Bez kategorii
Like

?Czy „cywilizacja śmierci” przeżyje?

08/12/2011
398 Wyświetlenia
0 Komentarze
15 minut czytania
no-cover

Oczekując na wyniki szczytu europejskiego zadajmy sobie fundamentalne pytania: Czy suma sprzecznych egoizmów tworzy wartość dodaną? Czy budowla bez fundamentu moralnego się nie zawali? I czy Polska bez dzieci przetrwa? Godzina Łaski już o 12.oo

0


 „Dla Polski, która oszczędza na dzieciach, już za trzy lata nadejdą ciężkie dni. Zapaść demograficzna odstraszy inwestorów, a w przyszłości doprowadzi do załamania się systemu emerytalnego

Propozycję obłożenia polskich dzieci podatkiem od luksusu zdążyły już pochwalić niektóre media. Pod hasłem walki z kryzysem w ciemno poparły one likwidację ulg podatkowych na pierwsze i drugie dziecko w rodzinie, możliwości wspólnego rozliczania się małżonków oraz becikowego. Oznacza to dodatkowe opodatkowanie tych, którzy założyli rodziny, urodzili dzieci i łożą na ich utrzymanie często przez 25 lat. W przyszłości z kolei dzieci te będą płaciły podatki/składki nie tylko na utrzymanie swoich rodziców, ale i tych, którzy nie podjęli trudu posiadania potomstwa. W prasie pojawiły się cyniczne komentarze, że propozycja opodatkowania polskich rodzin jest "spóźnioną reformą", gdyż z uwagi na to, że ulgi te nie stanowią wysokich kwot, nie wpływają na fakt posiadania większej liczby potomstwa: "Czy dodatkowe 1000 zł rocznie może zmienić decyzję kogokolwiek w sprawie posiadania dziecka?". Szokujące jest to, że przedstawiane rozwiązanie traktowane jest jako forma oszczędności budżetowych, podczas gdy nikt nie wpadł na pomysł, aby w ramach likwidacji ulg podatkowych powrócić do 40-procentowej stawki dla najbogatszych.
Groźba depopulacji
Takie pomieszanie pojęć spowodowało, że wielu odetchnęło z ulgą, gdy okazało się, iż premier Tusk nie popełnił "szaleństwa", domagając się zniesienia ulg podatkowych na dzieci, a nie ich podwyższenia, traktując w ten sposób dzieci jako "produkt" luksusowy (niedługo jedynie bogaci będą mogli wychowywać dzieci). Niestety, tego rodzaju działania można porównać do podcinania gałęzi, na której się siedzi.
Napędzają one proces depopulacji Polski, który oznacza zgodę na starzenie się społeczeństwa i utratę zabezpieczenia na starość, w połączeniu z ograniczeniem dostępu do służby medycznej. Niemcy zaniepokojeni kryzysem demograficznym łożą miliardy na rodziny, a niemiecki budżet na 2012 r., w przeciwieństwie do polskiego, przewiduje nowe wydatki prorodzinne w wysokości 100 euro miesięcznie na dziecko. Jak podaje "The Wall Street Journal" w artykule Williama Bostona, Andreasa Kissle´a i Matthiasa Riekera "Germany Resists Austerity in Budget", Niemcy wprowadzili bardzo silne zachęty prorodzinne w postaci sfinansowania opiekunki do dziecka w wysokości 100 euro miesięcznie, a jak podała "Gazeta Prawna", "w Europie niektórym krajom udało się przełamać fatalną prawidłowość, zgodnie z którą bogacące się państwa szykują sobie demograficzną zagładę. To przede wszystkim Francja, ale także Wielka Brytania, Holandia, Irlandia i kraje skandynawskie". W Niemczech poczucie zagrożenia jest powszechne, gdyż nawet minister spraw wewnętrznych na początku miesiąca ostrzegł, "że jeśli Niemcy nie przyłożą się do prokreacji, dług Republiki Federalnej urośnie do 200 proc. PKB".
Zracjonalizować system kapitałowy
Dlatego słuchając exposé premiera, miałem mieszane uczucia, bo wprawdzie nareszcie dostrzegł on konsekwencje starzenia się społeczeństwa, narastania zobowiązań emerytalnych i – choć w wystąpieniu nie było o tym mowy – zobowiązań zdrowotnych, to pozostał niedosyt, jeśli chodzi o zaproponowaną receptę i rekomendacje systemowe polegające jedynie na podwyższeniu wieku emerytalnego. Tymczasem jest inne wyjście, polegające na zracjonalizowaniu systemu kapitałowego, w którym każdy gromadzi składki na swoim koncie, a przechodząc na emeryturę, decyduje o wysokości swoich świadczeń. Jeśli pracuje dłużej, dostaje wyższe sumy, ale – podkreślam – wybór należy do niego. Wymuszanie późniejszej emerytury mija się z celem. Motywacja, by dłużej pracować, jest już wystarczająca. To oczywiste – jeśli się dłużej pracuje i gromadzi więcej pieniędzy na koncie, a oczekiwana długość życia od momentu przejścia na emeryturę zmniejsza się, a więc powiększamy licznik (zgromadzona suma), a zmniejszamy mianownik (okres wypłacanych świadczeń). Przymus może też rodzić obawy, że to, co zapisujemy na kontach w ZUS, to jakiś byt wirtualny – i może najlepiej uciec z systemu? A to, co sami zaoszczędzimy, będziemy mieli w garści. W mniej klarownej sytuacji zamiast stabilizacji będziemy mieli destabilizację systemu.
Zresztą pomieszanie z poplątaniem wystąpiło również w kwestii składki rentowej. Skoro fundusz rentowy ma deficyt, to oczekiwałbym wyliczeń, że należy składkę powiększyć ni mniej, ni więcej tylko właśnie o te zaproponowane 2 punkty procentowe, pamiętając o tym, że składka rentowa jedynie uzupełnia wartość środków zgromadzonych na koncie emerytalnym. Dlatego nie do końca jestem przekonany, że zaproponowany wzrost nie jest ukrytym podatkiem powiększającym koszty pracy.
Podobne uwagi mam do wystąpień opozycji. O ile istotne jest, że przypomniała o wielu innych ważnych problemach nieujętych w exposé, o tyle dużym minusem było niezajęcie się kluczową sprawą w kwestii stabilności finansów publicznych w okresie dłuższym: polityką prorodzinną. Zwłaszcza że na tle exposé, w którym najczęściej powtarzającym się słowem była "emerytura", można było te kluczowe zależności nagłośnić. Zwłaszcza gdy okazało się, że PSL walczy o KRUS i rolników w wieku emerytalnym, a nie robi nic dla polepszenia warunków życia dzieci rolników.
Późniejsza emerytura to za mało
Rok temu na kongresie w Katowicach zadeklarowałem, że przestaję być eurosceptykiem, bo zagrożenia, o których przed laty mówiłem, obecnie się spełniają i zaczynam być demografosceptykiem. Premier dotknął tego problemu: setki tysięcy ludzi przestanie pracować, a zacznie pobierać emeryturę. Zmiana proporcji, relacji pracownicy – świadczeniobiorcy spowoduje w przyszłości gigantyczne problemy, także dla finansów publicznych. I nie chodzi tylko o wypłacanie olbrzymich zobowiązań emerytalnych. Przechodzący na emeryturę powojenny wyż demograficzny będzie też chorował. Zapotrzebowanie na świadczenia medyczne wzrośnie aż czterokrotnie – i to też oznacza potężny wzrost zobowiązań państwa. Niestety, żadna siła polityczna merytorycznie na te stwierdzenia nie zareagowała. Wydłużenie wieku emerytalnego nie jest właściwym rozwiązaniem tych problemów, gdyż globalne firmy, które znajdują siłę roboczą w Chinach i Indiach, nie wyłożą kapitału na budowę stanowisk pracy dla 60-latków, w sytuacji gdy obecnie nie chcą w Polsce zatrudniać 50-latków, a nawet młodych ludzi. Oczekiwałem od premiera propozycji dotyczących polityki prorodzinnej. Miałem nadzieję, że Donald Tusk powie: "Czeka nas olbrzymi wysiłek jako konsekwencja dwudziestoletnich zaniedbań, ale przeznaczymy co najmniej 500 zł ulgi podatkowej na dziecko miesięcznie (niezależnie od tego, czy rodzice płacą PIT, czy też nie), ułatwimy zakup mieszkania rodzinom wielodzietnym. Musimy te działania wprowadzić w ciągu nadchodzących trzech lat, gdyż po tym okresie pokolenie wyżu solidarnościowego się zestarzeje i nie będzie mogło mieć dzieci. A będzie to oznaczało zawitanie do Polski kryzysu na stałe". Niestety, oczekiwałem tego rodzaju deklaracji na próżno.
Konieczna inwestycja w rodzinę
Rezygnacja z wprowadzenia programu gospodarczego z 2005 r. powoduje, że tym bardziej musimy przekonać obecne władze do wprowadzenia wysokich, a nie symbolicznych ulg podatkowych. Polityka prorodzinna to konieczna inwestycja. Powinniśmy publicznie działać jak dobrze zarządzane przedsiębiorstwo: jeśli inwestycja daje szanse na zysk (pozytywne NPV), wykładamy na nią pieniądze. Do tego potrzebny jest jednak budżet zadaniowy – z modułem wyliczającym, o ile dane zadanie poszerzy w przyszłości bazę podatkową.
Gdyby tego typu działania wprowadzono, pozyskanie pieniędzy z rynków kapitałowych w okresie kryzysu nie stanowiłoby problemu, gdyż inwestorzy, chcąc zarobić, pożyczą pieniądze takiemu krajowi, w którym w przyszłości ktoś będzie im je w stanie zwrócić. "Financial Times" opisuje brak perspektyw gospodarczych krajów, które dopuszczają do zapaści demograficznej. W artykule "Some uncomfortable truths" podkreśla: "Wiele osób czeka, aby nasze elity polityczne znalazły magiczny eliksir, który może ponownie wywołać wzrost do poziomu z ostatnich dziesięcioleci. Czekają na próżno". Ze względów demograficznych bowiem przedsiębiorcom nie opłaca się inwestować w krajach, w których panuje zapaść demograficzna, co rysuje przed nami ponurą perspektywę. Aby opłacało się inwestować, konieczna jest perspektywa zysku, a do tego konieczny jest prężny rynek i wzrost gospodarczy. PKB jest z kolei wypracowywany przez ludzi. O ile w przeszłości liczba pracowników dynamicznie wzrastała, o tyle teraz nie tylko proces ten uległ spowolnieniu, ale liczba pracowników ulega zmniejszeniu. W tej samej skali należy oczekiwać wyhamowania wzrostu PKB, ale i rynku na produkty i w konsekwencji zyskowności sprzedaży. Wzrost PKB jest generowany przez młodą generację 20- i 30-latków. Kiedy w populacji następuje przesunięcie w kierunku 50-latków i starszych, PKB spowalnia. Według Roba Arnotta, wkład młodej generacji jest największy, gdyż młodzi są "silnikami wzrostu", 50- i 60-latkowie, pracując, starają się utrzymać poziom PKB na stałym poziomie, a nie go powiększać, podczas gdy 60- i 70-latkowie są tymi, którzy PKB konsumują.
Konkludując, dla Polski, która oszczędza na dzieciach, już za trzy lata nadejdą ciężkie dni, gdyż jak podkreśla Arnott, "polityka nie znajdzie recepty pozwalającej dostarczać ożywiającej energii i przedsiębiorczości, które mogą przywrócić poprzednie chwalebne wzrosty PKB".
Wydaje się, że prawda ta do naszych polityków nie dociera, a jak dotrze i stanie się tematem numer jeden dla wszystkich mediów, będzie już za późno, gdyż ludzi młodych, zdolnych do urodzenia i wychowania dzieci już nie będzie – nadejdzie więc czas pokuty, a jej zwiastuny były już obecne w exposé premiera Tuska.
Autor jest absolwentem IESE, byłym prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów i zastępcą szefa Kancelarii Sejmu, autorem programu gospodarczego PiS z 2005 roku.”
Za Cezary Mech „Premiera balansowanie na linie”
 
0

Cezary Mech

http://www.stefczyk.info/blogi/przez-pryzmat-ekonomii

371 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758