybyśmy nawet wzięli w nawias postępowanie lustracyjne i odpowiedź na pytanie, czy Holender był czy nie był faktycznie formalnym współpracownikiem SB w świetle obowiązującej w Polsce, absurdalnej ustawy lustracyjnej i kuriozalnej definicji współpracownika komunistycznych służb specjalnych, która daje sądowi prawie nieograniczone możliwości interpretacyjne (o tym będzie mowa później), warto zwrócić uwagę na etyczny aspekt opisywanej tu sprawy.

Zaledwie 3 dni po internowaniu w Załężu – jak czytamy w „Notatce służbowej z rozmowy z internowanym” – autorstwa kapitana SB Szczepańskiego – Holender sam „ …zwrócił się z prośbą o dodatkowe przeprowadzenie z nim rozmowy przez przedstawiciela SB… Z własnej inicjatywy podjął temat swojej działalności w ‘Solidarności’, wyrażając chęć i gotowość napisania oświadczenia o lojalności…” (patrz: materiały IPN, sygnatura: IPN Kr 0032 / 1027).

Już 15 grudnia 1981 z ośrodka dla internowanych działaczy „Solidarności” w Załężu Krzysztof Holender z własnej inicjatywy napisał list do ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka, w którym czytamy m.in.:

„ Oświadczam, że … jako obywatel Polski Ludowej nigdy nie podważałem ustroju socjalistycznego ani sojuszy PRL.  (…) Nie zrozumiałym (pisownia oryginalna, przyp. autora)  jest fakt, iż moja osoba może zagrażać bezpieczeństwu naszego kraju. (…) Zwracam się z uprzejmą prośbą o ponowne rozpatrzenie mej szkodliwości dla losu ojczyzny i cofnięcie wcześniej podjętej decyzji za co z góry dziękuję. Krzysztof Holender.” – patrz nr 7

nr 7 –  List Holendra do szefa MSW

 

Z dokumentów zgromadzonych w IPN wynika, iż także na wolności Holender sam „wyraził chęć skontaktowania się ponownie” z oficerem SB, podał dobrowolnie swój numer telefonu, „oświadczając, że oczekuje na dalszy kontakt” z esbekiem. W raportach esbeckich znajdujemy taką oto charakterystykę Holendra: „niezrównoważony emocjonalnie, krzykliwy, agresywny… Lubi być słuchany, jest wrażliwy na komplementy…”.  Według instrukcji służb specjalnych – bardzo dobry materiał na kapusia.

Holender w czasie sądowego postępowania lustracyjnego sam przyznaje, iż w lipcu lub sierpniu 1982 roku „przy okazji dokonywania zakupu samochodu w ówczesnym PEWEXIE” spotkał jednego z oficerów SB o nazwisku Maziarz. Jak to było możliwe, że 28-letni technik mechanik Holender mógł pozwolić sobie na zakup nowego samochodu za dolary w PEWEXIE? Przeciętny pracownik musiałby w PRL-u odkładać całą swoją wypłatę przez ok. 8 lat, by zakupić taki samochód.

Z innego raportu SB dowiadujemy się, że Holender „buduje willę jednorodzinną, ma duże kłopoty z zakupem materiałów budowlanych – szczególnie cegły. Szuka kogoś, kto udzieliłby mu protekcji przy zakupie budólca (pisownia oryginalna z błędem)”. Dla SB była to oczywiście dobra wiadomość. Jakim cudem dwudziestokilkuletni technik mechanik budował dom, na który przeciętny pracownik w PRL-u musiałby pracować ok. 40 lat!? Holender od roku 1977 pracował w Fabryce Maszyn Wiertniczych i Górniczych „Glinik” w Gorlicach na stanowisku kontrolera jakości wyrobów, referenta do spraw technicznych, zaś 13 października 1981 roku dyrektor fabryki przeniósł go na stanowisko zastępcy kierownika hotelu robotniczego, gdzie – jak sam przyznaje – miał znacznie większe możliwości pozyskiwania informacji. Wcześniej, bo 15 września 1981 roku oficer SB Krzysztof Pietryka przeprowadził z Holendrem rozmowę operacyjną, podczas której zachęcał późniejszego „Lotnika” do „wskazywania konkretnych przypadków łamania prawa”. Esbek już wówczas zauważył w swym raporcie możliwość „dalszego kontaktu operacyjnego”.

Dodać w tym miejscu należy, iż już w latach 70-tych dzisiejszy „wybitny” działacz prawicy małopolskiej był aktywnym członkiem Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej oraz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Z dokumentów w IPN dowiadujemy się, że Holender „opuścił szeregi” partii komunistycznej, gdyż „do władz PZPR w zakładzie zostali wybrani niewłaściwi ludzie” (sic!).

Składając zeznania Holender z rozbrajającą wprost szczerością mówi: „ … miałem dostęp do szeregu informacji, bo wiele różnych osób zamieszkiwało w hotelu (w którym Holender był zastępcą kierownika, przyp. autora), co dawało mi dostęp do różnych informacji. (…) Zdanie o zachowaniu udzielanych informacji w tajemnicy zapisałem pod dyktando oficera SB. Było to dla mnie wówczas i jest dzisiaj zrozumiałe. Jeżeli miałem składać zawiadomienia o przestępstwach, to musiało to być chronione tajemnicą, aby działanie było skuteczne.” Dalej Holender przyznaje, że podpisał zobowiązanie do współpracy, gdyż „zależało (mu) bardzo na szybkim wyjściu z więzienia”. (patrz: IPN Kr 628 / 5 / 6 / 7 / 8).

Holender posunął się w swoich pokrętnych zeznaniach nawet do tego, iż starał się wmówić sądowi, iż część dokumentów świadczących o jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, znalazła się w jej posiadaniu w wyniku włamania i kradzieży tych materiałów z hotelu, w którym pracował, czemu sąd oczywiście nie dał wiary.

Dzisiaj Krzysztof Hollender (już przez dwa l) pretenduje do roli autorytetu moralnego i sztandarowej postaci prawicy w Małopolsce.

 

Zdumiewające orzeczenie sądu w Nowym Sączu

Mimo niezbitych dowodów na współpracę Holendra z SB, przedstawionych przez prokuratora IPN Piotra Stawowego, Sąd Okręgowy w Nowym Sączu w składzie Jacek Gacek, Jacek Polański i Paweł Gnutek wydał 23 grudnia 2009 roku orzeczenie (sygnatura akt II K 54 / 09) , w którym stwierdził „że Krzysztof Holender złożył w dniu 21 września 2007 roku oświadczenie lustracyjne zgodne z prawdą…”

Kuriozalnie brzmi uzasadnienie tego orzeczenia: „ …w podpisanym przez Krzysztofa Holendra oświadczeniu lustracyjnym zawarte jest stwierdzenie, że lustrowany nie był współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa cyt. ‘w rozumieniu art. 3a powołanej ustawy’ (k.1), czyli ustawy lustracyjnej. Wiarygodność wyjaśnień Krzysztofa Holendra w tym zakresie musiała zostać zatem oceniona przez pryzmat spełnienia znamion art. 3a ustawy z dnia 18 października 2006 roku, a nie przy wykorzystaniu potocznego pojęcia ‘współpracy’.”

Można zatem rozumieć orzeczenie sądu w ten sposób, że Holender jednocześnie nie był i był współpracownikiem SB – nie był nim w rozumieniu ustawy lustracyjnej, był zaś nim w potocznym rozumieniu słowa „współpraca” (sic!), gdyż – jak uzasadnia sąd „Ustawodawca zbudował definicję, która ustawowe pojęcie ‘współpraca’ określiła poprzez zawężenie pojęcia używanego potocznie”. Zdaniem sądu, by zarzucić komuś współpracę z SB, musi ona mieć charakter czynności powtarzalnej, jednorazowa współpraca z SB, nie jest współpraca w rozumieniu ustawy lustracyjnej, zdaniem sądu w Nowym Sączu, który uznał (nie wiadomo dlaczego?), że Holender nie współpracował z SB wielokrotnie. Sąd uznał także, iż donosy Holendra na kierownictwo jego zakładu czy władze PZPR w jego fabryce nie sprawiają, że był współpracownikiem SB. Zdaniem sądu jedynie donosy na opozycję czyniły z kogoś kapusia.

Sąd nowosądecki powołał się na definicję współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi, sformułowaną przez Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z dnia 11 maja 2007 roku (sygn. OTK-A 2007/5/48). Definicja ta wykazuje pięć cech:

  • Współpraca ta musiała polegać na kontaktach z organami bezpieczeństwa, w wyniku których współpracownik przekazywał im informacje.
  • Współpraca ta musiała mieć charakter świadomy, czyli współpracownik musiał zdawać sobie sprawę, że ma kontakt z przedstawicielami jednej ze służ specjalnych.
  • Współpraca musiała być tajna, czyli współpracownik musiał wiedzieć, że fakt nawiązania współpracy ma pozostać tajemnicą w szczególności wobec tych, na których donosił.
  • Współpraca musiała wiązać się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez służby.
  • Współpraca nie mogła ograniczyć się do samej deklaracji woli, lecz musiała być faktycznym działaniem w celu jej realizacji.

Zdaniem sądu współpracy Holendra z SB nie można nazwać współpracą w rozumieniu ustawy lustracyjnej, gdyż „Holender nie przekazał przedstawicielom Służby Bezpieczeństwa żadnej informacji użytecznej dla tej służby. (…) Zdaniem Sądu czwarty element definicji pojęcia ‘współpracy’ nie został w niniejszej sprawie spełniony”. Sąd uznał także, iż „Krzysztof Holender nie wyczerpał swoim zachowaniem piątego elementu wskazanej definicji…. Współpraca, do której zobowiązał się Krzysztof Holender ograniczyła się w zasadzie do samej deklaracji woli. Po podjęciu zobowiązania nie uległa materializacji w postaci przekazywania informacji użytecznych dla służby.”

Jeszcze bardziej kuriozalne jest powołanie się w uzasadnieniu swego orzeczenia na preambułę w/w ustawy lustracyjnej. Sąd uznał, że „nie ma podstaw do eliminowania go (Krzysztofa Holendra) z życia publicznego, gdyż „Celem ustawy lustracyjnej było zapewnienie obsady stanowisk wymagających zaufania publicznego przez osoby, które dawały w przeszłości gwarancję najwyższej próby cnót: uczciwości, szlachetności, poczucia odpowiedzialności za własne słowa i czyny, odwagi cywilnej i prawości”. Zatem sąd w Nowym Sączu uznał, iż Krzysztof Holender to człowiek prawy, uczciwy, szlachetny, odważny. (sic!)

 

Apelacja prokuratora IPN

Było oczywistym, iż prokurator Piotr Stawowy zaskarży niezrozumiałe orzeczenie sądu pierwszej instancji. 2 lutego 2010 do Sądu Apelacyjnego w Krakowie wpłynęła faktycznie apelacja, w której prokurator zarzucił sądowi w Nowym Sączu „obrazę przepisów prawa materialnego” i „naruszenie przepisów postępowania, które miało wpływ na treść orzeczenia”.

Prokurator zauważył, iż obowiązująca definicja „współpracy” ze służbami specjalnymi PRL-u nie wyklucza wcale jednorazowej współpracy, a „powtarzalność działań nie stanowi cechy koniecznej” współpracy. Kapuś mógł przecież przekazać tylko jeden raz istotna dla SB informację i to, że zrobił to tylko jeden raz nie może oznaczać, że nie był współpracownikiem SB, zaś „Preambuła ustawy (lustracyjnej) nie jest źródłem prawa”. Nie można dzielić kapusiów – jak chciał tego sąd w Nowym Sączu – na „dobrych” i „złych”. To że Holender donosił na dyrektora zakładu czy członków władz PZPR w jego fabryce nie czyni go „dopuszczalnym”  czy „dobrym” współpracownikiem SB. Był nim wówczas, tak jak i wtedy, gdy przekazywał SB informacje na temat „Solidarności”.

Prokurator zauważa także, iż „ … sam fakt rejestracji (jako TW czy KO SB) nie stanowi koniecznej przesłanki przyjęcia, iż był on (Holender) tajnym informatorem”. Sąd w Nowym Sączu argumentował bowiem, że w okresie formalnej rejestracji Holendra jako KO „Lotnik” nie przekazywał on SB użytecznych dla nie informacji. Robił to jednak przed formalną rejestracją. Prokurator przypomniał, że „istniała duża grupa szczególnie cennych współpracowników, którzy w ogóle nie byli zarejestrowani w ewidencji organów bezpieczeństwa państwa”. Takie rozumienie pojęcia „współpracownik” potwierdzają także orzeczenia Sądu Najwyższego z 3.11.2004 oraz 20.10.2003 i 5.10.2000.

„Szkodliwość donosów dla określonej osoby lub osób, co wielokrotnie podkreślano w orzecznictwie, nie jest przesłanką kwalifikującą zachowanie z art. 3a ust. 1 ustawy lustracyjnej”. – pisze prokurator. Jak bowiem można dowieść, że donosy Holendra komuś faktycznie zaszkodziły i czy były naprawdę użyteczne dla SB. Istotnym jest sam fakt, ze Holender donosił. Nie jest prawdą, jak twierdzi sąd w Nowym Sączu, iż kontakty Holendra z SB nie wiązały się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez esbeków. Przecież „grupa funkcjonariuszy SB, działająca na terenie ośrodka (dla internowanych) prowadziła działania ściśle operacyjne, których częścią z pewnością było również pozyskiwanie informacji”. – zauważa słusznie prokurator. Tak więc spełniony jest warunek numer 4 definicji współpracy.

Także twierdzenie, iż nie została spełniona piąta przesłanka z w/w definicji współpracy, nie jest zdaniem prokuratora uprawnione, gdyż doszło do materializacji współpracy i Holender faktycznie przekazał sporo informacji SB zarówno przed jak i po zarejestrowaniu go jako KO „Lotnik”. Sam moment rejestracji, jak już było powiedziane, nie ma znaczenia dla sprawy. Nie jest argumentem to, że informacje przekazane przez Holendra SB nie były oryginalne, nie znane wcześniej SB. Służba Bezpieczeństwa sprawdzała wiarygodność każdej informacji i dlatego nawet te donosy, które zawierały znane SB fakty, były dla niej użyteczne. Informacja na pozór nieistotna i znana już SB „miała swoje znaczenie dla wyrobienia sobie przez SB poglądów dotyczących nastrojów i preferencji społeczności na danym terenie…”

Prokurator zarzucił też sądowi w Nowym Sączu, iż zignorował zeznania świadków, byłych  oficerów SB, którzy wypowiadali się na temat użyteczności operacyjnej przekazanych im  przez Holendra informacji. Nie jest prawdą – zdaniem prokuratora – twierdzenie sądu, iż Holender „podpisując zobowiązanie do współpracy nie podejmował swobodnej i w pełni suwerennej decyzji woli”. Przecież większość internowanych nie podpisała „lojalki”. Holender nie tylko ją podpisał dobrowolnie, ale nawet wcześniej napisał z własnej woli list do Kiszczaka, gdyż chciał zostać zwolniony z ośrodka dla internowanych. To ci, którzy nie podpisali „lojalki” i zobowiązania do współpracy zasługują na miano ludzi odważnych, prawych, uczciwych, a nie – jak chce sąd w Nowym Sączu – tacy ludzie, jak KO „Lotnik”.

 

Sąd Apelacyjny jest „za”, a nawet „przeciw”

Sąd Apelacyjny w Krakowie, w składzie: Andrzej Ryński, Adam Liwacz i Andrzej Solarz wydał 17 czerwca 2010 roku orzeczenie (sygnatura akt II A Ka 48/10), które co prawda utrzymało w mocy zaskarżone przez prokuratora IPN orzeczenie Sądu Okręgowego w Nowym Sączu, ale zakwestionowało słuszność szeregu argumentów sądu nowosądeckiego.

Sąd Apelacyjny stwierdził jednoznacznie, iż Sąd Okręgowy w Nowym Sączu „błędnie interpretował definicję współpracy w kontekście preambuły do ustawy lustracyjnej. (…) na podstawie treści preambuły nie można interpretować definicji współpracy… szczególnie jak to czyni Sąd I instancji, który w ten sposób zmienił jej znaczenie normatywne, zawężając pojęcie współpracy”.  Wszelkie donosy do SB są naganne, a nie jakaś ich wybrana grupa, jak utrzymywał sąd w Nowym Sączu. Nie miał racji sąd w Nowym Sączu, który za współpracę z SB uznać chciał tylko powtarzalne działania. Także jeden donos czyni z donosiciela współpracownika SB. Nie ma też znaczenie czy i kiedy SB zarejestrowała kogoś  jako TW czy KO. Sąd Najwyższy w swym wyroku z 5.10.2000 roku w sprawie (II KKN 271 / 2000 stanął na stanowisku, że „o tym, czy dana osoba była tajnym współpracownikiem nie decyduje ani fakt, ani forma zarejestrowania jej w ewidencji organu bezpieczeństwa państwa, lecz treść udzielonych tym organom informacji…” Nie ma znaczenia – wbrew temu co twierdził sąd pierwszej instancji – czy informacje zostały przekazane SB przed czy po sporządzeniu zobowiązania do współpracy.

Sąd Apelacyjny w Krakowie napisał: „Analizując zachowanie Krzysztofa Holendra w kontekście definicji współpracy zawartej w uzasadnieniu  przywołanego wyżej wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 11 maja 2007 roku, nie ulega wątpliwości, że Krzysztof Holender kontaktował się z funkcjonariuszami organów bezpieczeństwa państwa i przekazał im informacje, dotyczące jego pracy w strukturach NSZZ ‘Solidarność’…  Jego współpraca z SB miała charakter świadomy i tajny, o czym wskazuje treść sporządzonego przez niego zobowiązania do współpracy, w którym dla zachowania wymogów tajności przyjął pseudonim ‘Lotnik’. Nie ulega wątpliwości, że lustrowany był zorientowany, że kontaktuje się z funkcjonariuszami organu bezpieczeństwa państwa, którzy nawet próbowali go zadaniować. (…) nadto współpraca ta wiązała się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez funkcjonariuszy SB… Zatem należy uznać, że w omawianej sprawie zostały spełnione pierwsze cztery przesłanki współpracy, wskazane przez Trybunał Konstytucyjny. Natomiast nie można zgodzić się ze skarżącym (prokuratorem IPN, przyp. autora), że zrealizowana została także piąta przesłanka tzw. materializacji…  istnieje nie dająca się usunąć wątpliwość w rozumieniu art. 5 paragraf 2 k.pk. , czy przekazane przez Krzysztofa Holendra informacje realizowały zadania Służby Bezpieczeństwa”.

Nawet dla laika jest oczywistym po zapoznaniu się z teczka KO „Lotnik”, iż Holender „świadomie podejmował konkretne działania w celu urzeczywistnienia podjętej współpracy”, np. po wyjściu z ośrodka dla internowanych spotykał się z działaczami „Solidarności”, a następnie raportował SB, jakie są nastroje i sam proponował podjęcie stosownych  kroków w celu zneutralizowania politycznego kolegów ze związku. Jest rzeczą oczywistą, iż pozyskiwanie tego typu informacji musiało realizować zadania Służby Bezpieczeństwa, np. uzyskanie informacji pozwalających na ocenę nastrojów i planów „Solidarności”

 

Czy można było być współpracownikiem SB w 80 procentach?

Znany jest przypadek wójta z Małopolski, który w swym oświadczeniu lustracyjnym napisał, że współpracował z organami bezpieczeństwa. Sąd lustracyjny doszedł jednak do wniosku, że nie współpracował i uznał go za kłamcę lustracyjnego. Jest to jeden z wielu przykładów absurdalnego charakteru procesów lustracyjnych .

Orzeczenie Sądu Apelacyjnego oznacza, iż współpraca Krzysztofa Holendra (dziś Hollendra) z SB spełniała tylko cztery z pięciu warunków definicji ustawowej „współpracy”, czyli można by rzec, że KO „Lotnik” był współpracownikiem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa tylko w 80 procentach (sic!).

Oczywiście osobną kwestią jest ocena moralna zachowania człowieka, który dziś wypina pierś do orderów i chce uchodzić w swoim prawicowym środowisku w Małopolsce za wzór cnót.

Jeszcze inną zaś – odpowiedź na pytanie, czy można wznowić postępowanie lustracyjne, jeśli prokurator zgromadziłby nowy, nie analizowany dotychczas materiał dowodowy (np. dotychczas niedostępne dokumenty z archiwum wyodrębnionego IPN czy też zeznania osób, na które donosił Holender, a które okazałyby się niewinne, a równocześnie poszkodowane wskutek tych donosów) lub – jeśli można by wykazać istotne naruszenia prawa w czasie  postępowania lustracyjnego przed sądem pierwszej lub drugiej instancji (np. nieuwzględnienie części zeznań b. esbeków) ?

 

Marek Ciesielczyk

Autor jest doktorem politologii Uniwersytetu w Monachium, pracował w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart Bonn, którego dyrektorem był jeden z najwybitniejszych sowietologów profesor Michael Voslensky, był także profesorem politologii w University of Illinois w Chicago, jest autorem pierwszej w języku polskim książki na temat KGB pt. „KGB – Z historii rosyjskiej i sowieckiej policji politycznej, Berlin Zachodni 1988/89,   i jedynej dotychczas książki na temat działań SB w środowisku polonijnym pt. „Polonijni agenci Służby  Bezpieczeństwa, Nowy Jork 2015.

Kontakt z autorem:   dr.ciesielczyk@gmail.com    tel.: +48 601 255 849

 

—————————–

P.S.

Jeśli uważasz, że opisana tutaj sprawa zasługuje na ponowne rozpatrzenie przez sąd w ramach postępowania lustracyjnego, wyślij poniższe pismo na adres mailowy ministra Ziobry kontakt@ms.gov.pl

Szanowny Pan

Zbigniew Ziobro

Minister Sprawiedliwości  i

Prokurator Generalny

kontakt@ms.gov.pl

 

Szanowny Panie Ministrze,

Zwracamy się do Pana jako Prokuratora Generalnego z wnioskiem o przeanalizowanie możliwości wznowienia postępowania lustracyjnego w sprawie Krzysztofa Hollendra, oskarżonego swego czasu o kłamstwo lustracyjne przez prokuratora IPN, prosząc o zapoznanie się ze sprawą, opisaną tutaj. + link do tego tekstu

 

……………………………………

Nazwa organizacji

Nazwisko osoby reprezentującej

Kontakt: ………………………….

 

0

Marek Ciesielczyk http://www.marekciesielczyk.com

dr politologii Uniwersytetu w Monachium, wykładowca sowietologii w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu (Małopolska), obecnie Redaktor naczelny pisma "Prawdę mówiąc" oraz portalu www.prawdemowiac.pl, więcej patrz: www.marekciesielczyk.com

181 publikacje
8 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758