Bez kategorii
Like

Czas Karłów odc. 29 – tajemnice „skuteczności” prokuratorów min. Ziobry, metody ABW …

28/02/2012
480 Wyświetlenia
0 Komentarze
29 minut czytania
no-cover

… haki, intrygi i prowokacje. Prywatyzacje bez przetargu i kupno za bezcen lub najlepiej za długi. Więc skoro nie mogli wygrać z Dochnalem, to trzeba było go zamknąć. Zniszczyć lub przynajmniej tego spróbować. Brutalnie proste. Obrzydliwie jasne.

0


Napisałem, że wrzucono „granat do sieci”. Pora na wyjaśnienie – tym granatem wrzuconym w sieć inwigilacji wokół Dochnala i jego firm był poseł SLD Andrzej Pęczak. Pasujący do nazwy tej przynęty na ryby i rolę taką, pewnie nieświadomie, odgrywający. Pomysłodawcą zaś scenariusza, przynajmniej według niektórych mediów, był były zastępca szefa UOP w Łodzi ppłk.Pruszyński.  Zresztą kolega Pęczaka. Zlecenie na Marka poszło.

Pęczak nakłaniany przez ppłk. Pruszyńskiego, zgłasza fakt użytkowania „Mercedesa” z firmy „Larchmont Capital” do rejestru w Sejmie RP. Na tej podstawie rusza „zaprzyjaźniona” ABW, a prokuratura wydaje nakaz aresztowania Maćka i Marka. Muszą jednak chwilę poczekać, gdyż Marka nie było od 1,5 roku w kraju. Ma właśnie przyjechać we wrześniu…

Rozlega się ostatni dzwonek dla zleceniodawców. Marek przyjeżdża do Polski, aby upublicznić swój nowy projekt dotyczący współpracy Polski z Kazachstanem. A konkretnie z największą ich państwową firmą „KazMunayGas”, odpowiednikiem rosyjskiego „Gazpromu” i „Łukoil-u” razem wziętych. Firmą zajmującą się zarówno wydobyciem jak i dystrybucją gazu ziemnego i ropy naftowej z bogatych kazachskich złóż.
 
Projekt ten obejmował dywersyfikację dostaw ropy naftowej do Polski, w tym ukończenie administracyjnie blokowanego od 10 lat przez naszych rodzimych karłów z rządu i pałacu prezydenckiego, rurociągu Odessa-Brody. Zakłada on również wejście inwestycyjne Kazachów w gdański „Lotos”. A także dywersyfikację dostaw gazu ziemnego z wykorzystaniem infrastruktury Portu Północnego. Oznaczałoby to w praktyce zlikwidowanie rosyjskiego monopolu dostaw gazu ziemnego czyli straszaka, a właściwie politycznego pistoletu gazowego. A także przerwanie blisko 15 letniej „tradycji” dostaw większości (60-90 procent) ropy naftowej do Polski przez pewną cypryjską spółkę. W ramach projektu ukończony zostałby rurociąg Odessa-Brody i wypełniony kazachską ropą o docelowej wydajności do 60 mln/ton/rocznie.
 
Oprócz przełamania monopolu ropy rosyjskiej oznaczałoby to również, że Polska mogłaby zaopatrywać się w ilości potrzebnej na przykład 8-12 mln ton rocznie. Pobierałaby również opłaty tranzytowe – minimum 1 mld $ rocznie – za transport (oczywiście po terytorium polskim) do portów lub rurociągów zachodnich. Czyli prawie tyle, aby „zakupić” 4-5 mln ton rocznie na własne potrzeby (około 35 procent naszego ogólnego zapotrzebowania). Taki był sens projektu Marka Dochnala i Kazachów.
 
Projektu oznaczającego rzeczywistą dywersyfikację dostaw ropy i gazu do Polski. To musiało niepokoić dotychczasowych dostawców i ich lokalnych, polskich „pomocników”. Gra szła o miliardy dolarów w perspektywie paru lat. Co szczególnie ważne – ten kompleksowy projekt był już bardzo zaawansowany logistycznie i organizacyjnie. Miało to być po raz pierwszy ogłoszone publicznie właśnie w dniu aresztowania Marka Dochnala na lotnisku w Balicach. Miał być ogłoszony trzy godziny po przylocie samolotu, na wspólnej konferencji prasowej Marka z pierwszym wiceprezesem kazachskiej firmy. Nawiasem mówiąc, prywatnie szwagrem prezydenta Kazachstanu. Salę nawet już na tę konferencję zarezerwowano …
 
Jak za wszelką cenę zatem należało ten projekt zablokować? Odpowiedź była prosta – trzeba skompromitować i wyeliminować Dochnala na trwałe. Natychmiast! Tak postanowili. Bowiem (wyłącznie!) po jego eliminacji projekt sam upadnie, ponieważ wtedy nikt już nie będzie zainteresowany (a wręcz przeciwnie) w burzeniu dotychczasowego stanu. Od wielu, wielu lat przynoszącego stałe, ogromne zyski Rosjanom (poza czynnikiem „szantażu energetycznego”) i paru cwaniakom przyklejonym do nich w kraju i zagranicą.
 
Cwaniakom oraz karłom okopanym przy, i u polskiej władzy, służbach specjalnych lub będących na „etacie” Rosjan. Czy też po prostu w kieszeniach dotychczasowych dostawców ropy i gazu.
 
Powtórzę jeszcze raz, gdyż to jest kluczowe dla zrozumienia celu tej prowokacji – tylko Marek Dochnal mógł ten misterny układ przewrócić. Z prostej bardzo przyczyny. Nie był z nim związany…
 
Dzisiaj w drugiej połowie 2009 roku układ zresztą dalej trwa; nie ma jakiejkolwiek dywersyfikacji dostaw ropy naftowej i gazu ziemnego do Polski. A toczące się publicznie od pięciu lat opowieści polityków(wraz z opłaconymi „ściemniaczami”, zwanymi ekspertami) o alternatywnych dostawach czy próbach przełamania monopolu rosyjskiego mają takie znaczenie jak wczorajsza narada wojenna pacjentów w szpitalu psychiatrycznym w sali nr 6, gdzie zwołują nagminnie Napoleonów sztab…
 
I w takiej oto atmosferze ABW z godną podziwu i lepszej sprawy determinacją zrobiła międzynarodowy show na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Na podstawie tak śmiesznego i absurdalnego oskarżenia – w istocie: użyczenie przez jedną z firm Marka (na umowę) samochodu wraz z kierowcą Pęczakowi.  Funkcjonariusze zrobili to szybko „na kolanie”, już po kilku dniach od oficjalnego zgłoszenia przez Pęczaka tego faktu do oficjalnego rejestru korzyści w Kancelarii Sejmu. Prokuratura łódzka oczywiście stanęła na wysokości zadania i na wniosek ABW wydała nakaz aresztowania Marka i Maćka.
 
Oczywiście nikt nie zapytał publicznie Prokuratora Generalnego dlaczego nie aresztował Jana Kulczyka,który w 1999 roku na oczach całej Polski wręczał kluczyki od „zafundowanego” Mercedesa Marianowi Krzaklewskiemu,wtedy przewodniczącemu rządzącej AWS, szefowi NSZZ „S” i „super premierowi”? Czymże różniły się te dwa Mercedesy? Ten użyczony od firmy Dochnala, a ten darowany przez Kulczyka? Różnica była nadto widoczna: jeden (od Marka) pochodził od kogoś, kto przeszkadzał, a drugi (Kulczyka) był publicznym obłaskawieniem tego, który wiernie służył. Tylko taka była różnica. Aż taka. Wystarczająca, aby tego niewygodnego wyeliminować.
 
No więc – na lotnisku w krakowskich Balicach ląduje prywatny odrzutowiec z Dochnalem na pokładzie, a na płycie czeka dzielna i strzegąca interesu państwa przed jego wrogami Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Marek będąc na pokładzie samolotu wie, że dopóki nie zejdzie na płytę lotniska, znajduje się w strefie eksterytorialnej. Szybko orientuje się w sytuacji i próbuje wyjaśniać o co chodzi ABW. Rozmowy i negocjacje trwają godziny. Marek świadomy prowokacji nie opuszcza pokładu maszyny.
 
Tymczasem zagraniczny pilot dostaje oficjalną zgodę od obsługi lotniska na wylot z Balic. Samolot rusza i kieruje się w stronę pasa startowego, a funkcjonariusze ABW heroicznie i z narażeniem życia podjeżdżają samochodami pod kołujący samolot i tarasują drogę. Samolot, pomimo wszystkich zgód, nie jest w stanie wystartować. Takie poświęcenie, nagromadzenie sił i środków wskazuje wyraźnie z czym mamy tu do czynienia. Przecież nie o firanki tu chodzi… Dochnal, musi siedzieć, nie może odlecieć. Za wszelką cenę!
 
Czy naprawdę mogło chodzić o głupi, użyczony, obojętnie czy z firankami czy bez, samochód? Łatwo zauważyć, że nie. Zleceniodawcy aresztowania muszą być bardzo potężni skoro potrafią użyć w tak błahej sprawie aparatu całego państwa. Wydali polecenie, które bezwzględnie musiało być wykonane. I jest wykonane rękami ABW oraz prokuratury. Oto struktura władzy demokratycznego kraju, w którym na podstawie śmiechu wartego zarzutu można przesiedzieć cztery lata w więzieniu bez wyroku. Samo śledztwo w sprawie Dochnala trwa już może pięć lat.
 
Idzie o to, że ABW i prokuratura nie mają co napisać w akcie oskarżenia, aby skierować sprawę do Sądu. Oczywiście już w areszcie można w ramach „umilania” życia więzionemu przez cztery lata, próbować wrobić go na przykład w handel nielegalnym towarem. Każdy absurd możliwy – np. próba sprzedaży więziennemu „kalifaktorowi” 5 sztuk papierosów z marihuaną. Wszakże jasnym jest, że ten największy aferzysta w dziejach IV RP tak szczelnie pilnowany przez ABW, stał się w katowickim więzieniu „dilerem” ( w ramach walki z więzienną nudą, oczywiście), kartelu kolumbijskiego. I chciał handlować z „kalifaktorem”, który jakże by inaczej, oczywiście odmawia. I donosi gdzie trzeba. I zaraz wychodzi z więzienia, rok przed terminem… 5 papierosami.
 
Sytuacja absurdalna? Pozornie. Każdy absurd to element prowokacji. Żyjemy w czasach „cywilizacji obrazkowej” i dominacji „czwartej władzy”, gdzie odpowiednio dedykowany absurd, uwiarygodnia (choć brzmi to paradoksalnie) całą prowokację. Zaciera istotę zdarzenia, która brzmi banalnie: Dochnal był lepszy od „konkurencji”. A jeszcze bardziej rozwścieczył inspiratorów prowokacji bo ośmielił się żyć jak wolny człowiek w wolnym i demokratycznym wydawałoby się państwie? Że chciał zarobić, ale i dał zarobić Polsce? A nie jej nowym właścicielom? I z tego zrobili największa aferę w IV RP?
 
Zresztą powodów na urządzenie „polowania z nagonką” na Dochnala było dużo więcej, choćby przymiarki do prywatyzacji energetyki czy Jastrzębskiej Spółki Węglowej. W tych dwóch planowanych przedsięwzięciach Marek znów miał w rękawie najlepsze oferty ze strony potencjalnych inwestorów. Marek po prostu był lepszy. Inna klasa. Inne towarzystwo. Inne przyjaźnie. Na przykład żona prezydenta Kazachstanu wraz z córką przyjeżdżając do Londynu, mieszkała w prywatnej rezydencji małżeństwa Dochnal. A z żoną Marka Aleksandrą uwielbiała chodzić na zakupy.
 
Podczas gdy wrogowie Marka grali w innej, znacznie gorszej, lidze. W której nie chodziło o jakość oferty.
Tam liczą się haki, intrygi i prowokacje. Prywatyzacje bez przetargu i kupno za bezcen lub najlepiej za długi.
Więc skoro nie mogli wygrać z Dochnalem, to trzeba było go zamknąć. Zniszczyć lub przynajmniej tego spróbować. Brutalnie proste. Obrzydliwie jasne.
 
O aresztowaniu dwóch moim przyjaciół Popendy i Dochnala poinformowała mnie asystentka Maćka Agata. Poprosiła o pilny przyjazd do biura w Warszawie. Przebywałem wtedy wraz z córką w Egipcie, nad Morze Czerwonym około tysiąca kilometrów od Kairu. Wróciłem pierwszym samolotem i natychmiast spotkałem się z Małgosią, żoną Maćka. Dowiedziałem się o co chodzi i poprosiłem ją o zmianę wynajętego z Łodzi adwokata Marka Gumowskiego. Nie znałem go osobiście, ale wiedziałem, że wcześniej był dyrektorem Instytutu im. Lecha Wałęsy, a jakoś tak się często składało, że najbliższe otoczenie Wałęsy zazwyczaj miało w życiorysach problem ze służbami. I byłymi i obecnymi. A w tej sytuacji od politycznego adwokata należało uciekać. Gosia w pierwszym odruchu odwołała mecenasa Gumowskiego, lecz na skutek jego telefonicznej interwencji, podtrzymała mu jednak pełnomocnictwo.
 
Nie podobał mi się również silny wpływ, jaki wywierała Agata na Małgosię przez kilka miesięcy po aresztowaniu Maćka. Nabierałem dziwnych podejrzeń co do jej intencji pracy u Marka i Maćka. Szczególnie po rozmowie w „Hyacie”, gdzie jej zachowanie oraz przede wszystkim kierowane do mnie pytania nosiły wszelkie znamiona celowej prowokacji. Rozluźniona, trzeźwa, a ja nieco ogłuszony wypitym alkoholem… Mimo to, moja czujność nie ustała na szczęście. Na dodatek nazajutrz otrzymałem informacje przesądzające los naszej znajomości. Po kilku dniach umówiłem się z nią ponownie i wyjaśniłem jej, z jakich powodów kończę z nią znajomość. Szkoda, bo bardzo lubiłem i ceniłem tę kobietę.
 
Żona Marka przyjechała z Londynu miesiąc po aresztowaniu. Była w zaawansowanej ciąży i spodziewała się wkrótce narodzin dziecka. Spotkałem się z nią i zadeklarowałem, że w obronie jej męża i Maćka jestem oczywiście do dyspozycji. Dwa miesiące po aresztowaniach wraz z przyjaciółmi podpisaliśmy i dostarczyliśmy do Prokuratury „list otwarty” w obronie Maćka podpisany przez czternastu byłych posłów KPN. Udałem się także do Andrzeja Ostoi-Owsianego, bardzo zasłużonego działacza naszej partii i całego nurtu niepodległościowego, aby jako bardzo ceniony prawnik doradził nam, co robić w tej sprawie.
 
Byłem u niego z żoną Maćka, ale on niestety skupił się na dywagacjach wokół lustracji Leszka Moczulskiego. Przez dwa lata aż do pierwszego uwolnienia Maćka i trzy lata do uwolnienia Marka próbowaliśmy nagłośnić tę prowokację ABW wobec nich; nawet moi zaprzyjaźnieni eurodeputowani francuscy zwracali uwagę Parlamentu Europejskiego na łamanie praw wobec Dochnala i Popendy.
 
Eurodeputowany – Fernand Le Rachinel
 
W sprawie sprawozdania pana Coveney (A6-86/2005) – o prawach człowieka na świecie w roku 2004.
 
Przewodniczący, drodzy koledzy,
 
Każdego roku, sprawozdanie Parlamentu Europejskiego w sprawie praw człowieka pokazuje całemu światu, jak przestrzegano te prawa. Jednak nie ma mowy o sytuacji w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Pragnę zwrócić uwagę na przypadek – Marek Dochnal i Krzysztof Maciej Popenda, dwóch biznesmenów polskich, w aresztowanych od października 2004 roku. Zarzuty były wielokrotnie zmieniane, rozszerzane bez prawdziwej podstawy prawnej oraz są poddani procedurze postępowania, która pozwala na ich długotrwałe przetrzymywanie w areszcie „tymczasowym”.
Stanowi to naruszenie artykułu 6 § 2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka o domniemaniu niewinności. Ich pełną tożsamość i fotografie zostały opublikowane w konflikcie z polskim prawem, próbując w ten sposób wywrzeć presję na sędziów. Informacje na temat ich życia prywatnego i rodzinnego, nie związane z stroną prawną dochodzenia, zostały opublikowane również, co jest sprzeczne z artykułem 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Ci dwaj mężczyźni są ofiarami prześladowań politycznych. Być może to prześladowanie ma na celu obalić zeznania pana Dochnala przed Sejmową Komisją Śledczą, który szuka ewentualnych niejasnych powiązań niektórych polskich polityków i niektórych przedsiębiorstw naftowych.
 
Życzę i mam nadzieję, że ten Parlament będzie reagować na to nadużycie.
 
Poproszony o wyjaśnienia w tej sprawie przez Parlament Europejski polski wymiar sprawiedliwości odpowiadał z pół roku i głównie nie na temat…
 
Wszystkie te wysiłki były oczywiście uderzeniami głową w mur wobec determinacji ABW i prokuratury, aby więzić ich latami bez procesu i możliwości obrony. Od czasu do czasu z ABW wyciekały do mediów stenogramy podsłuchów dotyczące nawet spraw osobistych czy rodzinnych, jak na przykład, czy czteroletnia córeczka Maćka zjadła kolację.  Mniej więcej co pół roku ktoś regularnie dbał, aby sprawę ciągle podgrzewać. Długie ręce.
 
Czas płynął, a ja starałem się o uwolnienie przyjaciół, pomagałem też obu żonom celowo skłócanym przez usłużnych „przyjaciół” czy „przyjaciółki”. I oczywiście ciągle byłem obserwowany przez ABW. Po trzech latach aresztu wyszedł Maciek, po blisko czterech latach aresztu wypuścili Marka. ABW i prokuratura uczyniły z ich aresztowania największą aferę RP. Oprócz medialnie sensacyjnych a prawnie kompletnie niezbornych oskarżeń nic im nie wychodziło z prób udowodnienia winy. Po czterech latach prokuratura gorączkowo usiłowała jednak całą tę sprawę jakoś uzasadnić.
 
Wpadła na pomysł aresztowania księgowej firm Marka. Pomysł okrutny – kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży.Było to w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości i ministra Zbigniewa Ziobry. ABW aresztowała ją w grudniu 2006 roku tuż przed rozwiązaniem licząc zapewne, że wizja porodu w więzieniu i nachodzące święta Bożego Narodzenia zmuszą ją do zeznań, choćby fałszywych.  Urodziła córkę w więzieniu w Grudziądzu, minęły Święta, Sylwester i po miesiącu wypuścili ją…  Więc po co aresztowali i to akurat w takim momencie? Starsi wiekiem mówią, że podobno nawet gestapo nie więziło kobiet w tak zaawansowanej ciąży !
 
Po dwóch tygodniach wyszedł Maciek po blisko trzech latach aresztu, a wszystko to bez procesów i sądów. Jakoby w państwie prawa – wg rządów Prawa i Sprawiedliwości. Nadchodzi grudzień 2007 roku, Maciek jest rok na wolności, Marek jeszcze w więzieniu. ABW oraz prokuratura przy pomocy wspominanego wcześniej „kalifaktora” więziennego oskarżają Marka o próbę sprzedaży w areszcie 5 sztuk papierosów z marihuaną. Robią rewizję z psami w jego celi – nic nie znajdują, bo Marek nie zgadza się na opuszczenie celi podczas rewizji.
 
Przyszli zatem, aby podrzucić narkotyki, lecz postawa Marka uniemożliwiała im dokończenie prowokacji. Zdecydowali się na ten numer z „kalifaktorem”, bo Markowi kończył się termin kolejnego aresztu (w sumie już trzy i pół roku) i wiedzieli, że chyba będą trudności z kolejnym przedłużeniem w sądzie. Więc prowokacją narkotykową chcieli przedłużyć mu pobyt w więzieniu. Mieli w tej prowokacji jeszcze jeden ukryty cel. Dochnal po ukaraniu go z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii nie mógłby wjechać do wielu krajów, między innymi do USA, Kanady, Anglii. Tam bowiem przepisy uniemożliwiają przekroczenie granicy cudzoziemcowi karanemu za narkotyki. Jaka nienawiść i premedytacja. Dzisiaj sprawą zajmuje się opolska i tarnowska prokuratura, a podejrzanymi są funkcjonariusze ABW i prokuratorzy.
 
Tu przytoczę epilog tej „narkotykowej” i innych prowokacji aby pokazać dobitnie – jak w Polsce pracuje Prokuratura oraz służby specjalne – do czego są zdolne..
 
Scan przesłuchania fałszywego świadka podstawionego przez Prokuraturę – czarna rozpacz!
 
 
 
Warto podkreślić, że to pierwszy z brzegu przykład, taka niewinna próbka – prawa i sprawiedliwości wg min. Ziobry i jego "prokuratorów", i ich sukcesów oraz metod „śledczych”ABW !!!
 
Na przełomie stycznia i lutego 2008 roku Marek w końcu po trzech i pół roku aresztu tymczasowego(!) wychodzi. Pozostaje pytanie, cobędzie robił na wolności Dochnal? Czy te więzienne lata złamały go? Czyode chciało mu się wchodzić w paradę nowym właścicielom RP? Czy pojąłi zapamiętał na długo lekcję ABW i prokuratury?
 
Wkrótce spotykam się z Markiem i dostaję odpowiedź na moje pytania.Odbywamy cały szereg rozmów i jestem wręcz zaskoczony jegopostawą i kondycją, zarówno fizyczną jak i psychiczną. Marek przeszedłkilkuletnie piekło, ale ma dystans do tego, co się zdarzyło.
Zrujnowali go,pozbawili dobrego imienia, nie dając nawet możliwości obrony, a on bezzdenerwowania mówi o tym jak o psocie złośliwych urwisów na placuzabaw. Ma tylko jedno pytanie – kto za tym stoi? Kto wydał na niegozlecenie, kto zabiegał o to, a może ciągle zabiega, o to by go zniszczyćza wszelką cenę? Widzę, że domyśla się, ale chce uzyskać potwierdzenie.
 
Mówię mu, że próbowałem się już dowiedzieć i jestem blisko, choć z tych moich ustaleń i obserwacji wynika, że nie jest to jeden człowiek, lecz cała grupa. Wydaje mi się, mówię mu, że szukać należy w pierwszej piątce tygodnika „Wprost”. Tam tkwi klucz do mechanizmu sieci wzajemnych powiązań ludzi, dla których stał się osobą niepożądaną.
 
Osobą do eliminacji, może nawet fizycznej.Dlatego nalegam podczas naszej rozmowy, żeby uważał na siebie. Marek z kolei opowiada mi o podwójnej roli adwokatów w jego sprawie, o grabieży jego majątku …
 
– ciąg dalszy nastąpi –
 
 
 
KSIĄŻKA JEST DO KUPIENIA NA ALLEGRO:
 http://allegro.pl/czasy-karlow-tomasz-karwowski-i2202429632.html
 
 
0

Tomasz Karwowski

35 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758