Bez kategorii
Like

Czy byle banda facetów ubrana na zielono to wojsko?

31/01/2011
354 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

 Jak pisałem poprzednio, uważam wojnę partyzancką za bezsensowną, jeżeli jest ona pierwszą i w zasadzie jedyną opcją obronną kraju. Oczywiście moje poprzedniedywagacje zakładają nauczanie taktyk partyzanckich, lecz jest to pewnym rodzajem przygotowania na bardzo niekorzystny obrót spraw, który z racji naszej sytuacji geopolitycznej jest niestety możliwy. Jednak wyobrażenie, że partyzanci obronią kraj przed wrogiem i wygonią go z kraju, lub że wróg oddali się od zamiarów inwazji pod groźbą partyzantki jest skrajnym przykładem zaklinania rzeczywistości. Partyzantka nie powstrzymałaod inwazji ani Rosjan, ani Amerykanów ani Niemców ani Żydów, i to w warunkach idealnych do prowadzenia działań partyzanckich. A w kraju idealnie dostosowanym do wojny pancernej? Ech! Szkoda mówić. W pierwszym tekście szerzej opisałem sensowność wojny partyzanckiej jako podstawowej strategii obronnej, więc tutaj opiszę ją tylko skrótowo. Wojna partyzancka, taka prowadzona […]

0


 Jak pisałem poprzednio, uważam wojnę partyzancką za bezsensowną, jeżeli jest ona pierwszą i w zasadzie jedyną opcją obronną kraju. Oczywiście moje poprzedniedywagacje zakładają nauczanie taktyk partyzanckich, lecz jest to pewnym rodzajem przygotowania na bardzo niekorzystny obrót spraw, który z racji naszej sytuacji geopolitycznej jest niestety możliwy.

Jednak wyobrażenie, że partyzanci obronią kraj przed wrogiem i wygonią go z kraju, lub że wróg oddali się od zamiarów inwazji pod groźbą partyzantki jest skrajnym przykładem zaklinania rzeczywistości. Partyzantka nie powstrzymałaod inwazji ani Rosjan, ani Amerykanów ani Niemców ani Żydów, i to w warunkach idealnych do prowadzenia działań partyzanckich.

A w kraju idealnie dostosowanym do wojny pancernej? Ech! Szkoda mówić. W pierwszym tekście szerzej opisałem sensowność wojny partyzanckiej jako podstawowej strategii obronnej, więc tutaj opiszę ją tylko skrótowo.

Wojna partyzancka, taka prowadzona skutecznie zaznaczam, to krzyk rozpaczy i związanie sił wroga (kosztem wyniszczenia kraju i narodu) w oczekiwaniu na polityczne rozwiązanie sytuacji z zewnątrz lub odsiecz. NIE MOŻNA NA TO LICZYĆ JAKO NA SKUTECZNĄ STRATEGIĘ OBRONNĄ, a tym bardziej najważniejszą lub nawet jedyną.

Co w zamian?

Jeżeli nie partyzantka, to co? Wymienione w poprzednim tekście działania przygotowawcze mają na celu wyprodukowanie ludzi, których będzie można sprawnie i skutecznie wcielić w struktury zorganizowanego wojska. Owe działania mają na celu stworzenie puli rezerw ludzi umiejących być żołnierzami, a w każdym razie takich, których w żołnierzy można przekształcić szybko i w miarę bezboleśnie. Smutną prawdą jest to, że z ekskrementu bicza ukręcić się nie da, i współczesny leming nie nadaje się na materiał do wojska (łącznie z autorem, który się kaja i obiecuje się poprawić). Żaden poziom lewackiego czy kolibrystycznego zaklinania tego nie zmieni. Dopiero wtedy możemy mówić o profesjonalizacji armii, kiedy zaistnieje odpowiednia podaż materiału na jej utworzenie. Inaczej mamy wielką śmierdzącą klichę.

Demografia über alles!

Opieram się o dane demograficzne z 2005 r., ale zasadniczo się od dnia dzisiejszego nie różnią. W 2005 roku było oficjalnie w Polsce 38 161 300 ludzi, przy poziomie narodzeń 10.78 na 1000 mieszkańców, co daje trochę ponad 411K narodzin, z czego 218 000 z drobnym hakiem to chłopcy (1.06 narodzin chłopców na każde narodziny dziewczynki). W obecnej chwili ta sytuacja wygląda marginalnie lepiej. W tym samym 2005 roku, mężczyźni od 15 do 64 roku życia stanowili 13.5 milionów ludzi, czyli zakładam około 10 milionów w przedziale 18-50.

Załóżmy, więc, że ową pule stworzyliśmy. Po 4 latach rok-rocznego PO (co za niefortunny zbieg słów, ach!) powinniśmy posiadać około 800 tysięcy przeszkolonych chłopaków w wieku 18-19 lat. No i z roku na rok przybywać ich powinno po około 200 tysięcy. Jest zatem z czego przebierać. I zawsze było, tylko selekcjonerzy i trenerzy nie tacy…

Wojsko zawodowe, czy wojsko po zawodówce?

Ile? To odwieczne pytanie, ale im więcej, tym lepiej. Providence is always on the side of the big batallions,  stwierdził R. Walling. Oczywiście w dodatku do ilości liczy się jakość, ale liczby są ważne. Czytałem kiedyś (nie pomnę gdzie, i kogo autor cytował), że liczba zawodowych żołnierzy, którą przeciętne zachodnie państwo jest w stanie utrzymać w czasie pokoju bez ujemnego wpływu na rozwój ekonomiczny to 1% społeczeństwa. Liczba ta jest oczywiście mocno umowna (gęstość zaludnienia, poziom uzbrojenia i technicyzacji kraju, itp.) ale w przypadku przeciętnego państwa zachodniego ponoć daje skuteczne możliwości obronne, przy stosunkowo niedużych nakładach.

Jako państwo doskonale zorganizowane militarnie chciałbym podać przykład Izraela. Poniekąd jego pozycjonowanie geopolityczne jest analogiczne do Polski:

  1. 1) Jest państwem małym, otoczonym przez większych sąsiadów.
  2. 2) Jego sąsiedzi mają poważne zastrzeżenia co do jego egzystencji.
  3. 3) Nie posiada ono naturalnych barier do działań wojskowych.
  4. 4) Pomijając moralność ich działań (w końcu mówimy o polityce!), Izrael musi cały czas się bronić i być gotowym do prowadzenia skutecznych działań militarnych

Trochę faktów o Izraelskim wojsku (idę za kłamopedią, tak więc liczby mogą być zaniżone ponieważ naród Merkuriański wielce miłuje pokój i nigdy, przenigdy by nie zachowywał się agresywnie w stosunku do nikogo):

Populacja Izraela to ździebko ponad 7 milionów. IDF (hłe, hłe!) liczy sobie około 176 000 (rok 2000, teraz pewnie ponad 200K) czynnych, jak i w każdej chwili 2.5 miliona przeszkolonych ludzi gotowych do podjęcia czynnej służby. W Izraelu mężczyźni i kobiety odbębniają odpowiednio po 3 i 2 lata wojska. Liczba rezerw, tj. tych, którzy są w stanie być powołani w przeciągu 24 godzin to 445 000 (też z roku 2000). 176K z 7 milionów to 2.3%, 445K z 7 milionów to 6.3%, a 2.5 milionów to 35.7%.

Izrael, oprócz współczesnej armii, sił powietrznych, marynarki wojennej i sił specjalnych (których u nich od groma) również posiada wojska strategiczne, tzn. broń nuklearną. Nikt nie wie ile (poza nimi samymi), ale prawdopodobnie około 500 głowic na lądowych wyrzutniach w pustyni Negev, i prawdopodobnie na łodziach podwodnych. Izraelskie pociski ponoć posiadają zasięg 11500km, czyli definiując apeks półkuli w Jerozolimie, są w stanie dosięgnąć pół globu, w tym wszystkie liczące się stolice, łącznie z ich najukochańszym Washington DC (jakby Wujek Sam zaczął fikać).

Oczywiście Izrael jest suto sponsorowany przez Wujaszka Sama, i żaden inny kraj prawdopodobnie nie mógłby sobie pozwolić na utrzymanie proporcjonalnie tak licznej armii na swoim terytorium z własnych środków (oprócz oczywiście USA, które są wystarczająco bogate, i azjatyckich demoludów, gdzie poziom życia ma marginalnie mniejsze znaczenie od wczorajszego stolca). Inna sprawa, że istotną polską przewagą nad Izraelem jest to, że nie musimy zwalczać arabskich terrorystów, ani pacyfikować autonomii palestyńskiej okupującej pokaźny kawałek naszego terytorium. Tym samym, wydaje mi się, że w/w 1 procent jest w naszym zasięgu, i wystarczyłby do zapewnienia bezpieczeństwa. Chciałbym, żeby ktoś znający się szczegółowo na obronności, skrytykował powyższe założenia, jeżeli są błędne.

Idąc dalej tym wyliczeniem, Polska powinna posiadać czynną służbę składającą się z około 400 tysięcy oficerów i żołnierzy wszystkich służb. Zaznaczam, że klichowe 100K ludzi pod bronią to kpina z obronności. 120 tysięcy to limit jaki został narzucony na Niemcy traktatem wersalskim przez państwa wcale do nich przyjaźnie nie nastawione, a trzeba pamiętać, że 90 lat temu obowiązująca sztuka wojenna wymagała o wiele bardziej liczebnych sił. W 40-milionowym narodzie owe 120 tysięcy to ledwie wystarczająco by spacyfikować wewnątrznarodowe ruchawki i niezbyt rozgarnięte ruchy secesyjne. Ot tak, gdyby Quebec ogłosiło niepodległość, to 100K kanadyjskich szwejów wystarczyłoby by żabojadom to wybić z głowy… wystarczyłoby, gdyby nie fakt, że kanadyjska, jakże zawodowa, armia liczy 72 000 czynnych i ok. 40 000 rezerwistów, z czego około 30 000 zawodowych pochodzi z Quebec. Niezależnie od tego, taka liczba ludzi nie stanowi potencjału obronnego, co najwyżej policyjny.

Oczywiście na początku byłoby ich znacznie mniej, ale zakładając utrzymanie się ludności kraju na poziomie 38-40 milionów ludzi, docelowo tych na raz około 10 milionów facetów w wieku 18-50 lat wyszkolonych w obronności stanowiłoby olbrzymią rezerwę i siłę bojową, która z racji swego przeszkolenia (i rozbudowanych struktur pomocniczych) byłaby skutecznym deterentem przed inwazją terytorium Najświętszej. O strukturach Deo volente w przyszłości.

0

Mustrum

Nie jestem rasista, wszystkich nienawidze po równo... ale lewactwo równiej.

27 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758